jest...

Bol opasal ja niczym pas cnoty.

Semirol... Nick, Trosz, Elza, osilek Sit... A takze ci trzej chlopcy, ktorzy zostali zmodelowani jako ofiary. Ta trojka, za ktorej zamordowanie Irena zostala skazana.

Jasnowlosa dziewczynka z przytulku dla ubogich, ktorej nikt nigdy nie poglaskal...

Kazn. Wszechobecna, stopniowa, nieodwracalna kazn.

Zelazny pas zacisnal sie mocniej.

– Co z toba? – jej rozmowca dopiero teraz zauwazyl, ze cos jest nie tak.

Irena wyszczerzyla zeby. Stworca, modelator, tworca jest slepy jak kret.

A jesli dziecko w jej lonie zwinie sie wraz z modelami?!

Puste, bezgwiezdne niebo.

Dajcie mi tylko kawalek papieru! Wymysle dla tej historii szczesliwe zakonczenie!

– Ireno?!

Poczula jego dlonie na ramionach. Po raz pierwszy od tak dawna – jego rece...

I bicie jego serca – ktore, zwykle powolne, pozwolilo sobie na wybicie sie z rytmu. Zaraz padnie na kolana, wtuli twarz w jej ogromny brzuch i pozostanie jej tylko macierzynskim gestem poglaskac go po siwiejacej glowie. Usmiechnela sie.

– „Nie potrafisz okazac skruchy, rzekla Jaszczurka'.

– Co?

– Nic – znow usmiechnela sie przez bol. – To tylko cytat. Teraz ognisko bylo wszedzie; ale nie parzylo. Lekko gryzlo.

Jak zastarzale sumienie.

EPILOG

Na zakrecie, gdzie szosa zataczala petle nad sama przepascia, Irena zatrzymala samochod.

– Poczekaj, Andrus. Minutke...

Urwisko zaczynalo sie zaraz za pasiastymi slupkami oznakowania drogowego. Na jego dnie zalegala najprawdziwsza chmura – nawet z wygladu gesta, scielaca sie, powoli przelewajaca w sama siebie. Szare nibynozki, wznoszac sie nad skrajem przepasci, tajaly w promieniach wschodzacego slonca – przez rozplywajace sie strzepy przeswitywaly gory, daleki las i czerwony dach malenkiej kafejki, do ktorej zostalo jeszcze dziesiec minut jazdy.

Irena patrzyla.

Zza zakretu ostroznie – a w tych gorach wszyscy jezdza ostroznie – wylonil sie dlugi, bialy samochod. Na widok zapatrzonej Ireny zahamowal i zatrzymal sie; zza kierownicy wysiadl wysoki, smagly mezczyzna. Irena gdzies go juz widziala. Zreszta w tej okolicy wszyscy sie kiedys spotkali, nie mieszka tu zbyt wielu ludzi.

– Samochod sie zepsul? Moze pomoc?

Nad opadajacymi strzepami mgly lecial, miarowo machajac skrzydlami, bialy ptak. Las przeswitywal jasniej, ciagnac sie z gory na gore niczym niedbale narzucony szal.

– Przepraszam, jesli przeszkodzilem. Ocknela sie.

– Nie, nie... dziekuje. Wszystko w porzadku.

W samochodzie zaczelo marudzic dziecko.

– Cicho, Andrus. Zaraz pojedziemy...

Maluch wiercil sie w swoim foteliku, przymocowanym do tylnego siedzenia samochodu. Wykrecal ucho gumowemu kroliczkowi, z niezadowoleniem wydymajac wargi.

Mgla rzedla. Wkrotce widoczne beda glazy na dnie przepasci i plynacy wsrod nich potok.

– Powiadaja – rzekl nieoczekiwanie mezczyzna, podazajac za jej wzrokiem – powiadaja... Zna pani te wrozbe?

Na czerwony dach kafejki padlo slonce, przez co dachowki zablysly jak mak.

– Powiadaja – mezczyzna odkaszlnal – ze jesli ktos w bezludnym miejscu dlugo wpatruje sie we mgle, moze zobaczyc Stworce. Chodzi On we mgle niczym w chmurach. To nie jego pani przypadkiem wypatruje?

Przez jakis czas z uwaga spogladala w dol. Potem lekko sie skrzywila. Pokrecila glowa.

– Szkoda – rzekl mezczyzna po chwili milczenia. Podniosla wzrok.

Byl szczuply i smagly, z kreska wasow nad gorna warga. Wygladal na poludniowca. W starym, ciemnoniebieskim, recznie robionym swetrze.

– Nie taka znowu szkoda – odparla powoli. – Nie mialabym Stworcy nic do powiedzenia... gdybym spotkala go osobiscie.

Jej rozmowca wzruszyl ramionami. Jakby mowiac tym gestem: coz poczac? Pozegnal sie gestem dloni, odwrocil i poszedl w strone swego samochodu.

Malenki Andrzej wyrzucil w koncu swego krolika. Zabawka poleciala na szose.

– Prosze poczekac – rzekla niepewnie Irena. Mezczyzna odwrocil sie.

Co w nim bylo takiego niezwyklego?! Co sprawilo, ze drgnela, spiela sie wewnetrznie i zawolala go?

Oczy, pelne uniesienia jak u dyrygenta za pulpitem. Dziwnie znajomy wyraz twarzy.

– Kiedys w naiwnosci sadzilam – usmiechnela sie – ze nasz swiat jest nie najlepiej urzadzony... Mylilam sie. To bardzo smutny... i bardzo piekny swiat.

– Prawda?

Irena podniosla krolika z ziemi. Prawe, gumowe ucho bylo przegryzione na wylot – jak obcazkami.

Odruchowo otrzepala zabawke z kurzu. Przytaknela niepewnie.

– Tak... Na pewno jeszcze o tym napisze... Poludniowiec usmiechnal sie szerzej.

– No coz, powodzenia, autorko Chmiel.

Wciaz jeszcze stala z otwartymi ustami, a bialy samochod oddalal sie, merdajac ogonem spalin.

Najpewniej znal ja z fotografii w gazecie. Po prostu obcy czlowiek. Po prostu.

,

1

Semirol – dosl. czlowiek odgrywajacy siedem rol.

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×