dzielic. Od niej samej wszystko sie zaczelo i wolala sama to dokonczyc.

Teresa westchnela i zerknela na zegarek. Wkrotce nastapi przyplyw i wlasnie wtedy bedzie naprawde gotowa. Na niewysokiej wydmie znalazla miejsce, ktore wydalo sie jej wygodne, usiadla i otworzyla torebke. Pogrzebala w niej przez chwile i wyjela koperte. Wziela gleboki oddech i powoli ja otworzyla.

Byly tam trzy listy, starannie zlozone, listy, ktore przeczytala niezliczone razy. Siedzac na piasku, trzymala je przed soba i na nie patrzyla.

W torbie miala rowniez inne rzeczy, ale jeszcze nie byla gotowa ich ogladac. Cala uwage skupila na listach. Piszacy uzywal wiecznego piora. Tam, gdzie pioro cieklo, byly kleksy. Papeteria z wizerunkiem zaglowca w prawym gornym rogu zaczynala gdzieniegdzie tracic kolor, blakla powoli z uplywem czasu. Wiedziala, ze kiedys nie da sie odczytac slow, ale miala nadzieje, ze po dzisiejszym dniu nie bedzie tak czesto odczuwala potrzeby ich ogladania.

Kiedy skonczyla, wsunela listy do koperty tak samo ostroznie, jak je wyjmowala. Potem wlozyla koperte z powrotem do torby i raz jeszcze spojrzala na plaze. Z wydmy, gdzie siedziala, widziala miejsce, w ktorym wszystko sie zaczelo.

Biegala o swicie, wyraznie przypominala sobie tamten letni poranek. Wstawal piekny dzien. Ogarnela spojrzeniem swiat wokol siebie, wsluchala sie w wysokie skrzeczenie rybitw i lagodne chlupotanie fal toczacych sie po piasku. Mimo ze byla na wakacjach, wstawala dostatecznie wczesnie, by moc swobodnie pobiegac wzdluz plazy. Za kilka godzin na recznikach rozlozonych na piasku w goracym sloncu Nowej Anglii beda lezeli turysci. Na Cape Cod zawsze bylo tloczno o tej porze roku, ale wiekszosc wczasowiczow wolala pospac dluzej, Teresa mogla wiec czerpac przyjemnosc z biegania po twardym, gladkim piasku zostawionym przez uciekajacy odplyw. W przeciwienstwie do sciezek zdrowia w Bostonie piasek uginal sie tyle, ile trzeba. Wiedziala, ze nie beda bolaly ja kolana, jak czasem zdarzalo sie po biegu wybetonowanymi drozkami w poblizu domu.

Zawsze lubila biegac, wyrobila w sobie ten nawyk, uczestniczac w biegach przelajowych w liceum. Nie biegala juz wyczynowo i rzadko mierzyla sobie czas. Bieganie pozwalalo zostac sam na sam z myslami. Uwazala te chwile za rodzaj medytacji, wlasnie dlatego wolala uprawiac ten sport samotnie. Nigdy nie mogla zrozumiec, dlaczego inni lubia to robic w grupie.

Byla zadowolona, ze nie ma z nia Kevina, chociaz bardzo go kochala. Kazda matka potrzebuje czasem oddechu. Cieszyla sie, ze w okresie wakacji bedzie miala spokoj. Zadnych wieczornych meczow w siatkowke czy zawodow plywackich, Mtv ryczacego w tle, pracy domowej, w ktorej odrabianiu trzeba pomoc, wstawania w nocy, by znalezc sie przy nim, gdy lapal go skurcz w nodze. Trzy dni temu zawiozla syna na lotnisko. Mial odwiedzic w Kalifornii swego ojca, a jej bylego meza. Dopiero gdy zwrocila mu uwage, Kevin uswiadomil sobie, ze ani sie do niej nie przytulil, ani nie pocalowal jej na pozegnanie.

– Przepraszam, mamo – powiedzial, otoczyl ja ramionami i ucalowal. – Kocham cie. Nie tesknij za mna za bardzo, dobrze?

Potem obrocil sie na piecie, podal bilet stewardesie i niemal wskoczyl na poklad, nie ogladajac sie za siebie.

Nie czula do niego zalu, ze niewiele brakowalo, by o niej zapomnial. Mial dwanascie lat i byl w takim wieku, kiedy publiczne przytulanie sie czy calowanie mamy uwaza sie za niestosowne. Poza tym myslal o czyms innym. Czekal na te wyprawe od ostatniej Gwiazdki. Wyruszal z ojcem do Wielkiego Kanionu, potem mieli spedzic tydzien na splywie rzeka Kolorado, by w koncu dotrzec do Disneylandu. Bylo to marzenie kazdego dziecka i Teresa cieszyla sie wraz z synem. Chociaz Kevina mialo nie byc szesc tygodni, wiedziala, ze dobrze mu zrobi spedzenie tego czasu z ojcem.

Od czasu rozwodu przed trzema laty utrzymywali z Davidem poprawne stosunki. Chociaz okazal sie nie najlepszym mezem, byl bardzo dobrym ojcem dla Kevina. Nigdy nie zapomnial o prezencie na urodziny czy na Gwiazdke, dzwonil co tydzien i kilka razy w roku lecial z drugiego kranca kraju, zeby spedzic z synem weekend. Oprocz tego zabieral go oczywiscie na wyznaczone przez sad wizyty – szesc tygodni latem, co drugie Boze Narodzenie i tydzien na Wielkanoc, gdy w szkole byla przerwa w lekcjach. Annette, druga zona Davida, miala pelne rece roboty przy malym dziecku, ale Kevin bardzo ja lubil i nigdy nie wrocil do domu rozzalony czy zaniedbany. Wlasciwie caly czas zachwycal sie odwiedzinami u ojca i chwalil, jak dobrze sie bawil. Slyszac to, czasami czula uklucie zazdrosci, ale starala sie ukryc to przed Kevinem.

Teraz biegla po plazy spokojnie, nie spieszac sie. Deanna poczeka na nia ze sniadaniem. Teresa wiedziala, ze Briana juz nie zastanie. Byli starszym malzenstwem – oboje dobiegali szescdziesiatki. Deanna to jej najlepsza przyjaciolka.

Byla redaktorem naczelnym gazety, w ktorej pracowala Teresa. Przyjezdzala z mezem, Brianem, do Cape Cod od lat. Zawsze zatrzymywali sie w tym samym miejscu, w Domu Rybaka. Gdy dowiedziala sie, ze Kevin wyjezdza w odwiedziny do ojca na wieksza czesc lata, zaczela nalegac, aby Teresa przyjechala do niej.

– Brian, jak jest tutaj, przez caly dzien gra w golfa. Przydaloby mi sie towarzystwo – powiedziala. – Poza tym co innego masz do roboty? Od czasu do czasu musisz wyjsc z mieszkania.

Teresa wiedziala, ze Deanna ma racje, wiec po kilku dniach namyslu sie zgodzila.

– Tak sie ciesze – odparla Deanna ze zwycieska mina. – Bedziesz zachwycona.

Teresa musiala przyznac, ze miejsce bylo sympatyczne. Dom Rybaka, pieknie odnowiony domek, stal na skraju urwistego klifu wychodzacego na zatoke Cape Cod. Kiedy ujrzala go w oddali, zwolnila. W przeciwienstwie do mlodszych biegaczy, nabierajacych tempa pod koniec trasy, wolala nie spieszyc sie i uspokoic oddech. Miala trzydziesci szesc lat i nie odzyskiwala sil tak szybko jak kiedys.

Zaczela sie zastanawiac, jak spedzi reszte dnia. Przywiozla ze soba piec ksiazek, ktore zamierzala przeczytac w ciagu zeszlego roku, ale jakos nigdy sie do tego nie zabrala. Juz na nic nie starczalo czasu. Zwlaszcza przy Kevinie kipiacym energia, zajeciach domowych i robocie ciagle pietrzacej sie na biurku. Jako redaktorka prowadzaca stala kolumne dla „Boston Times”, pracowala pod ciagla presja terminow, musiala przygotowac trzy materialy tygodniowo. Wiekszosc jej wspolpracownikow sadzila, ze to proste – wystarczy wystukac trzysta slow i koniec roboty na ten dzien. Tymczasem nie bylo to takie latwe. Musiala ciagle wymyslac cos nowego na temat wychowania dzieci. Jej kolumne „Nowoczesne wychowanie” przedrukowywalo szescdziesiat gazet w calym kraju, chociaz wiekszosc tytulow zamieszczala tylko jeden czy dwa teksty tygodniowo. Mozliwosci przedruku pojawily sie dopiero przed poltora rokiem. Byla nowa autorka, nie mogla wiec pozwolic sobie nawet na kilka dni bez pisania. W wiekszosci gazet miejsce na stale kolumny bylo niezwykle ograniczone i setki redaktorow o nie walczylo.

Teresa z biegu przeszla do marszu i wreszcie zatrzymala sie, gdy nad jej glowa rybitwa zatoczyla kolo. Poczula, ze wzrosla wilgotnosc powietrza. Ramieniem otarla pot z czola. Wziela gleboki oddech, wstrzymala go na chwile, a potem wypuscila i spojrzala na wode. Bylo jeszcze wczesnie, ocean wciaz mial barwe olowiu, ale to mialo sie zmienic, gdy tylko slonce wzejdzie troche wyzej. Po chwili sciagnela buty i skarpetki, podeszla do wody i pozwolila kilku drobnym falom ochlapac stopy. Woda orzezwiala. Teresa spedzila kilka minut, brodzac bez celu. Nagle ucieszyla sie, ze przez kilka ostatnich miesiecy poswiecila troche czasu na napisanie dodatkowych tekstow, dzieki czemu w tym tygodniu mogla zapomniec o pracy. Nie potrafila sobie przypomniec momentu, w ktorym nie miala pod reka komputera albo nie wybierala sie na spotkanie czy tez nie musiala dotrzymac nieprzekraczalnego terminu. Oddalenie od biurka choc na krotko przynosilo uczucie ulgi. Czula sie prawie tak, jakby znowu panowala nad swoim przeznaczeniem, jakby dopiero wkraczala w swiat.

Wiedziala, ze w domu czeka na nia mnostwo rzeczy do zrobienia. Nalezaloby wytapetowac i odswiezyc lazienke, w scianach zaszpachlowac dziury po gwozdziach, a reszcie mieszkania przydaloby sie chocby pobiezne malowanie. Dwa miesiace temu kupila tapety i troche farby, wieszak na reczniki i nowe klamki, male lusterko oraz wszystkie potrzebne narzedzia, ale nawet nie otworzyla pudel. W weekendy zawsze znajdowalo sie cos do zrobienia, totez byla rownie zajeta jak w zwykly dzien. Zakupy wciaz lezaly za odkurzaczem w torbach, w ktorych przyniosla je do domu, i za kazdym razem, gdy otwierala drzwi do szafy, zdawaly sie kpic z jej zamiarow. Moze – pomyslala – kiedy wroci do domu…

Odwrocila glowe i w niewielkiej odleglosci od siebie spostrzegla mezczyzne. Byl od niej starszy, mogl miec piecdziesiat lat lub troche wiecej. Mial mocno opalona twarz, jakby mieszkal tu przez caly rok. Wydawal sie zupelnie nieruchomy – stal w wodzie i pozwalal jej oplukiwac sobie nogi; zauwazyla, ze mial zamkniete oczy, jakby cieszyl sie pieknem swiata, nawet nie patrzac na niego. Mial na sobie splowiale dzinsy, podwiniete do kolan, i szeroka koszule, ktorej nie wsunal do spodni. Obserwujac go, nagle zaczela zalowac, ze nie jest kim innym. Jakby to bylo spacerowac po plazy, nie troszczac sie o nic? Przychodzic codziennie w spokojne miejsce z dala od szumu i gwaru Bostonu, tylko po to, by docenic, co zycie mialo do zaoferowania?

Weszla troche glebiej w wode i zaczela nasladowac mezczyzne, majac nadzieje, ze poczuje to samo, co on.

Вы читаете List w butelce
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×