szokujacy. Klebiace sie, stalowoszare chmury zasnuly niebo, nic sobie nie robiac z tego, ze pora sucha powinna byla zaczac sie trzy tygodnie temu. Kraj zostal opanowany przez rozbuchana roslinnosc, tak ciemnozielona, ze zdawala sie czarna. Na obrzezu miasta zamieniala sie w gigantyczna fale zielonego przyplywu.

Pracownia Kevina znajdowala sie w szpitalno-laboratoryjnym kompleksie w malym kolonialnym miasteczku Cogo, w Gwinei Rownikowej. Szpital byl jednym z kilku nowych budynkow w chylacym sie ku upadkowi i opuszczonym afrykanskim kraju. Gmach mial dwa pietra. Pracownia Kevina miescila sie na drugim pietrze. Okna wychodzily na poludniowy wschod. Z gabinetu roztaczal sie widok na spora czesc miasta, te, ktora rozrastala sie dosc przypadkowo w strone Estuario del Muni i jego zyciodajnych rzek.

Niektore z sasiednich zabudowan zostaly odnowione, inne wlasnie remontowano, wiekszosci jednak nawet nie tknieto. Pol tuzina niegdys pelnych uroku hacjend oplataly teraz dziko rosnace pnacza i zarosla. Nad cala scena wisialo kurtyna nadzwyczajnie wilgotne, gorace powietrze.

Mniej wiecej w centrum fragmentu miasta widocznego z okien gabinetu, Kevin obserwowal ruch wokol otoczonego arkadami budynku ratusza. W ich cieniu krecili sie zawsze licznie tam zgromadzeni gwinejscy zolnierze w polowych mundurach, z niedbale przewieszonymi przez ramiona AK-47. Jak zwykle palili, klocili sie i popijali kamerunskie piwo.

W koncu Kevin siegnal wzrokiem dalej, poza miasto, tam gdzie do tej pory podswiadomie bal sie spogladac. Teraz, patrzac na ujscie rzeki, zauwazyl, ze woda zraszana obficie deszczem wyglada jak wyklepana cynowa blacha. Patrzac dokladnie na poludnie, dostrzegl lesista granice Gabonu, na wschodzie przeskakiwal wzrokiem po archipelagu wysp wyciagajacych sie w kierunku wnetrza kontynentu. Na horyzoncie widzial najwieksza z wysp – Isla Francesca – nazwana tak przez Portugalczykow w pietnastym wieku. W przeciwienstwie do innych wysp na Isla Francesca wznosily sie porosniete dzungla wapienne gory, ktorych grzbiet biegl srodkiem wyspy jak kregoslup dinozaura.

Serce Kevina mocniej zabilo. Pomimo deszczu i wilgoci mogl dostrzec to, co obawial sie zobaczyc. Podobnie jak tydzien temu znowu w olowiane niebo plynal wyrazna, falujaca smuga dym.

Kevin opadl na krzeslo i zacisnal dlonie na glowie. Pytal sam siebie, co zrobil. Na studiach jako zajecia fakultatywne wybral sobie historie klasyczna i dobrze pamietal mitologie grecka. Teraz zastanawial sie, czy nie popelnil bledu Prometeusza. Dym oznaczal ogien i Kevin musial sie zastanowic, czy nie byl to ogien nierozwaznie skradziony bogom.

godzina 18.45

Boston, stan Massachusetts

Podczas gdy zimny marcowy wiatr uderzal okiennicami, Taylor Devonshire Cabot rozkoszowal sie cisza bezpiecznego i cieplego gabinetu, wylozonego drewnem orzechowca. Mieszkal w polozonym nad brzegiem morza Manchesterze na polnoc od Bostonu. Harriette Livingston Cabot, zona Taylora, konczyla przygotowania do obiadu zaplanowanego punktualnie na dziewietnasta trzydziesci.

Taylor balansowal na poreczy fotela szklanka z rznietego krysztalu, w ktorej polyskiwala czysta, doskonala whisky. Ogien strzelal w kominku, a z radia dochodzila przyciszona muzyka Wagnera. W regal scienny wbudowane byly trzy telewizory nastawione teraz na lokalna stacje informacyjna, CNN i ESPN.

Taylor byl przykladem czlowieka zadowolonego. Spedzil pracowity, ale takze efektywny dzien w swiatowym centrum GenSys, nowoczesnej firmie zajmujacej sie biotechnologia, w ktorej pracowal od osmiu lat. Kompania wznosila nowy budynek nad Charles River w Bostonie, co sytuowalo ich niemal w bezposrednim sasiedztwie Uniwersytetu Harvarda i MIT i sprzyjalo przejmowaniu zamowien. Droga do domu okazala sie latwiejsza niz zwykle, tak ze Taylor nie zdazyl nawet przeczytac do konca materialow, ktore zamierzal przejrzec po drodze. Rodney, kierowca Taylora, znajac zwyczaje szefa, przeprosil, ze tak szybko znalezli sie w domu.

– Jestem pewny, ze jutro odbijesz to sobie z nawiazka – zazartowal Taylor.

– Zrobie wszystko co w mojej mocy – odparl z udawana powaga Rodney.

Taylor nie sluchal muzyki i nie ogladal wiadomosci. Zamiast tego czytal raport finansowy, ktory mial byc przedstawiony w nastepnym tygodniu na posiedzeniu akcjonariuszy. Ale to oczywiscie nie znaczylo, ze Taylor nie interesuje sie tym, co dzieje sie wokol niego. Bardzo niepokoil go wiejacy za oknami wiatr, wsluchiwal sie w trzaskajacy ogien, muzyke, czujny na rozne reporterskie nowinki przedstawiane w wiadomosciach. Dlatego kiedy padlo nazwisko Carla Franconiego glowa Taylora natychmiast sie uniosla.

Wzial do reki pilota i podkrecil glos w srodkowym monitorze. To byl lokalny dziennik wspolpracujacy z CBS. Wiadomosci prezentowali Jack Williams i Liz Walker. Jack Williams wspomnial Carla Franconiego i poinformowal, ze stacja weszla w posiadanie tasmy wideo, na ktorej zarejestrowano zabojstwo tego dobrze znanego czlonka mafii, majacego pewne powiazania z przestepczymi rodzinami Bostonu.

– Sceny przedstawione na tasmie sa dosc drastyczne – ostrzegal Jack. – Apelujemy wiec do rodzicow, aby nie pozwolili dzieciom pozostawac przed telewizorami. Byc moze pamietaja panstwo, ze kilka dni temu informowalismy, iz Franconi zniknal po tym, jak zostal postawiony w stan oskarzenia, i wielu podejrzewalo ucieczke przed rozprawa mimo wplaconej kaucji. Jednak wczoraj niespodziewanie pojawil sie znowu, oswiadczajac, iz zawarl uklad o wspolpracy zawartym z prokuratorem okregowym Nowego Jorku i ze uruchomiono program ochrony swiadkow. Jednakze dzis wieczorem, opuszczajac swa ulubiona restauracje, oskarzony gangster zostal fatalnie postrzelony.

Taylor siedzial jak sparalizowany, ogladajac amatorski film wideo. Mezczyzna z wyrazna nadwaga wychodzi z restauracji w towarzystwie kilku ludzi, prawdopodobnie policjantow. Niedbalym gestem pozdrawia zgromadzony tlumek gapiow i kieruje sie do czekajacej limuzyny. Konsekwentnie unika odpowiedzi na wszelkie pytania dziennikarzy, ktorym udalo sie dostatecznie zblizyc. W chwili, w ktorej schyla sie, by wsiasc do samochodu, jego cialem targa wstrzas, mezczyzna cofa sie, siega reka do szyi, pochyla w prawo, nastepuje jeszcze jeden gwaltowny wstrzas i Franconi pada na chodnik. Towarzyszacy mu ludzie wyciagaja bron i jak szaleni kreca sie we wszystkie strony. Znajdujacy sie w poblizu dziennikarze jak na komende padaja na ziemie.

– No, no! – skomentowal polglosem Jack. – Ale scena! Przypomina nieco zabojstwo Lee Harveya Oswalda. To tyle, jesli chodzi o policyjna ochrone.

– Zastanawiam sie, jak to podziala na przyszlych swiadkow – wtracila Liz.

– Z pewnoscia nie najlepiej – odpowiedzial Jack.

Oczy Taylora blyskawicznie przeskoczyly na CNN, gdzie wlasnie zamierzali pokazac te sama tasme. Jeszcze raz obejrzal film. Twarz wykrzywil mu grymas. Po filmie reporter CNN mowil do telewidzow sprzed biura Glownego Inspektora Zakladu Medycyny Sadowej dla Miasta Nowy Jork.

– Nasuwa sie pytanie, czy zabojstwa dokonal jeden, czy dwoch sprawcow – mowil reporter ponad halasem ulicznym Pierwszej Avenue. – Odnieslismy wrazenie, ze Franconi zostal trafiony dwukrotnie. Policja ze zrozumialych wzgledow ubolewa nad tym faktem, odmawia wszelkich spekulacji i nie udziela zadnych informacji. Dowiedzielismy sie, ze autopsja ma zostac przeprowadzona jutro rano i przypuszczamy, ze ekspertyza balistyczna wyjasni zagadke.

Taylor sciszyl telewizor i siegnal po szklanke. Wstal i podszedl do okna. Przygladal sie wscieklemu, ciemnemu morzu. Smierc Franconiego mogla oznaczac klopoty. Spojrzal na zegarek. W zachodniej Afryce dochodzila polnoc.

Zlapal za telefon, polaczyl sie z GenSys i kazal centrali polaczyc sie natychmiast z Kevinem Marshallem.

Odlozyl sluchawke i znowu wygladal przez okno. Tak naprawde nigdy do konca nie zaakceptowal tego projektu, chociaz z finansowego punktu widzenia zapowiadal sie niezwykle dochodowo. Zastanawial sie, czy moglby jeszcze wszystko zatrzymac. Telefon przerwal jego mysli.

Podniosl sluchawke i uslyszal, ze pan Marshall jest na linii. Po chwili ciszy zaspany glos Kevina zapytal:

– Czy to rzeczywiscie Taylor Cabot?

– Pamietasz Carla Franconiego? – zapytal Taylor, ignorujac pytanie Kevina i bez wstepow przechodzac do rzeczy.

– Oczywiscie.

– Dzis po poludniu zostal zamordowany. Jutro rano w Nowym Jorku przeprowadza sekcje zwlok. Chce wiedziec, czy to moze przysporzyc nam klopotow?

Zapadla chwila milczenia. Taylor juz zamierzal sprawdzic, czy polaczenie nie zostalo przerwane, kiedy Kevin odezwal sie.

– Tak, moga sie pojawic problemy.

Вы читаете Chromosom 6
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×