samochody, w Davie. — I w szalenczym przyplywie energii triumfalnie dopisal ostatnie nazwisko. — Dwoch kolejnych gosci nie zyje, jeden nadal dziala w polu. To caly zespol.
— Czy ktorys z nich wie, ze Danco jest w miescie?
Pokrecil glowa. Poleciala kolejna kropla potu i niemal trafila we mnie.
— Trzymamy to w scislej tajemnicy. Wiedza tylko ci, ktorzy musza.
— To oni nie musza wiedziec, ze ktos chce ich przemienic w popiskujace poduszki?
— Nie, nie musza — oznajmil, zaciskajac szczeki. Wygladal, jakby znow chcial powiedziec cos ostrego, moze zaproponowac, zeby spuscic za nimi wode. Ale popatrzyl na mnie i sie powstrzymal.
— Czy moglibysmy przynajmniej sprawdzic, ktorego z nich brakuje? — zapytalem bez szczegolnej nadziei.
Chutsky zaczal krecic glowa, zanim skonczylem mowic. Spadly dwie kolejne krople potu na lewo i na prawo.
— Nie. Nie ma mowy. Oni zawsze bardzo uwazali. Jak ktos zacznie o nich wypytywac, dowiedza sie natychmiast. A ja nie moge ryzykowac, ze uciekna. Tak jak Oscar.
— No to jak znajdziemy doktora Danco?
— To wlasnie masz obmyslic — powiedzial.
— A co z domem przy Monte di Spazzatura? Tym, ktory sprawdzales z podkladka do dokumentow w reku?
— Debbie wyslala tam woz patrolowy. Wprowadzila sie jakas rodzina. Nie — powiedzial. — Stawiamy na ciebie, koles. Wpadniesz na jakis pomysl.
Debs wrocila, zanim zdazylem obmyslic cokolwiek sensownego, ale doprawdy bylem zbyt zaskoczony oficjalnym stosunkiem Chutsky’ego do jego dawnych towarzyszy. Czy nie byloby ladnie dac starym przyjaciolom fory? Ja nie udaje, ze jestem wzorcem uprzejmej cnoty, ale gdyby jakis zboczony chirurg uwzial sie, na przyklad, na Vince’a Masuoke, mysle, ze znalazlbym sposob, zeby podczas zwyczajnej rozmowy, przy automacie do kawy, podrzucic mu jakas aluzje. „Podaj cukier, prosze. A przy okazji: pewien lekarz maniak sciga cie, zeby ci odciac wszystkie konczyny. Masz ochote na smietanke?”
Ale najwyrazniej faceci o wielkich, meskich podbrodkach inaczej rozgrywali te gre, a przynajmniej inaczej robil to ich przedstawiciel, Kyle Chutsky. Nie szkodzi. Mam przynajmniej liste nazwisk i mam od czego zaczac, chociaz to wszystko, czym musze sie zadowolic. Nie mialem pojecia, jak zamienic punkt startowy w jakas pomocna informacje, a Kyle nie byl rownie kreatywny, jak chetny w dzieleniu sie wiedza. Deborah niewiele mogla pomoc. Calkowicie pochlonelo ja poprawianie poduszki Kyle’a, wycieranie jego rozgoraczkowanego czola i sprawdzanie, czy wzial pigulki. Myslalem, ze takie matczyne zachowanie lezy poza zasiegiem jej mozliwosci, ale widac bylo inaczej.
Stalo sie jasne, ze niewiele zdzialamy tutaj, w apartamencie hotelowym. Moglem tylko zaproponowac, ze wroce do swojego komputera i zobacze, co sie da z niego wyciagnac. I tak, po wyrwaniu ostatnich dwoch ciastek z jedynej reki Kyle’a, pojechalem do domu, do mojego kochanego komputerka. Nie bylo gwarancji, ze cokolwiek znajde, ale musialem chociaz sprobowac. Zrobie wszystko, co w mojej mocy i pogrzebie w tym przez pare godzin z nadzieja,, ze ktos owinie kamien kartka z tajna wiadomoscia i cisnie nim w moje okno. Moze gdyby kamien uderzyl mnie w glowe, wykrzesalbym jakis pomysl.
Mieszkanie bylo w takim stanie, w jakim je zostawilem, co juz stanowilo jakies pocieszenie. Lozko zaslane, bo Deborah juz tu nie przemieszkiwala. Wkrotce moj komputer zaczal mruczec i poszukiwania sie rozpoczely. Najpierw sprawdzilem baze danych nieruchomosci, ale nie znalazlem nowych zakupow, ktore pasowalyby do wczesniejszych wzorow. Ale oczywiste bylo, ze doktor Danco musial gdzies sie zatrzymac. Wypedzilismy go z kryjowki, a jednak mialem calkowita pewnosc, ze nie bedzie czekal na rozprawe z Doakesem i kim tam jeszcze z listy Chutsky’ego, kto przyciagnal jego uwage.
Przy okazji, wedlug jakiego klucza ustawia porzadek swoich ofiar? Wedlug starszenstwa? Wedlug tego, ktory bardziej go wkurzyl? A moze zdawal sie na przypadek? Gdybym to wiedzial, latwiej byloby mi go znalezc. Musial gdzies sie zaszyc, bo takich operacji nie mogl przeprowadzac w pokoju hotelowym. Dokad zatem sie udal?
To nie kamien wpadl przez okno i uderzyl mnie w glowe, ale malenki pomysl zaczal tykac na podlodze dexterowego mozgu. Danco musial sie gdzies zaszyc, zeby popracowac nad Doakesem. To oczywiste. I nie mial czasu, zeby przygotowac sobie kolejny bezpieczny dom. Dokadkolwiek sie udal, musialo to byc w granicach Miami, w poblizu jego ofiar, a on nie mogl ryzykowac, wybierajac miejsce na chybil trafil. Na pozor pusty dom mogl nagle zostac nawiedzony przez ewentualnych nabywcow, a gdyby zagniezdzil sie w jakims zamieszkanym miejscu, nie moglby przewidziec, kiedy kuzyn Enrico wpadnie z wizyta. Dlaczego zatem nie wykorzystac po prostu domu kolejnej ofiary? Musial sadzic, ze Chutsky, jedyny, ktory znal cala liste, wypadl z gry na dluzszy czas i nie bedzie go scigal. Wprowadzajac sie do kolejnego czlowieka z listy, ucialby dwie konczyny jednym skalpelem, korzystajac z domu nastepnej ofiary, zeby dokonczyc Doakesa, a potem spokojnie zajac sie szczesliwym wlascicielem domu.
To ma sens i lepiej wyglada jako punkt startowy niz lista nazwisk. Ale jesli nawet sie nie mylilem, ktory okaze sie nastepny?
Na dworze zagrzmialo. Znow spojrzalem na liste nazwisk i westchnalem. Dlaczego nie moglem byc gdzie indziej? Nawet gra w szubieniczke z Codym i Astor wydawala mi sie czyms lepszym niz ta frustrujaca harowka. Musze nauczyc Cody’ego, zeby najpierw szukal samoglosek. Potem zacznie sie pojawiac reszta slowa. A kiedy to opanuje, zaczne uczyc go innych, bardziej interesujacych rzeczy. To bardzo dziwne, kiedy ma sie ochote uczyc dzieci, a ja chcialem z nim zaczac jak najszybciej. Szkoda, ze juz zdazyl sie zajac psem sasiada — to bylby doskonaly sposob, zeby nauczyc go zasad bezpieczenstwa jak rowniez techniki. Maly nicpon musi sie jeszcze wiele nauczyc. Wszystkie lekcje starego Harry’ego zostana przekazane mlodemu pokoleniu.
Kiedy myslalem o ksztalceniu Cody’ego, przypomnialem sobie, ze w cene wlaczone sa moje zareczyny z Rita. Czy dam sobie z tym rade? Odrzucic beztroskie zycie kawalera i osiasc w domowym szczesciu? Dosc dziwne, ale pomyslalem, ze jakos to bedzie. Dzieci z pewnoscia warte sa tej niewielkiej ofiary, a uczynienie z Rity stalego maskowania pomoze mi nie rzucac sie w oczy. Szczesliwi malzonkowie nie sa sklonni do robienia rzeczy, dla ktorych zylem.
Moze mi sie uda. Zobaczymy. Ale przeciez zajmowanie sie sprawami Chutsky’ego to byla zwloka i nie przyblizalo mnie do wieczornego spotkania z Reikerem ani do odszukania Danco. Zebralem rozproszone mysli i spojrzalem na liste nazwisk: Borges i Aubrey zalatwieni. Acosta, Ingraham i Lyle nadal nieruszeni. Nadal nieswiadomi, ze czeka ich spotkanie z doktorem Danco. Dwoch zatopionych, trzech jeszcze nietrafionych, nie wlaczajac w to Doakesa, ktory wlasnie teraz musi czuc ostrze wrzynajace sie w rytm muzyczki tanecznej Tito Puente przygrywajacej w tle, gdy doktor pochyla sie nad nim ze swietlistym skalpelem, zeby poprowadzic sierzanta w taniec cwiartowania. Zatancz ze mna, Doakes.
A tymczasem ja tutaj krecilem sie w kolko, jakby nasz dobry doktor juz obcial mi jedna noge.
W porzadku: zalozmy, ze doktor Danco znajdowal sie w domu kolejnej ofiary, nie liczac Doakesa. Nie wiedzialem, rzecz jasna, kto to moglby byc. Co mi zatem pozostaje? Kiedy wyeliminuje sie badanie naukowe, pozostaje szczesliwy traf. Elementarne, drogi Dexterze. Entliczki, pentliczki, czerwone stoliczki…
Moj palec wyladowal na nazwisku Ingrahama. A zatem, znalezlismy, prawda? Jasne, ze tak. A ja jestem krol Olaf z Norwegii.
Wstalem i podszedlem do okna, z ktorego tak czesto widywalem sierzanta Doakesa parkujacego po przeciwnej stronie ulicy w rdzawoczerwonym taurusie. Nie bylo go tam. Wkrotce w ogole go nie bedzie, chyba ze go znajde. Chcial, zebym umarl albo poszedl do wiezienia, a ja czulbym sie szczesliwszy, gdyby on w ogole zniknal — kawalek po kawalku albo za jednym zamachem, to nie sprawialo mi roznicy A jednak pracowalem w nadgodzinach, zmuszalem potezna maszynerie mentalna Dextera do saznistych susow, zeby go uratowac — zeby on mogl mnie zabic albo uwiezic. I co tu sie dziwic, ze uwazam, iz cala idea zycia jest przeceniana?
Prawie doskonaly ksiezyc, poruszony byc moze ta ironia, wychynal sposrod drzew. A im dluzej sie gapilem, tym bardziej odczuwalem ciezar tego starego, nikczemnego ksiezyca belkoczacego z cicha tuz pod horyzontem i juz czulem, jak dmucha mi goracem i zimnem w kregoslup, pili mnie do dzialania, az przylapalem sie na tym, ze biore kluczyki do samochodu i ide do drzwi. W koncu dlaczego nie sprawdzic? Nie zajmie mi to wiecej niz godzine i nie bede musial wyjasniac, jak to obmyslilem, ani Debs, ani Chutsky’emu.
Zrozumialem, ze ten pomysl spodobal mi sie po trosze dlatego, ze byl szybki i latwy i jesli sie oplaci, to