talerzem.
Podchodzac do nastepnego drazka z kanistrem, wzbil w gore fontanne krysztalkow, ktore zagrzechotaly cicho o nogawki jego kombinezonu. Bylo to echo dawnych lat — przypomnialy mu sie mrozne dni w Minnesocie, kiedy suchy snieg skrzypial pod kaloszami.
— Niech pan sprawdzi, panie Kettering. Przy Koperniku widze biale mrugajace swiatlo — oznajmila Barbara Katz.
Knolls Kettering III, poskrzypujac koscmi stawow, zajal miejsce Barbary przy teleskopie.
— Ma pani racje — stwierdzil. — To pewnie Rosjanie sprawdzaja sygnaly swietlne.
— Dziekuje — odparla dziewczyna. — Kiedy chodzi o Ksiezyc, nie moge na sobie polegac. Wciaz widze swiatla Luny, Layportu czy innych miast z ksiazek fantastycznonaukowych.
— Przyznam sie pani, ze ja tez! A teraz widac czerwony sygnal.
— Moglabym zobaczyc? Ale po co ma pan ciagle wstawac? Moze lepiej usiade panu na kolanach… jezeli nie ma pan nic przeciwko temu, a stolek wytrzyma.
Knolles Kettering III rozesmial sie.
— Swietny pomysl, ale przy najmocniejszym nawet stolku plastikowa kosc w moim biodrze chyba nie wytrzyma — powiedzial z zalem.
— Och, serdecznie panu wspolczuje!
— Mniejsza o to. I tak mozemy razem ogladac niebo. Tylko prosze mi nie wspolczuc.
— Dobrze — obiecala Barbara. — To zreszta calkiem romantyczne miec plastikowe czesci, tak jak ci starzy zolnierze, ktorzy wykladaja na akademiach kosmicznych w opowiadaniach Heinleina i E. E. Smitha.
Don Guillermo Walker zrozumial w koncu, ze lsniaca czern przed nim to woda — male jezioro, a nie to wielkie — bo w odleglosci mniej wiecej pietnastu kilometrow ujrzal wreszcie iskrzace sie swiatla Managui. Nagle cos innego przyszlo mu na mysl: za pozno wystartowal. Co bedzie, jezeli Ksiezyc wyjdzie z zacmienia i oswietli go, dokladnie wskazujac jego polozenie odrzutowca el presidente i dzialom przeciwlotniczym? Bedzie sie wtedy czul jak maszynista teatralny, ktory zmieniajac po ciemku dekoracje na scenie, znajdzie sie nagle w kregu przedwczesnie zapalonego reflektora. Zalowal, ze nie fest w Chicago i nie wystepuje w jakiejs podrzednej trupie, ze nie zagrzewa do walki komorki organizacji Bircha pod haslem „bron dla Poludnia”, ze nie ma znow dziesieciu lat, jak wtedy, gdy w Milwaukee organizowal na podworzu wlasne przedstawienie cyrkowe i igral ze smiercia zjezdzajac na ziemie po zardzewialym drucie z wysokosci szesciu metrow.
Wspomnienia z dziecinstwa dodaly mu otuchy. Skoro gotow byl umrzec dla podworzowego cyrku, tym bardziej gotow jest zginac bombardujac latynoskie miasto! Wlaczyl silnik na maksymalna predkosc: smiglo cielo teraz powietrze z nieco wieksza sila.
— Guillermo geronimo! — krzyknal don Guillermo. — La Loma, strzez sie!
Rozdzial 7
Paul Hagbolt sluchal tylko jednym uchem mowcow na podium. Dziwny zbieg okolicznosci — fotografie gwiezdne i koncepcja Lysego o planetach wedrujacych w nadprzestrzeni — odwrocil jego uwage od dyskusji i pobudzil wyobraznie. Jak gdyby nagle duzy zegar, ktory tylko on jeden slyszal, teraz wlasnie zaczal tykac (raz na sekunda, a nie piec razy jak male zegarki na reke czy wiekszosc zegarow sprezynowych), Paul wyraznie zdawal sobie sprawe z uplywu czasu i ze wszystkiego wokolo: ciasno zbitej gromadki ludzi, rownej piaszczystej plazy, cichego szumu fal zalewajacych brzeg tuz za podium, starych, zabitych deskami domkow plazowych, wznoszacego sie za nimi Vandenbergu 2 z czerwonymi, migocacymi swiatlami, skal ciagnacych sie za trawa morska, ale przede wszystkim z cieplej nocy napierajacej z kosmosu i zmniejszajacej do minimalnych rozmiarow wszystko oprocz Ziemi, czarnego Ksiezyca i blyszczacych gwiazd.
Ktos skierowal pytanie do Ramy Joam. Kobieta, blysnawszy zebami, spojrzala na Brodacza, a potem na publicznosc, przygladajac sie kazdemu z osobna. Cere miala rownie blada jak Anna, a ogromny, zielony turban ukrywajacy jej wlosy podkreslal trojkatny ksztalt szczuplej twarzy. Wygladala j ale niedozywione dziecko.
Wciaz milczac spojrzala na niebo, potem przez ramie obejrzala sie na ciemny Ksiezyc wreszcie skierowala wzrok na publicznosc.
Nastepnie glosem cichym, lecz chrapliwym, powiedziala:
— Coz my naprawde wiemy o kosmosie? Mniej niz czlowiek od urodzenia wieziony w podziemnej celi wie o milionach ludzi zyjacych w Kalkucie, w Hong Kongu, w Moskwie czy w Nowym Jorku. Zdaja sobie sprawe, ze niektorzy z was mysla, iz wyzsze cywilizacje beda nas kochac i wielbic, ale ja hipotetycznie oceniam stosunek tych cywilizacji do czlowieka na podstawie stosunku czlowieka do mrowki. I na tej podstawie moge wam powiedziec jedno: tam w kosmosie sa potwory. Diably.
Rozlegl sie przytlumiony chrobot, jakby ktos nakrecal stalowy mechanizm zegara. Kotka zesztywniala w ramionach Morgo i siersc zjezyla sie jej na karku. To zawarczal Ragnarok.
Rama Joon mowila dalej:
— Gdzies tam wsrod gwiazd moze znajdzie sie Hindus, ktory nie zabija krow, albo nawet dzinista, ktory szczoteczka zamiata kazdy przedmiot z obawy, zeby siadajac nie zgniesc mrowki, i ktory na ustach nosi gaze, zeby nie polknac muszki, ale w najlepszym razie beda to wyjatki. Reszta nie bedzie sie przejmowala jakimis muchami, i w stosunku do nas bedzie bezlitosna.
Dziwny, niesamowity nastroj ogarnal Paula. Wszystko wokol niego wydawalo mu sie az nazbyt prawdziwe, a rownoczesnie moglo sie lada chwila rozplynac w powietrzu — przypominalo zatrzymany w bezruchu, iluzoryczny obraz. Spojrzal na gwiazdy i Ksiezyc, stukajac w nich oparcia, mowiac sobie, ze w dziejach ludzkosci przynajmniej niebo sie nie zmienilo, ale nagle uslyszal wewnetrzny, demoniczny glos: „A gdyby tak gwiazdy zawirowaly? Na fotografiach widac bylo przeciez, ze zmienily pozycje”
Sally prowadzila Jake'a zniszczona, drewniana kladka do piatego, a zarazem ostatniego wagonu kolejki w lunaparku. Byli jedynymi pasazerami procz przestraszonej pary Portorykanczykow, ktora siedziala w pierwszym wagonie i juz teraz kurczowo trzymala sie poreczy.
— Boze, Sal, ile ja sie musze naczekac — westchnal Jake. — Wciaz musze isc na ustepstwa tylko dlatego, ze ty tak chcesz. Mieszkanie Hasseltinea…
— Tss, kochasiu, tym razem nie idziesz na zadne ustepstwa. — Dziewczyna sciszyla glos, gdy mezczyzna z obslugi minal ich szybko, sprawdzajac wagony. — A teraz sluchaj uwaznie. Kiedy tylko ruszymy w gore, przesun sie troche do przodu, a lewa reka trzymaj sie z calych sil oparcia siedzenia, bo prawa bedziesz musial mnie trzymac.
— Jak to prawa? Przeciez ty siedzisz po lewej stronie.
— Tylko na razie — rzekla Sally i poglaskala go pieszczotliwie.
Chlopak wytrzeszczyl oczy, a potem usmiechnal sie z niedowierzaniem.
— Rob tylko, co ci mowie — powiedziala dziewczyna. Ze zgrzytem i chrzestem kolejka zaczela sie piac w gore. Kilka metrow przed szczytem Sally szybko wstala i zarzucila nogi wokol bioder Jake'a. Jedna reka trzymala go za szyje, druga pospiesznie dopasowywala co trzeba.
— O rety, Sal — szepnal Jake, lapiac oddech — pewnie sie Ziemia poruszy jak w „Komu bije dzwon”.
— Co tam Ziemia! — krzyknela dziewczyna i niczym walkiria wyszczerzyla zeby w usmiechu. Kolejka zwolnila na szczycie i nagle pomknela blyskawicznie w dol. — Ja sprawie, ze gwiazdy zawiruja!
— Wydaje nam sie — mowila Rama Joan — ze ludzie z gwiazd to istoty wyjatkowo urodziwe i rownie fascynujace jak mysliwy dla dzikiego zwierzecia, do ktorego jeszcze nikt nie strzelal. Sama chetnie o nich mysle, ale wiem, ze dla nas byliby rownie okrutni i niedostepni jak dziewiecdziesiat dziewiec procent naszych bogow. A kim sa bogowie, jezeli nie nasza wizja bardziej zaawansowanej cywilizacji? Jezeli nie wierzycie mnie, przyjrzyjcie sie dziejom ostatnich dziesieciu tysiecy lat. Zrozumiecie wtedy, ze tam w gorze… sa diably.
Ragnarok znow zawarczal. Miau wtulila sie mocno w ramie Margo i wczepila w nie pazury.
— Koniec pelnego zacmienia — oznajmil niski mezczyzna.
— Naprawde, Ramo Joan, pani mnie zadziwia — powiedzial Lysy.