zapytac, czy czegos nie potrzebuje… Nie dzwonila na mnie, ale ja… my ja tu wszyscy lubimy… moze Malachi tylko troche sie boczy… Przepraszam, ze panom takie glupstwa mowie… – zamilkla zawstydzona.

– Prosze mowic dalej. Zajrzala panienka do pani Drummond i co?

– Nic, bo niczego ode mnie nie potrzebowala. Powiedzialam wiec dobranoc i zeszlam na dol. I przypomnialo mi sie, ze rano przy sprzataniu odkrecila mi sie srubka od raczki odkurzacza i polozylam ja tam. Odkurzacz dziala i bez tej srubki. Zreszta ja sie na tym nie znam. Ale chcialam ja odnalezc, zeby Malachi znalazl miejsce, z ktorego sie odkrecila, i przykrecil ja z powrotem. Wiec schodzac do sieni podeszlam i zabralam ja.

– Tak, i co? A ta szklanka?

– Wlasnie, prosze pana. Szklanki nie bylo tam wtedy. A rano, kiedy tylko nas obudzono, ubralam sie i wyszlam, bo chcialam dowiedziec sie, czy pani Drummond nie potrzebuje czegos po takiej strasznej… To sa niby glupstwa, ale czasami filizanka mocnej kawy, prosze pana, moze czlowieka w najgorszej chwili podniesc troche z…

– Tak, tak. I co?

– I przechodzac przez sien zobaczylam, kiedy powracalam, te szklanke. Swiatlo na nia padalo.

– I co panienka z nia zrobila?

– Zabralam ja, zupelnie odruchowo. Plakalam wtedy, bo kto by nie plakal, widzac pania Drummond dzis rano… Zabralam szklanke i zanioslam do kuchni. Umylam ja od razu. A potem razem z innymi naczyniami zanioslam do pokoju kredensowego.

– Gdzie jest ten pokoj?

– Tu, obok jadalni. Idzie sie do niego przez maly korytarzyk. Tu stoi szklo, srebra i podreczna lodowka, gdzie pan Drummond kazal trzymac zawsze troche szynki, soki i nieco innych rzeczy do jedzenia, bo czasem bywal glodny w nocy, kiedy pracowal. Zanioslam ja tam i postawilam obok innych szklanek.

– Czy dobrze ja pani umyla i wytarla?

– To jasne, prosze pana! – W glosie dziewczyny zabrzmiala lekka, prawie niedostrzegalna uraza.

– A czy pokoj kredensowy jest zawsze otwarty?

– Tak, prosze pana. Zawsze.

– Dziekuje panience bardzo. – Parker usiadl i wrzucil dwie kostki cukru do kawy.

Kate Sanders dygnela lekko i ruszyla ku drzwiom.

– Jeszcze jedno – powiedzial inspektor. – Czy klamki w domu czysci sie co dnia?

– Co tydzien, prosze pana, proszkiem. Codziennie rano wyciera sie je szmatka.

– A w gabinecie?

– Tak samo jak wszedzie indziej, prosze pana.

– Czy wczoraj wieczorem nie wycierala pani przypadkiem klamek w drzwiach prowadzacych z sieni do gabinetu pana Drummonda?

– Nie, prosze pana. Nigdy nie robie tego wieczorem.

– Dziekuje bardzo, panno Sanders.

XIV. Plama krwi

Przez chwile jedli w milczeniu. Alex wypil dwie filizanki goracej kawy i zmusil sie do zjedzenia kawalka chleba z maslem. Potem odsunal talerzyk.

– Nie moge wiecej – powiedzial.

– Ani ja. – Parker wstal. – Przejdzmy teraz do gabinetu. Tam przesluchamy pana Roberta Hastingsa. Mysle, ze wyjasni on nam kilka szczegolow i ze to jego wyjasnienie zaciemni sprawe do reszty.

I nie mylil sie.

– Nie umiem panom nic powiedziec o tej okropnej tragedii – powiedzial Hastings po uprzednim potwierdzeniu w calej rozciaglosci zeznan Davisa i Sparrowa. – Jestem gleboko wstrzasniety, a wraz ze mna, jak sadze, wszyscy ludzie, ktorzy rozumieli, jak wielki byl wklad badawczy Drummonda w dziedzine, nad ktora pracowal. To niepowetowana strata nie tylko dla was, Anglikow, ale dla nas wszystkich. To nic, ze pragnalem go widziec w Ameryce. Te sprawy to sprawy konkurencji i walki pomiedzy przemyslami. Ale sama osoba Iana i jego umysl byly bez wzgledu na miejsce, gdzie sie znajdowal, bezcenne dla ludzi. Tacy jak on tworza postep, ksztaltuja jego formy i wyrywaja materii caly, kawal niewiadomego. Niewielu znam badaczy, ktorzy mogliby sie z nim rownac.

– Ale po pozyskaniu Sparrowa, na przyklad, smierc jego zahamowalaby w Anglii rozwoj tej dziedziny, o ktorej pan wspomnial. Dziedzina ta rozkwitlaby w Ameryce, prawda?

– Nie rozumiem pana? – powiedzial Hastings. – To znaczy, nie pragne pana rozumiec.

– Panie profesorze… – Parker wstal. – Jestem tu, zeby odnalezc czlowieka, ktory zamordowal Iana Drummonda. Nikt poza szalencem nie zabija bez motywu. To morderstwo nie zostalo popelnione przez szalenca. Dlatego chce odnalezc motyw. Kiedy go odnajde, bede mial w rekach morderce. Pan mogl, przynajmniej teoretycznie, zamordowac Drummonda po to, zeby uniemozliwic ukonczenie jego dziela…

Robert Hastings poczerwienial i zerwal sie na rowne nogi. Piesci mial zacisniete i blyskawice w oczach.

– Jeszcze jedno slowo – zawolal – a…

– W ten sposob okazuje pan – powiedzial Parker spokojnie – ze wyzej ceni pan slowne sformulowania na temat tej zbrodni niz spokojne wysluchanie tego, co mam do powiedzenia i odpowiedzenie mi, dlaczego nie zabil pan Drummonda i nie mogl pan tego uczynic. Albo dlaczego nie zabil go czlowiek, bedacy z panem w zmowie?

Hastings byl nadal czerwony, ale spokojny, ton glosu Parkera podzialal na niego.

– Ale czy pan sobie zdaje sprawe, co pan do mnie powiedzial!?

– A czy sadzi pan, ze wszystkie mieszkajace tu osoby sa mniej godne szacunku niz pan? A jednak Drummonda nie zabil nikt z zewnatrz. Ugodzil go ktos z was! I wszyscy jestescie rownie podejrzani w oczach prawa. Czy rozumie mnie pan?

– Tak, rozumiem pana. – Hastings usiadl. – Prosze, niech pan pyta. Odpowiem panu, jak bede umial, ale obawiam sie, ze niewiele mam do powiedzenia.

– Czy nie ma pan nic do dodania w swojej relacji z wczorajszego wieczoru?

– Nie – Hastings zaprzeczyl glowa. – Nic.

– Wlasnie! – Parker klasnal w rece. – I pan, wlasnie pan wybucha oburzeniem, Kiedy mowie, ze mogl pan zamordowac Iana! Przeciez moglbym pana w tej chwili kazac aresztowac i nie wiem, czy nie zrobie tego, jezeli… – urwal na ulamek sekundy – jezeli nie wytlumaczy mi pan, skad sie wziela ta plama krwi na czubku panskiego lewego bucika. – Pochylil sie i wskazujacym palcem dotknal nogi Hastingsa. Alex, ktory przygladal sie profesorowi, nie spuszczajac z niego ani na sekunde oka, zobaczyl, ze twarz tamtego powlokla sie trupia bladoscia.

– Co? – powiedzial Hastings. – Plama krwi…? – Przymknal oczy.

– Tak: plama krwi. – Parker wyprostowal sie w milczeniu. Przez chwile zaden z nich nie poruszyl sie. Potem Hastings spojrzal na czubek buta i zadrzal.

– Co?… Co pan zamierza zrobic?… – zapytal. – Ja? Ja nie wiem skad…

– Zamierzam: albo oddac ten but do analizy chemicznej, a wtedy jestem przekonany, ze wykaze ona na nim krew Iana Drummonda, ktorego strata tak bardzo pana dotknela. Wowczas zostanie pan zamkniety w wiezieniu i nie bede sie panu tlumaczyl z tego, co mam zamiar zrobic. Albo… przyzna sie pan, skad wziela sie ta plama na panskim bucie, a wtedy: albo uwierze panu i pozostanie pan tu jako osoba podejrzana, albo nie uwierze panu i zostanie pan postawiony w stan oskarzenia.

– Ale ja… pan chyba nie rozumie, co dla czlowieka na moim stanowisku… w swiecie nauki… Czy pan sobie zdaje z tego sprawe…?

– A czy pan zdaje sobie sprawe, panie profesorze, ze byl pan gosciem w tym domu, ze zamordowano gospodarza, czlowieka, ktoremu sam pan wystawil tak chwalebne epitafium, a pan, uczony o swiatowej slawie i czlowiek, ktory, jak slysze, dba o opinie swiata, zatail juz w pierwszym przesluchaniu prawde i w ten sposob oczywiscie wspomaga morderce, jezeli, oczywiscie, nie jest pan nim.

– Ale ja… Powtarzam panom, ze nie zabilem Iana Drummonda. Przysiegam na to!

– Panie profesorze Hastings. Prosze nie zachowywac sie jak dziecko. Moze, zamiast tego, zechce pan pomyslec, jak udowodnic nam, ze jest pan czlowiekiem, ktorego przysiega ma jakies znaczenie. Na razie oklamal nas pan w najobrzydliwszy sposob. Bez wzgledu na to, co pan sadzi, staje sie pan przez to wspolnikiem

Вы читаете Powiem wam, jak zginal
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×