„To ona wlasnie wykazala odwage — pomyslal. — Odwagi wymagalo nazwanie rzeczy po imieniu.”

Nie mial pojecia, w jaki sposob przeczula. Skad mogla wiedziec?

— Odejde — rzekla. — I nie powroce. Nawet gdy bedziesz mnie potrzebowal — nie przyjde. To jedyne wyjscie.

Ale ty nie mozesz odejsc. Jestes w pulapce, podobnie jak ja — Czyz to nie dziwne, co sie z nami stalo? Oboje padlismy ofiara zludzen.

— Nie. Ty nie.

Z powaga skinela glowa.

— Ja takze. Ty nie mozesz kochac zrobionej przez siebie lalki, a ja — lalkarza. Oboje jednak ludzilismy sie; wciaz odczuwamy przymus kochania, a potem poczucie winy i zal, ze to sie nie udaje.

— Moglibysmy sprobowac — powiedzial Enoch’. — Tylko nie odchodz.

— Mam zostac, by w koncu zaczac cie nienawidzic? I, co gorsza, wzbudzic w tobie nienawisc? Lepiej zostawmy sobie poczucie winy i zal. Lepsze to niz nienawisc.

Szybkim ruchem podniosla piramide kul.

— Nie, tylko nie to! — krzyknal. — Nie, Mary…

Piramida zawirowala w locie, roztaczajac blyski, i rozbila sie o gzyms kominka. Zgasly refleksy. Okruchy szkla potoczyly sie po podlodze.

— Mary! — krzyknal, rozgarniajac ciemnosci.

Lecz jej juz nie bylo.

— Mary! — Jego krzyk przeszedl w jek.

Odeszla i juz nie wroci.

Nawet gdyby ja przyzywal, nie zjawi sie.

Stal wsrod ciszy i ciemnosci; glos minionego wieku zdawal sie przemawiac don w niemym jezyku:

Wszystko jest trudne — mowil. Nie ma rzeczy latwych. Byla dziewczyna z farmy przy drodze, potem pieknosc z Poludnia, ktora patrzyla, jak mijal jej ganek, i wreszcie Mary, ktora odeszla na zawsze.

Odwrocil sie i ruszyl po omacku w strone biurka. Dotarl do niego i zapalil lampe.

Rozejrzal sie wokol. W miejscu, gdzie stal, byla kiedys kuchnia, a przy kominku — salonik. Wszystko sie zmienilo, bardzo dawno temu, lecz wciaz widzial dawny dom.

Dni, ktore przeminely, i ludzi, ktorzy odeszli wraz z nimi.

Zostal sam.

Utracil swoj swiat.

Podobnie jak wszyscy tego dnia — wszyscy ludzie, ktorym dane bylo dozyc tej chwili.

Chyba jeszcze o tym nie wiedzieli, ale oni tez utracili swoj swiat. Juz nigdy nie bedzie tak samo.

Zegnal juz tyle spraw, milosci i marzen.

— Zegnaj, Mary — powiedzial. — Przebacz mi i niech Bog ma cie w opiece.

Usiadl przy biurku i przysunal ksiege zapisow. Otworzyl ja i przekartkowal, szukajac stron, ktore musial zapelnic.

Mial przed soba wiele pracy.

Teraz byl juz gotow.

Wypowiedzial juz ostatnie slowa pozegnania.

Вы читаете Stacja tranzytowa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×