smierci Rosenberga. Pana postawa nie budzi zastrzezen. Nie moglo byc lepiej. – Coal wcisnal mrugajacy guzik i podniosl sluchawke. Po chwili bez slowa rzucil ja na widelki. Poprawil krawat i zapial marynarke. – Wpol do szostej, szefie. Voyles i Gminski czekaja.

Prezydent uderzyl w pileczke i patrzyl, jak sie toczy. Minela kubek o cal, prezydent skrzywil sie.

– Niech czekaja. Zorganizuj konferencje prasowa na dziewiata rano. Zabiore ze soba Voylesa, ale nie pozwole mu gadac. Kaze mu stanac z tylu. Podam kilka szczegolow i odpowiem na pare pytan. Sieci telewizyjne puszcza to chyba na zywo, jak sadzisz?

– Oczywiscie. Swietny pomysl. Zajme sie wszystkim.

Prezydent zdjal rekawiczki i rzucil je w kat.

– Wprowadz ich.

Ostroznie oparl kij o sciane i wsunal stopy w miekkie mokasyny od Bally’ego. Zgodnie z codziennym rytualem zdazyl przebrac sie juz szesc razy od sniadania i teraz mial na sobie dwurzedowy garnitur w krate, do ktorego dobral czerwono-granatowy krawat w groszki. Stroj biurowy. Marynarka wisiala na wieszaku pod drzwiami. Usiadl za biurkiem i z nienawiscia rzucil okiem na rozlozone na blacie papiery. Po wejsciu Voylesa i Gminskiego kiwnal glowa, lecz nie wstal i nie podal im reki. Tamci usiedli przed biurkiem, a Coal stanal jak zwykle pod oknem, niczym wartownik gotowy do strzalu. Prezydent scisnal nasade nosa, jakby cierpial na migrene wywolana stresem.

– Mielismy ciezki dzien, panie prezydencie – zaczal Gminski, chcac przelamac lody.

Voyles wygladal przez okno. Coal kiwnal glowa, a prezydent stwierdzil:

– Owszem. Bardzo ciezki i dlugi dzien, Bob. Czeka mnie jeszcze obiad z Etiopczykami, wiec nie przedluzajmy sprawy. Zacznijmy od ciebie, Bob. Kto ich zabil?

– Nie wiem, panie prezydencie. Ale moge zapewnic, ze agencja nie miala z tym nic wspolnego.

– Jestes gotow przysiac, Bob? – spytal niemal naboznie.

– Przysiegam. Klne sie na grob mojej matki. – Gminski podniosl prawa dlon.

Coal pokiwal z zadowoleniem glowa, udajac, ze mu wierzy. Sprawial wrazenie czlowieka, od ktorego zaleza losy swiata.

Prezydent spojrzal gniewnie na Voylesa, ktorego potezna postac wypelniala fotel. Dyrektor nie zdjal nawet obszernego prochowca. Zul gume i rzucal glowie panstwa szydercze spojrzenia.

– Raporty? Balistyka i sekcja zwlok? – spytal prezydent.

– Mam je – odparl krotko Voyles, otwierajac teczke.

– Nie bede ich teraz czytal. Prosze je strescic.

– Uzyto pistoletu malego kalibru, prawdopodobnie dwudziestkidwojki. Jak wskazuja oparzenia od prochu, do Rosenberga i jego pielegniarza strzelano z bardzo bliska. Jesli chodzi o Fergusona, trudno powiedziec, z jakiej odleglosci oddano strzaly, w kazdym razie nie wiekszej niz dwanascie cali. Kazdy z zabitych dostal po trzy kule w glowe. Z Rosenberga wyjeto dwie, trzecia znaleziono w poduszce. Wyglada na to, ze sedzia i pielegniarz spali, gdy morderca do nich strzelal. Pociski sa jednakowe, wystrzelono je z tego samego pistoletu i zrobila to bez watpienia jedna osoba. Pelne raporty z sekcji zwlok sa na ukonczeniu, ale nie spodziewam sie zadnych rewelacji. Przyczyny smierci sa calkiem oczywiste.

– Odciski palcow?

– Zadnych. Wciaz szukamy, ale robota byla bardzo czysta. Zdaje sie, ze sprawca niczego po sobie nie zostawil oprocz kul i trupow.

– Jak sie dostal do domu?

– Nie ma sladow wlamania. O czwartej, po powrocie sedziego, Ferguson sprawdzil posiadlosc zgodnie z procedura. Dwie godziny pozniej sporzadzil pisemny raport, w ktorym stwierdza, ze przeszukal cala gore, czyli dwie sypialnie, lazienke i trzy garderoby, oraz caly dol. Oczywiscie niczego nie znalazl. Potem sprawdzil wszystkie okna i drzwi. Zgodnie z poleceniami Rosenberga nasi agenci byli na zewnatrz. Wedlug nich Ferguson przeszukiwal dom przez jakies trzy do czterech minut. Podejrzewam, ze morderca czekal w ukryciu na powrot sedziego, a Ferguson po prostu go nie znalazl.

– Dlaczego? – wtracil uparty Coal.

Przekrwione oczy Voylesa zwrocone byly ku prezydentowi. Dyrektor calkowicie ignorowal totumfackiego glowy panstwa.

– Mamy do czynienia z wielce utalentowanym przestepca, ktory zabil sedziego Sadu Najwyzszego, moze nawet dwoch, nie zostawiajac po sobie zadnych sladow. Wedlug mnie jest to profesjonalny morderca. Wlamanie nie stanowilo dla niego problemu. Podobnie jak ukrycie sie podczas pobieznej inspekcji Fergusona. Czlowiek ten jest zapewne bardzo cierpliwy. Nie ryzykowalby wlamania do domu podczas obecnosci mieszkancow i gliniarzy na ulicy. Wydaje mi sie, ze dostal sie na teren posiadlosci po poludniu i po prostu czekal… Byc moze w garderobie na gorze albo na strychu. Pod skladana drabinka prowadzaca na strych znalezlismy dwa skrawki izolacji termicznej, co oznacza, ze ktos chodzil po strychu.

– W zasadzie nie jest istotne, gdzie sie ukryl – stwierdzil prezydent. – Liczy sie to, ze go nie znaleziono.

– Zgadza sie. Nie zezwolono nam na przeszukiwanie domu, pojmuje pan?

– Wiem tylko, ze Rosenberg nie zyje. A co z Jensenem?

– Rowniez nie zyje. Ma zlamany kark poprzez zawezlenie kawalkiem zoltej nylonowej linki, jaka mozna kupic w kazdym sklepie przemyslowym. Patolodzy sadza, ze umarl nie na skutek pekniecia kregow szyjnych, lecz przez zadlawienie, ktorego przyczyna bylo zacisniecie linki. Brak odciskow palcow. Zadnych swiadkow. Obawiam sie, ze charakter miejsca, w ktorym znaleziono cialo, nie bedzie sprzyjal wspolpracy ze swiadkami, jesli w ogole ich znajdziemy. Smierc nastapila okolo wpol do pierwszej w nocy. Obydwa morderstwa dziela dwie godziny.

– O ktorej Jensen wyszedl z domu? – zapytal prezydent.

– Nie wiemy. Prosze pamietac, ze kazano nam pilnowac go z parkingu. O szostej po poludniu eskortowalismy go z pracy, potem nasi ludzie obserwowali kamienice przez siedem godzin, dopoki nie nadeszla wiadomosc o smierci sedziego. Agenci stosowali sie do polecen Jensena. Czmychnal z domu w samochodzie przyjaciela. Znalezlismy auto w odleglosci dwoch przecznic od kina.

Coal postapil dwa kroki w strone biurka, trzymajac rece splecione z tylu.

– Dyrektorze, czy wedlug panskiej opinii obu morderstw dokonal jeden zabojca?

– Skad mam, do diabla, wiedziec?! Ciala jeszcze nie ostygly. Potrzebujemy czasu. Na razie nie mamy jeszcze zadnego materialu dowodowego. Zadnych swiadkow, odciskow palcow, kapusiow… Zlozenie wszystkiego do kupy zajmie nam pare dni. Nie wykluczam, ze dokonal tego jeden czlowiek, ale jeszcze za wczesnie na wyciaganie wnioskow.

– A co podpowiada panu nos? – spytal prezydent.

Voyles milczal przez chwile, wpatrujac sie w okno.

– Jesli zrobil to jeden facet, to mamy do czynienia z supermanem. Prawdopodobnie bylo ich jednak dwoch albo trzech i mieli pomoc z zewnatrz. Ktos dostarczyl im wielu informacji.

– Na przyklad jakich?

– No, chocby takich, jak czesto Jensen chodzi do kina, w ktorym rzedzie zwykle siada, o ktorej godzinie rozpoczyna ogladanie, czy jest sam, czy moze z kims sie spotyka. Biuro nie ma takich informacji. Jesli chodzi o Rosenberga, to ktos musial wiedziec, ze w jego domu nie ma systemu alarmowego, ze nasi chlopcy siedza na dworze, ze Ferguson przychodzil na dziesiata i schodzil z posterunku o szostej i ze siedzial z tylu domu, ze…

– O tym Biuro bylo poinformowane – przerwal mu prezydent.

– Oczywiscie. Ale moge pana zapewnic, ze nie dzielilismy sie z nikim ta wiedza.

Prezydent rzucil szybkie, porozumiewawcze spojrzenie w strone Coala, ktory w zamysleniu tarl brode.

Voyles zmienil pozycje w fotelu, unoszac nieco swoj szeroki zad, a potem usmiechnal sie do Gminskiego, jakby chcial powiedziec: “Pograjmy z nimi w te klocki”.

– Sugeruje pan istnienie spisku – stwierdzil dosyc inteligentnie Coal, marszczac brwi.

– Niczego, do cholery, nie sugeruje. Oznajmiam panu, panie Coal, i panu, panie prezydencie, ze wedle naszej wiedzy istnial spisek, ktorego celem bylo zabicie sedziow. W spisek musialo byc zaangazowanych wiele osob. Morderca byl jeden albo dwoch, ale pomagalo im kilku ludzi z zewnatrz. Wskazuje na to szybkosc, dobra organizacja i sposob, w jaki wykonano robote.

Coal wygladal na zadowolonego. Wyprostowal sie i ponownie zalozyl rece z tylu.

– Kim sa w takim razie owi spiskowcy? – spytal prezydent. – Kogo pan podejrzewa?

Voyles wzial gleboki oddech i usadowil sie wygodniej w fotelu. Zamknal teczke i odstawil ja na podloge.

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату