powiedziala:

– No, jestes wreszcie. Wszyscy tu na ciebie czekaja. Mlodzieniec pospiesznie wsunal dlon pod pole kurtki, a Sara krzyknela ostrzegawczo:

– Jeffrey!

Wszystkie glowy zwrocily sie w jej kierunku, ona jednak nie spuszczala z oczu Smitha, ktory blyskawicznie wyszarpnal zza pazuchy obrzynka z opilowana lufa, wymierzyl Mattowi w twarz i nacisnal oba spusty.

Krew i szara tkanka mozgowa trysnely na oszklone drzwi niczym rozpylone z weza pod wielkim cisnieniem. Hogan, z krwawa miazga w miejsce twarzy, polecial do tylu i grzmotnal plecami o drzwi, w ktorych szyba popekala promieniscie, ale sie nie stlukla. Dzieci podniosly choralny pisk, a Brad pospiesznie pchnal je na podloge i zwalil sie na cala grupe, przygwazdzajac ja swoim ciezarem do posadzki. Wybuchla bezladna strzelanina. Jeden z policjantow zwalil sie na ziemie u stop Sary z wielka dziura w piersi, a jego pistolet wypalil od uderzenia o kafelki i z brzekiem potoczyl sie w glab sali. Wszedzie dokola sypaly sie okruchy szkla z roztrzaskiwanych fotografii, w powietrzu lataly rozne przedmioty podrywane z biurek przez pociski. Spadaly monitory komputerow, sypaly sie iskry, rozchodzil sie swad palonej izolacji. Dokumenty fruwaly niczym suche liscie miotane porywami gwaltownego wiatru, a huk wystrzalow byl tak ogluszajacy, ze Sara odniosla wrazenie, iz lada moment Popekaja jej bebenki.

– Uciekaj! – wrzasnal Jeffrey.

W tej samej chwili poczula ostre uklucie w policzek i blyskawicznie przytknela dlon do miejsca, w ktorym jakis odlamek rozcial jej skore. Uswiadomila sobie, ze kleczy na podlodze za biurkiem, chociaz nie miala pojecia, jak sie tu znalazla. W pospiechu dala nura za najblizsza metalowa szafke na akta. Swad prochu tak mocno drapal w gardle, jakby sie napila zracego kwasu.

– Teraz! – huknal Jeffrey przykucniety pare biurek dalej.

Z lufy jego pistoletu zaczely raz za razem bluzgac biale jezyki ognia, kiedy probowal oslonic jej odwrot. Nagle cala frontowa czescia budynku wstrzasnal potezny huk, potem drugi.

– Tedy! – krzyknal Frank kryjacy sie za zelaznymi drzwiami przeciwpozarowymi i strzelajacy zza nich na oslep w kierunku lobby.

Jeden z funkcjonariuszy rzucil sie do ucieczki na tyly komisariatu i otworzyl szerzej drzwi, na krotko odslaniajac przycupnietego za nimi Wallace’a. W drugim koncu sali inny gliniarz probowal skoczyc na ratunek dzieciom, lecz tylko skrzywil sie gwaltownie z bolu, zwalil na podloge i poczolgal za oslone regalu. W powietrzu bylo juz gesto od dymu, swad prochu dlawil w gardle, a w lobby huk strzalow tylko przybieral na sile. Sare oblecial smiertelny strach, gdy rozpoznala charakterystyczny terkot pistoletu maszynowego. Bandyci byli swietnie przygotowani na rzez.

Ktos zawolal:

– Doktor Linton!

Chwile pozniej poczula na swojej szyi pare drobnych dzieciecych raczek. Maggie Burgess jakims cudem zdolala sie przedostac az tutaj, a Sara instynktownie objela ja i przytulila do siebie. Dostrzeglszy to, Jeffrey siegnal do kabury na nodze i gwaltownym wymachem reki dal jej znac, zeby skoczyla z dziewczynka do wyjscia, gdy bedzie je oslanial. Szybko sciagnela z nog szpilki i przyczaila sie w kucki za szafa. Miala jednak wrazenie, ze minela cala wiecznosc, zanim Jeffrey w koncu wychylil sie zza biurka i zaczal strzelac z obu pistoletow jednoczesnie. Poderwala sie na nogi, dopadla drzwi przeciwpozarowych i wcisnela mala w objecia Franka. Mimo ze kule swistaly w powietrzu i na wszystkie strony bryzgaly odlamki roztrzaskanych kafelkow, pospiesznie wycofala sie na czworakach pod oslone zelaznej szafki na akta.

Obmacala sie blyskawicznie, zeby sprawdzic, czy nie zostala ranna. Byla cala zakrwawiona, ale zorientowala sie, ze to nie jej krew. Frank ponownie uchylil drzwi prowadzace na tyly budynku i pociski zabebnily o nie ze zdwojona sila. Wyciagnal reke i znow zaczal na oslep odpowiadac ogniem w kierunku lobby.

– Uciekaj! – krzyknal ponownie Jeffrey, szykujac sie, by znow zapewnic jej oslone.

Ona jednak nie mogla oderwac wzroku od nastepnego dziecka kryjacego sie za kilkoma przewroconymi krzeslami. Rozpoznala znanego jej z przychodni Rona Carvera, ktory wygladal na rownie przerazonego jak ona. Uniosla obie rece, dajac mu na migi znac, zeby pozostal na miejscu, dopoki komendant nie zacznie strzelac. Ale chlopczyk nie wytrzymal i rzucil sie w jej kierunku z nisko pochylona glowa i broda wbita w piersi, szeroko wymachujac raczkami. Jeffrey pospiesznie zaczal strzelac, chcac odciagnac od niego uwage bandyty uzbrojonego w pistolet maszynowy, lecz pocisk trafil Rona w noge i omal nie oderwal mu stopy. Chlopiec zwalil sie na bok i w panice zaczal sie gwaltownie czolgac, odpychajac sie od terakoty nawet zraniona noga, byle tylko jak najszybciej wydostac sie z sali.

Kiedy padl wreszcie w objecia Sary, poczula, ze jego serduszko tlucze sie w oszalalym rytmie niczym sploszony ptak w klatce. Blyskawicznym ruchem sciagnela z Rona bawelniana koszulke, szarpnieciem oderwala rekaw i zrobila z niego prowizoryczny opatrunek na silnie krwawiacej nodze chlopca. Reszta koszulki przywiazala dyndajaca na skrawku ciala stope, modlac sie w duchu, by w szpitalu dalo sie ja uratowac.

– Niech mnie pani nie zabiera do wyjscia – chlipal maly. – Prosze, doktor Linton. Niech mnie pani stad nie rusza.

– Musimy wyjsc, Ronny – odparla, silac sie na surowy ton.

– Prosze! Niech mnie pani nie zabiera! – zapiszczal glosniej.

– Sara! – krzyknal Jeffrey.

Przytulila Rona do siebie i wyjrzala zza szafki w oczekiwaniu na sygnal. Jak tylko Jeffrey zaczal strzelac, z chlopcem w ramionach po raz drugi skoczyla do drzwi przeciwpozarowych.

Ledwie wynurzyli sie w przejsciu, chlopiec zaczal wierzgac i histerycznie piszczec na caly glos:

– Nie! Ja nie chce! Prosze mnie zostawic! Zakryla mu dlonia usta i pobiegla, ledwie zwracajac uwage na dotkliwy bol w dloni, gdy zeby malego wbily jej sie gleboko w skore. Frank wyciagnal rece i wyrwal Rona z jej objec. Zanim odwrocil sie i pognal korytarzem, ja takze probowal zlapac pod pache, ale wyszarpnela sie i pobiegla z powrotem za oslone szafki na akta, rozgladajac sie za pozostalymi dziecmi. Jakis pocisk swisnal jej tuz kolo ucha, lecz nie baczac na zagrozenie, skoczyla w glab sali.

Dwukrotnie probowala policzyc, ile jeszcze dzieci zostalo pod opieka Brada, ale z powodu kul swiszczacych w powietrzu i panujacego wokol chaosu za kazdym razem tracila rachube. Zaczela sie wiec rozgladac za Jeffreyem. Dostrzegla go jakies piec metrow dalej przeladowujacego bron. Ledwie ich spojrzenia sie zetknely, polecial nagle do tylu, jakby szarpniety za ramie, i zwalil sie miedzy biurka. Za nim kwiatek spadl z parapetu, a doniczka roztrzaskala sie w drobny mak. Cialem Jeffreya wstrzasnely dreszcze, kilka razy konwulsyjnie wierzgnal nogami i znieruchomial. Niespodziewanie w sali zapadla cisza. Sara dala nura pod najblizsze biurko, wciaz majac w uszach huk gwaltownej kanonady. Dotarl do niej tylko histeryczny pisk Marli, ktorej glos to wznosil sie, to opadal, niczym zawodzenie syreny.

– Boze… – szepnela, probujac pod biurkami rozejrzec sie po sali.

Przy brzegu kontuaru w sekretariacie zauwazyla Smitha stojacego z dwoma pistoletami w rekach i rozgladajacego sie w poszukiwaniu jakiegokolwiek ruchu. Jego kolega stal obok, mierzac z pistoletu maszynowego o dlugiej lufie w drzwi frontowe. Smith pod rozpieta czarna kurtka mial kamizelke kuloodporna i na piersi umocowane dwie kabury z kolejnymi pistoletami. Obrzynek lezal na kontuarze. Obaj mezczyzni stali na otwartej przestrzeni, lecz nie bylo juz komu do nich strzelac. Sara probowala sobie przypomniec, ilu policjantow znajdowalo sie w sali, ale bylo to ponad jej sily.

Wylowila jakies poruszenie na lewo od siebie. W tej samej chwili padl pojedynczy strzal, pocisk z brzekiem odbil sie od metalowej szafki na akta, ale towarzyszyl temu stlumiony okrzyk. Rozlegl sie tez zduszony pisk ktoregos dziecka. Rozplaszczyla sie na podlodze, zeby lepiej widziec cala przestrzen sali. Dojrzala w odleglym kacie lezacego nieruchomo Brada, ktory szeroko rozpostartymi ramionami przyciskal swoich podopiecznych do posadzki. Wszystkie dzieci zanosily sie od szlochu.

Ranny gliniarz, ktory padl niedaleko nich za regalem z papierami, probowal jeszcze uniesc bron. Dopiero teraz rozpoznala w nim Barry’ego Fordhama, funkcjonariusza z patrolu miejskiego, z ktorym tanczyla na ostatnim balu Policyjnym.

– Odloz to! – wrzasnal Smith. – Slyszysz?! Odloz bron!

Barry jednak wciaz probowal w niego wymierzyc, choc nie byl w stanie utrzymac w reku pistoletu, ktorego lufa chwiala sie na wszystkie strony. Chlopak z pistoletem maszynowym odwrocil sie powoli w jego strone i z przerazajaca precyzja oddal pojedynczy strzal w glowe Barry’ego. Jego czaszka huknela o regal i zabity osunal sie na podloge. Zanim Sara zdazyla sie przyjrzec drugiemu bandycie, ten jakby nigdy nic odwrocil sie z powrotem do

Вы читаете Fatum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×