– Nareszcie pokoj dziecinny ozyje! – westchnela Catharina uszczesliwiona.
– O, mam nadzieje, ze urodza sie wam dzieci. Markanas jest spragnione dzieciecego szczebiotu – powiedziala Tamara.
– O, na pewno… – zaczela Catharina i urwala gwaltownie.
Tamara uniosla swe piekne brwi.
– Jakze to, Malcolmie? – spytala chlodno, ale w jej oczach blysnal wesoly ognik.
– Mam tylko dwa zyczenia – zaczela Catharina i przytrzymala sie mocno, gdyz powoz podskoczyl na wyboju
– Jakie?
– Czy moglibysmy usunac z sali balowej pewien portret?
– Chetnie to uczynie – oznajmila Tamara. – Gdziekolwiek bym stanela, czuje na sobie okropne spojrzenie Agnety. Ale co zrobimy z tym obrazem?
– Spalimy – zadecydowal Malcolm. – Przeciez to nie jest zadne dzielo sztuki. Po co ma wprowadzac niepokoj? Moim zdaniem nie nalezy pielegnowac niedobrych wspomnien z historii rodu. Lepiej niech znikna w mroku zapomnienia. A wracajac do rzeczy, Catharino, pragne zamowic u pewnego znakomitego artysty malarza twoj portret. O ile, naturalnie, sie zgodzisz. Nie ma najmniejszego ryzyka, ze ktos kiedykolwiek w przyszlosci go spali.
– Dziekuje, Malcolmie! Z przyjemnoscia bede pozowac – powiedziala oniesmielona. – Zapewniam was, ze nie zamierzam wpatrywac sie w malarza, by nikt nigdy nie czul sie przesladowany przez moj wzrok.
– To i tak niemozliwe – rozesmial sie Malcolm i objal czule swa zone. – A jakie jest twoje drugie zyczenie?
– Mam nadzieje – rzekla przytulajac sie do niego – ze zwolnisz mnie z obowiazku wstawania codziennie o godzinie wpol do piatej rano.
Jej slowa wywolaly gromki smiech. Tak, dla Markanas nadchodzily nowe czasy.
Margit Sandemo
![](/pic/2/6/0/2/4//pic_2.jpg)
![](/pic/2/6/0/2/4//pic_3.jpg)