– Przykro mi, panie prezydencie, ale geologowie nieprzerwanie szukaja bizanium od czasu, gdy w 1912 roku odkryl je Alexander Beesley. Z tego co wiemy, zaden z nich jeszcze nie znalazl liczacych sie ilosci tego pierwiastka.
– Jego radioaktywnosc jest tak wysoka – wtracil Seagram – ze juz zniknal z kontynentow, poza niewielkimi sladowymi ilosciami. Te odrobine pierwiastka, ktora udalo nam sie zdobyc, z trudem uzyskano dzieki sztucznej syntezie czasteczek.
– A wlasnie, czy wy nie moglibyscie go zsyntetyzowac? – spytal prezydent.
– Nie, panie prezydencie – odparl Seagram. – Najtrwalsze czasteczki, jakie udalo nam sie uzyskac w silnym akceleratorze, rozpadly sie w niespelna dwie minuty.
Prezydent odchylil sie do tylu i wbil wzrok w Seagrama.
– Ile wam tego potrzeba, zeby zakonczyc program? Seagram spojrzal na Donnera, a potem na prezydenta.
– Oczywiscie zdaje pan sobie sprawe, panie prezydencie, ze to tylko wstepne, orientacyjne zalozenia…
– Ile wam potrzeba? – powtorzyl prezydent.
– Wedlug mnie jakies dwiescie trzydziesci gramow.
– Rozumiem.
– To tylko ilosc niezbedna do sprawdzenia samej koncepcji – uzupelnil Donner. – Poza tym bedzie potrzebne okolo pieciu i pol kilograma, zeby zapewnic calkowita sprawnosc operacyjna sprzetu rozlokowanego wzdluz granic panstwa.
Prezydent oklapl w fotelu.
– Chyba z tego zrezygnujemy i zajmiemy sie czyms innym…
Seagram byl wysokim koscistym mezczyzna, mowil przyciszonym glosem i mial nienaganne maniery. Gdyby nie duzy splaszczony nos, moglby niemal uchodzic za Abrahama Lincolna z ogolona broda.
Donner stanowil wrecz krancowe przeciwienstwo Seagrama. Byl niski i wskutek tego wydawal sie grubszy niz wyzszy. Mial wlosy barwy pszenicy, melancholijne oczy i twarz, ktora zawsze sprawiala wrazenie spoconej. Zaczal mowic z szybkoscia karabinu maszynowego:
– „Plan Sycylijski' jest zbyt bliski realizacji, zeby go pogrzebac i o wszystkim zapomniec. Usilnie nalegam, aby kontynuowac prace. Musimy szukac jakiegos wyjscia, a jesli nam sie uda… moj Boze, panie prezydencie, rezultaty beda fantastyczne.
– Oczekuje propozycji – spokojnie powiedzial prezydent. Seagram gleboko wciagnal powietrze i wypalil:
– Po pierwsze, potrzebowalibysmy panskiej zgody na budowe niezbednych instalacji. Po drugie, konieczne sa fundusze, a po trzecie, pomoc Narodowej Agencji Badan Morskich i Podwodnych NUMA.
Prezydent rzucil Seagramowi pytajace spojrzenie.
– Rozumiem pierwsze dwie prosby, ale nie widze zwiazku z NUMA. Po co wam ta agencja?
– Bedziemy musieli przemycic specjalistow mineralogow na Nowa Ziemie, a poniewaz jest ona otoczona woda, to jakas ekspedycja oceanograficzna NUMA bylaby doskonala przykrywka dla naszych dzialan.
– Ile czasu wam zajma wstepne proby, budowa i zainstalowanie systemu?
– Szesnascie miesiecy i tydzien – bez wahania odparl Donner.
– Jak dlugo poradzicie sobie bez bizanium?
– Az do fazy koncowej. Prezydent odchylil sie do tylu i spojrzal na zegar okretowy, stojacy na jego masywnym biurku. Nic nie mowil przez prawie pol minuty.
Wreszcie sie odezwal:
– Z tego co widze, panowie, chcecie ode mnie pieniedzy na budowe kosztownego, nie sprawdzonego i skomplikowanego systemu, ktory okaze sie bezuzyteczny z powodu braku podstawowego skladnika, jesli go nie ukradniemy wrogiemu krajowi.
Seagram nerwowo obracal w rekach teczke, a Donner po prostu kiwal glowa.
– Moze mi powiecie – ciagnal prezydent – jak wytlumacze koniecznosc budowy ogromnych instalacji wzdluz granic panstwa jakiemus skapemu liberalowi z Kongresu, jesli przyjdzie mu do glowy zbadac te sprawe?
– Dowcip wlasnie polega na tym, ze caly system jest zwarty i nie zajmuje duzo miejsca – powiedzial Seagram. – Z obliczen komputerowych wynika, ze do naszych celow wystarczy budynek wielkosci malej elektrowni. Ani rosyjskie satelity szpiegowskie, ani nawet mieszkajacy w poblizu farmerzy nie wykryja nic niezwyklego. Prezydent pocieral dlonia brode.
– Dlaczego chcecie zaczynac
– Ryzykujemy, panie prezydencie – rzekl Donner. – Zdajemy sie na los szczescia liczac, ze w ciagu najblizszych szesnastu miesiecy albo nastapi przelom i uzyskamy bizanium w laboratorium, albo gdzies odkryjemy zloza, ktore bedziemy mogli eksploatowac.
– Gdyby nawet mialo to trwac dziesiec lat, to juz bedzie czekala gotowa instalacja – powiedzial Seagram. – Jedyna strata, jaka poniesiemy, bedzie strata czasu.
Prezydent wstal.
– Panowie, zgadzam sie na kontynuowanie waszego fantastycznonaukowego planu, ale pod jednym warunkiem. Macie na to dokladnie osiemnascie miesiecy i dziesiec dni, bo potem wlasnie moj urzad przejmie nowy czlowiek, ktokolwiek nim bedzie. Jesli do tego czasu chcecie czyms ucieszyc swojego protektora, to postarajcie sie o jakies wyniki.
Pod mezczyznami stojacymi z drugiej strony biurka z wrazenia ugiely sie nogi. Wreszcie Seagram odzyskal mowe.
– Dziekujemy, panie prezydencie. Zapewniam, ze kiedys w jakis sposob zespol zdobedzie ten pierwiastek. Moze pan na to liczyc.
– Dobrze. A teraz panowie mi wybacza. Mam pozowac w Ogrodzie Rozanym z grupa starych i tlustych cor Rewolucji Amerykanskiej – powiedzial wyciagajac reke. – Powodzenia. I pamietajcie, zebyscie nie spieprzyli tych waszych tajnych operacji. Nie chce afery, jaka mial Eisenhower z lotem szpiegowskim U-2. Jasne?
Nim Seagram i Donner zdazyli odpowiedziec, prezydent odwrocil sie i wyszedl bocznymi drzwiami.
Chevrolet Donnera wyjechal z bramy Bialego Domu, wlaczyl sie do glownego strumienia pojazdow i ruszyl przez Potomac do Wirginii. Donner nawet nie spojrzal we wsteczne lusterko w obawie, ze prezydent zmieni zdanie i wysle za nimi poslanca z odmowa. Opuscil dach samochodu i wdychal wilgotne letnie powietrze.
– Ale mielismy fart – odezwal sie Seagram. – Chyba zdajesz sobie z tego sprawe.
– Mowa. Gdyby wiedzial, ze juz przeszlo dwa tygodnie temu wyslalismy czlowieka na rosyjskie terytorium, to bylyby z tego nici. Wszystko skonczyloby sie klapa.
– Jeszcze nic pewnego – mruknal pod nosem Seagram. – Jeszcze moze byc klapa, jezeli NUMA nie zdola go stamtad zabrac.
2.
Sid Koplin byl pewien, ze umiera.
Oczy mial zamkniete; krew splywajaca z jego boku plamila biel sniegu. Kiedy stopniowo odzyskiwal swiadomosc, w glowie wirowaly mu smugi swiatla i nie mogl opanowac mdlosci. Otrzymal jeden czy dwa postrzaly? Nie byl tego pewien.
Otworzyl oczy, obrocil sie na brzuch i stanal na czworakach. Czul, jakby w glowie lupal mu mlot pneumatyczny. Dotknal jej reka i wymacal glebokie zakrzeple rozciecie skory nad lewa skronia. Poza bolem glowy, przytlumionym z powodu mrozu, wlasciwie nic mu nie dolegalo. Jedynie lewy bok, tuz pod zebrami, nieznosnie go piekl w miejscu, gdzie trafil drugi pocisk; czul lepka jak syrop krew, ktora sciekala mu po nogach.
Po zboczu gory przetoczylo sie echo strzalow z broni maszynowej. Koplin rozejrzal sie dokola, ale nie widzial niczego poza biela wirujacych platkow sniegu niesionego wscieklym arktycznym wiatrem. Kolejna seria rozdarla mrozne powietrze. Domyslil sie, ze wystrzelono ja z odleglosci zaledwie stu metrow. Sowiecki straznik musial strzelac na oslep, w nadziei, ze mimo zadymki znow uda mu sie go trafic.
Koplin zupelnie przestal myslec o ucieczce. Skonczylo sie. Wiedzial, ze nigdy nie zdola dotrzec do zatoczki, w