wgniotles. Sam widzialem, jakie ma limo pod okiem...

– Nikogo nie wgniotlem – z zalem w glosie odparl Wlad. – Tylko raz go dotknalem... moze dwa. A dalej to juz nie wiem, jak to sie stalo, naprawde... A tak w ogole, to bily sie tam chyba ze dwie czy trzy osoby i jeszcze okolo dziesieciu dopingowalo. Lenka Rybolow na przyklad...

– A wlasnie, nie wiem, czy wiesz, Lenka bedzie prawdopodobnie chodzila do innej szkoly – powiedzial Dymek. – Rodzice ja przeniesli.

– Tak? – ucieszyl sie Wlad.

I zaraz zawstydzil sie tej swojej radosci. No popatrzcie...

Wszyscy nauczyciele, nawet ci, ktorzy wczesniej byli zupelnie obojetni wobec Wlada, nie wiadomo czemu, cieszyli sie z jego powrotu. Ledwo przestapiwszy prog szkoly, przyjrzawszy sie klasie i zobaczywszy Wlada na swoim miejscu, w lawce, nie mogli powstrzymac sie od usmiechu na twarzy:

– Wladziu, no nareszcie jestes! Powiedz, jak sie dzisiaj czujesz?

Wlad wiedzial, ze zyczliwosci nauczycieli lepiej nie lekcewazyc i za kazdym razem odpowiadal pokornie:

– Dziekuje, coraz lepiej... Nie mam juz temperatury...

Po tym, co stalo sie z Kukulka, niczemu sie juz nie dziwil.

* * *

Wlad czekal na to spotkanie. Byl do niego przygotowany i zarazem nie byl. Bal sie. Trzesac sie jak zajac, czekal na pierwsze metne spojrzenie, na pierwsza przezuta kulke papieru na swojej teczce, pierwszy usmieszek, pierwsze szturchniecie...

Wszedl do klasy – i od razu nadzial sie na Kukulke. Ten, grzebal w torbie, czegos szukajac... Uslyszawszy kroki Wlada, wyprostowal sie, obrocil...

I usmiechnal sie.

Nikt wczesniej chyba nie widzial, jak usmiecha sie Kukulka. To znaczy, radosc z powodu podlozenia komus nogi, owszem, zdarzala sie, ale tym razem byla to inna radosc. Teraz Kukulka naprawde sie usmiechnal i od razu stal sie jakby o trzy lata mlodszy, jego twarz na moment rozjasnila sie, wydala sie sympatyczna, ludzka...

I, jakby przestraszywszy sie tego, Kukulka znow zgarbil sie, zaczal grzebac w torbie i czegos tam szukac, chociaz wiadomo bylo, ze szukac nie ma czego.

Wlad doszedl spokojnie do swojej lawki i usiadl...

Mial dwanascie lat. Oczywiscie, nie zrozumial wtedy, co sie stalo.

Co wiecej – on, taki pomyleniec, bez piatej klepki, nawet byl zadowolony z takiego obrotu rzeczy.

2. Dziewczyna

– Jesli on ciebie nie poprosil, moze ze mna zatanczysz?

Dziewczyna drgnela i odwrocila sie.

Byla o polowe glowy wyzsza od Wlada, ale to z powodu noszenia niewyobrazalnych rozmiarow szpilek. Dopiero bez butow mozna bylo dokladnie okreslic jej wzrost.

– Mowie, ze moze ze mna zatanczysz? Teraz to on juz druga poprosil, zobacz!

Dziewczyna zaczerwienila sie. Twarz zdradzala jej mysli: zastanawiala sie, czy wymierzyc Wladowi, policzek, czy nie?

Zazdrosny Kawaler, chlopak gdzies siedemnastoletni, poprosil przed chwila do tanca swoja kolezanke, co prawda mniej sympatyczna, ale za to duzo ladniejsza. Wlad obserwowal ten proces rozczarowywania sie od poczatku do konca. Wlasciwie przychodzil na tance takze dla takich wlasnie przedstawien, scenek rodzajowych, ktore nastepowaly tutaj jedna po drugiej.

– Jestes jeszcze dzieciakiem – z rezygnacja wyznala dziewczyna.

– Nieprawda, mam juz czternascie lat – oburzyl sie Wlad. – Taka madra jestes, to zdejmij obcasy, zobaczymy, kto jest dzieciakiem...

Dziewczyna w tym czasie wodzila wzrokiem za Zazdrosnym Kawalerem.

– No, to spadaj juz – wycedzila w koncu z niechecia. Chociaz, zastanowila sie, lepiej chyba zatanczyc z tym dzieciakiem, niz przez caly wieczor podpierac sciane.

Prawde powiedziawszy, dyskoteka przypominala ciemny, gesty las, w ktorym wszystkie drzewa postradaly zmysly, powylazily z korzeniami z ziemi i zaczely podrygiwac i falowac. Przez tanczace „pnie” z ogromnym trudem przedzieraly sie kolorowe luny wirujacych reflektorow, muzyka dudnila, uszy sie trzesly. Podczas tanca Wlad musial smiertelnie uwazac na obcasy swojej partnerki – dobrze wiedzial, ze wystarczy, jak raz nadepnie mu na noge, a na dlugo to zapamieta.

Byla bardzo sympatyczna, nawet niczego sobie – pomyslal. I do tego zupelnie obca – Wlad nigdy w zyciu jej nie widzial. Ani w szkole, ani w parku, ani na dyskotece, ani w sklepie – nigdzie...

Muzyka uspokoila sie, zlagodniala. Wszyscy na sali przestali skakac, polaczyli sie w pary, objeli i zawisli jedno na drugim, rytmicznie kolyszac sie, jak meduzy w glebinach morza.

Dziewczyna troche sie ociagala, ale w koncu polozyla Wladowi reke na ramieniu.

– Jak masz na imie? – spytal.

– Iza.

– Jakie pie...

Ale w tym momencie ugryzl sie w jezyk, rozumiejac, ze palnie glupstwo. Ze kazdy, kto chcialby sie z nia poznac, zaczalby wlasnie od tego.

A ona patrzyla ironicznie i czekala na dalszy ciag.

– A ja jestem Wlad – powiedzial. – Tak nawiasem mowiac, jestem mistrzem osiedla w szachach.

– Tak? – zdziwila sie. – A do ktorej szkoly chodzisz?

– Do sto trzydziestej trzeciej.

– A ja do szescdziesiatej piatej...

Jej obcasy niebezpiecznie wbijaly sie w podloge, tuz obok butow Wlada.

– Czesto chodzisz na dyskoteki? – spytal, dalej sie kontrolujac.

– Pierwszy raz przyszlam – wyznala nie wiadomo czemu z przykroscia. – I wcale mi sie tu nie podoba, wszyscy wygladaja jak jakies kukly... Mozgow nie maja i dlatego tak smiesznie przebieraja nogami...

– Dlaczego od razu – dodal polubownie Wlad – nie maja mozgow, chyba nie jest z nimi tak zle.

– Bede juz chyba szla – powiedziala Iza, a spokojna piosenka, jakby uslyszawszy te slowa, wlasnie sie skonczyla..

– Odprowadze cie, dobra? – zaproponowal Wlad.

– Nie, nie trzeba.

– A jezeli cie ktos zaczepi? Jest pozno.

– A co, wstawisz sie za mna? – rozesmiala sie.

– Jestem przeciez mistrzem szachowym – powiedzial z wyrzutem.

– I co, dasz mu po glowie, tym pudlem?

– Nie, tym – i popukal palcem po glowie. – A zreszta, jezeli nie chcesz, bez laski, moge cie nie odprowadzac...

* * *

Miala pietnascie lat, najlepsze oceny w klasie, a jej reportaze cieszyly sie niezwykla popularnoscia (to ze wzgledu na styl) na konkursach mlodych dziennikarzy. Pragnac mocnych wrazen, oderwala sie od ksiazek i poszla na dyskoteke (nic mnie tam nie ciagnie, ale dobry dziennikarz, ze wzgledu na swoja prace, powinien wszystkiemu przyjrzec sie z bliska), ale w konsekwencji wracala do domu jeszcze bardziej rozczarowana i do tego platal jej sie jeszcze pod nogami ten mlodociany podrywacz...

Ostatniej mysli nie wypowiedziala na glos – od czasu do czasu rzucala okiem na Wlada i jej spojrzenie wyrazalo jakies zdziwienie. Dlaczego obok idzie ten dzieciak, a nie Zazdrosny Podrywacz w skorzanej kurtce?

Mieszkala dwa przystanki od parku. Wlad podszedl z nia do zelaznych drzwiczek, na ktorych czarny, wykuwany smok trzymal w zebach tabliczke z numerem „osiemnascie”.

– Szkoda – westchnal Wlad, zegnajac sie.

Wahala sie, ale w koncu zapytala:

– Czego szkoda?

– No, szkoda, ze nikt nas nie zaczepil, juz ja bym im pokazal, gdzie raki zimuja...

Nie wytrzymala i usmiechnela sie. W jej oczach, chyba nie po raz pierwszy, pojawilo sie cos w rodzaju zainteresowania.

– Mimo wszystko, fajny z ciebie chlopak... tylko troche egoista.

* * *

Zaczeli sie ze soba spotykac. Przy szachach wygladali jak dwa aniolki, grzeczne, dobrze wychowane dzieci.

Wlad przychodzil do Izy z szachami pod pacha – rodzicow zwykle nie bylo w domu – i cierpliwie czekal, az skonczy odrabiac lekcje (Iza przechwalala sie: „tego jeszcze nie przerabialiscie?”, „tego zadania nigdy bys sam nie rozwiazal”). A potem pili herbate, jedli niesmiertelne obwarzanki i zaczynali grac.

Iza wcale nie byla taka glupia i Wladowi udalo sie troche nauczyc ja gry. Zreszta szachy szybko jej sie znudzily i dla odmiany brali talie kart, ktora byla chyba bardzo stara, bo wygladala, jakby za dlugo trzymano ja w rybim tluszczu. W kartach Iza nie miala sobie rownych. Ograwszy Wlada kilka razy z rzedu i podkarmiwszy tym samym swoje wiecznie nienasycone ego albo wyrzucala go za drzwi („no idz juz, rodzice moga zaraz wrocic”), albo w przyplywie milosierdzia umawiala sie z nim na skwerku.

Wlad dobrze wiedzial, ze wieczorem na skwerku jest zawsze ciemno i kreci sie malo ludzi, ze w dzien Iza nigdy sie z nim nie umowi – jeszcze dziewczyny zobacza!

Poza tym Iza, pomijajac jej niesmialosc, byla w tych sprawach bardzo niedoswiadczona, nie brala pod uwage bystrosci kolezanek. I pewnego dnia, o zmierzchu, rzeczywiscie tak sie stalo – pod samotna latarnia, jaskrawo zolciejaca na obrzezach skwerku, wpadli na siebie, Iza, przylepiona do Wlada i trzy panny szukajace „przygod”.

Dziewczyny nawet sie nie odezwaly. Zaczely dawac sobie tylko jakies dziwne znaki, nadymac policzki, chichotac i szeptac cos na ucho. Wlad na mgnienie poczul sie jakos nie tak, jakby cos z nim bylo nie w porzadku. Czy nie wyglada czasami jak karzel, kaleka albo jakis obdartus? Czy to takie dziwne, ze Iza spaceruje po skwerku z chlopakiem o rok od niej mlodszym? Nawet, jezeli nie jest wysoki? Nawet, jesli nie ma skorzanej kurtki, tylko zwykla szkolna bluze?

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×