Narysowal to po to, zeby dac Gabby. Chcial poprosic ja, zeby nie wycinala go ze swoich badan.

Spojrzalam na Ryana.

– Lekko ironiczne. Myslala, ze ktos ja sledzi, a tak naprawde bylo ich az dwoch.

Poczulam, ze lzy naplywaja mi do oczu. Emocjonalny strup zaczal juz sie tworzyc, ale byl jeszcze slabo rozwiniety. Uplynie jeszcze duzo czasu, nim bede mogla o niej myslec.

Ryan wstal i przeciagnal sie.

– Gdzie jest Katy? – spytal, zmieniajac temat.

– Poszla kupic olejek do opalania. – Zamknelam torbe i upuscilam ja na podloge.

– Jak sie miewa?

– Na oko dobrze. Opiekuje sie mna jak prywatna pielegniarka. Odruchowo podrapalam sie po szwach na szyi.

– Ale byc moze jest bardziej zatroskana, niz to pokazuje. Wie o przemocy, ale to jest przemoc w wiadomosciach, w poludniowym Los Angeles, Tel Awiwie i Sarajewie. Zawsze bylo to cos, co przydarza sie innym ludziom. Pete i ja specjalnie nie informowalismy jej o tym, czym sie zajmuje, nie wiedziala o mojej pracy. Teraz to jest blisko i to bardzo osobista sprawa. Jej swiat przewrocil sie do gory nogami, ale dojdzie do siebie.

– A ty?

– Ja sie czuje dobrze. Naprawde.

Stalismy w milczeniu i przygladalismy sie sobie nawzajem. Potem siegnal po marynarke i przerzucil ja przez ramie.

– Jedziecie na plaze? – Jego udawana obojetnosc nie byla zupelnie przekonywajaca.

– Mamy zamiar zaliczyc tyle plaz, ile sie da. Nazwalysmy nasza wycieczke “Wielka Wyprawa po Piaskach i Falach'. Najpierw jedziemy do Ogonquit, a potem wzdluz wybrzeza. Cape Cod. Rehobeth. Cape May. Virginia Beach. Naszym jedynym planem jest to, by byc w Nags Head pietnastego.

Pete to zorganizowal. Ma zamiar tam byc.

Ryan polozyl mi reke na ramieniu. W jego oczach bylo wiecej niz tylko czyste zawodowe zainteresowanie.

– Ale wracasz?

Zadawalam sobie to pytanie przez caly tydzien. Wracam? Do czego? Do pracy? Czy moglabym przejsc to wszystko jeszcze raz z jakims innym pokreconym psychopata? Do Quebecu? Czy znioslabym docinki Claudela i to, ze z jego powodu musialabym stanac przed jakas komisja? Co z moim malzenstwem? Nie bylo zwiazane z Quebekiem. Jak mam sie zachowac wobec Pete? Co bede czula, kiedy sie z nim spotkam?

Podjelam jedna decyzje: nie bede sie nad tym teraz zastanawiac. Poprzysieglam sobie nie wracac do niepewnosci dnia wczorajszego i sprawic, zeby przeszlosc nie kladla sie cieniem na czasie, ktory mam spedzic z Katy.

– Oczywiscie – odparlam. – Bede musiala dokonczyc raporty, a potem zeznawac.

– No tak.

Zapadla pelna napiecia cisza. Oboje wiedzielismy, ze byla to wymijajaca odpowiedz.

Odchrzaknal i siegnal do kieszeni marynarki.

– Claudel prosil mnie, zebym ci to przekazal. Wyciagnal brazowa koperte z nadrukiem logo CUM w jej lewym gornym rogu.

– Dzieki.

Wcisnelam ja do kieszeni i odprowadzilam go do drzwi. Nie teraz.

– Ryan. Odwrocil sie.

– Mozesz to robic dzien po dniu, rok po roku i nie stracic wiary w gatunek ludzki?

Nie odpowiedzial od razu, wydawalo sie, ze wpatruje sie w jakis punkt przestrzeni miedzy nami. Potem spojrzal mi w oczy.

– Od czasu do czasu gatunek ludzki wydaje drapieznikow, ktorzy zeruja na pozostalych. Oni nie naleza do gatunku. Oni sa mutantami. Moim zdaniem te osobniki nie maja prawa zuzywac tlenu. Ale sa tutaj, wiec pomagam ich wsadzic za kratki, czyli tam, gdzie nie beda mogli szkodzic innym. Sprawiam, zeby zylo sie bezpieczniej ludziom, ktorzy wstaja rano, codziennie chodza do pracy, wychowuja dzieci albo hoduja pomidory czy rybki tropikalne i wieczorem ogladaja mecz w telewizji. To oni sa gatunkiem ludzkim.

Patrzylam, jak odchodzi, znowu podziwiajac ksztalty wypelniajace jego dzinsy. I glowe tez, pomyslalam zamykajac drzwi. Moze kiedys… Powiedzialam to do siebie, usmiechajac sie. Daj Boze.

Pozniej tego wieczora Katy i ja poszlysmy na lody, po czym wjechalysmy na wzgorze. Siedzac na moim ulubionym miejscu widokowym, widzialysmy cala doline, Swietego Wawrzynca – czarny zarys w oddali i Montreal – migoczaca panorame rozciagajaca sie pod wzgorzem.

Spojrzalam w dol z lawki, na ktorej siedzialysmy, i czulam sie jak pasazer dzieciecej kolejki. Ale przejazdzka w koncu sie skonczyla. Byc moze przyjade sie pozegnac.

Skonczylam loda i wcisnelam serwetke do kieszeni. Moja reka natrafila na koperte Claudela.

Do diabla, dlaczego nie teraz.

Otworzylam ja i wyjelam recznie zapisana kartke. Troche dziwne. I nie bylo to formalne zazalenie, ktorego sie spodziewalam.

Doktor Brennan,

Ma pani racje. Nikt nie powinien umierac anonimowo. Dzieki pani tych kobiet to nie spotkalo. Dzieki pani Leo Fortier nie bedzie juz mogl bezkarnie mordowac.

My jestesmy ostatnia linia obrony przed nimi, alfonsami, gwalcicielami, wyrachowanymi mordercami. Bylbym zaszczycony, gdybym mogl z pania jeszcze kiedys pracowac…

Luc Claudel

Wyzej na gorze widac bylo slabo oswietlony krzyz, ktory obwieszczal swoje przeslanie calej dolinie. Jak to mowil Kojak? Ktos cie kocha, skarbie.

Ryan i Claudel o tym wiedzieli. I bylismy naprawde ostatnia linia obrony. Spojrzalam na miasto w dole. Zostan tu. Ktos cie kocha.

– A la prochaine – powiedzialam letniej nocy.

– Co to znaczy? – spytala Katy.

– Do nastepnego razu.

Moja corka wygladala na zbita z tropu.

– Pojedzmy juz nad morze.

***
Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×