Jeffery Deaver

Kamienna malpa

Tlumaczenie: Andrzej Szulc

I Szmugler

Nazwa wei-chi sklada sie z dwoch chinskich wyrazow – wei,

ktory znaczy „okrazac”, oraz chi, ktory jest nazwa „pionka”. Poniewaz

gra symbolizuje walke o zycie, mozna ja nazwac gra wojenna.

Danielle Pecorini i Tong Shu. Gra wei-chi

ROZDZIAL PIERWSZY

Byli tymi, ktorych skreslono z ewidencji, tymi, ktorym nie dopisalo szczescie.

Dla szmuglerow, przerzucajacych ich na drugi koniec swiata niczym palety uszkodzonych towarow, byli ju-jia , prosiakami.

Dla agentow amerykanskiego urzedu imigracyjnego, INS, ktorzy zajmowali ich statki, aresztowali ich i deportowali, byli bezpanstwowcami.

Byli tymi, ktorzy karmili sie nadzieja. Ktorzy zamieniali ojczyzne, rodzine oraz tysiacletnie dziedzictwo na ryzykowna, wypelniona ciezka praca przyszlosc.

Ktorzy mieli niewielkie szanse, aby zakorzenic sie w miejscu, gdzie wolnosc, pieniadze i pomyslnosc byly, jak glosila plotka, tak samo pospolite jak slonce i deszcz.

Byli jego kruchym ladunkiem.

Stawiajac pewnie stopy na rozkolysanych stopniach, kapitan Sen Zi-juan zszedl z mostka do polozonej dwa poklady nizej ciemnej ladowni, aby przekazac im zla wiadomosc: ze trwajaca dlugie tygodnie podroz moze zakonczyc sie fiaskiem.

Byl sierpniowy wtorkowy ranek, tuz przed switem. Kapitan Sen, barczysty mezczyzna o ogolonej gladko glowie i sumiastym wasie, minal puste kontenery ustawione dla niepoznaki na pokladzie mierzacego siedemdziesiat dwa metry dlugosci frachtowca „Fuzhou Dragon”, po czym otworzyl ciezki stalowy wlaz do ladowni i spojrzal na dwa tuziny ludzi stloczonych w pozbawionej okien przestrzeni. Pod tanimi pryczami plywaly w plytkiej wodzie smieci i dziecinne plastikowe klocki.

Kapitan Sen zszedl po stromych metalowych schodkach i stanal posrodku ladowni. W powietrzu czuc bylo swad oleju napedowego i odor ludzi, ktorzy spedzili w scisku dwa tygodnie.

W przeciwienstwie do wielu kapitanow i marynarzy, ktorzy plywali na „kiblach” – statkach sluzacych do przemytu ludzi – i ktorzy w najlepszym razie ignorowali, a czasami nawet bili lub gwalcili swoich pasazerow, Sen nie traktowal ich zle. Naprawde uwazal, ze spelnia dobry uczynek, wybawiajac te rodziny z opresji i wiozac je do szczesliwej Ameryki, po chinsku Meiguo, co oznacza „Wspanialy Kraj”.

Wiekszosc imigrantow uwazala jednak, ze trzyma sztame ze szmuglerem Kwanem Angiem, ktory wyczarterowal „Fuzhou Dragona” i znany byl powszechnie pod przydomkiem Gui, Duch. Starania Sena, by wciagnac ich w jakakolwiek konwersacje, spelzly na niczym; ostatecznie udalo mu sie zaprzyjaznic tylko z jedna osoba – Changiem Jingerzi, ktory wolal poslugiwac sie zachodnia wersja swojego imienia: Sam Chang. Liczacy czterdziesci piec lat wykladowca z portowego miasta Fuzhou w poludniowo-wschodnich Chinach, zabieral ze soba do Ameryki cala rodzine: zone, dwoch synow oraz owdowialego ojca.

Chang, wysoki, zrownowazony mezczyzna, siedzial na pryczy w przednim rogu ladowni. Spostrzeglszy mine kapitana, zmarszczyl brwi i wstal z pryczy.

– Na radarze widac szybka jednostke, ktora plynie w nasza strone – powiedzial Sen.

– Amerykanie? – zapytal Chang. – Ich straz przybrzezna?

– Na pewno – odparl kapitan. – Jestesmy na ich wodach terytorialnych.

Omiotl wzrokiem przestraszone twarze otaczajacych go imigrantow i przez chwile przygladal sie matce trzymajacej w ramionach osiemnastomiesieczna dziewczynke. Kobieta – na ktorej twarzy widnialy blizny po ranach zadanych w obozie reedukacyjnym – opuscila glowe i zaczela plakac.

– Co mozemy zrobic? – spytal zatroskany Chang.

Kapitan Sen wiedzial, ze Chang byl w Chinach glosnym dysydentem i musial uciekac z kraju. Gdyby deportowano go ze Stanow Zjednoczonych, wyladowalby zapewne jako wiezien polityczny w jednym z cieszacych sie zla slawa wiezien w zachodnich Chinach.

– Byc moze uda nam sie doplynac dostatecznie blisko, zeby spuscic was na pontonach – powiedzial.

– Nie, nie – zaprotestowal Chang. – Przy takim wzburzonym morzu? Wszyscy potoniemy.

– Jest tam cos w rodzaju naturalnego portu. Wewnatrz zatoki nie powinno byc duzej fali. Przy plazy beda czekaly ciezarowki, ktore zawioza was do Nowego Jorku.

– A co bedzie z panem? – zapytal Chang.

– Zawroce w strone sztormu. Kiedy morze uspokoi sie na tyle, by ludzie ze strazy przybrzeznej mogli bezpiecznie wejsc na poklad, wy bedziecie juz dawno podazali zlotymi drogami do diamentowego miasta. Teraz powiedz wszystkim, zeby zabrali swoje rzeczy. Zostancie tutaj, dopoki Duch albo ja nie kazemy wam wyjsc na poklad – powiedzial kapitan Sen, po czym wspial sie szybko po stromych schodkach.

Kiedy wrocil na mostek, Duch wpatrywal sie w zaopatrzony w gumowa oslone ekran radaru. Ubrany w standardowy chinski stroj – spodnie i koszulke z krotkimi rekawami – stal zupelnie bez ruchu, zapierajac sie mocno nogami. Muskularny, lecz nieduzy, mial twarz gladko ogolona i wlosy troche dluzsze niz typowy biznesmen.

– Przechwyca nas za pietnascie minut – rzekl glosem pozbawionym emocji.

Nawet teraz, w obliczu rychlego zajecia statku i aresztowania, wydawal sie pograzony w letargu niczym sprzedawca biletow gdzies na zagubionym w gluszy przystanku autobusowym.

– Za pietnascie minut? – zdziwil sie kapitan. – To niemozliwe. Moim zdaniem, mamy co najmniej czterdziesci.

– Nie. Zmierzylem odleglosc, jaka pokonali od momentu, kiedysmy ich zauwazyli.

Kapitan Sen zerknal na spoconego marynarza, zaciskajacego rece na sterze. Jesli Duch mial racje, nie uda im sie dotrzec na czas do miejsca oslonietego przed sztormem. W najlepszym razie zbliza sie na pol mili do pobliskiego skalistego wybrzeza.

– Musimy rozwazyc, jaki mamy wybor – powiedzial Duch.

Wydawal sie spokojny, ale Sen wiedzial, ze musi byc wsciekly. Zaden ze szmuglerow, z ktorymi wspolpracowal, nie podjal nigdy tylu srodkow ostroznosci, aby uniknac zatrzymania. Dwudziestu czterech imigrantow spotkalo sie w opuszczonym magazynie na obrzezach Fuzhou i czekalo tam dwa dni pod nadzorem wspolnika Ducha, ktory zaladowal ich nastepnie do wyczarterowanego tupolewa 154 i wyslal do Rosji. Samolot wyladowal na nieczynnym lotnisku wojskowym pod Petersburgiem. Stamtad przejechali ukryci w kontenerze sto dwadziescia kilometrow do miasta Wyborg i weszli na poklad „Fuzhou Dragona”, ktory zaledwie dzien wczesniej wplynal do rosyjskiego portu. Sen wlasnorecznie wypelnil dokumenty celne i manifest ladunkowy, wszystko zgodnie z przepisami. Duch dolaczyl do nich w ostatniej chwili i statek poplynal zgodnie z rozkladem – przez

Вы читаете Kamienna malpa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×