probowac dokladnie okreslic, ktoredy szedl zabojca i jakim torem lecialy pociski, i w ten sposob odtworzyc logiczny ciag wydarzen.

Rainie zapytala o bezposrednich swiadkow tragedii.

Nikogo takiego nie znaleziono. Wiekszosc dzieci na dzwiek strzalow rzucila sie w poplochu do ucieczki w strone wyjscia. Szescioro z nich podobno widzialo mezczyzne w czerni, ale byli to uczniowie mlodszych klas, na tyle mali, ze nie potrafili powiedziec nic konkretnego. Skad ten czlowiek przyszedl? Ktoredy uciekl? Czy byl wysoki, czy niski? Gruby czy chudy? Proszone o dokladniejsze informacje, dzieci peszyly sie i plataly w zeznaniach.

Dwoch policjantow odwiedzilo domy w bezposrednim sasiedztwie szkoly. Mieszkancy nie zauwazyli zadnych obcych osob krecacych sie po okolicy.

– A zatem – podsumowal Sanders – historia z facetem w czerni prowadzi donikad. Pewnie dzieciaki zmyslily go sobie pod wplywem wstrzasu. Zdarza sie.

– Chwileczke – wtracila Rainie. Sanders poslal jej pelne zniecierpliwienia spojrzenie. Zauwazyla, ze probuje przejac kontrole nad sledztwem. Oczywiscie, policja stanowa, elegancki garnitur, rzucajaca sie w oczy odznaka. Najwyrazniej nie mial dobrej opinii o malomiasteczkowych glinach i malomiasteczkowych teoriach. Jak wszyscy faceci z duzych miast.

– W dalszym ciagu pozostaje kwestia szesciorga dzieci, ktore twierdza, ze widzialy nieznajomego mezczyzne – nie ustepowala. – To chyba wazne.

– Histeria jest zarazliwa. – Irytacja Sandersa rosla z minuty na minute.

– A moze jednak widzialy kogos lub cos szczegolnego. Wezmy pod uwage sama strzelanine. Mowi pan, ze byl to atak blyskawiczny. Rzeczywiscie dwie ofiary zostaly podziurawione jak sito, a w calej szkole mamy mnostwo sladow po pociskach. Ale co z Melissa Avalon? Pojedynczy strzal w czolo. Zbyt precyzyjny jak na przypadkowa kule.

– Moze mu sie narazila. Wiemy cos o stosunkach miedzy Dannym a ta nauczycielka?

Policjanci przekartkowali notesy. Nikt jeszcze nie zebral informacji o samych ofiarach.

– Faktycznie – przyznal laskawie Sanders, najwyrazniej dochodzac do wniosku, ze Rainie nie jest kompletna idiotka – watek Avalon wydaje sie interesujacy. Wezme go pod uwage. Jutro, kiedy zaczniemy kompletowac grupe dochodzeniowa, kaze komus to sprawdzic. Ale do diabla, wciaz mamy przed soba mnostwo roboty. I sa sprawy, ktore trzeba zalatwic z marszu.

– Wiec z marszu proponuje, zeby na razie niczego nie ignorowac.

Abe przewrocil oczami.

– Alez oczywiscie. – Po chwili mruknal: – W koncu to pani aresztowala dzieciaka.

Rainie zesztywniala. Miala za soba ciezki dzien; nie musiala tego znosic. Gniew, ktory w niej wzbieral, byl niebezpieczny. I przesadny. Tak naprawde wsciekla sie nie dlatego, ze Abe Sanders byl beznadziejnym bubkiem, ale dlatego, ze aresztowala dziecko, ktore znala i, do diabla, lubila.

Ty glupi, maly egoisto, jak mogles byc tak okrutny?!

Sanders wciaz na nia patrzyl, sprawdzajac, czy Rainie zlapie przynete. Gdyby stracila panowanie nad soba, poczulby sie lepiej. Ale Rainie nie zamierzala dawac mu tej satysfakcji.

– Przelozmy te rozmowe do jutra.

– Dobrze.

– Z samego rana.

– Oczywiscie.

– Siodma trzydziesci?

– Siodma.

– Doskonale.

Wrocili do ekipy, ktora wciaz przeszukiwala teren szkoly. Budynek byl teraz zalany swiatlem, ogrodzony zolta policyjna tasma i zasmiecony plastikowymi odpadkami z polaroidow. Korytarz zostal podzielony na sektory. Najbardziej interesujace rejony badali eksperci w bialych kosmicznych skafandrach, uzbrojeni w specjalne odkurzacze wsysajace kazdy najdrobniejszy pylek. Inni zeskrobywali zakrzepla krew do malenkich fiolek lub spryskiwali sciany luminolem w nadziei wykrycia nowych sladow rzezi. Wyznaczeni funkcjonariusze starannie zapisywali dane. Do rana dokumentacja z miejsca przestepstwa mogla rozrosnac sie do objetosci trzech segregatorow.

Rainie weszla do jednej z klas i ze szklem powiekszajacym w reku przystapila do szczegolowych ogledzin scian.

Dopiero po dwoch godzinach opuscila gmach szkoly. Jej policzki chlodzil przenikliwy dotyk pachnacego sosna powietrza, a gwiazdy wydawaly sie niemal zbyt jasne na bezchmurnym nocnym niebie.

Musiala jeszcze odwalic gore papierkowej roboty. Prokurator okregowy chcial uporac sie z aktem oskarzenia do poludnia, wiec potrzebowal pierwszej partii policyjnych raportow. Rodriguez nie bedzie sie cackal. Morderstwo popelnione na trzech osobach. Zbrodnia tak potworna, ze Daniel O‘Grady natychmiast zostanie przekazany pod jurysdykcje sadu dla doroslych. Trzynastolatek stanowil zagrozenie dla spoleczenstwa. Zamordowal male dzieci. Zdradzil swoje srodowiska. Przypomnial mieszkancom Bakersville, ze zlo moze czaic sie za rogiem. Zamknijmy go na reszte zycia.

Nigdy nie umowi sie na randke, nie skonczy studiow, nie zakocha sie, nie wezmie slubu, nie bedzie mial dzieci. Byc moze dozyje osiemdziesiatki lub dziewiecdziesiatki, ale co to za zycie?

Rainie nie wrocila juz na komende. Pojechala do domu, gdzie mogla siedziec na werandzie pod rozgwiezdzonym niebem i sluchac pohukiwania sow. Wrocila do domu, gdzie mogla zrzucic przesiakniety smiercia mundur i wyjac z lodowki piwo.

Wrocila do domu, gdzie z dala od wscibskich oczu, oparlszy czolo o chlodne szklo butelki, rozmyslala o dwoch biednych dziewczynkach, o nauczycielce, o Dannym, o sobie sprzed czternastu lat.

Policjantka Lorraine Conner wrocila do domu, gdzie byla wreszcie sama, i rozplakala sie.

Przyczail sie calkiem niedaleko.

Ubrany na czarno, obserwowal ja przez lornetke, ktora kupil niedawno, kiedy potrzeba sledzenia wyrazu twarzy i czystych szarych oczu tej kobiety, stala sie nie do zniesienia. To, co zobaczyl, sprawilo, ze az zakrecilo mu sie w glowie. Mial jak na dloni cala werande i kazdy skrawek szczuplego ciala, oswietlonego blaskiem ksiezyca i ogrodowej lampy. Rainie plakala. Plakala.

Jeszcze nigdy nie widzial jej w takim stanie.

Poczul, jak ogarnia go podniecenie.

Sam z trudem teraz w to wierzyl, ale kiedy pare lat temu po raz pierwszy zwrocil uwage na Bakersville, policjantka Lorraine Conner nie miala z tym nic wspolnego. Natrafil w Internecie na artykul pod tytulem „Zalane miasteczko wraca do zycia. „ Dziennikarz zaczal melodramatycznie od wyliczenia litanii nieszczesc: podnoszacy sie poziom wod w rzekach, ulewne deszcze,, blotne lawiny. Wszystkie te kleski dotknely pewna mala miejscowosc w Oregonie w ciagu jednego tygodnia lutego. Sasiad pomagal sasiadowi zapedzic krowy na bezpieczne tereny, a tymczasem woda zalewala polozone nizej farmy, znoszac z fundamentow cale domy, i podchodzila coraz wyzej.

Krowy ryczaly porywane lodowatym nurtem. Z drog zmywalo ciezarowki probujace dotrzec do bydla. Z metalowych dachow stodol ratowano w ostatniej chwili przerazone kobiety i dzieci. Hodowcy zas wybijali cale stada, zeby oszczedzic wrazliwym stworzeniom cierpien.

Dziennikarz zapewnial czytelnikow, ze dla Bakersville byl to sadny dzien.

A potem zaczela sie odbudowa. Imprezy charytatywne, loterie, pomyslowe programy, na przyklad akcja „Zaadoptuj krowe”, w ramach ktorej zachecano dzieci z duzych miast i wielkie firmy, zeby wplacaly pieniadze na zywnosc i schronienie dla poszczegolnych zwierzat. Kilka polozonych wyzej ocalalych gospodarstw otworzylo swoje stodoly, spizarnie i obory dla sasiadow na tak dlugo, jak bylo trzeba. Miasteczko wracalo do zycia.

Artykul konczyl sie wypowiedzia burmistrza. „Oczywiscie, ze sobie pomagamy. Jestesmy silni. Zalezy nam na Bakersville. I wiemy, co jest nasza powinnoscia”.

Juz wtedy uznal, ze Bakersville bedzie nastepne. Idealne male miasteczko z idealnymi malymi ludzmi wychwalajacymi swoje idealne male wartosci. Wszyscy wszystkich kochaja i wszyscy sa dla wszystkich przyjaciolmi. Zyczyl im smierci.

Byl cierpliwy. Lepiej niz wiekszosc ludzi rozumial znaczenie planowania. Prawidlowo przeprowadzony zwiad, powtarzal jego ojciec, to podstawowy obowiazek dobrego zolnierza.

Вы читаете Trzecia Ofiara
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату