„...wiem teraz, ze kraj moj jest wyspa, na ktorej zyje jak na wygnaniu. Bo bez pana, Jean-Marie. A przeciez pana nie znam. Pamietam tylko jakies spojrzenie, jakas intonacje glosu, zabarwienie pana skory w miejscu, tam gdzie zapada sie policzek...'.

– Cos sie stalo? – zapytala nagle Denise. Zaprzeczylem ruchem glowy. A jednak tak: cos sie rzeczywiscie stalo.

– Jestes blady jak smierc.

– Alez skad!

– Czy to powazne?

– Badz cicho, prosze...

Poszla sobie. Byc moze powinienem byl wybiec za nia, ale nie mialem na to odwagi.

„... mam obok siebie slownik angielsko-francuski. Ale nie otworzylam go ani razu, Jean-Marie. Tak mi sie latwo do pana pisze...

...wyjezdzam na osiem dni do Szkocji, chwilowo sama, maz przyjedzie w przyszlym tygodniu. Zatrzymam sie w Learmonth Hotel w Edynburgu. To wlasnie do niego bedzie mogl pan adresowac listy do mnie, jesli bedzie pan mial ochote je pisac. W nim bedzie pan mogl mnie spotkac, jesli...'.

List urwal sie nagle. Nie podpisala go nawet. Chciala zakonczyc go tym wezwaniem.

ROZDZIAL V

Sadzilem, ze Denise czeka na mnie w moim MG zaparkowanym pod jednym z daszkow ustawionych obok hotelu, ale nie bylo jej tam. Ruszylem wolno w kierunku plazy. Jechalem nasza zwykla trasa, lustrujac uwaznie zatloczone juz chodniki. Wreszcie w tlumie zauwazylem Denise. Miala na sobie bladoniebieskie szorty, na tyle krotkie, by jej dlugie, opalone nogi byly latwo dostrzegalne, a gorna czesc ciala opieta byla w biala bluzke frotte.

Wyprzedzilem ja o jakies dwa metry i zatrzymalem sie.

– Czy gdzies podwiezc zagoniona sliczna osobke?

Stojacy nie opodal mnie zamiatacz ulic, nie ukrywajac swego podziwu dla mnie, wyprostowal sie, aby lepiej mi sie przyjrzec. Spojrzal na Denise, zastanawiajac sie, czy „numer przejdzie'. Przeszedl. Bez slowa, bez zbednego gestu wsiadla do wozu.

– Dziekuje ci za twoje zachowanie – rzeklem pod nosem, ruszajac.

– Wybacz mi.

Bylo to raczej nieoczekiwane ze strony Denise. Nie znosila przepraszac, zwlaszcza gdy byla winna.

– Jestes niesamowita – dodalem, aby wyrazniej podkreslic swoja przewage. – Czy wiesz chociaz, kto do mnie napisal?

– Jakas Angielka, ktora spotkales na poczatku swego pobytu tutaj – odparla. – Jakas Angielka, ktora nie mogla sie oprzec twojemu czarowi i ktora nie moze zapomniec waszych szalonych usciskow.

Nie bylo w tym zlosliwosci, tylko odrobina goryczy zazdrosnej kobiety. Z wyjatkiem szalonych usciskow, Denise wszystko odgadla.

– Cala ta sprawa nie jest warta miny, jaka robisz – zapewnilem, glaszczac delikatnie jej udo.

Opowiedzialem jej o moim spotkaniu z Marjorie. Udawala, ze mnie nie slucha, ze jedynie interesuje sie ruchem ulicznym. Jechalismy wolno i dlugo zatrzymywalem sie na skrzyzowaniach. Sprzedawcy gazet ubrani w pasiaste koszulki proponowali rozne katastrofy gosciom siedzacym na tarasach kafejek. W powietrzu pachnialo szafranem i rozgrzanym olejem. Zatrzymalismy sie przy wesolym miasteczku, obok ktorego jacys chlopcy strzelali z elektronicznych karabinow do niedzwiedzi obracajacych sie w szklanych klatkach. Tonem, ktory wydawal mi sie zartobliwy, mowilem o Marjorie, ale ona interesowala sie jedynie tym, jak przynajmniej sie zdawalo, co sie dzialo w wesolym miasteczku.

– Jak wiec widzisz, nie ma powodu do robienia mi sceny.

Spojrzala na mnie. Miala swoisty sposob wglebiania sie w moje najskrytsze mysli. Nastepnie wyjela z plazowej torby okulary przeciwsloneczne i natozyla je. Nie wymienilismy juz anj slowa az do samej plazy.

* * *

Bywalcy kafejek w malych miasteczkach nie maja przyzwyczajen tak silnie zakorzenionych jak uzytkownicy prazy. Wydaje sre bowiem, ze wlasnie nad morzem czlowiek nabiera najszybciej przyzwyczajen. Kazdy ma tu swoje miejsce, swoj parasol, swoj cien, swoj grajdol i swoj lezak. Staja sie dobrami, do ktorych przywiazujemy sie namietnie. Lezelismy w glebi plazy, w poblizu boiska siatkowki. Nasz parasol byl blekitny, lezaki rowniez. Gdy przychodzilismy, nie rozkladalismy od razu parasola. Denise smarowala sie olejkiem do opalania, a ja jej pomagalem przy plecach i natychmiast bieglem do kranu, aby umyc rece, gdyz nie znosilem tej lepkosci na dloniach. Nastepnie przyrumienialismy sie przez jakas godzine. Potem ja czytalem gazete, a Denise opalala sie. Gdy uwazala, ze juz dojrzala, otwierala parasol i zaczynala rozmawiac ze mna tym swoim glosem, ktory mnie tak podniecal.

Tego ranka zapomnialem kupic gazete, co zaklocilo rytm dnia. Staralem sie wtopic w zar, nie myslec o niczym, ale list Marjorie Faulks stawal mi stale przed oczami. „Wiem teraz, ze kraj moj jest wyspa, gdzie zyje na wygnaniu... Bo bez pana...

Przepychajac sie, nadeszli siatkarze. Byli to wspaniali mlodzi chlopcy, ktorzy ogladali sie za wszystkimi kobietami na plazy. Denise miala swojego: wysokiego blondyna, pieknego i glupiego, ktory zachowywal sie tak, jakby spedzil cale zycie przed lustrem. Przezwalismy go Narcyz. Denise przyznawala, ze chetnie by mu ulegla, „bo jest tak czarujaco brutalny'.

– Widzialas, Narcyz ma znowu inne szorty – szepnalem.

Wyciagnieta na brzuchu na nie rozlozonym lezaku podniosla glowe i otworzyla oszczednie jedno oko. Lezala bez ruchu przez dluzsza chwile. Patrzylem na omerykanskie okrety zakotwiczone na pelnym morzu. Nie pasowaly do tej plazy i do ludzi bawiacych sie w wodzie.

– Pisze do ciebie po angielsku czy po francusku?

Westchnalem przeciagle.

– Sluchaj, Denise, chyba nie zaczniesz... Jej skora lsnila jak orzech na wysoki polysk.

Zasmiala sie cicho.

– Ty i Angielka, to dosc... niepojete. Chyba przyznasz mi racje?

Nie przyznawalem. Poczulem sie nagle, jakbym mial co najmniej czterdziesci stopni goraczki, tyle tylko ze mi zeby nie szczekaly, a zimny pot nie oblewal wlosow.

Otworzylem parasol i doczolgalem sie w jego karbowany cien. Zdalem sobie nagie sprawe z niezwyklej rzeczy: to, co bylo miedzy Denise a mna nie mialo juz zadnego sensu. Nie mielismy ze soba juz nic wspolnego. Dookola nas trwala codzienna wrzaskliwa zabawa.

W pewnej chwili Narcyz pelnym namaszczenia krokiem, przypominajacym chod indora po rozgrzanej blasze, podszedl do nas, aby podniesc pilke.

– Jakie dzis slonce? – zapytal Denise, starajac sie byc uwodzicielski nawet w tym zdawkowym zdaniu.

Вы читаете Trawnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×