– Wyjade stad, jak tylko bede wystarczajaco duzy. Wstapie do wojska albo zlapie robote na frachtowcu czy platformie wiertniczej.

Oczy Gage'a blyszczaly, gdy podniosl glowe i Cal odwrocil wzrok, wiedzac, ze w oczach przyjaciela lsnily lzy.

– Zawsze mozesz przychodzic do nas.

– Po powrocie byloby jeszcze gorzej. Ale za kilka godzin skoncze dziesiec lat, a za kilka lat bede tak duzy jak on. Moze nawet wiekszy. Wtedy nie pozwole mu sie bic. Do diabla z tym. – Przesunal rekami po twarzy. – Obudzmy Foxa. Dzis w nocy nikt nie spi.

Fox marudzil i zrzedzil, gdy szedl zrobic siku, a potem do strumienia po chlodna cole. Wypili ja wspolnie z kolejna porcja delicji. I, nareszcie, egzemplarzem „Penthoouse'a”.

Cal widzial juz wczesniej nagie piersi. Mozna bylo obejrzec je w „National Geographic” w bibliotece, jesli wiedzialo sie, gdzie szukac.

Ale to bylo co innego.

– Hej, chlopaki, mysleliscie kiedykolwiek o robieniu tego? – zapytal Cal.

– A kto nie mysli? – odparli jednoczesnie.

– Ktorykolwiek z nas zrobi to pierwszy, musi wszystko opowiedziec pozostalym. Jak to jest – ciagnal Cal – jak to sie robi i co ona robi. Wzywam do przysiegi.

Wezwanie do przysiegi bylo swiete. Gage splunal na grzbiet dloni, na ktora Fox polozyl swoja reke, a na jego palcach polozyl dlon Cal.

– Przysiegamy – powiedzieli razem.

Siedzieli przy ognisku; na niebie wzeszly gwiazdy, a gdzies gleboko w lesie zahukala sowa.

Meczaca, ciezka wedrowka, dlugowlose duchy i wymiotowanie po piwie poszly w niepamiec.

– Powinnismy robic tak co roku w nasze urodziny – postanowil Cal. – Nawet jak juz bedziemy starzy, kolo trzydziestki. Powinnismy przychodzic tu we trzech.

– Pic piwo i ogladac zdjecia nagich dziewczyn – dodal Fox. – Wzywam do…

– Nie – przerwal mu ostro Gage. – Ja nie moge przysiac. Nie wiem, dokad wyjade, ale na pewno mnie tu nie bedzie. Nie wiem, czy kiedykolwiek wroce.

– W takim razie my pojedziemy tam, gdzie ty bedziesz, jesli bedziemy mogli. Zawsze bedziemy najlepszymi przyjaciolmi. – Nic tego nie zmieni, pomyslal Cal i sam sobie zlozyl przysiege. Nic nie moze tego zmienic. Popatrzyl na zegarek. – Zbliza sie polnoc. Mam pomysl.

Wyjal scyzoryk, otworzyl i przytrzymal ostrze nad ogniem.

– Co robisz? – zapytal Fox.

– Sterylizuje noz. To znaczy… czyszcze. – Scyzoryk tak sie nagrzal, ze chlopiec musial go cofnac i podmuchac na palce. – Gage mowil o rytualach. Dziesiec lat to dekada. Znamy sie prawie przez caly ten czas. Urodzilismy sie tego samego dnia. Dlatego jestesmy… inni – powiedzial, szukajac slow. – Wyjatkowi. Jestesmy najlepszymi przyjaciolmi. Jestesmy jak bracia.

Gage popatrzyl na noz, a potem na Cala.

– Bracia krwi. – Tak.

– Super. – Fox, juz w pelni przekonany, wyciagnal reke. – O polnocy – powiedzial Cal. – Powinnismy zrobic to o polnocy i cos wtedy powiedziec.

– Zlozymy przysiege – zadecydowal Gage. – Ze mieszamy nasza krew… yyy… trzech za jednego? Cos w tym stylu. Jako znak lojalnosci.

– Dobre. Zapisz to, Cal. Cal wygrzebal z plecaka kartke i olowek.

– Zapiszemy slowa przysiegi i wypowiemy je razem, a potem zrobimy naciecia i polaczymy nadgarstki. Mam plaster, gdyby byl potrzebny.

Cal zapisywal slowa przysiegi na papierze w niebieskie linie, przekreslajac tekst, kiedy zmieniali zdanie.

Fox dolozyl galezi do ogniska, tak ze plomienie strzelaly wysoko, gdy staneli przy Kamieniu Pogan.

Stali tam kilka sekund przed polnoca; trzech chlopcow z twarzami oswietlonymi przez plomienie i gwiazdy. Gage skinal glowa i wszyscy razem zaczeli mowic powaznymi, mlodzienczymi glosami.

– Urodzilismy sie dziesiec lat temu tej samej nocy, w tym samym czasie, tego samego roku. Jestesmy bracmi. Przy Kamieniu Pogan skladamy przysiege lojalnosci, prawdy i braterstwa. Laczymy nasza krew.

Cal wzial gleboki oddech, zebral cala odwage i przesunal ostrzem noza po nadgarstku.

– Uch.

– Laczymy nasza krew. – Fox zacisnal zeby, gdy Cal rozcial skore na jego nadgarstku.

– Laczymy nasza krew. – Gage nawet nie mrugnal, kiedy ostrze przejechalo po jego skorze.

– Trzech za jednego i jeden za trzech. Cal wyciagnal reke, Fox i Gage przycisneli rozciete nadgarstki do jego skory.

– Bracia w duszy i umysle. Bracia krwi na wieki. Nagle chmury przykryly ksiezyc i zasnuly jasne gwiazdy.

Zmieszana krew chlopcow skapnela na spalona ziemie.

Zerwal sie wiatr, a jego wycie przypominalo wsciekly wrzask. Male ognisko strzelilo wiezyca plomieni. Wszyscy trzej zostali uniesieni w gore, jak gdyby schwycila ich – i cisnela na ziemie – niewidzialna dlon. Wokol nich eksplodowalo swiatlo.

Cal otworzyl usta do krzyku i poczul, ze cos goracego i silnego sciska mu pluca i miazdzy serce, powodujac niewyobrazalny bol.

Swiatlo zgaslo. W smolistej ciemnosci powial lodowato zimny wiatr, ktory zmrozil chlopcu skore. Wicher wydawal teraz odglosy przypominajace ryk bestii, potworow, ktore zyly tylko w ksiazkach Cala. Probowal odczolgac sie na bok, ale ziemia drzala, utrudniajac mu ruchy.

Cos sie wylonilo z lodowatej ciemnosci, z rozedrganej ziemi. Cos wielkiego i potwornego.

Mialo czerwone jak krew oczy, pelne… glodu. Popatrzylo na Cala. A gdy sie usmiechnelo, potworne zeby zalsnily niczym srebrne sztylety.

Cal pomyslal, ze umarl i ze to cos go pozre jednym klapnieciem szczeki.

Ale kiedy odzyskal czucie, uslyszal bicie wlasnego serca i krzyki przyjaciol.

Braci krwi.

– Jezu, Jezu, co to bylo? Widzieliscie? – wolal Fox cieniutkim glosem. – Gage, Boze, z nosa leci ci krew.

– Tobie tez. Cos… Cal. Boze, Cal. Cal lezal nieruchomo na plecach, czujac na twarzy ciepla krew.

Byl zbyt oszolomiony, zeby sie tym przestraszyc.

– Nic nie widze – wychrypial drzacym szeptem. – Nic nie widze.

– Twoje okulary sa zniszczone. – Fox podpelzl do niego z twarza brudna od ziemi i krwi. – Zbilo sie jedno ze szkiel. Koles, mama cie zabije!

– Zbite. – Cal siegnal drzaca reka i zdjal okulary.

– Cos tu bylo. – Gage schwycil go za ramie. – Poczulem to, jak juz wszystko tu oszalalo, poczulem w sobie. Potem… widzieliscie to? Widzieliscie?

– Ja widzialem jego oczy – powiedzial Fox i zaszczekal zebami. – Musimy stad uciekac. Musimy sie stad wynosic.

– Dokad? – zapytal Gage. Pomimo ze wciaz oddychal z trudem, podniosl noz Cala i mocno zacisnal go w dloni. – Nie wiemy, dokad to poszlo. Czy to byl niedzwiedz? Czy…

– To nie byl niedzwiedz – mowil juz spokojnie Cal. – To przyszlo cos, co przebywalo w tym miejscu kiedys, dawno temu. Widze… widze to. Kiedys, gdy chcialo, wygladalo jak czlowiek. Ale nie bylo czlowiekiem.

– Chlopie, uderzyles sie w glowe. Cal popatrzyl na Foxa, zrenice mial niemal czarne.

– Widze jego i tego drugiego. – Rozwarl dlon ze zranionym nadgarstkiem i pokazal kawalek zielonego kamienia z czerwonymi plamkami. – To od niego.

Fox rozprostowal palce, Gage tak samo. Kazdy z nich zaciskal w dloni trzecia czesc zielonego kamienia.

– Co to jest? – wyszeptal Gage. – Skad my to, do cholery, mamy?

– Nie wiem, ale od teraz nalezy do nas. Uch, jeden za trzech, trzech za jednego. Chyba cos uwolnilismy. Cos zlego. Ja widze!

Cal zamknal na chwile oczy, po czym popatrzyl na przyjaciol.

– Widze, ale bez okularow. Widze dobrze, nic nie jest zamazane. Widze wyraznie bez okularow!

– Poczekaj. – Gage z drzeniem zdjal koszule i odwrocil sie do nich plecami.

– Czlowieku, twoje rany zniknely. – Fox dotknal palcami idealnie gladkich plecow przyjaciela. – Wszystkie. I…

Вы читаете Bracia Krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×