bylem w stanie okreslic, jakiego moze ono byc rodzaju.

Zatrzymalem sie przy najblizszym przystanku autobusowym; prawie wszystkie linie miasta krzyzowaly sie w tym newralgicznym punkcie. Przystanalem w miejscu, przy ktorym zatrzymywala sie „dwunastka' i uzbroilem sie w cierpliwosc.

Po dziesieciu minutach zatrzymal sie przy mnie prawie pusty pojazd. Stanalem na platformie, tuz obok konduktora. Oznajmil, ze wieczor jest „lovely', ale poniewaz nie mialem najmniejszej ochoty na pogawedke, odpowiedzialem mu, ze nie rozumiem po angielsku.

Autobus posuwal sie szybko. Miasto skladalo sie z samych wzniesien i zjazdow. Jechalem po szerokich i pustych arteriach, otwierajac szeroko oczy na granitowe sciany, ludzac sie, ze w ktoryms oknie ujrze Marjorie. Zamiast radowac sie z wiadomosci, ze przebywa ona w Edynburgu, umieralem z niepokoju. W chwili, gdy ujrzalem ja na gornym pokladzie autobusu, myslalem tylko o jednym: aby zwrocila na mnie uwage. Ale teraz, odtwarzajac spokojnie tamta scene, uderzalo mnie to, ze wygladala na przygnebiona. Widzialem ja tylko przez trzydziesci sekund, i to z dosc daleka, wystarczylo jednak, zebym zarejestrowal w pamieci wyraz zatroskania. Czulem, ze ma do czynienia z czyms groznym. Z czyms, co zmusilo ja do zmiany wlasnych planow. Gdzie mogla teraz przebywac? Chcialem biec trasa dwunastki, wykrzykujac co dziesiec metrow jej imie. Im dalej jechal ciezki pojazd, w ktorym siedzialem, tym wiekszy ogarnial mnie niepokoj.

Posuwalismy sie teraz przez ponure przedmiescie pelne fabryk, zbiornikow gazu i niskich zabudowan. Sklepy stawaly sie coraz rzadsze. Jakies tory kolejowe przecinaly jezdnie, laczac bramy z fabrycznymi dziedzincami...

Dwunastka zatrzymala sie. Sadzilem, ze to kolejny przystanek, ale wszyscy wysiadali. Ostatni pasazerowie wygladali skromnie, nosili czapki, ktore dawno wyszly z mody. Trzymali w reku walizeczki, w ktorych nosili sniadanie. Zmeczenie przebijalo sie szarymi plamami przez ich rudy zarost.

– To juz petla, sir.

ROZDZIAL IX

Idac trasa dwunastki, do centrum wrocilem pieszo. Od miejsca, w ktorym wsiadlem do autobusu, do jego petli bylo siedem przystankow Odwolywalem sie do jakiegos iluzorycznego szostego zmyslu, starajac sie zgadnac, gdzie ona mogla wysiasc.

Odrzucilem odlotnie trzy przystanki, gdyz znajdowaly sie zbyt daleko na przedmiesciach. Od miejsca, w ktorym domy zaczely wygladac przyzwoicie, podjalem uwazna obserwacje kazdej lasady majac nadzieje trafic na jakis hotel, ktory moglem pominac w czasie porannej „rundy'. Znalazlem jeden, ale byl to raczej pensjonat niz hotel. Mimo to postanowilem zadzwonic. Otworzyla mi starsza kobieta o blekitnych wlosach i lekliwej postawie. Miala okulary o grubych szklach, ktore powodowaly, ze mialem wrazenie, iz patrzy na mnie wielka zaba. Oswiadczyla mi zaraz, ze wszystko jest zajete. Zapytalem, czy mieszka u niej pani Marjorie Faulks, a ona zapewnila mnie, ze nie.

Reszta drogi byla wyjatkowo nuzaca. Zatrzymywalem sie przy kazdym domu stojacym przy trasie, g ponadto penetrowalem wszystkie sasiednie ulice. Bylo to zajecie meczace i przygnebiajace, poniewaz nie mialem juz zadnych zludzen co do wynikow poszukiwan. Nie sposob odnalezc mloda kobiete o dziesiatej w nocy na pustych ulicach Edynburga. Im bardziej ciemnosci opanowywaly miasto, tym ciemniejsze, bardziej nieludzkie i odpychajace stawaly sie mijane kamienice. Mimo, ze niebo bylo jeszcze jasne, palily sie juz lampy uliczne. Po biegnacych w dol ulicach hulal wiatr z Morza Polnocnego; po kazdym jego podmuchu tlusty bruk pokrywal sie kropelkami wilgoci; nie byl to prawdziwy deszcz, raczej pyl wodny z pobliskich fal.

Nie mialem juz czego oczekiwac od tej kamiennej samotni. Mury, ktore wiezily Marjorie, nie rozstapia sie dzis wieczorem.

* * *

Wlascicielka „Learmonth Hotel' siedziala w hotelu i czytala jakas powiesc w sztywnej okladce. Dookola panowal spokoj. Kobziarz, podwinawszy rekawy, rozpakowywal skrzynie Ginger Wine, ustawione wokol niego butelki z czerwonymi glowkami wygladaly jak kregle.

Poprosilem o klucz. Nie pamietalem numeru pokoju i gospodyni musiala zajrzec do ksiegi gosci.

– Ktos pytal o pana! – oswiadczyla mi. Wyprostowalem sie nagle.

– Pani Faulks?

– Nie, jakis mezczyzna.

Zatkalo mnie.

– Jak wygladal?

– Nie wiem, bo dzwonil.

– To byl Francuz?

– Nie, prosze pana.

– Jak sie nazywal?

– Nie podal swego nazwiska, prosze pana.

– Zostawil jakas wiadomosc dla mnie?

– Zadnej.

– Czy zadzwoni jeszcze?

– Tego nie powiedzial.

Podala mi klucz. Mialem numer czternasty.

Nie moglem odejsc od swej rozmowczyni. Ta nowa tajemnica wprawila mnie w oslupienie.

– Czy ten mezczyzna wymienil moje nazwisko?

Popatrzyla na mnie zdumiona.

– Oczywiscie, prosze pana.

– Chcial ze mna rozmawiac?

– Wlasciwie to chcial wiedziec, czy pan sie zatrzymal w naszym hotelu.

– O ktorej telefonowal?

– Po poludniu, ale nie jestem w stanie powiedziec ktora to byla dokladnie, sir.

O co wiecej moglem ja pytac? Od momentu przyjazdu mialem wrazenie, ze draznie Szkotow. Nie tak dawno ta starsza kobieta o blekitnych wlosach spojrzala na mnie poprzez swoje monstrualne okulary wzrokiem pelnym grzecznej nagany. A jeszcze przedtem, w restauracji, kelnerka, ktora wycierala wylane przeze mnie piwo, dawala mi na swoj sposob do zrozumienia, ze moje miejsce nie jest tutaj. A konduktor dwunastki, ktory troche pogardliwie rzucil w moja strone: „To juz petla, sir'. Na ogol wzbudzam dosc szybko sympatie ludzi. Dlatego tez stanowilo to dla mnie cos w rodzaju tajemnicy.

Kupilem jakas angielska gazete. Lezalo ich kilka na kontuarze recepcji. Grozny tytul informowal o strajku generalnym wszystkich transportowcow Wielkiej Brytanii.

Zatem bylem uwieziony w Edynburgu na czas nieokreslony.

* * *

Kiedy sie zbudzilem, stwierdzilem, ze pokoj jest zalany sloncem, i przez chwile myslalem, ze jestem w Juan- les-Pins. Wrazenie bylo tak silne, ze zaczalem szukac Denise po prawej stronie lozka. Ale Denise spala o jakies dwa tysiace kilometrow stad.

Byla zaledwie siodma i dla Szkocji rozpoczynal sie cudowny letni dzien. Za gigantycznym oknem, nad niemal czarnymi dachami jasnialo srodziemnomorskie niebo, bez ani jednej chmurki. Wyciagnalem z tego wniosek, ze teraz wszystko sie ulozy, ze wyjasnia sie wszelkie tajemnice, ze przed dwunasta bede mogl trzymac Marjorie w

Вы читаете Trawnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×