rzadkiego kisielu z pigwy, starcza tego na piec godzin, jak doladowanie akumulatora. Jemy, gdzie popadnie. Ja u transportowcow, Kep i Bibl w szkole podobnej do wyzszej szkoly pedagogicznej; jeden wyklada madrosci socjologiczne, drugi astronomie: wszystko o wszechswiecie, od Kopernika do Diraca. Gdzie sie peta elektronik, chwilowo nie wiem, a biochemik mowi, ze z ich pramaterii sam wkrotce bedzie formowac dowolne struktury. Ale, prawde mowiac, robimy slabe postepy: jeszcze zbyt wiele tajemnic kryje przed nami ich technika…
…Dopiero co wystartowal kolejny transportowiec na Ksiezyc, a na nasz odlot trzeba jeszcze dlugo czekac. No i czekam i doczekac sie nie moge, a moi niebiescy Indianie jeszcze by sobie z przyjemnoscia pomieszkali na Ziemi. I to jeszcze z jaka przyjemnoscia! Pytam ich wczoraj: co sie wam najbardziej spodobalo na Ziemi? Rodziny, powiadaja. Dobrze jest mieszkac razem ze swoimi dziecmi w swoich komorkach. Nie w komorkach, powiadam, a w mieszkaniach, powtorzcie. Powtarzaja i ciesza sie. A w jednym domu – hotelu dla mlodych malzenstw zostali caly tydzien. Wszystko ich zachwycalo – i pralnia chemiczna, i zwykla, i fryzjer, i sala telewizyjna. Tylko do stolowki chodzili z obawa: do tej pory nie zdolali sie jeszcze przyzwyczaic do naszego jedzenia. Jedza tylko i wylacznie manna kasze, a miesa czy ryby nawet nie tkna. Dziwaczny narod, chociaz madry. Wszystko chwytaja w lot, nie trzeba im nic wyjasniac. Ale jedna rzecz mnie dziwi: nie znaja nostalgii, o Hedonie nie wspominaja, w kazdym razie w rozmowach ze mna.
…Teraz slonce wisi nad skrajem nieba, tuz przy horyzoncie, zaraz sie schowa i zapadnie noc, tak jak u nas w tropikach. Zjemy kolacje, pogadamy – i spac. Zupelnie jak w domu. Od samego poczatku stacja z tym calym swoim balaganem, rupieciami, straszliwie zagraconymi korytarzami pociagala nas mimo wszystko jakas niedostrzegalna, ale juz dajaca «e odczuc domowa przytulnoscia, A teraz, zupelnie jak inzynier z fabryki, spiesze tu z pracy do domu. Wystarczy przymknac oczy, westchnac i juz ci sie wydaje, ze wszystkie trudnosci masz za soba.
A trudnosci mamy duzo. Nie wiem, czy damy sobie rade. Kep jest jednak przekonany, ze tak. Wierzy, ze pomoga nam cybernetycy, ktorzy przybeda z kolejna ekspedycja. Pamietam, jak sprzeczalismy sie, jeszcze przed twoim wyjazdem, co bedzie dla nas najtrudniejsza przeszkoda. Wydawalo mi sie, ze najwiecej klopotu sprawia roznice psychologiczne. Przeciez nasze podobienstwo zewnetrzne jest zupelnie powierzchowne – psychicznie roznimy sie bardzo. A ty sie z tym nie zgadzales, powiedziales: „Najtrudniejsza sprawa to Koordynator”.
I miales racje. Z Koordynatorem do tej pory nie mozemy sobie dac rady – czasem sie udaje, a czasami wszystko idzie na opak. Uwzglednia nowe elementy programu: przewody z czicza przeciagnac do stacji, posadzic lasek – prosze bardzo, ale od dawnych nie odejdzie ani na jote. Sale regeneracyjne jeszcze do tej pory nie zostaly przebudowane, nie mamy gdzie prowadzic operacji usuniecia elektrod. W przeciagu pol roku operowano nie wiecej niz setke, i to z trudem: to przewody zawodzily, to zwierciadla gasly. A tu trzeba wykonac nie setke, ale milion operacji.
Swego czasu elektronika zaciekawila konstrukcja Koordynatora. Normalne naukowe zainteresowanie, zadnych zamachow na program. Ale Koordynator nie odpowiada. Wtedy obmyslilismy razem z elektronikiem eksperyment: otworzyc zlota banie od zewnatrz i posondowac wnetrznosci. Bylismy pewni, ze Koordynator nie bedzie reagowac – program badania, rzecz jasna, nie przewidywal zadnych zamachow na jego trwalosc i calosc. „Niebieskie kurtki”, nawet ci najwybitniejsi, nie mogli sie zdecydowac – dawal o sobie znac balast tysiacletniego posluszenstwa. Wtedy we dwojke opuscilismy sie prosto na zlota powloke. Ani goraca, ani zimna – normalny metal bez nitow i szwow. Delikatnie rozpruwam powierzchnie promiennikiem i usuwam krazek o grubosci milimetra i srednicy jakichs dwudziestu centymetrow. Pod zlocista powierzchnia – platanina niepojetych polaczen. Ustawiamy sonde wizyjna z jednej strony, akustyczna z drugiej, wlaczamy zapis. Pracuje. Elektronik zadowolony: zadnych cudow. Normalny system monokrystaliczny na zdwojonych elementach. Zespawalem dziurke silingenem – a tu monokrystaliczny oglasza strajk. Przez caly tydzien nie moglismy sie dogadac z Koordynatorem. Zbieramy cala rade, aby przeprowadzic myslowy atak i w odpowiedzi otrzymujemy ultimatum: zadnych eksperymentow z sondami, bo w przeciwnym razie nastapi calkowity brak kontaktu. Czekamy na cybernetykow, moze razem znajdziemy sposob na poskromienie tej nieposlusznej bani. Kep ma nadzieje, ze taki sposob znajdziemy.
…Zbliza sie poranek. Na czarnym niebie gdzies na skraju swiata pojawil sie paseczek zorzy. Jakze przyciaga w chwili rozstania to szkarlatne pasemko, wilgotny oddech trawy, nad ktora wisi taras, zapach scietych wczoraj roz.
I mimo wszystko wracam do was, moi drodzy, jak zolnierz z przepustki – do szeregu, pod bron.
Jestem ambitny, ale nie zadufany w sobie. Oczywiscie, dacie sobie rade i beze mnie. Ale na pewno sie przydam. Wiem, ze Kep wzywa cybernetykow – przybeda pozniej, z nastepna ekspedycja. Ale przeciez i ja studiowalem cybernetyke w Ameryce, choc jestem zarejestrowany w Sluzbie Kosmicznej jako fizyk lacznosciowiec. Mam taki malenki pomysl, jak poskromic Koordynator, kiedy sie zbuntuje. Juz to omawialem z jednym z naszych wybitnych cybernetykow, ktorzy przechodza teraz przygotowania do lotu. Fajny facet z Nowosybirskiego miasteczka akademickiego, bardzo smiesznie mowi: kazde zdanie zaczyna od slow: „jestem pewien”. „Jestem pewien, powiada, ze to nie mozg, lecz mono – krystaliczny albo neutronowy system z ograniczonym programem. Samodzielnie nie mysli, ale warianty oblicza szybciej niz czlowiek. I niewatpliwie posiada urzadzenia samoobrony. Jestem pewien, ze zbuntuje sie, jezeli zaczniecie wprowadzac sondy albo stosowac inne sposoby oddzialywania mechanicznego”, Objasnilem mu swoj pomysl czesciowego usuniecia starego programu i wprowadzenia elementow nowego. „Jestem pewien, powiada, ze powinno sie udac!” Trzeba tylko w niektorych blokach temperature obnizyc do zera absolutnego, a wtedy opor zniknie. Potem usunac kontury niepotrzebnych albo zaklocajacych wspomnien i uproscic lacznosc asocjatywna – i wtedy, jestem pewien, ze sie uda. Przyjade, to sprobujemy. Powiadaja, ze nauka zna wiele roznych sposobow.
I zmniejszaja sie wielkie odleglosci, kiedy wzywa daleki przyjaciel. Tak albo bardzo podobnie brzmia slowa jednej starej, zapomnianej piosenki. Zmniejszaja sie, Maly. Wszystkie. Nawet kosmiczne.
***