sukces. Leka sie Londynu, nieznajomych ludzi, dziennikarzy i wystawnych przyjec. Najchetniej ukrylaby sie w takim zamku jak ten i wysadzila w powietrze groble laczaca ja z reszta ludzkosci… a ja… ja od dwoch lat jestem tarcza, ktora ja oslania… i jestem szczesliwy, bo mam ja dla siebie i nie musze sie nia dzielic z calym swiatem…

Urwal zawstydzony wybuchem wlasnej szczerosci, a pozniej rozesmial sie.

Jak pan widzi, nielatwo mi miec do niej stosunek taki jak do innych autorow. Dlatego dopadlem pana na szczycie tej wiezy. Wiedzialem oczywiscie, ze pan przyjedzie i chcialem zamienic z panem kilka slow przed dzisiejszym wieczorem. Pozniej byloby trudno. Kiedy skonczy pan ksiazke bede chcial spotkac sie z panem i opowiedziec o moim pomysle. Bardzo jestem ciekaw, co pan o tym powie… – Uniosl reke i spojrzal na zegarek. – Boze! Tyle jeszcze zostalo do zrobienia, a ja tu stoje i zanudzam pana moimi sprawami! Do zobaczenia w Londynie! Pozwole sobie zadzwonic do pana, kiedy zlozy pan maszynopis u Quarendona.

– Oczywiscie! – odparl Alex i chcial dodac jeszcze kilka milych slow, ale Frank Tyler zniknal w wylocie schodow.

Joe zerknal na zegarek. Pol do pierwszej. Spojrzal raz jeszcze na morze i z wolna ruszyl ku otworowi posrodku dachu wiezy. Slonce swiecilo tak mocno, ze zaczal schodzic na pol po omacku, zanurzajac sie w polmrok i chlod. Dopiero teraz dostrzegl zelazna porecz biegnaca spiralnie po zewnetrznej scianie.

Stopnie opadaly stromo. Schodzil szybko trzymajac sie poreczy i niemal przegapil wglebienie i waskie drzwi w polowie drogi w dol.

Stanal przed nimi i ostroznie nacisnal klamke. Ku jego lekkiemu zdziwieniu drzwi otworzyly sie cicho. Odwieczne czarne zawiasy z kutego zelaza byla najwyrazniej dobrze naoliwione. Zajrzal.

Przed nim byla wielka komnata zamku, ktora znal z fotografii w folderze. Pomieszczenie oswietlaly jasno dwa wysokie, gesto okratowane i waskie okna strzelnicze, przez ktore wpadaly ostre wlocznie slonecznego blasku.

– Dzien dobry – powiedzial pochylajac lekko glowe. – Nie mialem jeszcze przyjemnosci byc pani przedstawionym, Nazywam sie Alex. Pani Wardell, jezeli sie nie myle?

– Nie myli sie pan, mister Alex.

Glos byl cichy, ale wyrazny. Twarz okolona siwymi wlosami byla niemal przezroczysta, choc wpadajacy przez okno promien sloneczny nie docieral do niej padajac na wielka otwarta ksiege, ktora stara kobieta trzymala otwarta przed soba na stole.

– Czy nie przeszkadzam?

– Och, nie. Przyszlam tu, bo nasza urocza gospodyni, pani Judd, powiedziala mi, ze, byc moze, bede mogla tu znalezc jakas ksiazke, ktora mnie zainteresuje. I miala slusznosc.

Joe cicho zamknal drzwi i zblizyl sie do przecinajacego niemal cala komnate, wielkiego stolu, za ktorym siedziala na szerokiej lawie pani Wardell.

Katem oka dostrzegl dwie postaci pod sciana i podchodzac obejrzal sie mimowolnie. Dwie lsniace zbroje o opuszczonych przylbicach staly wsparte na mieczach po obu stronach prastarej skrzyni noszacej wyblakle slady barwnej polichromii.

– Zabawne, prawda? – powiedziala pani Wardell swobodnie, jak gdyby znali sie od dawna. Patrzyla na zbroje.

Joe zatrzynal sie niepewnie i odwrocil raz jeszcze.

– Troche to wyglada tak, jak gdyby dwoch napoleonskich gwardzistow postawiono po obu stronach skarbca w nowoczesnym banku. – Glos starej kobiety rozplynal sie bez echa w ciszy rozslonecznionej komnaty.

Alex rozesmial sie cicho i spojrzal na nia. Siedziala trzymajac w palcach wielka pergaminowa karte, ktora zaczela odwracac, gdy wszedl. Palce jej dloni byly rownie przezroczyste i delikatne jak skora twarzy.

– Tak – powiedzial – skrzynia jest gotycka, a obie zbroje poznorenesansowe… mniej wiecej, dwiescie lat roznicy.

– A musialo minac jeszcze sto lat, zanim pan De Vere pozbawil zycia swoja biedna Ewe. Ale tego dnia te przedmioty nie mogly tak stac tutaj… nikt nie stawial zbroi na drucianych sztafazach. Wieszano je na scianach, powiazane rzemieniami… Biedna dziewczyna… krazy tu po nocach i z roku na rok wszystko wydaje jej sie coraz bardziej obce. Na pewno z radoscia przerwalaby te wedrowki i usnela na wieki. Niestety, musi czekac…

– Czekac? – Joe obszedl stol i stanal przed polkami, na ktorych spoczywaly ksiazki, oprawne w pergamin i wyplowiala skore – Ach tak, oczywiscie… poki nie zginie tu inna kobieta, rownie grzeszna jak ona… – usmiechnal sie – Tak przynajmniej informuje QUARENDON PRESS w przeslanym nam folderze.

– Ten opis jest prawdziwy… – powiedziala spokojnie pani Wardell. – Znajdzie go pan tutaj… – ostroznie przewrocila karte – wraz z paroma innymi i opisaniem zamku. Zreszta, pisalam kiedys o tym w mojej ksiazce o duchach poludniowej Anglii. Zabojstwo Ewy De Vere i jej czeste pojawianie sie wiarygodnym swiadkom przez nastepne stulecia, az do naszych czasow, jest dobrze udokumentowane. Biedna, udreczona dziewczyna.

W ostatnich slowach zadzwieczala nutka szczerego wspolczucia. Joe rzucil jej mimowolne, szybkie spojrzenie, ale na twarzy pani Wardell nie bylo usmiechu.

– Sadzi pani wiec, ze kazdy moze ja napotkac, powiedzmy, idac korytarzem, czy tez na szczycie wiezy albo gdziekolwiek w zamku?

– Oczywiscie. Duchy istnieja tak jak pan i ja, chociaz nieco inaczej. Spotykano ja wielokrotnie…

Pani Wardell wstala i podeszla do wielkiego, obramowanego gladkim kamieniem kominka, nad ktorym wisial stary portret w ciezkiej zlocistej ramie.

– Niech pan spojrzy na nia.

Joe podszedl. Obrazu chyba nigdy nie odnawiano, bo plotno nie bylo mocno napiete, a drobna siateczka pekniec lamala swiatlo na jego powierzchni. Ale glowa mlodej kobiety widoczna byla wyraznie, a oczy jej patrzyly tak jak w owym dniu przed trzystu laty, kiedy pozowala malarzowi.

– Sliczna, prawda? – powiedziala po chwili stara kobieta.

– Tak, sliczna – potwierdzil Joe szczerze. – Jest w niej cos, co musialo przykuwac uwage kazdego mezczyzny wtedy i przykuloby uwage kazdego mezczyzny dzisiaj.

– Co najmniej do dwu z nich te oczy przemowily… Tak przynajmniej mowia przekazy. Ta ksiega… – odwrocila sie i wskazala reka lekka i tak szczupla, ze zdawala sie unosic w powietrzu – jest czyms w rodzaju kroniki zamku od czasu tego zabojstwa. Na szczescie, zaden z kolejnych wlascicieli nie zniszczyl jej. Ale dla kogos, kto nie wierzy, zadne swiadectwa nie maja znaczenia. Pan zapewne takze jest nieuleczalnym racjonalista i nie wierzy pan, ze Ewa De Vere moglaby w tej chwili otworzyc te drzwi… – wskazala reka przeciwlegla strone komnaty – i wejsc tutaj?

– Przyznaje ze wstydem, ze bylbym bardzo zaskoczo… Joe nie dokonczyl, bo klamka obrocila sie lekko i drzwi uchylily sie.

Alex drgnal mimowolnie. Ale ciemna, ladna glowka dziewczeca, ktora pojawila sie w nich, nie przypominala mlodej kobiety z portretu.

– Przepraszam bardzo, czy nie przeszkadzam, prosze pani?

– Nie, Jane. Wejdz.

Dziewczyna weszla, stanela w polotwartych drzwiach i lekko dygnela na widok Alexa.

– Chcialabym tylko powiedziec, ze przygotowalam pani wszystko na wieczor. Czy wezmie pani sweter na wycieczke po morzu?

– Tak, ale lekki, ten bialy.

– Tak, prosze pani. Bede czekala na przystani, na pani powrot. Kucharka tu na dole powiedziala mi, ze o osmej wieczor wszyscy, procz gosci pani Judd, musza opuscic zamek. Wiec gdyby pani jeszcze czegos potrzebowala… – urwala i spojrzala przelotnie na Alexa.

– Nie, kochanie, to chyba bedzie wszystko… Moze tylko podejdz do stolu, wez te ksiege na lancuchu i wsun ja z powrotem na polke… – zwrocila sie do Alexa – To bardzo ciezka ksiazka. Latwiej mi bylo ja zdjac, niz uniesc teraz i wsunac tak wysoko… Dziekuje, Jane!

Dziewczyna dygnela raz jeszcze i ruszyla ku drzwiom.

– Zaczekaj, – powiedziala pani Wardell – pojde z toba. Boje sie, ze zabladze tutaj. Na szczescie, gospodarze przypieli nasze nazwiska na drzwiach pokojow. Do zobaczenia na jachcie, mister Alex.

Joe sklonil sie, odprowadzil obie kobiety do drzwi i zamknal je za nimi. Z wolna podszedl do kominka.

Mloda kobieta na portrecie powitala go spokojnym spojrzeniem wielkich blekitnych oczu. Dopiero teraz zauwazyl usmieszek, niedostrzegalny niemal, w kaciku jej pelnych ust.

– Co bym zrobil, gdybys nagle przemowila? – powiedzial polglosem nie spuszczajac z niej wzroku. Czekal

Вы читаете Cicha jak ostatnie tchnienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×