klarownego formulowania az tak strzelistych fraz, to ja – szepce do siebie w zachwycie Krzysztof Kolumb Odkrywca – to ja od dzis w rubryce wyksztalcenie gotow jestem wpisywac dwa ukonczone wydzialy: filozoficzny i deliryczny.

Albo Krol Cukru. Malo o nim pisze, bo malo go lubie. Ale i on ma pewna wzruszajaca ceche: wrazliwy jest mianowicie na piekno przyrody i los bezdomnych zwierzat. Cala armia delirykow jest prawie bez wyjatku czula na piekno przyrody i los bezdomnych zwierzat. O zmierzchu na polach widac bladzace cienie – delirycy zbieraja kwiaty polne. Porazone polineuropatia nogi wioda ich na parujace laki pomiedzy domami oblakanych. Bujne bukiety stoja na stolikach nocnych, zapach chabrow, rumianku, mimozy wypelnia oddzial niczym gaz lzawiacy. Uduszeni szlochem, zapachem – spia. W domach oblakanych cala noc plona pomaranczowe swiatla, pod murami slychac kocia gadanine. Niezliczonym kotom dobrze sie powodzi w lecznicy paranoikow. Niepodobna wyjrzec przez zakratowane albo niezakratowane okno, by nie ujrzec zmierzajacej z pawilonu do pawilonu, z sadowki na neurologie kociej watahy. Kotow jest tu wiecej niz delirykow, schizofrenikow i samobojcow razem wzietych. I w glebi twardej duszy Krola Cukru jest wielka milosc do kotow. Krol Cukru ukradkiem kazdego wieczora pakuje w strzep “Gazety Wyborczej” mizerne resztki szpitalnego zarcia i chylkiem zmierza w strone oddzialu dziennego. Naprzeciw, zza ceglanego muru, wychodzi prawie calkiem czarny kot Ksiezulo, prawie calkowicie jest czarny, jedynie pod szyja bieleje mu zarys, faktycznie, jakby koloratki. Na pytanie, czy Krol Cukru i Ksiezulo pozostaja w serdecznej zazylosci, odpowiedz nie jest jasna, a dlatego nie jest jasna, ze dla dobra Krola Cukru nie chce byc przeczaca.

Ksiezulo zjada resztki lodowatych parowek albo kielbasy zwyczajnej, bez zapalu obwachuje niedogotowany strzep kurczaka i na chwile, jakby przez roztargnienie, pozwala sie Krolowi Cukru wziac na rece. Zza metnych szyb znieruchomiali niczym nieboszczycy pacjenci neurologii patrza na zwalistego mezczyzne w szmaragdowym dresie, ktory glaszcze i tuli zwierze, twarz przyciska do czarnego futra i placze, lzy splywaja po smolistej siersci. Niewesole rzeczy przypominaja sie Krolowi Cukru, zmarnowane zycie, przepadle zabawy, stracone kobiety. Kiedy Krol Cukru ostatni raz w zyciu bral na rece kota? Za okupacji? Za Stalina? Pozniej chyba nie.

Rytualna scena karmienia i placzu powtarza sie kazdego wieczora. Od paru dni juz sie wszakze nie powtarza. Ksiezulo zniknal, o ustalonej porze nie wychodzi zza ceglanego muru. Krol Cukru obszedl caly obszar, wszystkie pawilony, przez ciemny las dotarl nawet nad Utrate, Ksiezula ani widu, ani slychu.

Nie mamy smialosci, by wprost sie nabijac z dzieciecej rozpaczy Krola Cukru, slemy mu jednak faryzejsko- porozumiewawcze spojrzenia, on omiata nas martwymi jak kamyki w Utracie zrenicami i krzyczy:

– Co kot! Co kot! Co kot bedzie na czlowieka patrzyl, jak on tu wszedzie na boku dziwki ma! Kot sobie sam konia nie zwali, i to jest rozumowanie nie do pobicia!

Nie przepadam za Krolem Cukru, ale przyznaje: roznica miedzy mna a nim jest niewielka. Roznica miedzy mna a Szymonem Sama Dobroc jest zasadnicza. Szymon ucieka.

Z punktu widzenia dalszego picia gorzkiej zoladkowej rozumowanie Szymona jest nie do pobicia. Gdyby Szymon ukonczyl fakultet delirykow, gdyby pilnie uczeszczal na wyklady i konwersatoria, gdyby sumiennie prowadzil dziennik uczuc, pisal wszystkie konfesje i wypracowania, gdyby wytrwal – byloby mu znacznie trudniej pic niz po ucieczce. Po ucieczce z fakultetu delirykow pic nie tylko latwiej, po ucieczce picie to jest wyzsza koniecznosc – a z jakiegoz powodu w koncu sie ucieka? Z powodu koniecznosci wyzszej.

Skonczyc zas fakultet delirykow i dalej pic – jakos nietaktownie. Co ludzie powiedza? Taki a taki, powiedza, na fakultecie delirykow byl i po skonczeniu fakultetu dalej pije, on juz trupem jest. Ludzie zreszta jak ludzie, ludzie mnie nieraz jako trupa cuchnacego widywali i ja trup przezylem, i oni przezyli. Ludzie jak ludzie, ale co by powiedzialy widma, ktore od lat przywolywalem piciem kolejnych butelek gorzkiej zoladkowej? Co by one powiedzialy, otaczajac mnie ciasnym kregiem? Co by powiedzial zielonoskrzydly aniol o posturze zapasnika? Co by powiedzial moj dziadek, Stary Kubica? Co by powiedzial pachnacy korzenna woda kolonska rzekomy kolega ze szkolki niedzielnej?

Poczulem, jak przechodza mnie fale zimna i goraca, oparlem czolo o zaciagnieta szronem szybe i ujrzalem, jak pod porosla swinska szczecina skora pulsuja rakowate trzewia.

– Zbieraj sie, uciekaj, uciekaj czym predzej – glos mial bardzo podobny do glosu rzekomego Cieslara Jozefa, ta sama przyjazna tonacja domowego lekarza, barwa troche inna, piskliwsza, ale mowil przyjaznie. Sluchalem go i nie czulem zimna.

– Zbieraj sie, uciekaj, przeciez mozesz w kazdej chwili pojechac gdzie oczy poniosa.

– Ja zostaje. Szymon Sama Dobroc ucieka.

– Dobre, bardzo dobre – chyba spazmatycznie zachichotal – ja zostaje, on odchodzi. Mowisz, jak nie przymierzajac czlonek biura politycznego: towarzyszu, nasza sprawa przegrala. Wy odchodzicie – ja zostaje.

– Ani slowa o upadlym systemie. Chce mi sie rzygac zarowno na stary system, jak i na wszelkie rozwazania o starym systemie.

– Ani slowa o starym systemie… Dobre, a nawet jeszcze lepsze. Ani slowa o starym systemie, bo ty po prostu nie potrafisz powiedziec nic sensownego o starym systemie. Stac cie jedynie na niewydarzone dowcipy, jakoby “Solidarnosc” zabrala ci jakas cycatke w zoltej sukience.

– Owszem, “Solidarnosc” zabrala mi pewna – jak powiadasz – cycatke w zoltej sukience, za co zreszta jestem obecnie gleboko wdzieczny temu zwiazkowi zawodowemu.

– Ta sprawa jest nam znana. Eufemistycznie mowiac: obecnie miejsce zoltej sukienki zajela czarna bluzka… Dobrze mowie?

– Gowno cie to obchodzi.

– Zolta sukienka i inny wszeteczny przyodziewek istotnie obchodzi mnie tyle co nic. Ale czarna bluzka mnie obchodzi, czarna bluzka bardzo mnie obchodzi, czarna bluzka obchodzi mnie prawie tak, jak ciebie obchodzi Zwiazek Zawodowy “Solidarnosc” – czuje do niej wdziecznosc.

– Ty? Do niej? Ty do niej czujesz wdziecznosc? Za co jesli wolno spytac?

– Za to, ze wytrzezwiales. Przeciez wytrzezwiales dla niej… a jak nie dla niej, to i tak jej zasluga dla twojego trzezwienia jest pierwsza. Pieknie, definitywnie i w fantastycznym stylu wytrzezwiales. Trzezwiales tak, jakby Louis Figo prowadzil pilke. Jestes absolutnie trzezwy i wreszcie, wreszcie mozna z toba negocjowac.

– Co niby mozna ze mna negocjowac?

– Jak to co? Dalsze picie. Twoje dalsze picie, to jest obecnie gra warta czarnej swieczki.

– Obawiam sie, ze dla mnie szkoda zachodu. Zdaje sobie sprawe, ze polecanie waszej uwadze moich towarzyszy broni jest, jesli nie niestosowne, to zbrodnicze, ale tu na miejscu bez trudu znajdziesz kilku – jakby powiedzial doktor Granada – orlow gotowych do dalszego fantomowego lotu.

– Kogo ty mi polecasz? Tych nieszczesnikow, ktorym dykta wszelki rozum zjadla? Przeciez chyba widzisz, ze prawie wszyscy twoi, jak to szumnie powiadasz, towarzysze broni maja uszkodzone glowy? Nie widzisz tego? Swoja droga, skad nagle w tobie tyle wyrozumienia, moje ty niegdysiejsze uosobienie jadowitosci? Wiem, postanowiles przyjac lekcje pokory i jestes pokorny, tyle ze sam we wlasna pokore nie wierzysz. Kurwisz sie z pokory, a to jest najgorszy rodzaj kurestwa.

– Ja tez mam uszkodzona glowe.

– Ty nie, ty wrecz przeciwnie. Nawet tutaj, w tym skadinad dosc pod wzgledem intelektualnym postnym miejscu, nawet tutaj terapeuciczki-ksiezniczki wynosza pod niebiosa twoja mozgowa sprawnosc. O tym zreszta tez chcialbym z toba pomowic.

– O czym? O terapeutkach czy o mojej glowie?

– O jednym i o drugim. Jesli idzie o ksiezniczki, bierz, ktora chcesz. W tym wypadku przynajmniej rozumiem twoja pokore i wyrozumialosc. Podobaja ci sie, wiec wyrozumiale znosisz ich bajdurzenie: splukujcie wode w ubikacji, myjcie zeby i pierzcie skarpetki, przeciez oddzial jest naszym malym domem, a my wszyscy jestesmy mala rodzina… Dobre, a nawet jeszcze lepsze… Szescdziesieciu polpijanych bykow to jest, zdaniem spiacej ksiezniczki-terapeuciczki: “mala rodzina”. Musisz ich bardzo pragnac, skoro to wszystko wytrzymujesz… W porzadku, bierz, ktora chcesz… Bedzie tak jak dawniej – zadna ci sie nie oprze. Pamietasz, jak bywalo pieknie? A jesli idzie o glowe, nie turbuj sie, ona jest ocalona, pala tez ci ocalala, pijaku szczesciarzu, masz wszystko, co polskiemu pisarzowi jest potrzebne do dziela.

– Jakby moja glowa nie byla uszkodzona, nie slyszalbym ciebie i nie widzial.

– I tak mnie slabo slyszysz i slabo widzisz. Napij sie, uslyszysz i ujrzysz mnie lepiej.

– Nie zrobie tego. Wiesz o tym. Wiesz o tym i dlatego tu jestes.

– Owszem, troche sie niepokoje, ale bez przesady. Dzis ani teraz tego nie zrobisz… Ale za jakis czas… Za rok… Za dwa… Siegniesz.

Вы читаете Pod mocnym aniolem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×