powodu, jak Brevity.

– Ta klacz byla faworytka, prawda? – spytalem, wiedzac, ze nia byla, bo sprawdzilem to dokladnie w spisie Derry’ego.

Co sie wlasciwie stalo?

– W zyciu nie bylem o nic tak wsciekly – odparl Fox tonem, w ktorym pobrzmiewal jeszcze wyraznie zal sprzed osmiu miesiecy. – Wytrenowalem te klacz, ze lepiej nie mozna. Ze lepiej nie mozna! Zawsze celowalismy przede wszystkim na gonitwe o tytul mistrza przeszkod. Byla u szczytu formy. Dalaby z siebie wszystko. No i co? Wiesz, co sie stalo? Potwierdzilem jej start na cztery dni przed gonitwa, a wlasciciel, zauwaz, sam wlasciciel, zadzwonil w dwa dni potem do Weatherbych i odwolal to zgloszenie. Wycofal klacz z wyscigu. Wyobrazasz to sobie? A na dodatek nie byl nawet na tyle uprzejmy, albo raczej nie starczylo mu odwagi, zeby mnie o tym powiadomic, i dowiedzialem sie dopiero wtedy, kiedy Brevity nie znalazla sie na ostatniej przed gonitwa liscie startowej. Oczywiscie nie moglem w to uwierzyc i rozwscieczony zadzwonilem do Weatherbych, a ci powiedzieli mi, ze Stary Dembley sam skreslil klacz z listy. Do tej pory nie wiem dlaczego. Strasznie sie z nim pozarlem, a w odpowiedzi slyszalem tylko, ze postanowil nie brac udzialu, i tyle. W ogole nie podal mi powodu. Zadnego, a ja tak wszystko dokladnie zaplanowalem i tak sie naharowalem. Bylem taki wsciekly, ze kazalem mu zabrac swoje konie. No, bo jak mozna trenowac konie komus, kto robi ci cos takiego? Niemozliwe.

– Kto jest teraz jego trenerem? – zapytalem ze wspolczuciem.

– Nikt. Sprzedal wszystkie trzy, w tym takze Brevity. Powiedzial, ze ma dosc wyscigow, ze skonczyl z tym.

– Masz moze jeszcze jego adres?

– Sluchaj, Ty, nie zamiescisz chyba tego, co powiedzialem, w swoim lajdackim pismidle.

– Nie – zapewnilem go. – Po prostu moze sie zdarzyc, ze napisze kiedys artykul o wlascicielach, ktorzy wyprzedali konie.

– Mhm… owszem, jeszcze go mam. – Przepisal adres 7. ksiegi i wreczyl mi go.

– Nie narozrabiaj – ostrzegl.

– Ty jestes bezpieczny – zapewnilem. Rozrabianie stanowilo zawsze cel dzialalnosci Jana Lukasza, a czesto i mojej. Z ta roznica, ze ja dbalem o to, zeby nie skrupilo sie to na moich znajomych i przyjaciolach. Jan Lukasz nie znal takich przeszkod. Nie liczyl sie z nikim, nawet z przyjaciolmi.

Kiedy wrocilem do domu, pani Woodward i Elzbieta ogladaly dziennik. Pani Woodward szybko zerknela na zegarek, bez powodzenia starajac sie zataic uczucie zawodu. Pokonalem ja o trzydziesci sekund, bo byla za pol minuty szosta. Liczyla sobie nadgodziny za kazde trzydziesci minut i traktowala to odrobine nazbyt skrupulatnie. Nigdy nie darowala mi chocby pieciu minut. Gdybym zjawil sie piec po szostej, musialbym jej zaplacic za cale pol godziny. Rozumialem, ze nie kierowala nia wylacznie pazernosc na pieniadze. Byla wdowa, ktorej kilkunastoletni syn marzyl, zeby zostac lekarzem. O ile moglem sie zorientowac, to szykowalo sie, ze glownie ja umozliwie mu studia w akademii medycznej.

Wojna o punktualnosc toczyla sie w atmosferze jak najdalej posunietej uprzejmosci i nikt sie do niej nie przyznawal. Po prostu codziennie rano synchronizowalem nasze dwa zegary i swoj na reke z sygnalem czasu nadawanym przez radio i placilem z usmiechem za kazde spoznienie. Pani Woodward witala mnie znacznie serdeczniej dziesiec po szostej niz za dziesiec szosta, ale rano zjawiala sie zawsze punktualnie o wpol do dziesiatej i ani minuty pozniej. Zadne z nas nie wydalo sie przed Elzbieta, jak pilnie sledzimy zegar.

Pani Woodward, szczupla i silna, pochodzila z hrabstwa Lancashire, po czym pozostalo niewiele sladow w jej wymowie, za to bardzo duzo w jej charakterze. Miala ciemne, siwiejace wlosy, intensywnie piwne oczy i linie podbrodka swiadczaca o stanowczosci, ktora pomogla jej przetrwac narzeczonego, ktory ja porzucil, oraz meza obiboka. Niewyczerpanie delikatna wobec Elzbiety, nigdy nie tracila cierpliwosci, z wyjatkiem okazji, kiedy miala do czynienia z odkurzaczem, ktoremu zdarzalo sie dmuchnac w momencie, kiedy powinien zassac.

W naszym mieszkaniu nosila bialy nylonowy fartuch, ze swiadomoscia, ze podnosi on ja w oczach gosci do rangi pielegniarki, ja natomiast uwazalem, ze nie jest to powod, zeby zle o niej myslec. Zdjela fartuch, powiesila go, a ja podalem jej granatowy plaszcz, ktory nosila dzien w dzien od co najmniej trzech lat.

– Dobranoc, panie Tyrone. Dobranoc, zlotko – pozegnala sie tak jak zwykle. A ja jak zwykle podziekowalem jej za przyjscie i powiedzialem „Do zobaczenia jutro rano”.

– Udal ci sie dzien? – spytala Elzbieta, kiedy pocalowalem ja w czolo. Jej glos zdradzal zmeczenie. Spiropancerz rownomiernie poruszal jej piers w gore i w dol, i mogla mowic bez trudnosci tylko przy wydechach.

– Pojechalem zobaczyc sie z pewna dziewczyna w sprawie konia – odparlem z usmiechem i opowiedzialem jej pokrotce o Sandy i Zygzaku.

Lubila wiedziec troche o tym, czym sie zajmuje, ale jej zainteresowanie bardzo predko opadalo, i po tylu latach potrafilem dokladnie rozpoznac te chwile po minimalnym zlagodzeniu napiecia miesni wokol oka. Rzadko przyznawala sie, ze jest zmeczona i ma czegos dosc, poniewaz bala sie ze uznam ja za kaprysna zrzede i pomysle, ze jest dla mnie zbyt wielkim ciezarem. Nie moglem jej przekonac, zeby mowila wprost: „Przestan, jestem zmeczona”. Obiecywala mi to, ilekroc o tym wspomnialem, ale nigdy tego nie robila.

– Odwiedzilem czworo ludzi w zwiazku z tym artykulem dla „Lakmusa” – powiedzialem. – Pare malzenska posiadajaca konia, potem wlasciciela i trenera w jednej osobie oraz dziewczyne pracujaca w stajni. Niestety po kolacji powinienem sie zabrac do pisania. Poogladasz sobie telewizje beze mnie?

– Oczywiscie…

Poslala mi ten swoj sliczny, promienny usmiech, ktory sprawial, ze gotow bylem zrobic dla niej wszystko. Przylapywalem ja czasem na tym, ze usmiecha sie sztucznie i z przymusem, ale zadnymi zapewnieniami nie udalo mi sie jej przekonac, zeby nie stosowala wobec mnie sztuczek, ze nie wtrace jej do szpitala, jezeli sie rozzlosci, ze nie chce, zeby byla aniolem cierpliwosci, ze jest ze mna bezpieczna, kocham ja i nie moge bez niej zyc.

– Napijesz sie? – spytalem.

– Z przyjemnoscia.

Nalalem dla niej i dla siebie „J and B” z tonikiem, zanioslem jedna szklaneczke i umocowalem we wlasnorecznie wykonanym uchwycie, razem z zakrzywiona rurka do picia podchodzaca jej do ust. Za pomoca tego urzadzenia mogla pic, kiedy i ile chciala, nie zachlapujac przy tym prawie wcale poscieli. Skosztowalem ze smakiem jasna, przednia whisky i osunalem sie na wielki fotel przy lozku Elzbiety, zrzucajac z siebie zmeczenie po calodziennym podrozowaniu i zastepujac je przyjemnym uczuciem, ze jestem w domu. Miarowe, ciche dudnienie pompy dzialalo jak zwykle usypiajaco. Nasi goscie z reguly zapadali przy niej w gleboki sen.

Ogladalismy przez telewizje bardzo trudny quiz i wspolnie udzielilismy blednych odpowiedzi na wiekszosc pytan. Po programie poszedlem do kuchni i obejrzalem co pani Woodward przygotowala na kolacje. Panierowana fladre, torbe mrozonych frytek, cytryne. Duszone jablka, krem mleczny. Ser cheddar, krakersy. Kulinarne poglady pani Woodward nie calkiem pokrywaly sie z moimi. Odsuwajac od siebie marzenia o krwistym befsztyku, usmazylem na oleju frytki, a fladre na masle i wstawilem swoja porcje do piekarnika, zeby nie ostygla, podczas gdy bede pomagal Elzbiecie w jedzeniu. Nawet przy nowym urzadzeniu bloczkowym niektore potrawy przysparzaly jej trudnosci, na przyklad fladra latwo sie rozpadala i Elzbiecie omdlewal przegub, wiec konczylo sie zwykle na tym, ze sam ja karmilem.

Zmylem naczynia, zaparzylem w kubkach kawy, przymocowalem kubek Elzbiety do uchwytu, a swoj wraz z maszyna do pisania zanioslem do pokoiku, ktory bylby przeznaczony dla dziecka, gdybysmy je mieli.

Artykul dla „Lakmusa” powstawal wolno, przy kazdym sfuszerowanym zdaniu sumienie wypominalo mi wysokosc honorarium. Huntersonowie, rodzina Ronceyow, Sandy Willis. Bezbolesna wiwisekcja, rozkladanie na czynniki pierwsze, ale bez naruszenia calosci. Pomyslalem z rezygnacja, ze najlatwiej byloby nie zostawic na nich suchej nitki. Przysluzyloby sie to pokupnosci „Lakmusa”. Nie przysluzylo natomiast mojemu sumieniu, a tym bardziej Huntersonom, Ronceyom i Sandy Willis. Opisac wszystko tak, zeby spodobalo sie ofierze – oto co pochlanialo czas.

Po dwoch godzinach zlapalem sia na tym, ze gapie sie w sciane i mysle wylacznie o Gail. Z rozdzierajaca wyrazistoscia przypomnialem sobie chwila po chwili nasze nieskrepowane pieszczoty na dywanie, czujac we wszystkich czlonkach i zylach drzenie pozadania. Nie mialem co udawac, ze raz mi wystarczy, ze dreczacy mnie glod zostal zneutralizowany na wiecej niz kilka dni. Doprowadzony do rozpaczy z powodu wlasnej slabosci, wyobrazilem sobie, jakby to wygladalo w przyszla niedziele. Nagie cialo Gail, jedrne i pelne wdzieku. Jej usmiech, kiedy trzymam dlonie na jej piersiach. Palce laskoczace mnie nad posladkami.

Вы читаете Platne Przed Gonitwa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×