wiadomosc CNN, a po kilku minutach wszystkie sieci nadawaly na zywo sprzed Bialego Domu, ktory na razie nie mial nic do powiedzenia spoleczenstwu. Zikman zapowiedzial, ze wyglosi oswiadczenie o siodmej. Stacje telewizyjne przekazywaly relacje spod Bialego Domu i Sadu Najwyzszego. Reporterzy czekali przed Budynkiem Hoovera, ktory chwilowo wygladal na uspiony. Na ekranach pojawialy sie wydrukowane w gazecie zdjecia. Velmano zniknal. Nikt nie wiedzial, gdzie jest Mattiece. CNN skierowalo kamery na dom Morgana w Alexandrii, ale tesc zamordowanego prawnika nie wpuszczal filmujacych nawet na trawnik. Reporter NBC ustawil sie przed budynkiem, w ktorym miescila sie kancelaria White’a i Blazevicha, ale nie mial nowych wiesci. Choc w artykule nie pojawialo sie nazwisko autorki raportu, nikt nie mial watpliwosci, ze jest nia niejaka Darby Shaw. Usilowano ustalic jej miejsce pobytu.

O siodmej w sali konferencyjnej stal milczacy tlum. Na czterech ekranach widac bylo Zikmana podchodzacego nerwowo do mownicy w centrum prasowym Bialego Domu. Rzecznik wygladal na zmeczonego i mial udreczona mine. Odczytal krotkie oswiadczenie, w ktorym Bialy Dom przyznawal, ze podczas kampanii prezydenckiej pan Victor Mattiece przekazal roznymi kanalami pewna sume pieniedzy na fundusz wyborczy zwycieskiej partii. Rzecznik zaprzeczyl jednak z cala stanowczoscia, jakoby pieniadze te pochodzily z dzialalnosci przestepczej. Prezydent spotkal pana Mattiece’a tylko raz, przed siedmiu laty, kiedy pelnil jeszcze funkcje wiceprezydenta. Od czasu wyborow nie slyszal o panu Mattiesie i z pewnoscia – pomimo jego wkladu w kampanie – nie uwazal go za przyjaciela. Fundusz wyborczy partii opiewal na sume przekraczajaca piecdziesiat milionow dolarow i prezydent nie mial nic wspolnego z obrotem i alokacja tych pieniedzy. Tymi sprawami zajmowal sie jego komitet wyborczy. Bialy Dom nie ingerowal w sledztwo prowadzone przeciwko Victorowi Mattiece’owi i wszelkie spekulacje na ten temat nalezy odrzucic jako nieprawdziwe. Z niepelnych raportow przekazanych Urzedowi Prezydenckiemu przez odpowiednie sluzby wynika, ze pan Mattiece nie mieszka obecnie w kraju. Prezydent zazada przeprowadzenia pelnego sledztwa w sprawie oskarzen wysunietych w artykule “Washington Post”. Jesli potwierdza sie zarzuty pod adresem pana Mattiece’a i okaze sie, ze byl on sila sprawcza tych ohydnych zbrodni, odpowiednie sluzby doloza wszelkich staran, by postawic go przed wymiarem sprawiedliwosci. Rzecznik nie mial nic wiecej do dodania. W najblizszym czasie zostanie zwolana konferencja prasowa. Zniknal z mownicy.

Udreczony rzecznik wypadl bardzo slabo, co wcale nie zmartwilo Graya, ktory poczul nagle, ze musi sie wyrwac z zatloczonej sali i zaczerpnac swiezego powietrza. W korytarzyku natknal sie na Smitha Keena.

– Chodzmy na sniadanie – zaproponowal.

– Dobrze.

– Jesli nie masz nic przeciwko temu, chcialbym wpasc do domu. Nie bylem tam od czterech dni.

Na Pietnastej zatrzymali taksowke. Przez otwarte okna auta wpadalo chlodne jesienne powietrze.

– Gdzie dziewczyna? – spytal Keen.

– Nie mam pojecia. Pozegnalismy sie w Atlancie przed dziewiecioma godzinami. Mowila, ze leci na Karaiby.

– Rozumiem, ze wkrotce bedzie ci potrzebny dlugi urlop – usmiechnal sie Keen.

– Skad wiesz?

– Czeka nas mnostwo roboty, Gray. Bomba wybuchla, niedlugo zaczna spadac na ziemie szczatki. Masz swoj wielki dzien, co nie znaczy, ze mozesz odpoczywac. Trzeba po sobie posprzatac.

– Wiem, co do mnie nalezy, Smith.

– Owszem, choc twoje oczy patrza tesknie na poludnie. Martwi mnie to.

– Jestes sekretarzem redakcji, i za to ci placa.

Zatrzymali sie na skrzyzowaniu z aleja Pennsylvania. Przed nimi stal majestatyczny Bialy Dom. Byl juz prawie listopad i wiatr zwiewal liscie z trawnika.

ROZDZIAL 45

Po osmiu dniach skora Darby nabrala brazowej barwy, a wlosy odzyskiwaly naturalny kolor. “Jeszcze cos z nich bedzie” – myslala, wedrujac calymi milami po plazy. Zywila sie wylacznie gotowanymi rybami i owocami poludniowymi. Przez kilka dni nie wychodzila z lozka, potem zmeczylo ja spanie.

Pierwsza noc spedzila w San Juan. Wlascicielka biura podrozy przechwalala sie, ze wie wszystko o Wyspach Dziewiczych. Wynajela jej maly pokoj w pensjonacie, w srodmiesciu Charlotte Amalie na wyspie St. Thomas. Darby – przynajmniej na poczatku – chciala, by otaczal ja tlum. Charlotte Amalie bylo idealnym miejscem. Pensjonat stal na wzgorzu, cztery przecznice od portu. Swoj malenki pokoik znalazla na trzecim pietrze. Popekanych szyb w oknach nie zaslanialy zaluzje ani okiennice. Rankiem budzilo ja slonce i swym zmyslowym dotykiem wzywalo do okna, skad roztaczal sie majestatyczny widok na port. Panorama az zapierala dech w piersi. W przystani na blyszczacych falach kolysaly sie jachty wycieczkowe. Staly jeden obok drugiego przy nabrzezu biegnacym az po horyzont. Blizej, niedaleko mola, cumowaly zaglowki, broniace wstepu na wyspe pekatym statkom turystycznym. Woda obmywajaca kadluby lodzi byla przejrzysta, jasnoniebieska i zupelnie spokojna. To samo morze otaczalo wyspe Hassel, lecz tam ton miala glebsza barwe, ktora na linii horyzontu przechodzila w ciemny blekit i fiolet. Miejsce, w ktorym niebo stykalo sie z morzem, wyznaczal idealnie rowny rzad cumulusow.

Zegarek schowala do torebki. Nie miala zamiaru go nosic przez najblizsze pol roku. Mimo to zdarzalo jej sie machinalnie spogladac na nadgarstek. Okna otwieraly sie z trudem, ulica na zewnatrz rozbrzmiewala gwarem. Do pokoju wpadalo powietrze gorace niczym w saunie.

Tego pierwszego ranka stala w oknie przez godzine. Obserwowala budzacy sie do zycia port. Nikomu nie bylo spieszno. Wieksze statki wyplywaly powoli na morze, z pokladow zaglowek dolatywaly ciche glosy. Ktos skakal do wody, zazywajac porannej kapieli.

Przyzwyczai sie do leniwego trybu zycia. W malenkim pokoju bylo bardzo czysto. Pensjonat nie zapewnial klimatyzacji, ale krecacy sie pod sufitem wentylator wystarczal Darby w zupelnosci. W lazience tylko sporadycznie brakowalo wody. Postanowila, ze zostanie tu przez pare dni, moze tydzien… Pensjonat byl jednym z wielu budynkow stojacych ciasno przy ulicy prowadzacej do portu. W tej chwili bezpieczniej czula sie w tlumie. Niedlugo pojdzie na spacer i zrobi niezbedne zakupy. Wyspa St. Thomas slynela ze swoich sklepow. Darby sprawi sobie wreszcie ubrania, ktore bedzie mogla zatrzymac.

W miescie byly lepsze hotele, ale zadowoli sie tym, w ktorym jest. Kiedy wyjezdzala z San Juan, przyrzekla sobie, ze nie bedzie spogladac przez ramie. W Miami kupila gazete, na lotnisku widziala na ekranach telewizorow goraczke ogarniajaca Waszyngton. Wiedziala, ze Mattiece zniknal; gdyby sledzono ja nadal, znaczyloby to, ze chce sie zemscic. I jesli znajda ja mimo tych wszystkich srodkow ostroznosci, to znaczy, ze maja ponadludzkie sily i nigdy ich nie zgubi.

Wierzyla, ze jest bezpieczna. Mimo to przez kilka dni trzymala sie blisko hotelu i nie zapuszczala w odlegle okolice. Centrum handlowe bylo niedaleko i tworzylo prawdziwy labirynt sklepikow handlujacych wszystkim co popadnie. Chodniki i aleje byly pelne jej rodakow ze statkow wycieczkowych. Wygladala jak jedna z nich, ubrana w szeroki slomkowy kapelusz i kolorowe szorty.

Po raz pierwszy od poltora roku kupila w ksiegarni powiesc. Pochlonela ja w ciagu dwoch dni, lezac na lozku, w chlodnym powiewie wentylatora. Przyrzekla sobie, ze przez najblizsze piecdziesiat lat nie wezmie do reki zadnej ksiazki prawniczej. Co godzina podchodzila do okna i spogladala na port. W pewnej chwili naliczyla az dwadziescia statkow wycieczkowych stojacych na redzie.

Odosobnienie spelnilo swoj cel. Spedzila wiele godzin z Thomasem, placzac i wspominajac. Obiecala sobie, ze to po raz ostatni. W tym malenkim zakatku Charlotte Amalie zostawi caly swoj bol, zal i poczucie winy. Wyjedzie stad, pamietajac o tym, co najlepsze, z sumieniem wolnym od wyrzutow. Zaloba nie okazala sie az taka trudna i trzeciego dnia dziewczyna przestala plakac. Tylko raz rzucila ksiazka o sciane.

Czwartego ranka spakowala swoje rzeczy i poplynela promem do zatoki Cruz na wyspie St. John. Podroz trwala zaledwie dwadziescia minut; potem ruszyla taksowka droga North Shore. Okna byly otwarte i wiatr targal jej wlosy. Taksowkarz sluchal rytmicznej muzyki, mieszaniny bluesa i reggae. Wystukiwal rytm na kierownicy i nucil pod nosem. Darby wtorowala mu stopa, zamykajac oczy przed wiatrem. Poczula sie jak w raju.

Zjechali z drogi przy zatoce Maho i ruszyli wolno ku morzu. Wybrala to miejsce sposrod setek wysp ze wzgledu na jego dzikosc. Nad zatoka stalo zaledwie kilka domow i letniskowych chat. Kierowca zatrzymal sie przy waskiej drozce, porosnietej z obu stron drzewami. Zaplacila za kurs.

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×