Od tej chwili wydarzenia potoczyly sie blyskawicznie. Skontaktowala sie ze swoja lekarka, doktor Carol Glanz, ktora zaproponowala spotkanie w Manhattan General Hospital, w izbie przyjec. Lekarz stwierdzil, iz wszystko wskazuje na ciaze ektopowa. Plod zamiast usadowic sie w macicy, zatrzymal sie poza nia, w jednym z jajowodow.

Chwile po przebudzeniu przy lozku znalazla sie jedna z siostr. Zapewniala, ze wszystko jest w porzadku.

– Co z dzieckiem? – zapytala Teresa. Wyczula grube opatrunki na niepokojaco plaskim brzuchu.

– Na ten temat lekarz wie znacznie wiecej niz ja – odparla pielegniarka. – Powiadomie pania doktor, ze pani sie obudzila. Wiem, ze chce z pania porozmawiac.

Zanim pielegniarka odeszla, Teresa poskarzyla sie na suchosc w gardle. Dostala kilka kostek lodu i po chwili zimny plyn przyniosl ulge.

Teresa zamknela oczy. Najwidoczniej musiala sie zdrzemnac, ocknela sie, slyszac, jak ktos wymawia jej imie. Doktor Carol Glanz przyszla z nia porozmawiac.

– Jak sie czujesz? – zapytala lekarka.

Zapewnila ja, ze dzieki kawaleczkom lodu czuje sie dobrze, i zapytala o dziecko.

Doktor Glanz wziela gleboki wydech, wyciagnela reke i polozyla dlon na ramieniu Teresy.

– Obawiam sie, ze mam dwie smutne wiadomosci – powiedziala.

Teresa czula, jak sie napreza.

– To byla ciaza ektopowa – stwierdzila, uzywajac medycznego okreslenia, ktore, jak sadzila, mialo ulatwic trudne zadanie. – Musielismy przerwac ciaze, no i oczywiscie dziecka nie uratowalismy.

Teresa skinela, starajac sie nie okazywac zadnych emocji. Spodziewala sie tego i probowala zawczasu sie przygotowac. Jednak nie byla przygotowana na nastepna wiadomosc, ktora przekazala jej doktor Glanz.

– Niestety operacja nie byla latwa. Pojawily sie pewne komplikacje, ktore byly przyczyna tak powaznego krwawienia. Musielismy poswiecic macice. Musielismy ja usunac.

W pierwszej chwili umysl Teresy nie potrafil zrozumiec tych slow. Kiwnela glowa i patrzyla w oczekiwaniu na dalsze, szczegolowe informacje.

– Wiem, ze to musi byc dla ciebie niezwykle bolesne -mowila dalej doktor Glanz. – Chcialabym jednak, abys zrozumiala, ze zrobilismy wszystko, co moglismy, aby uniknac tego nieszczesliwego rozwiazania.

Nagle uswiadomienie sobie znaczenia slow, ktore do niej skierowano, wstrzasnelo Teresa. Jej spokojny glos wyrwal sie z narzuconych okowow opanowania i krzyknela w rozpaczy:

– Nie!

Doktor Glanz ze wspolczuciem scisnela ja za ramie.

– To bylo twoje pierwsze dziecko i wiem, co to dla ciebie oznacza. Strasznie mi przykro.

Teresa jeczala. Wiadomosc byla tak straszna, ze przez moment nie mogla nawet zaplakac prawdziwymi lzami. Byla sparalizowana. Cale zycie zakladala, ze bedzie miala dzieci. To stalo sie czescia jej osobowosci. Swiadomosc, ze jest to teraz niemozliwe, byla zbyt trudna do przyjecia.

– Co z moim mezem? – zapytala po chwili. – Czy powiedzieliscie mu?

– Tak – odparla doktor Glanz. – Rozmawialam z nim zaraz po operacji. Jest na dole w twoim pokoju, do ktorego zaraz cie przewieziemy.

Rozmawialy jeszcze o czyms, ale Teresa niewiele z tego zapamietala. Polaczenie dwoch informacji: o straconym dziecku i o tym, ze nigdy nie bedzie miala nastepnego, zdruzgotalo ja.

Kwadrans pozniej zjawil sie pielegniarz, by zawiezc ja do pokoju. Droga minela szybko. Nic z niej nie zapamietala. Umysl miala wzburzony; potrzebowala wsparcia i pomocy.

Gdy dotarla do pokoju, Matthew rozmawial przez telefon komorkowy. Jak przystalo na maklera, mial w nim nieodlacznego przyjaciela.

Pielegniarka z wprawa pomogla Teresie przesunac sie z lozka pooperacyjnego do lozka w pokoju, a na wieszaku umieszczonym za glowa powiesila kroplowke. Po sprawdzeniu, czy wszystko wlasciwie dziala, poprosila Terese, aby wzywala ja zawsze, gdy poczuje taka potrzebe, i w koncu wyszla.

Teresa popatrzyla na Matthew, ktory odwrocil wzrok po skonczonej rozmowie. Obawiala sie o jego reakcje na wiesc o katastrofie. Byli malzenstwem dopiero od trzech miesiecy.

Zdecydowanym ruchem wylaczyl aparat, zlozyl i wsunal do kieszeni marynarki. Odwrocil sie w strone Teresy i przez chwile wpatrywal sie w nia. Krawat mial poluzniony, a koszule pod szyja rozpieta.

Probowala wyczytac cos z oblicza meza, lecz nie zdolala. Przygryzal policzki od wewnatrz.

– Jak sie czujesz? – zapytal wreszcie bez wiekszych emocji.

– Tak jak mozna sie czuc w tej sytuacji – odparla. Z calej mocy pragnela, by podszedl do niej i chwycil ja za reke, lecz on trwal niewzruszony w swoim miejscu.

– Coz za osobliwy stan rzeczy – powiedzial.

– Nie bardzo rozumiem, o czym mowisz.

– O tym, ze glowny powod, dla ktorego sie pobralismy, wlasnie przestal istniec. Twoje plany nieco sie pokrzyzowaly.

Teresa powoli otworzyla usta. Zaszokowana, musiala jednak wydobyc z siebie glos.

– Nie podoba mi sie twoj punkt widzenia – zaprotestowala. – Nie zaszlam w ciaze dla zalatwienia jakiejs sprawy.

– No coz, ty masz swoj punkt widzenia, ja swoj. Musimy sie zastanowic, co my teraz z tym zrobimy.

Teresa zamknela oczy. Nie potrafila dac odpowiedzi. Zupelnie jakby Matthew wbil jej w serce noz. Wiedziala juz, ze go nie kocha. Wiecej, nienawidzila go…

Rozdzial l

Sroda, godzina 7.15, 20 marca 1996 roku

Nowy Jork

– Przepraszam – Jack Stapleton z udana grzecznoscia zagadnal taksowkarza, ciemnoskorego Pakistanczyka. – Czy nie zechcialby pan wysiasc z samochodu, abysmy mogli dokonczyc nasza dyskusje?

Jack mial na mysli to, jak taksowkarz zajechal mu droge na skrzyzowaniu Czterdziestej Szostej i Drugiej Avenue. W odwecie, gdy zatrzymali sie na czerwonym swietle przy Czterdziestej Czwartej, Jack kopnal w drzwi taksowki od strony kierowcy. Jak co dzien jechal do pracy na swoim gorskim rowerze.

Taka poranna konfrontacja nie byla niczym niezwyklym. Codzienna trasa Jacka to budzacy groze slalom Druga Avenue od Piecdziesiatej Dziewiatej az do Trzydziestej. Wszystko przy zabojczej predkosci. Czesto dochodzilo do bliskich spotkan z ciezarowkami i taksowkami, no i nieuniknionych w takich sytuacjach klotni. Kazdy inny taka podroz uznalby za nerwowo wyczerpujaca. Jack uwielbial to. Jak mawial do kolegow, dopiero to powoduje, ze krew w nim krazy.

Dopoki nie zapalilo sie zielone swiatlo, Pakistanczyk nie reagowal, dopiero potem przeklal Jacka glosno i ruszyl pelnym gazem.

– Ciebie tez! – odkrzyczal Jack. Popedalowal na stojaco, az zrownal sie z samochodami. Teraz dopiero usiadl na siodelku, ale nogi ciagle krecily z furia.

Ostatecznie dogonil taksowkarza, ale zignorowal go. Smignal tylko, mijajac go. Zdolal sie wcisnac miedzy taksowke a samochod dostawczy.

Na Trzydziestej Jack skrecil na wschod, przecial Pierwsza Avenue i ostro skrecil na tyly Biura Glownego Inspektora Zakladu Medycyny Sadowej dla miasta Nowy Jork. Pracowal tu od pieciu miesiecy, kiedy to zaoferowano mu posade wspolpracownika glownego konsultanta. Mial za soba specjalizacje z patologii i roczny staz jako lekarz sadowy.

Przeprowadzil rower obok budki nie umundurowanego straznika i pomachal mu. Skrecajac w lewo, minal biuro kostnicy i sama kostnice. Jeszcze raz skrecil w lewo, przeszedl obok szeregu chlodni uzywanych do przechowywania cial przed autopsja. Rower postawil w kacie, w ktorym staly proste sosnowe trumny, przeznaczone dla zmarlych, ktorzy nie mieli rodzin i bliskich. Zabezpieczyl go kilkoma szyfrowymi klodkami.

Winda zawiozla go na pierwsze pietro. Bylo sporo przed osma, wiec niewielu pracownikow znajdowalo sie juz w pracy. Nawet w biurze przeznaczonym dla policji nie bylo sierzanta Murphy'ego.

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×