obcego, zabic obcego. Jego klatka piersiowa unosila sie i opadala, pompujac powietrze przez zaschniete gardlo. Wyrwal jedna cala belke, chwycil ja w polowie i zamachnal sie drewnem twardym jak metal.

Najblizsze stworzenie padlo z roztrzaskanym lbem. Drugie z przetraconym karkiem. Trzecie zostalo gwaltownie odrzucone ze zgruchotanymi zebrami w objecia czwartego; oba runely na ziemie. Joe zaczal sie smiac. To zaczynalo byc zabawne.

— Jeee-huuu! Tyyygryys! — Puscil sie biegiem po zlodowacialej ziemi w kierunku hordy. Rozbiegly sie, wyjac. Scigal je, dopoki ostatnie nie zniknely w lesie. Ciezko dyszac Joe popatrzyl na trupy. Sam krwawil, bylo mu zimno, odczuwal bol i glod, a jego schronienie lezalo w ruinie — ale pobil je! Pod wplywem naglego impulsu omal nie uderzyl sie w piersi z wyciem. Przez chwile sie wahal. Czemu nie? Anglesey odrzucil w tyl glowe i wzniosl okrzyk triumfu ku bladej tarczy Ganimedesa.

Pozniej wzial sie do pracy. Najpierw rozpalil ognisko pod oslona statku z ktorego do tej pory zostalo niewiele ponad pagorek rdzy. Horda potworow wyla w ciemnosci wsrod spekanej ziemi, nie zrezygnowaly z niego, powroca.

Rozszarpal ledzwie jednemu z zabitych i odgryzl kawalek miesa. Calkiem dobre. Byloby jeszcze lepsze, gdyby je wlasciwie przyrzadzic. Ha! Popelnily wielki blad, zwracajac jego uwage na swoje istnienie! Konczyl sniadanie, kiedy Ganimedes chowal sie za gorami lodowymi na zachodzie. Wkrotce zacznie switac. Powietrze bylo prawie nieruchome, a wysoko nad glowa latalo stado przypominajacych nalesniki podniebnych brzytwodziobow, jak je nazywal Anglesey, koloru wypolerowanej miedzi, polyskujacych w niesmialych promieniach brzasku.

Joe przetrzasal ruiny swojej chaty, dopoki nie odnalazl aparatu do wytapiania wody. Nie byt uszkodzony. Pierwsza rzecz, to stopic troche lodu i odlac go do form siekiery, noza, pily i mlotka, ktore przygotowal z wielkim trudem. W warunkach jowiszowych metan byt plynem, ktory sie pilo, a woda — zestalonym mineralem. Nadawala sie doskonale na narzedzia. Pozniej sprobuje ja stopic z innymi substancjami.

A potem — tak. Do diabla z ziemianka, przez jakis czas moze spac pod golym niebem. Zrobi luk, zastawi pulapki, bedzie gotow urzadzic masakre gasienicom, jesli go znowu zaatakuja. Niedaleko stad byla rozpadlina schodzaca gleboko ku przejmujacemu zimnu metalicznego wodoru: naturalna lodowka, miejsce na przechowywanie wielotygodniowych zapasow miesa, ktore dostarcza jego wrogowie. Zostanie mu duzo wolnego czasu… Och! Cholernie duzo!

Joe rozesmial sie z zadowoleniem i polozyl sie, by obejrzec wschod slonca.

Na nowo zlot sobie sprawe. co to za urocze miejsce. Widzisz, jak mala polyskliwa iskierka Slonca zegluje do gory spoza wschodnich watow ciemnopurpurowej mgly, zylkowanej rozem i zlotem; widzisz, jak swiatlo powoli narasta, dopoki ogromny wklesly luk nieba nie stanie sie jednym potokiem promieniowania; widzisz, jak swiatlo wlewa cieplo i zycie w rozlegla piekna kraine, milion kilometrow kwadratowych niskich szumiacych lasow i migotliwie falujacych jezior i pioropuszy wodorowych gejzerow; i widzisz, widzisz, widzisz, jak lodowe gory zachodu rozblyskuja niczym szara stal!

Anglesey wciagnal gleboko w pluca gwaltowny poranny wiatr i krzyknal z chlopiecej radosci.

* * *

— Sam biologiem nie jestem — zastrzegl sie Viken. — Ale byc moze dzieki temu lepiej uda mi sie przedstawic panu ogolna sytuacje. Potem Lopez albo Matsumoto mogliby odpowiedziec na wszelkie szczegolowe pytania.

— Doskonale — zgodzil sie Cornelius. — Lecz prosze przyjac, ze jestem absolutnym ignorantem, jesli chodzi i ten projekt, zgoda? Prawie jestem, wie pan o tym.

— Jak pan sobie zyczy — rozesmial sie Viken.

Stali w zewnetrznym biurze sekcji ksenobiologicznej. W poblizu nie bylo nikogo, gdyz zegary stacji wskazywaly 17.30 GMT, a prace szly tylko na jedna zmiane. Nie bylo potrzeby pracowac dluzej, dopoki dzialka Angleseya nie zacznie dostarczac danych powierzchniowych.

Fizyk pochylil sie i podniosl z biurka przycisk do papieru.

— Jeden z chlopcow zrobil ja dla zartow — powiedzial — ale to zupelnie dobry wizerunek Joego. Liczy okolo pieciu stop, mierzac przy glowie.

Cornelius obracal w dloniach plastykowa figurke. Jesli wyobrazic sobie kociego centaura z grubym chwytnym ogonem… Tulow byl przysadzisty, o dlugich konczynach, silnie umiesniony; lysa glowa okragla, szerokonosa, z wielkimi, gleboko osadzonymi oczami i mocnymi szczekami, ale to rzeczywiscie przypominalo ludzka twarz. Barwa ogolna byla niebieskoszara.

— Samiec, jak widze — zwrocil uwage.

— Oczywiscie. Pan, zdaje sie, nie rozumie. Joe jest kompletnym pseudojowiszaninem jesli wolno nam to stwierdzic — koncowym modelem, rozpracowanym pod kazdym wzgledem. Jest odpowiedzia na naukowe pytanie, ktorego postawienie zajelo piecdziesiat lat.

Viken spojrzal z ukosa na Corneliusa. — A wiec zdaje pan sobie sprawe ze znaczenia panskiej misji, prawda?

— Zrobie, co bede mogl — odparl psionik. — Lecz gdyby… no coz, zalozmy, ze awaria lampy lub cos innego sprawi, iz stracicie Joego, nim zdaze rozwiazac problem oscylacji. Macie chyba w zapasie innych, prawda?

— Och, naturalnie — odrzekl markotnie Viken. — Ale koszty… Nie jestesmy na nieograniczonym budzecie. Wydajemy oczywiscie mnostwo pieniedzy, bo pluc i lapac w takiej odleglosci od Ziemi to droga przyjemnosc. Ale z tego samego powodu swoboda naszych posuniec jest nieduza.

Wlozyl rece do kieszeni i poczlapal ze spuszczona glowa w kierunku wewnetrznych drzwi, laboratoriow, przemawiajac niskim, natarczywym glosem. — Pan nie zdaje sobie chyba sprawy, jaka koszmarna planeta jest Jowisz. To nie tyle powierzchniowa sila ciazenia — troche mniej od trzech g, co to jest? — ile potencjal grawitacyjny, dziesieciokrotnie wiekszy niz ziemski. Temperatura. Cisnienie. A przede wszystkim atmosfera, burze i ciemnosc!

Gdy statek schodzi do ladowania na powierzchni Jowisza — odbywa sie to z pomoca radia — cieknie jak sito dla zneutralizowania cisnienia, ale poza tym jest to za kazdym razem najpotezniejszy, absolutnie najmocniejszy model aktualnie produkowany, wyladowany rozmaitymi czujnikami, serwomechanizmami, wszelka aparatura zabezpieczajaca, jaka umysl ludzki musial wymyslic, zeby ochronic kupe precyzyjnego sprzetu wartosci milionow dolarow. I co sie dzieje? Polowa statkow w ogole nie dociera do powierzchni. Porywa je burza i miota gdzies nimi albo zderzaja sie z bryla Kry 7 — mniejsza wersja Czerwonej Plamy — albo, niech ja skonam, to co uchodzi tu za stado ptakow, taranuje ktorys i rozbija. A dla tej drugiej polowy, ktorej uda sie wyladowac, jest to podroz w jedna strone. Nie probujemy nawet odstawiac ich z powrotem. Jesli naprezenia nie rozerwaly czegos podczas ladowania, to i tak skazala je korozja. Wodor przy jowiszowym cisnieniu wyczynia z metalami zabawne rzeczy.

Dostarczenie Joego na powierzchnie kosztowalo ogolem jakies piec milionow — jednego osobnika. Kazdy nastepny bedzie kosztowac, jesli nam sie poszczesci, pare milionow wiecej.

Viken kopnieciem otworzyl drzwi na osciez i poszedl przodem. W glebi znajdowalo sie wielkie pomieszczenie, nisko sklepione, rozjasnione zimnym swiatlem i przepelnione szumem wentylatorow. Przypominalo Corneliusowi laboratorium nukleoniczne; przez chwile nie mogl sobie uzmyslowic dlaczego, po czym rozpoznal zawilosci zdalnego sterowania, zdalnej obserwacji, sciany odgradzajace sily, ktore moglyby zniszczyc caly ten ksiezyc.

— One sa konieczne ze wzgledu na cisnienie, rzecz jasne — powiedzial Viken wskazujac szereg oslon. — I zimno. I sam wodor, jako drobniejsza grozbe. Mamy tu urzadzenia odtwarzajace warunki w jowiszowym… hm… powietrzu. Oto miejsce, w ktorym caly ten projekt naprawde sie zaczal.

— Slyszalem cos nie cos. Nie zaczerpywaliscie zarodnikow unoszacych sie w atmosferze?

— Ja nie. — Viken rozesmial sie. — Zespol Tottiego to zrobil, piecdziesiat lat temu. Udowodnili, ze na Jowiszu istnieje zycie. Zycie, wykorzystujace ciekly metan jako punkt startu dla syntezy nitrozwiazkow: rosliny wykorzystujac energie sloneczna do budowy nienasyconych zwiazkow weglowych uwalniaja wodor; zwierzeta zjadajac rosliny redukuja te zwiazki ponownie do postaci nasyconej. Jest nawet odpowiednik spalania. Takie reakcje wymagaja zlozonych enzymow, a wiec… no coz, to nie moja dziedzina.

— Biochemia jowiszowa zostala wiec calkiem dobrze poznana.

— O, tak. Nawet w czasach Tottiego dysponowano wysoko rozwinieta technologia biotyczna — zsyntetyzowano juz ziemskie bakterie i calkiem niezle odwzorowano wiekszosc struktur genowych. Jedyna

Вы читаете Nazywam sie Joe
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×