Siergiej Lukjanienko

Czystopis

Przelozyla Ewa Skorska

Tytul oryginalu: Чucтoвuк

Copyright © 2007 by Siergiej Lukjanienko

Copyright for the Polish translation

© 2008 by Wydawnictwo MAG

1.

Dworzec kolejowy to miejsce przemiany. Wsiadamy do pociagu i przestajemy byc soba. Od tej chwili mamy inna przeszlosc i liczymy na inna przyszlosc. Przypadkowemu wspoltowarzyszowi podrozy gotowi jestesmy opowiedziec o tym wszystkim, co nam sie w zyciu przydarzylo, a takze o tym, co nie przydarzylo nam sie nigdy. Z rozmow w pociagu mozna by wywnioskowac, ze na swiecie nie ma nudnych ludzi z nieciekawymi biografiami.

I za to wlasnie kocham pociagi.

Nawet te jadace na poludnie.

Przedzial byl nadspodziewanie czysty, zaskakujaco czysty jak na ukrainski pociag. Na podlodze chodnik, na stoliczku biala serwetka i plastikowe kwiatki w wazoniku, do ktorego nie wiadomo po co ktos nalal wody. Poszarzala, ale czysta posciel byla juz obleczona. Nad oknem, na metalowym uchwycie umocowano telewizor – nie plaski monitor, co byloby bardziej logiczne, tylko pyzaty kineskopowy, ale zawsze.

Tak, wagon sypialny ma swoje niewatpliwe zalety. I chodzi nie tylko o to, ze ma sie jednego sasiada w przedziale, lecz o ogolna wygode.

Wrzucilem torbe na polke, przymknalem drzwi do przedzialu i wyszedlem na peron. Pod nogami chlupal rozmiekly snieg, wial wilgotny wiatr – zupelnie jakbym nie byl w Moskwie, tylko nad morzem, w Jalcie albo Soczi, jakby to ten poludniowy pociag przyniosl ze soba wilgotno-slone cieplo. Zapalilem papierosa. Nieopodal przytupywaly konduktorki, glosno rozmawiajac w zargonie bedacym mieszanina jezyka rosyjskiego i ukrainskiego. Obgadywaly jakas Wierke, a w szczegolnosci jej idiotyczne zachowanie.

Wykupilem miejsce w pierwszej klasie nie dlatego, ze jestem milosnikiem komfortu, ale dlatego, ze nie bylo juz innych, a nie chcialem odkladac wyjazdu. Czulem, ze jesli zaczekam choc jeden dzien, to juz nigdzie nie pojade. Mialem dosc przygod.

A moze nie?

Gdy palilem na peronie, do wagonu weszlo kilku pasazerow. Ciekawe, czy ktorys z nich bedzie moim wspollokatorem? Moze ta szczupla dziewczyna o duzych oczach za okularami w cienkich oprawach? Pewnie nie… A chlopak w moim wieku, ubrany w elegancki plaszcz, z droga aluminiowa walizka w reku? Tez raczej nie… Zlosliwi kolejowi bogowie przeznacza mi na towarzysza podrozy tego zgrzybialego, polslepego, kaszlacego staruszka. Albo, co gorsza, te mloda kobiete z przemilym rocznym brzdacem. Mieliscie kiedys okazje byc przy zmianie pieluszki w przedziale? Zwlaszcza gdy maluch cierpi na rozstroj zoladka na skutek zmiany jedzenia i wstrzasow? A przeciez ta cudowna kobieta na pewno juz wczesniej wylaczy wentylacje, zeby dziecko sie nie przeziebilo.

Pelen mrocznych przeczuc wrocilem do swojego przedzialu i zobaczylem, ze tym razem jednak mialem szczescie. Wprawdzie nie byla to szczupla dziewczyna w okularach, ale przynajmniej rowiesnik, ktory juz wyjal ze swojej szpanerskiej walizki butelke piwa.

– Dobry wieczor. Sasza. – Chlopak wstal i bez zbednych ceregieli podal mi reke.

– Dobry wieczor. Kiryl.

– Nie ma pan nic przeciwko? – Sasza wskazal wzrokiem butelke.

– Alez prosze.

Jego styl zachowania sprawil, ze poczulem sie nieswojo. Czyzby yuppie? Nie, wygladal raczej na tych prozniakow, ktorzy nazywaja sie „mlodymi politykami” i albo urzadzaja swoje mityngi, albo rozwalaja cudze, a przede wszystkim urzadzaja pyskowki w Internecie, niczym klotliwe baby w tramwaju.

Jesli tak bylo naprawde, czekal mnie wesoly wieczor. Mlodzi politycy nie potrafia uspokoic sie nawet na chwile, przez caly czas wykazuja sie wysoka aktywnoscia.

– Chcialbym pana poczestowac… – Sasza podal mi butelke. Ho, ho, ho, dobre angielskie ale, nie importowane piwo rozlewane w Rosji i nie piwna tworczosc naszych ukrainskich braci.

– Dziekuje – powiedzialem, biorac butelke.

Usiadlem na swojej lezance, a tymczasem chlopak rozpakowywal bagaz – pojawilo sie jeszcze piec butelek piwa, basturma, ser, orzeszki. Za to zadnych obwislych trykotow i gumowych klapek, w ktore tak lubia przebierac sie nasi pasazerowie. Zreszta, Sasza wygladal na czlowieka, ktory w miejscach publicznych nie zniza sie do kapci. Gladko ogolony, ostrzyzony tak, jakby wlasnie wyszedl od fryzjera, granatowy garnitur z cienkiej welny wygladal na bardzo drogi i pewnie byl jeszcze drozszy, niz wygladal.

Sasza nie potrzasal glowa, zeby ostroznie, bez rozwiazywania zdjac krawat, jak czynia to ludzie nieprzywykli do noszenia garnituru. Nie, on starannie rozwiazal krawat, idealnie dobrany do odcienia koszuli, wyjal z torby specjalny pokrowiec, wpakowal tam krawat i powiesil go na wieszaku. Rzecz jasna, na marynarke czekal oddzielny pokrowiec, z wieszakiem w srodku. Pewnie mial cos takiego nawet na skarpetki.

Przysunalem sie do okna – w chwili gdy peron drgnal i zaczal odjezdzac. Jechalem do Charkowa. Po co? Malo mi bylo przygod w ciagu ostatniego tygodnia? Co tam tygodnia… W ciagu ostatniej doby trzy razy otarlem sie o smierc!

– Moskwianin?- zapytal Sasza.

– Co? – Zamyslony, nie od razu zrozumialem, o co pyta. – Tak, moskwianin.

– Ja rowniez – oznajmil Sasza takim tonem, jakby dawal odzew na haslo.

– Biznes? – zapytalem. Tak naprawde wcale mnie to nie obchodzilo, ale wypada jakos podtrzymac rozmowe, zwlaszcza gdy rozmowca czestuje cie piwem.

– No… nie do konca… – Sasza chyba sie zastanawial. – Chociaz mozna by to ujac i tak.

– Polityka? – zasugerowalem bardziej ponurym tonem.

– W pewnym sensie. – Sasza sie zasmial. – Choc tak wlasciwie ma pan absolutna racje. To cos posredniego miedzy polityka i biznesem. Pracuje w strukturach panstwowych, ze tak powiem, biurokracze pomalutku. Rzecz jasna, politycznymi glupstwami sie nie zajmuje, to dzialka politykow. A nasza – zeby panstwo zylo, pociagi chodzily, zboze roslo, a granice byly bezpieczne! W czasach ZSRR powiedzielibysmy: funkcyjny.

Napilem sie piwa i odstawilem butelke. Aha, funkcyjny.

– A pan pracuje, studiuje? – spytal Sasza.

To juz byla przesada. Facet, ktory jest ode mnie starszy najwyzej o rok bedzie mnie dobrodusznie pytal: „Pracuje pan, studiuje?”.

– Chwilowo bezrobotny – odparlem.

– Lepiej mowic „w trakcie szukania pracy” – poprawil mnie Sasza. – Prosze mi wierzyc, brzmi znacznie lepiej! A gdzie pan przedtem pracowal?

– Jako funkcyjny – odparlem z rozdraznieniem. Jaki to trzeba miec tupet, zeby pouczac nieznajomego czlowieka! Widocznie taka bezceremonialnosc pojawia sie z czasem u wszystkich urzednikow. Biurokraczy sobie, widzicie go! Zeby zboze bylo bezpieczne, pociagi rosly i granice jezdzily.

– Jaki funkcyjny, jesli to nie tajemnica? – zapytal Sasza i w jego glosie dala sie slyszec autentyczna ciekawosc. – Nigdy nie spotkalem funkcyjnego, ktory moglby podrozowac.

Popatrzylismy na siebie, a ja poczulem, ze krew pulsuje mi w skroniach.

– Wie pan o funkcyjnych? – zapytalem.

– Oczywiscie – odparl spokojnie Sasza. – Mistrzowie jednej profesji, przykuci do swojej funkcji. Nie mozecie

Вы читаете Czystopis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×