Khalil Gibran

PROROK

Przeklad Wandy Dynowskiej

Cedr i Orzel 1954

Printed at

Sri Chamundi Art. Press, 65-B, Usman Road,Madras-17 and

Published by Wanda Dynowska, Adyar, Madras-20

Przybycie Statku

Almustafa, wybraniec i umilowany, co stal sie jutrzenka nowego dnia na szlaku wlasnego zywota, czekal byl lat dwanascie, w grodzie Orfalezu, na swoj okret, co nazad mial plynac i na wyspe jego urodzenia uniesc go z powrotem.

A z nastaniem dwunastego roku, na siodmy dzien Jelula,

miesiaca zniw i winobrania, wstapil na wzgorze poza murami miasta i rzucil wzrokiem ku morzu; i oto dojrzal okret swoj zblizajacy sie z fala mgly.

Wowczas roztwarly sie jego serca wierzeje, a radosc jego wybiegla daleko, na morze.

I przymknal oczy i modlil sie w milczeniach swej duszy.

Lecz gdy z gory zstepowal, smutek wielki nan splynal i pomyslal

w glebi duszy:

jakze to zdolam odejsc w pokoju, a bez zalu? O, nie bez rany w sercu opuszcze ten grod.

Dlugie byly dnie bolu ktorem spedzil w tych murow odrebie, dlugie samotnosci noce;

a ktoz zdola pozegnac bez zalu swoj bol i samotnosc swoja?

Zbyt wiele czastek mego ducha rozrzucilem po tych drogach,

zbyt liczne dzieci mej tesknoty bladza nagie wposrod tych gor; nie moge porzucic ich bez smutku i ciezaru w sercu.

Bowiem to nie odziez dzis zrzucam, a zywa skore wlasnymi

zdzieram rekami.

I nie tylko mysl swoja mam pozostawic za soba ale i serce wlasne,

ktore glod i pragnienie napelnialy slodycza.

Jednak nie moge zwlekac dluzej.

Morze, co rzecz wszelka wola ku sobie, rzuca mi dzis swoj zew.

Odplynac musze.

Bowiem pozostac — choc godziny plona wsrod nocy — znaczyloby zamarznac i skrzepnac, uwieznac zamknionym w nazbyt konkretny ksztalt.

Radbym zabral ze soba wszystko, co tu pozostaje, lecz jakzebym mogl to uczynic?

Glos nie zdolen jest uniesc jezyka i ust, co mu skrzydla daly,

sam wzniesc sie musi w przestwory.

I sam, bez gniazda swego, wzbija sie orzel ku sloncu.

A gdy doszedl do podnoza gory zwrocil sie znow ku morzu i ujrzal jak okret jego zbliza sie do przystani, a na pokladzie marynarzy — ludzi swej ojczyzny.

I okrzyk ogromny jego duszy wybiegl ku nim:

O syny mej dawnej macierzy, wy, jezdzcy fal i morskich przyplywow,

ilez to razy przybywaliscie w moich snach, a teraz oto przyplywacie na jawie, ktora jest moim glebszym snem.

Otom gotow odplynac z wami, a zarliwosc ma z rozpietym zaglem czeka na wiatr.

Tylko jeszcze jeden oddech zaczerpne w tym cichym powietrzu;

tylko jedno milujace spojrzenie wstecz rzuce, i juz stane wposrod was,

zeglarz wsrod zeglarzy.

A ty, o morze bezkresne, ty uspiona rodzico, cos jest pokojem i wolnoscia jedyna dla rzeki i dla strumienia,

tylko jeden zakret jeszcze uczyni ten potok w swym biegu,

tylko jeden jeszcze szmer piesni rzuci na tej polanie, a juz przyjdzie pograzyc sie w ciebie — niezmierzona kropla w ocean niezmierzony.

A gdy tak schodzil z gor ujrzal z oddali jak ludzie porzucaja w pospiechu swe pola i winnice i biegna ku bramom miasta.

I uslyszal glosy wolajace jego imie, pokrzykiwania co rozniosly sie od pola do pola, podajac jeden drugiemu wiesc o nadejsciu jego statku.

I rzekl do siebie:

czyli dzien rozstania ma sie stac i dniem zniw?

Czy beda powiadac o mnie, iz wieczor moj byl w istocie moja jutrzenka?

Coz moge dac temu, ktory oto plug swoj porzucil w pol bruzdy i temu, co obroty swej tloczni winnej zatrzymal?

Czy serce me zmienic sie ma w drzewo dojrzalym owocem bogate, abym mogl zrywac i obdzielic nim rzesze?

A uczucia me i tesknoty czy maja poplynac takim potokiem

abym napelnil ich kruze?

A sam czyliz mam zmienic sie w harfe, by dotknela mnie reka Najwyzszego, lub we fletnie, by tchnienie Jego wionelo przeze mnie

ogromne?

Badaczem milczen jestem, jakiz to skarb znalazlem na ich dnie,

abym go smialo rozdzielil?

Jesli to jest dzien mego zniwa, na jakichze to polach zasialem byl ziarno, o jakich niepamietnych wiosnach?

A jesli naprawde jest to godzina, gdy wznosze ma lampe, plomien jej nie moim zaplonie ogniem.

Pusta i ciemna podniose ja w gore, a Straznik Nocy olejem ja swoim napelni i on tez zapali jej plomien.

Te oto mysli wypowiedzial w slowach, lecz wiele niewypowiedzianych pozostalo w sercu, bowiem nawet przed soba nie zdolalby wyrazic swoich najglebszych tajemnic.

A gdy wstapil w mury miasta, cala ludnosc wylegla na jego spotkanie i wolala don w jeden glos.

A starsi grodu zblizyli sie don ze slowami:

Nie odchodz od nas jeszcze,

poludniem byles w naszym zmierzchu, a mlodosc twa darzyla nas marzeniami.

Nie jestes obcym wposrod nas, ani gosciem, tys syn nasz i umilowany.

O, nie kaz jeszcze naszym oczom laknac widoku twego oblicza.

A kaplani i kaplanki rzekli mu:

Niechze nie rozdzielaja nas jeszcze fale morz, niech lata ktores z nami spedzil nie stana sie juz tylko wspomnieniem.

Przechadzales sie wsrod nas — duch, a cien twoj byl jasnoscia

na naszych twarzach.

Milowalismy cie wielce. Ale bezslowna byla milosc nasza i zaslona okryta.

A dzis oto wola do ciebie donosnie i stanac chce przed toba bez oslon;

zaprawde bywalo tak zawsze, iz milosc nie zna swojej wlasnej glebi az nadejdzie godzina rozstania.

Zblizyli sie i inni, proszac go by pozostal. A on milczal. Tylko glowe opuscil, a ci, co stali najblizej widzieli lzy — jak cicho padaly na jego piers.

Powoli postepowal wraz z ludem ku swiatyni i zatrzymali sie przed jej wielkim kruzgankiem.

Tu z chramu wyszla ku nim niewiasta, imieniem Almitra. A byla ona wieszczka i jasnowidzaca.

Вы читаете Prorok
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×