przewrocil. Wyciagali go z zapadliska do stoczni dwie doby. Na gwalt robili zastrzyki cementu, polozyli ogniotrwala wykladzine i otwarli port. Ale te Diglatory staly u nas. Panowie eksperci uznali, ze przewoz rakieta sie nie oplaci, zreszta kapitanem „Achillesa“ jest Ter Leoni. Gdzie by on ruszyl dziewiecdziesieciotysiecznikiem na sto osiemdziesiat mil z Graala tutaj, czy taki grzmot to pchla? Marlin przyslal dwoch najlepszych kierowcow. W zeszlym tygodniu przeprowadzili dwie maszyny do Graala. Juz tam pracuja. Przedwczoraj ci sami ludzie wrocili smiglowcem po dalsze maszyny. Wyruszyli o swicie, w poludnie mineli Wielki Cypel i kiedy zaczeli schodzic, urwala sie lacznosc. Zmarnowalo sie kupe czasu przez to, ze prowadzenie przejmuje od Cypla sam Graal. Myslelismy, ze sie nie odzywaja, bo sa w naszym cieniu radiowym. — Gosse mowil to spokojnie i monotonnie. London stal tylem przy szybach. Pilot sluchal.

— Tym samym smiglowcem przylecial z operatorami Pirx. Posadzil swego „Cuiviera“ w Graalu i chcial sie ze mna zobaczyc. Znamy sie od lat. Helikopter mial go zabrac wieczorem, ale nie przylecial, bo Marlin wyslal wszystko co mial na poszukiwania. Pirx nie chcial czekac. Albo nie mogl. Mial jutro startowac i chcial byc sam przy klarowaniu statku. No i wymogl na mnie, zebym mu dal wracac do Graala jednym z Diglatorow. Zadalem slowa, ze pojdzie poludniowym szlakiem, dluzszym, ale poza depresja. Dal slowo i zlamal. Widzialem go na ORSANIE, jak schodzil w depresje.

— Co to jest ORSAN? — spytal pilot. Byl blady. Pot wystapil mu na czolo, ale czekal na wyjasnienie.

— Orbitalny satelita patrolowy. Przechodzi nad nami co osiem godzin i akurat dal mi wtedy obraz. Pirx zeszedl na dol i znikl.

— Pirx? — spytal pilot ze zmieniona twarza. — Komandor Pirx?

— Tak. Pan go zna?

— Czy go znam! — wybuchnal pilot. — Sluzylem pod nim jako stazysta. On podpisal moj dyplom... Pirx? Przez tyle lat wychodzil calo z najgorszych... — Urwal. Zagotowalo sie w nim. Podniosl oburacz helm, jakby chcial nim rzucic w Gossego.

— Jak pan mu dal isc samemu Diglatorem? Jak pan mogl? Przeciez to dowodca dalekiej zeglugi, a nie szofer...

— Znal te maszyny, kiedy pan chodzil jeszcze w krotkich majtkach — odparl Gosse. Widac bylo, jak broni sie przed zarzutem. London z kamienna twarza podszedl do monitorow, miedzy ktorymi Gosse siedzial ze sluchawkami na szyi i przed nosem wytrzasal mu popiol z fajki do pustego aluminiowego bebna. Obejrzal ja, jakby nie wiedzial, co trzyma, wzial w obie garscie i fajka pekla. London cisnal kawalki, wrocil do okna i znieruchomial, splotlszy na grzbiecie palce scisnietych piesci.

— Nie moglem mu odmowic...

Gosse zwrocil sie niechybnie do Londona, ktory jakby nie slyszac, patrzal przez szklo w chybotliwe sklebienia rudej mgly. Juz tylko dziob rakiety wynurzal sie z niej chwilami.

— Gosse — odezwal sie naraz pilot — pan mi da maszyne.

— Nie dam.

— Mam patent operatora tysiecznikow.

Gossemu oczy rozblysly na mgnienie, lecz powtorzyl:

— Nie dam. Pan nigdy nie operowal na Tytanie.

Nic nie mowiac, pilot zaczal zdejmowac skafander. Odkrecil szeroki metalowy kolnierz, porozpinal barkowe zaczepy, pod nimi — zamek blyskawiczny, siegnal gleboko za pazuche i wyjal portfel zgnieciony dlugim noszeniem pod ciezka otulina skafandra. Naramienne platy rozwarly mu sie, jakby rozprute. Przystapil do Gossego i po kolei kladl przed nim papiery.

— To z Merkurego. Mialem tam Biganta. Japonski model. Osiemset ton. A tu prawo operowania tysiecznikami. Wiercilem na Antarktydzie ladolod szwedzkim zimnochodem, Krioperatorem. To jest fotokopia drugiej nagrody z zawodow na Grenlandii, a to z Wenery.

Rzucal fotografie jak atutowe karty.

— Bylem tam z ekspedycja Holleya. To jest moj termoped, a to kolegi zmiennika. Oba prototypowe modele, niezle. Tylko klimatyzacja ciekla.

Gosse podniosl na niego oczy.

— Toz pan jest pilotem?

— Przekwalifikowalem sie. Wlasnie u komandora Pirxa. Najpierw sluzylem na jego „Cuivierze“. Pierwsze dowodztwo dostalem na holowniku...

— Ilez pan ma lat?

— Dwadziescia dziewiec.

— Jak pan zdazyl tak poprzeskakiwac?

— Kiedy sie chce, to mozna. Zreszta kierowca planetarnych maszyn opanuje kazdy nowy typ po godzinie. Tyle, co przesiasc sie z motoroweru na motocykl. — Urwal. Mial jeszcze plik zdjec, ale ich nie wyjal. Zebral rzucone z pulpitu, wetknal w wytarte skorzane okladki i schowal do wewnetrznej kieszeni. W rozpietym szeroko skafandrze, nieznacznie zaczerwieniony, stal obok Gossego. Na monitorach biegly wciaz jalowe pregi swiatla. London, przysiadlszy na rurowej poreczy pod szybami, obserwowal milczkiem te scene.

— Powiedzmy, ze dalbym panu Diglatora. Dajmy na to. Co pan pocznie?

Pilot usmiechal sie. Na jego czole swiecily kropelki potu. Jasna czupryna nosila znak po ciemieniowych poduszkach helmu.

— Wezme promiennik i pojde tam. Gigadzulowy, z ladowni. Helikoptery Graala takiego nie uniosa, ale dla Diglatora i sto ton to nic. Pojde i rozejrze sie troche... Marlin moze sobie darowac poszukiwania z powietrza. Wiem, ile tam jest hematytow. I mgly. Z helikoptera nic sie nie wypatrzy.

— A pan pojdzie z maszyna od razu na dno.

Pilot usmiechnal sie szerzej, blyskajac bialymi zebami. Gosse zobaczyl, ze ten chlopiec — bo to byl prawie chlopiec, tylko rozmiary skafandra dodawaly mu lat — ma takie same oczy jak Pirx. Moze troche jasniejsze, ale z takimi samymi zmarszczkami przy katach powiek. Mruzyl je, przez co spojrzenie mial jak wielki kot w sloncu — zarazem niewinne i ostre.

— On chce wejsc w depresje i „rozejrzec sie troche“ — powiedzial do Londona, ni to pytajac, ni to wydajac na posmiewisko zuchwalstwo ochotnika. London ani drgnal Gosse wstal, zdjal sluchawki, podszedl do kartografu i jak rolete sciagnal wielka mape polnocnej polkuli Tytana. Wskazal dwie grube krechy, wygiete przebiegiem na zolto-liliowym tle, pocietym liniami warstwie.

— Jestesmy tutaj. Po prostej do Graala sto dziesiec mil. Ta stara marszruta, czarna, sto czterdziesci szesc. Stracilismy na niej czterech ludzi, kiedy Graal sie betonowal i jedyne ladowisko bylo u nas. Wtedy uzywalo sie pedypulatorow na dieslach, napedzanych hypergolami. Jak na tutejsze warunki, pogoda stala sliczna. Dwie partie maszyn doszly do Graala bez szwanku. A potem w jednym dniu przepadly cztery wielkochody. We Wielkiej Depresji. Na tym zakreskowanym kolku. Bez sladu.

— Wiem — zauwazyl pilot. — Uczylem sie tego. Znam nazwiska tych ludzi.

Gosse dotknal palcem miejsca, w ktorym od czarnego szlaku na poludnie wykreslono czerwony obchod.

— Przedluzylo sie droge, ale nikt nie wiedzial, jak daleko siega zdradliwy teren. Geologow tam rzucono. Mozna bylo poslac dentystow. Tez znawcy dziur. Na zadnej planecie nie ma chodzacych gejzerow, a tu sa. To niebieskie na polnocy to Mare Hynicum. My i Graal jestesmy w glebi ladu. Ale to nie jest zaden lad. To gabka. Mare Hynicum nie zalewa depresji miedzy nami i Graalem, bo caly brzeg jest plaskowyzem. Geologowie uznali ten tak zwany kontynent za podobny do baltyckiej tarczy fennoskandii.

— Pomylili sie — wtracil pilot. Zanosilo sie na wyklad. Postawil helm w kacie i, rozparty na krzesle, zlozyl rece jak grzeczny uczen. Nie wiedzial, czy Gosse chce go zapoznac z marszruta, czy od niej odstraszyc, ale sytuacja dosc mu smakowala.

— Ano wlasnie. Pod skalami lezy hydrokarbonowa marzloc. Paskudztwo wykryte przy glebokich nawiertach.

Wieczny lod, falszywy, z polimerow weglowodorowych. Nie topnieje nawet przy zerze Celsjusza, a mysmy tu nie zanotowali nigdy temperatury wyzszej niz minus dziewiecdziesiat stopni. Wewnatrz depresji roi sie od starych kalder i zdechlych gejzerow. Eksperci widzieli w tym pozostalosc aktywnosci wulkanicznej. Kiedy te gejzery ozyly, przylecieli goscie z wiekszym wyksztalceniem. Sejsmoakustyka wykryla gleboko pod skalami siec jaskin, tak rozgalezionych, jakich swiat nie widzial. Zrobilo sie speleologiczna ekspertyze — ludzie gineli, ubezpieczenia placily, wiec w koncu i konsorcjum otwarlo kieszen. Potem astronomowie dodali: kiedy ksiezyce Saturna znajda sie miedzy Tytanem i Sloncem, grawitacyjny plyw wchodzi w maksimum, ladowa tarcza ulega zgnieceniu i z ognisk pod mantia wyciska magme. Tytan ma wciaz gorace jadro. Magma krzepnie, nim wydostanie sie z glebin kominami, ale krzepnac podgrzewa cala Orlandie. Mare Hynicum jest jak woda, a podstawa Orlandii jak gabka. Zaczopowane koryta podziemne udrozniaja sie, i stad gejzery. Cisnienie dochodzi do tysiaca atmosfer. Nigdy nie wiadomo, ktoredy to swinstwo wytrysnie. A pan koniecznie pragnie tam isc, co?

— Owszem — odparl w sposob rownie wyszukany pilot. Chetnie zalozylby noge na noge, ale nie mogl w skafandrze. Pamietal, jak kolega, ktory sprobowal to zrobic, przewrocil sie razem ze stolkiem.

— Chodzi o Las Birnam? — dodal. — Mam juz uciekac, czy moge serio porozmawiac z panem, kierowniku? Gosse, puszczajac to mimo uszu, ciagnal:

— Nowy szlak kosztowal majatek. Trzeba bylo kumulatywnymi ladunkami nagryzac ten wal lawy — to jest glowny wyciek Gorgony. Nawet Mons Olympus Marsa moze sie schowac przed Gorgona. Dynamit okazal sie slabiutki. Byl u nas niejaki Harenstine — moze pan o nim slyszal? — ktory proponowal, zeby zamiast przebijac sie przez ten wal, wykuc w nim stopnie — zrobic schody. Bo to bedzie tansze. W konwencji ONZ powinien byc przepis zabraniajacy dopuszczania do astronautyki idiotow. Wal Tyfona, coz, przebily specjalne bomby termojadrowe, po wydrazeniu tuneli. Gorgona, Tyfon — cale szczescie, ze Grecy mieli tylu bogow i mozna ich pozyczac z mitologii. Nowy szlak otwarlo sie rok temu. Przecina tylko najdalej wysunieta na poludnie kotline depresji. Dostal od ekspertow rozkaz, ze ma byc bezpieczny. Tymczasem ciagi podziemnych pieczar sa wszedzie — pod cala Orlandia. Trzy czwarte Afryki! Kiedy Tytan stygl, krazyl po silnie wydluzonej orbicie. Zblizal sie do strefy Roche'a, w ktora wpadla moc mniejszych ksiezycow i Saturn zmell je na swoje pierscienie. Wiec Tytan stygl wrzac i powstawaly na nim wielkie bable w perisaturnium, marzly w aposaturnium, a potem przyszly sedymentacje, glacjacje i te bablowata, gabczasta, amorficzna skale pokryly i zepchnely w glab. Nieprawda, ze Mare Hynicum wplywa tam tylko przy odpowiedniej ascenzji wszystkich ksiezycow Saturna. Tych wtargniec i wytryskiwania gejzerow nie da sie przewidziec. W zasadzie wiedza o tym

Вы читаете Fiasko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×