starymi drzewami, wspartym o nadmorskie skaly Sunshine Manor, otoczony dyskretna goscinnoscia Drummondow, bedzie wreszcie mogl ruszyc z miejsca. Wiedzial, ze jesli tylko potrafi zaczac, wszystko pojdzie dobrze.

Spojrzal na zegarek, a potem na milczacy telefon. Jezeli Karolina nie zadzwoni za piec minut…

Telefon zadzwonil. Joe podniosl sluchawke.

– Dobry wieczor – powiedziala Karolina.

– Dobry wieczor. Zaczalem sie juz obawiac, ze nie dostalas mojej kartki.

– Dostalam… – w glosie Karoliny zabrzmialo nieuchwytne wahanie. – Przykro mi, ale dzisiaj wyjezdzam. – Znowu wahanie. Joe milczal. – Wyjezdzam na dlugo. Dzwonie, zeby ci powiedziec: do widzenia, Joe.

– Do widzenia, Karolino. Zycze ci dobrej podrozy.

– Dziekuje… – Pauza. – Byles dla mnie bardzo mily, Joe. Mam nadzieje, ze sie jeszcze kiedys spotkamy.

– Na pewno! – powiedzial z uprzejmym przekonaniem.

Pauza.

– Do widzenia, Joe.

– Do widzenia, Karolinko.

Po drugiej stronie przewodu widelki opadly cicho, nacisniete spokojna, mala dlonia.

Joe Alex z wolna opuscil sluchawke, ale w chwili kiedy opadla, telefon znow zadzwieczal. Poderwal reke.

– Slucham?

– To ty, Joe?

– Ja. To ty, Ben, prawda?

– Tak, oczywiscie, to ja. Co robisz w tej chwili?

– Co robie? Powinienem byc zmartwiony. Nie jestem zmartwiony i martwie sie tym, ze nie jestem zmartwiony. Rozumiesz?

– Rozumiem. Czy myslisz, ze policjanci nie maja prywatnych zmartwien?

– Nie jestem przekonany… – mruknal Joe. – Moze bys wpadl do mnie? Wlasnie ide do teatru i…

– To znaczy, ze masz dwa bilety na Macbetha i nie wiesz, co zrobic z drugim.

– Mniej wiecej… – powiedzial Joe i nagle zrozumial. – Skad wiesz, ze na Macbetha?

– Zgadlem po prostu.

– Hm…

– Co, hm?

– Nic. A czy chcesz pojsc?

– Nie wiem. Jestem dzisiaj samotnym policjantem – powiedzial Ben Parker. – Jestem policjantem ubranym w jak najbardziej wieczorowy stroj. Prawde mowiac, chcialem cie wyciagnac z domu. Jest w East Endzie pewien dosc ekskluzywny lokal, ktory wart bylby obejrzenia. To znaczy, mozemy polaczyc przyjemne z pozytecznym. Ale to nic pilnego. Po prostu rutyna zawodowa. Lecz skoro masz bilety na Otella…

– Na Macbetha.

– Wlasnie! Ta sztuka zdecydowanie mi odpowiada. Jest zbrodnia, sa motywy i jest gruntowna analiza psychiki zbrodniarzy. Moglbym niejedno do tego dopisac, gdybym umial poslugiwac sie bialym wierszem.

– Czy to znaczy, ze chcesz pojsc?

– Tak. Potem moglibysmy wpasc gdzies na kieliszek. Mam do ciebie niewielka prosbe.

– Prywatna?

– Nie.

– To ciekawe – powiedzial Joe Alex. – Mamy dwadziescia minut do rozpoczecia przedstawienia, musze jeszcze po drodze kupic kwiaty. Gdzie po ciebie podjechac.

– Nigdzie – brzmiala spokojna odpowiedz. – Jestem w barze naprzeciw twoich okien, a jezeli odslonisz firanke, zobaczysz przed tym barem czarny samochod. Za kierownica siedzi pyzaty mlody czlowiek w szarym kapeluszu. Nazwisko jego brzmi Jones i jest on sierzantem.

– To znaczy, ze jestes w tej chwili na sluzbie, prawda?

– Jestem tylko slabym czlowiekiem – rozesmial sie Parker.

Ale Joe znal go zbyt dlugo, aby nie wiedziec, ze Ben predzej strzelilby sobie w glowe ze sluzbowego pistoletu, nizby mial uzyc sluzbowego samochodu dla prywatnych celow.

– Zaraz zejde! – odlozyl sluchawke, poprawil w lustrze wlosy i wyszedl do przedpokoju po okrycie, rozmyslajac nad tym, skad Ben wie, ze dzis chcial zobaczyc Macbetha, ze Karolina nie przyszla, ze…

Otulil sie szczelniej plaszczem, bo wieczor byl chlodny. Odczuwal lekkie podniecenie. Zly nastroj minal.

II. Ratujcie ich!

Wypelniona do ostatniego miejsca widownia trwala w absolutnej ciszy. Sara Drummond uniosla reke ku oczom. W kregu swiatla rzucanym przez umieszczony w gorze niewidzialny reflektor wydawalo sie Alexowi, ze naprawde dostrzega na jej dloni czerwona plame.

– To zapach krwi! – powiedziala aktorka cicho i prawie spokojnie. – Wszystkie pachnidla Arabii nie zmienia zapachu tej drobnej dloni. Och!

Ostatni wykrzyknik byl pelen cichego zdziwienia i rownoczesnie tak pelen szalenstwa, ze Alex przetarl oczy. Nigdy nawet nie przypuszczal, ze mozna zawrzec cale tomy spraw psychologicznych, cala meke czlowieka i cale oddalenie szalonego mozgu od swiata w jednym kompletnie nic nie znaczacym slowie, wypowiedzianym w dodatku tak cicho, ze gdyby nie zupelna cisza w teatrze, nie dotarloby ono chyba do sluchaczy. Katem oka spojrzal na Parkera. Inspektor siedzial pochylony nieco ku przodowi, oczy mial przymruzone, a na twarzy wyraz takiego skupienia, jak gdyby byl uczonym obserwujacym fenomen, od ktorego zalezy los wszystkich jego badan. Mimo to wyczul spojrzenie sasiada i z wolna odwrocil glowe. Ze zdziwieniem Alex dostrzegl w jego oczach nie podziw, ale jak gdyby troske.

Kiedy kurtyna opadla i nastapila mala przerwa przed rozpoczeciem ostatniego aktu, Parker tracil go lekko.

– Czy chcesz zostac do konca? Lady Macbeth juz nie zobaczymy, a dalszy ciag i tak znamy ze szkoly – usmiechnal sie leciutenko. – Jestem tylko policjantem, ale wydaje mi sie, ze dla pozostalych aktorow szkoda godziny naszego zycia. To dziwne przedstawienie. Ta kobieta panuje nad wszystkim tak bardzo, ze szczerze mowiac, mniej mnie obchodzi jej maz i jego losy.

– Dobrze – powiedzial Joe. – Chodzmy.

Po kilkunastu minutach czarny samochod zatrzymal sie przed jego domem. Inspektor ocknal sie z zamyslenia.

– Mielismy przeciez jechac do East Endu! Zapomnialem powiedziec sierzantowi i dlatego odwiozl nas z powrotem. Ale moze to nawet lepiej. Czy moge o tej porze wpasc do ciebie na chwile?

– No pewnie! – powiedzial Alex. – Przeciez ciagle jeszcze nie powiedziales mi tego, co chcesz powiedziec.

– Ja? Tak. Oczywiscie… – Parker zamilkl.

Winda miekko poplynela w gore. Kiedy weszli, Alex wyciagnal z malej lodowki, ukrytej pomiedzy pelnymi ksiazek polkami, dwie butelki i trzymajac je w obu rekach pokazal inspektorowi.

– Koniak czy whisky?

– Whisky. Bez wody sodowej, jezeli moge prosic.

Usiedli. Alex nalal. Wypili w milczeniu. Alex nalal powtornie. Inspektor przeczaco potrzasnal glowa.

– Mysle – powiedzial z troska w glosie – o tym, ze jedziesz do Drummondow, zeby pisac. Nie chcialbym ci przeszkadzac w tym. Nie mam wlasciwie prawa.

– Ben – Joe wstal – rozumiem, ze kiedy jest sie znakomitym detektywem, czlowiek nie moze zachowywac sie zupelnie tak samo jak, powiedzmy, nauczyciel greki albo wlasciciel sklepu z zabawkami. Ale jezeli wolno mi prosic, to prosze, zebys nie zachowywal sie jak postac z drugorzednej powiesci kryminalnej.

– Idiota! – powiedzial inspektor szczerze i rozlozyl rece. – Ja naprawde bardzo sie martwie i naprawde nie wiem, co ci mam powiedziec.

– Jezeli zaczniesz mowic, dojdziemy w koncu do jakichs rezultatow. Tak mi sie przynajmniej wydaje…

– Prawdopodobnie masz slusznosc… – Inspektor wychylil szybko zawartosc drugiej szklaneczki i znowu umilkl. Teraz Joe postanowil mu nie przerywac. Byl naprawde zaciekawiony. Mimo to jeszcze mial w oczach drobna, wyprostowana sylwetke kobiety na scenie. Wszystkie pachnidla Arabii…

Вы читаете Powiem wam, jak zginal
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×