To byla taka maszyna, taka wspaniala maszyna! Nie wiem, ile stalam: godzine, dwie… Przyszlam do domu, polozylam sie spac. A nastepnego dnia moje oczy staly sie niebieskie.

Czlonek Lapina zaczal twardniec.

– Czarne rzesy. I brwi. – Ogladala go. – Chyba lubisz, jak ktos jest wobec ciebie czuly.

– Czuly?

– Czuly. Lubisz?

– Ja… tak w ogole… – przelknal.

– Miales kobiety?

Usmiechnal sie nerwowo.

– Dziewczyny. A ty mialas kobiety?

– Nie. Tylko mezczyzn – odparla spokojnie, wypuszczajac jego czlonek z rak. – Przedtem. Zanim sie przebudzilam.

– Przedtem?

– Tak. Przedtem. Teraz mezczyzni nie sa mi potrzebni. Potrzebni mi sa bracia.

– Jak to? – Podciagnal kolana, zaslaniajac naprezony czlonek.

– Seks to choroba. Smiertelna. I choruje na nia cala ludzkosc. – Schowala serwetke do kieszeni fartucha.

– Tak? Ciekawe… – usmiechnal sie Lapin. – To co z czuloscia? Przeciez o niej mowilas?

– Widzisz, Ural, istnieje czulosc ciala. Ale jest niczym wobec czulosci serca. Serca, ktore sie przebudzilo. I ty teraz to poczujesz.

Otworzyly sie drzwi.

Weszla kobieta w bialym szlafroku frotte: 38 lat, sredni wzrost, pulchna, wlosy ciemnoblond, niebieskie oczy, twarz okragla, nieladna, usmiechnieta, spokojna.

Lapin przyciagnal do piersi drzace kolana. Siegnal po koldre, ale koldra lezala w nogach.

Pielegniarka wstala i podeszla do kobiety. Ostroznie pocalowaly sie w policzki.

– Widze, ze juz sie poznaliscie. – Przybyla z usmiechem spojrzala na Lapina. – Teraz moja kolej.

Pielegniarka wyszla. Bezszelestnie przymknela za soba drzwi.

Kobieta patrzyla na Lapina.

– Dzien dobry, Ural – rzekla.

– Dzien dobry… – Odwrocil wzrok.

– Jestem Mer.

– Mer? Mer czego?

– Niczego – usmiechnela sie. – Mer to imie.

Zrzucila szlafrok. Naga zrobila krok w strone Lapina. Wyciagnela pulchna reke.

– Wstan, prosze.

– Po co? – Lapin patrzyl spode lba na jej duzy, obwisly biust.

– Prosze. Nie wstydz sie mnie.

– Zlewam to. Tylko… oddajcie moje ubranie.

Lapin wstal. Oparl rece na cherlawych biodrach. Podeszla. Objela go delikatnie i przytulila do piersi. Lapin zasmial sie nerwowo, odwracajac twarz:

– Kobieto, nie zamierzam cie rznac.

– Wcale ci tego nie proponuje – powiedziala. Nagle zastygla bez ruchu.

Lapin westchnal z irytacja, wznoszac oczy.

– Moze w koncu oddacie mi ubranie, co?

Nagle zadygotal. Szarpnal sie calym cialem. Zamarl.

Oboje zmartwieli. Stali, objeci. Powieki im opadly.

Stali nieruchomo przez 42 minuty.

Mer drgnela, zaszlochala. Rozluznila uscisk. Lapin bezsilnie wypadl z jej objec na podloge. Szarpnal sie konwulsyjnie. Otworzyl usta, szlochajac, lapczywie wciagnal powietrze. Usiadl. Otworzyl oczy. Tepo wlepil wzrok w noge lozka. Policzki mu plonely.

Mer podniosla szlafrok, narzucila na siebie. Polozyla malenka pulchna dlon na glowie Lapina.

– Ural.

Odwrocila sie i wyszla z pokoju. Siostra przyniosla Lapinowi ubranie. Kucnela obok niego.

– Jak sie czujesz?

– W porzadku. – Przesunal drzaca reka po twarzy. – Tak w ogole, to chce… tego… chce…

– Boli cie piers?

– Tak… jakos… ja… tego…

– Ubieraj sie. – Siostra poglaskala go po ramieniu.

Lapin siegnal po dzinsy. Pod nimi lezaly slipy.

Nowe. Nie jego. Pomacal je.

– A pani… a ty…

– Co? – zapytala siostra. – Mam sie odwrocic?

– A ty… co? – Pociagnal nosem.

Spojrzal na nia, jakby ja widzial po raz pierwszy. Palce dygotaly mu lekko.

Siostra wstala. Podeszla do okna. Odsunela firanke i popatrzyla na nagie galezie.

Lapin podniosl sie z trudem. Chwiejac sie i potykajac, wlozyl slipy. Potem spodnie. Wzial czarna koszulke. Tez byla nowa. Zamiast poprzedniego WWW.FUCK.RU miala nowy napis BASIC. Tez czerwony.

– A dlaczego… to? – Mial palcami nowa koszulke.

Siostra obejrzala sie.

– Ubieraj sie. To wszystko twoje.

Patrzyl na koszulke. Potem ja wlozyl. Siegnal po kurtke. Lezaly na niej jego rzeczy. Klucze. Legitymacja studencka. Portfel. Jakos dziwnie gruby.

Lapin wzial go do reki. Otworzyl. Portfel byl wypchany gotowka. Piecsetrublowymi banknotami i dolarami.

– Ale to… nie moje. – Patrzyl na portfel.

– Twoje. – Siostra odwrocila sie. Podeszla do niego.

– Mialem… siedemdziesiat rubli. Siedemdziesiat… piec.

– To sa twoje pieniadze.

– Chyba nie… – Patrzyl na portfel. Kilkakrotnie dotknal swojej piersi.

Ujela go za ramiona.

– Posluchaj, Ural. Na razie nie rozumiesz, co sie z toba stalo. Powiedzialabym – nic nie rozumiesz. Wczoraj w nocy sie obudziles. Ale jeszcze nie otrzasnales sie ze snu. Teraz twoje zycie potoczy sie zupelnie inaczej. Pomozemy ci.

– Jacy my?

– Ludzie. Ktorzy sie przebudzili.

– Yyy… co?

– Nic.

– I co ze mna bedzie?

– To, co ze wszystkimi przebudzonymi.

Lapin patrzyl szklistymi oczami na jej piekna twarz.

– A niby co?

– Ural – scisnela palcami jego kosciste ramiona – badz cierpliwy. Dopiero wstales z lozka. Na ktorym spales przez dwadziescia lat. Nie zrobiles nawet pierwszego kroku. Wiec wloz portfel do kieszeni i chodz za mna.

Otworzyla drzwi. Wyszla na korytarz.

Lapin wciagnal kurtke, wsunal portfel do wewnetrznej kieszeni. Klucze i legitymacje do bocznych. Rowniez wyszedl na korytarz.

Siostra ruszyla szybkim krokiem. Lapin za nia. Ostroznie. Dotykajac opatrunku na piersi.

Przy izbie przyjec czekali na nich lekarz i Mer. Mer miala na sobie ciemnofioletowy plaszcz z duzymi guzikami.

Вы читаете Lod
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×