wampir dochodzil do siebie, zdazylam owinac sobie wokol szyi i ramion srebrne lancuchy Szczurow.

Na ten widok wampir wyraznie zadrzal.

– Alez masz rozkoszna arterie w pachwinie – oznajmil, gdy sie nieco uspokoil. Jego glos znow byl kuszacy, a gladkoscia przywodzil mi na mysl aksamit.

– Nie mow takich wstretnych rzeczy – zdenerwowalam sie. – Nie bede tego sluchac.

Jeszcze raz popatrzylismy po sobie w milczeniu. Balam sie, ze juz nigdy wiecej go nie zobacze. Ostatecznie, swej pierwszej wizyty w „Merlotcie” z pewnoscia nie mogl nazwac udana. Staralam sie wiec chlonac wszystkie szczegoly tego spotkania. Wiedzialam, ze zachowam je w pamieci i bede wspominac przez dlugi, dlugi czas. Bedzie dla mnie czyms wspanialym, skarbem… Mialam ochote jeszcze raz dotknac skory wampira. Nie moglam sobie przypomniec, jaka jest w dotyku. Nie dotknelam go jednak, nie pozwolily mi dobre maniery. Poza tym balam sie, ze nawet musnieciem moglabym sklonic wampira do kolejnych uwodzicielskich klamstewek.

– Chcialabys wypic krew, ktora ze mnie sciagneli? – spytal nieoczekiwanie. – W ten sposob okazalbym ci swoja wdziecznosc. – Wskazal na asfalt, gdzie lezaly zatkane fiolki. – Moja krew wzbogaci twoje zycie erotyczne i poprawi ci zdrowie.

– Jestem zdrowa jak kon – odparlam zgodnie z prawda. – A zycia erotycznego w ogole nie mam. Zrob ze swoja krwia, co chcesz.

– Moglabys ja sprzedac – zasugerowal. Pomyslalam, ze mnie sprawdza.

– Nie tkne jej – odcielam sie obrazona.

– Jestes inna – zauwazyl. – Kim jestes? – Sadzac ze sposobu, w jaki na mnie patrzyl, przegladal chyba w glowie liste mozliwosci. Ku wlasnej przyjemnosci nadal nie slyszalam jego mysli.

– No coz. Nazywam sie Sookie Stackhouse i jestem kelnerka – odrzeklam. – A jak ty masz na imie? – Pytanie wydalo mi sie niewinne. Mialam nadzieje, iz wampir nie uzna, ze sie narzucam.

– Bill – powiedzial.

Zanim zdolalam sie powstrzymac, rozesmialam sie tak gwaltownie, ze az usiadlam ponownie na posladkach.

– Wampir Bill! – zarechotalam. – Sadzilam, ze masz na imie Antoine, Basil albo Langford! Bill! – Od dawna tak sie nie smialam. – No to na razie, Bill. Musze wracac do pracy.

Na mysl o lokalu Sama Merlotte’a poczulam ponownie rozciagajacy moje usta zawodowy usmiech. Polozylam dlon na ramieniu Billa i podnioslam sie. Ramie wampira okazalo sie twarde niczym skala, stanelam wiec na nogach tak szybko, ze o malo nie upadlam do przodu. Sprawdzilam, czy mam rowno podciagniete skarpetki, pozniej obejrzalam reszte swojego stroju, szukajac plam i dziur po walce ze Szczurami. Otrzepalam posladki, gdyz siedzialam przeciez na brudnym chodniku, po czym pomachalam Billowi i dziarsko ruszylam przez parking.

Przemknelo mi przez mysl, ze spedzilam bardzo interesujacy wieczor. Bylam niemal tak wesola jak usmiech, ktory towarzyszyl tym rozwazaniom.

Tyle ze… Jason strasznie sie na mnie rozgniewa za utrate lancucha.

* * *

Tej nocy, po skonczonej pracy pojechalam do domu odleglego od baru zaledwie nieco ponad szesc kilometrow na poludnie. Wczesniej, po powrocie z parkingu, nie zastalam juz w barze Jasona (ani DeeAnne), co mnie dodatkowo ucieszylo. Zastanowilam sie nad zdarzeniami tego wieczoru podczas jazdy do domu mojej babci, gdzie mieszkam. Stoi on tuz przed cmentarzem Tall Pines, przy ktorym skreca sie w waska dwupasmowa droge gminna. Dom ten zaczal budowac moj praprapradziadek, ktory cenil sobie prywatnosc, totez aby dotrzec do samego budynku, trzeba zjechac z gminnej drogi na dojazdowa, przejechac niewielki lasek i dopiero za nim znajduje sie polana, na ktorej stoi dom.

Dom nie jest szczegolnie zabytkowy, poniewaz wiekszosc najstarszych elementow usunieto w ktoryms momencie i zastapiono nowymi, poza tym zostal oczywiscie wyposazony w elektrycznosc, hydraulike, izolacje… i wszystkie inne nowoczesne rozwiazania. Budynek ma wszakze nadal cynowy dach, ktory w sloneczne dni oslepiajaco blyszczy. Gdy dach trzeba bylo odnowic, chcialam polozyc regularne dachowki, moja babcia jednak sie nie zgodzila. Chociaz ja placilam za naprawy, dom nalezy do niej, wiec naturalnie znow zadaszono go warstwami cyny. Historyczny czy niehistoryczny, zamieszkalam w tym budynku jako mniej wiecej siedmiolatka, a wczesniej czesto go odwiedzalam, dlatego tez bardzo kocham ten dom. Jest duzy, w zamysle mial byc bowiem rodzinny, totez wydaje mi sie zbyt wielki tylko dla babci i dla mnie. Ma obszerny front z pokrytym siatka gankiem i jest otynkowany na bialo, gdyz babcia jest absolutna tradycjonalistka.

Tej nocy przemierzylam duzy salon zastawiony podniszczonymi meblami ustawionymi w wygodny dla nas sposob, pozniej przeszlam korytarz i wkroczylam do pierwszej sypialni po lewej, tej najwiekszej.

Moja babcia, Adele Hale Stackhouse, na wpol lezala na wysokim lozku, szczuple ramiona wspierajac na licznych poduszkach. Mimo cieplej wiosennej nocy nosila bawelniana koszule nocna z dlugimi rekawami. Lampka nocna wciaz byla wlaczona, a babcia miala na kolanach ksiazke.

– Witaj – zagailam.

– Witaj, kochanie.

Moja babcia jest malutka i bardzo stara, lecz nadal ma geste wlosy; sa tak biale, ze wydaja sie nieco zielonkawe. W dzien babcia nosi je zwiniete w kok, na noc jednakze rozpuszcza je lub splata w warkocze.

Zerknelam na okladke ksiazki.

– Znow czytasz Danielle Steele?

– Och, ta kobieta naprawde potrafi opowiadac historie. – Mojej babci ogromna przyjemnosc sprawialo czytanie powiesci tej autorki, ogladanie mydlanych oper nakreconych wedlug tych powiesci (ktore babcia nazywala „historiami”) oraz uczestnictwo w spotkaniach dziesiatkow klubow, do ktorych nalezala – jak mi sie zdawalo – przez cale swoje dorosle zycie. Ulubionymi klubami babci byli Potomkowie Wybitnych Poleglych i Towarzystwo Ogrodnicze Bon Temps.

– Zgadnij, co mi sie zdarzylo dzis wieczorem – powiedzialam.

– Co? Umowilas sie z kims na randke?

– Nie – odparlam, starajac sie zachowac na twarzy usmiech. – Do mojego baru wszedl wampir.

– Ojej, mial kly?

Wprawdzie widzialam, jak blyskaly w swiatlach parkingu, kiedy biedaka osuszaly Szczury, tej scenki nie zamierzalam wszakze babci opisywac.

– Och, na pewno, tyle ze je schowal.

– No, no, no, wampir tutaj, w Bon Temps. – Babcia radosnie wyszczerzyla zeby. – Pogryzl kogos w barze?

– Nie, oczywiscie, ze nie! Po prostu usiadl i zamowil kieliszek czerwonego wina. Wlasciwie… zamowil wino, ale go nie wypil. Mysle, ze po prostu potrzebowal towarzystwa.

– Zastanawiam sie, gdzie sie zatrzymal.

– Prawdopodobnie nikomu nie zdradzi miejsca swojego pobytu.

– Prawdopodobnie – przyznala babcia i na moment sie zadumala. – Przypuszczam, ze nie. Spodobal ci sie?

Odpowiedz na to pytanie okazala sie trudna. Zastanowilam sie przez chwile.

– Sama nie wiem. Byl naprawde interesujacy – odparlam ostroznie.

– Bardzo chcialabym go poznac. – Nie zaskoczylo mnie, ze babcia to powiedziala, poniewaz, choc w pewnych sprawach tradycjonalistka, niektorymi nowymi rzeczami potrafila sie cieszyc nie mniej ode mnie. A w tej kwestii nie nalezala do reakcjonistek, ktore najchetniej zabronilyby wampirom wstepu do miasta. – Teraz jednak lepiej juz zasne. Z wylaczeniem swiatla czekalam tylko na twoj powrot do domu.

Pochylilam sie i cmoknelam ja w policzek.

– Dobrej nocy – powiedzialam.

Wyszlam, przymknelam jej drzwi i uslyszalam klikniecie wylaczanej lampy. Ze swego legowiska wstala moja kotka, Tina, podeszla i otarla sie o moje nogi. Podnioslam zwierzatko i przez moment tulilam, po czym pozwolilam mu wrocic do snu. Zerknelam na zegar. Byla prawie druga, uznalam wiec, ze tez powinnam sie polozyc.

Moj pokoj znajduje sie po drugiej stronie korytarza. Zanim zasnelam w nim po raz pierwszy po smierci rodzicow, babcia przeniosla meble z mojej sypialni w ich domu, dzieki czemu poczulam sie tu swojsko. Nadal tu staly: pojedyncze lozko, toaletka z pomalowanego na bialo drewna i mala komoda.

Wlaczylam swiatlo w sypialni, zamknelam drzwi i zaczelam sie rozbierac. Mialam przynajmniej piec par

Вы читаете Martwy Az Do Zmroku
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×