Denise nie otworzyla oczu.

– Jest jak pan: podobne do balona! – wycedzila.

Smiertelnie urazony dryblas odszedl, witany rykiem smiechu przez kolegow.

– Dlaczego mu to powiedzialas? – zaprotestowalem.

– Musze sie wyzloscic, to jakos uspokaja.

– Jestes zazdrosna?

– Tak.

Wyciagnalem z kieszeni szortow podarty list Marjorie i rzucilem go Denise pod nos.

– Przeczytaj, zobacz...

Doskonale wiedzialem, ze gest moj nie mial zadnego sensu i byl raczej niesmaczny, ale jak wszyscy mezczyzni, ktorzy kochaja kogos nowego, odczuwalem potrzebe zasiegniecia opinii porzuconej kobiety.

Przeczytala. Bez pospiechu, trzymajac dokladnie obok siebie oba kawalki rozerwanego listu. Po przeczytaniu listu Denise zwrocila mi go.

– Dziwna dziewczyna! Wydaje mi sie dosc niezwykla, przynajmniej jak na Angielke. Ciekawa, romantyczna, nieco tajemnicza, ale z cala pewnoscia do ciebie przywiazana. Z tego rodzaju osobami wszystko, gdy sie to zaczyna, wydaje sie cudowne, bo poczatkowo uwazaja mezczyzn za istoty nadzwyczajne.

Opanowala mnie fala gniewu.

– Co za psychologia!

– Wiem, co mowie. Przez cale zycie marza o lvanhoe, a poniewaz bardzo tego pragna, znajduja go. Z biegiem czasu dochodza do przekonania, ze lvanhoe jest po prostu architektem, ze nalezy do jakiegos klubu, ze chodzi w kapciach, ma bole gardla, ze sie goli i prosi o repete duszonej cieleciny, bo akurat ja lubi. Wowczas koniec zludzeniom... Chcialbys byc lvanhoe, kochanie? Przyznaj sie. Wszyscy mezczyzni sa tacy sami... Co zamierzasz robic: jechac do Szkocji?

– Przestan mowic glupstwa, dobrze?

– Ale ona czeka na ciebie, Jean-Marie. Oczekuje cie, czy nie umiesz czytac miedzy wierszami? Nie zostawia sie na lodzie kobiety, ktora w Edynburgu spodziewa sie kogos, kto jest w Juan-les-Pins.

– Posluchajr Denise, jesli natychmiast sie nie uspokoisz, zrobie cos bardzo przykrego.

Spojrzala na moje rece sciskajace oparcie lezaka i usmiechnela sie do mnie smutno.

– Zagrajmy lepiej w badmintona, to uspokaja.

– Nie nadeszla jeszcze pora!

– Co pleciesz: bohaterowie nie znaja dnia ani godziny!

Gralem bez przekonania. Nie trafialem w co druga lotke. Ten maly opierzony przedmiot, ktory wirowal miedzy nami wydawal mi sie okropnie idiotyczny.

W pewnej chwili na skutek zbyt nerwowego uderzenia Denise polecial bardzo wysoko. Patrzylem, jak spadajac, kreci sie bez konca. Moje mysli wirowoly szybciej niz lotka. Pomyslalem sobie: „Jesli nie podejme decyzji, zanim dotknie ziemi, to wszystko juz skonczone'. Lotka wbila sie w piasek jak duza kropla wody. Podnioslem ja, lecz zamiast uderzyc rakieta, oddalem Denise.

– Chodz – wyszeptalem. – Wracajmy. Jade do Szkocji.

Kiwnela przytakujaco glowa. Nie byla zaskoczona moja decyzja. Przyjela ja niemal, z ulga.

– Moj biedny lvanhoe – westchnela. – Nie mozesz sobie wyobrazic, jakimi glupcami sa bohaterowie.

ROZDZIAL VI

Tego samego wieczora bylem w Londynie. Myslalem, ze rowniez do Edynburga polece samolotem, ale w Anglii wybuchl wlasnie strajk personelu latajacego i musialem zadowolic sie pociagiem. Na dworcu King Cross powiedziano mi, ze do Edynburga jest nocny pociag i sa w nim jeszcze wolne miejsca, nie potrafiono mi jednak podac dokladnie czasu odjazdu. Ruch strajkowy wydawal sie ogarniac caly transport. Nie odchodzily juz niektore podmiejskie pociagi, mowilo sie tez o przerwach w pracy w innych miastach. Mimo wszystko wykupilem bilet sypialny, blagajac niebiosa, zeby moj pociag odjechal. Myslalem wylacznie o Marjorie. Im bardziej odleglosc miedzy nami malala, tym silniejsza stawala sie chec odnalezienia jej. Bylo to uczucie potezne, cudowne a bolesne zarazem. Podniecalo mnie, a rownoczesnie wywolywalo fale smutku. O Denise myslalem bez najmniejszego uczucia litosci.

Odjazd pociagu zaplanowany byl na godzine jedenasta. O wpol do jedenastej stal juz przy peronie, ale ze byl jedyny na calym dworcu, nie budzil zaufania. W ogole atmosfera na stacji byla dziwna. Przypominala wojne. Dookola panowala drazniaca cisza. Nieliczni kolorowi tragarze, odprowadzajac posepnych podroznych do ich wagonow, krecili sie niemal bezszelestnie. Ulokowalem swoja walizke w przedziale i – by sie uspokoic – zaczalem chodzic po peronie. Kiedy doszedlem do czola pociagu, zauwazylem ze nie ma lokomotywy.

Postanowilem, ze jesli pociag nie odjedzie, poszukam na te noc pokoju, a rano wynajme jakis woz. Jak dlugo trzeba jechac do Edynburga? Moze ze dwa dni. Wiedzialem, ze angielskie drogi sa waskie, a ruch na nich powolny.

Za kwadrans jedenasta zjawila sie lokomotywa. Jej sapanie wypelnilo stacje cudownym halasem. Pociag zadrzal, stuk zderzakow rozlegal sie w nieskonczonosc. Wyruszylismy dokladnie o jedenastej.

Coraz szybciej wzdluz torow zaczelo uciekac brzydkie i mokre przedmiescie, o konturach narysowanych tuszem. Gdy do oka wpadla mi wilgotna sadza, podnioslem szybe. Wiedzialem, ze ruszylismy na dobre.

* * *

Spalem jeszcze glebokim snem, gdy do drzwi zapukal konduktor. Byl to chudy i antypatyczny facet, o trojkatnej twarzy. Jego ciemnoczerwona kurtka byla poplamiona sadzami.

– Jest szosta, sir. Za godzine bedziemy w Edynburgu!

Podawal mi tace z bardzo skromnym sniadaniem. Kawa byla blada i bez smaku, a suchar, gdy wbilem w niego zeby, rozpadl sie w pyl. Zapach zakurzonej poscieli, zardzewialych kranow i sadzy, a takze rozkolysany, zatopiony w deszczu krajobraz, nie stepily mojego entuzjazmu. Za godzine bede w Edynburgu. Odnajde Marjorie Faulks. lvanhoe! Denise nie mylila sie: rzeczywiscie odgrywalem role bohatera niosacego Marjorie milosc i oparcie, ktorych sie po mnie spodziewala.

Edynburski dworzec polozony jest w jakims wielkim dole, totez panorame miasta moglem objac spojrzeniem dopiero wowczas, gdy taksowka ktora jechalem wydobyla sie z niego. Ciemne, surowe, grozne, zbudowane z ponurego granitu miasto wydawalo sie wylaniac z przeszlosci. Mysle, ze wlasnie w tym momencie przeczulem dramat, ktory mial nastapic.

Taksowka jechala wzdluz Princes Street, ktora jest dla Edynburga tym, czym Pola Elizejskie dla Paryza. Jest to szeroka arteria, wzdluz ktorej wyrosly nowoczesne budynki, stojace naprzeciw glebokiej doliny zamienionej w ciag parkow publicznych. Zza tej doliny wylania sie skalisty szczyt, na ktorym stoi stary Edynburg ze swoja czarna, ponura forteca i starymi armatami na blankach.

Taksowka opuscila Princes Street i jej sklepy, aby zanurzyc sie w inna doline. Minelismy jakis most i wjechalismy na zadrzewiona arterie, ktora przestawala byc aleja, ale jeszcze nie byla szosa. Pietrowe, czerwone autobusy jechaly jeden za drugim. Taksowka ostro zakrecila i zatrzymala sie za luksusowym turystycznym autokarem ze szwedzka rejestracja. Krecily sie wokol niego starsze ufryzowane panie, ktore prowadzily ozywione rozmowy ze zdziecinnialymi z trudem poruszajacymi sie starcami.

Odczytalem napis na frontonie odpychajacego budynku, wygladajacego na gmach uzytecznosci publicznej. Anemiczny neon zawiadamial, ze miesci sie w nim „Learmonth Hotel'.

Tutaj, w tej fortecy z czarnego granitu, byla ona. Serce zaczelo mi walic. Mysl, ze zaraz ja zobacze, wywolala dreszcz emocji.

Mialem juz przekroczyc prog hotelu, gdy zjawil sie Szkot w zielonym kilcie i czarnej bermycy. Sadzilem, ze to

Вы читаете Trawnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×