Alexandra Bramley

– Wiec to bylo tak… – mruknal Parker – Szalony list!

– Byc moze… – Joe wzruszyl ramionami – ale czy nie sadzisz, ze ona ma slusznosc? Ten nieszczesny mlody czlowiek nie byl chyba jedyna ofiara Grace Mapleton?

Przymknal na chwile oczy. Bede czekala… nie zasne…

– Osobista sekretarka pana Quarendona miala okazje zawarcia znajomosci z setkami osob… a przy takiej urodzie… – Parker wzruszyl ramionami, nagle otrzasnal sie ze swych rozwazan i spojrzal na Alexa.

– Czy sadzisz, ze to jednak mozliwe?

– Co?

– Ze mogla w napadzie szalenstwa zabic ja w jakis niewytlumaczony sposob tym mieczem?

– Wiesz przeciez, ze to niemozliwe, Ben.

– W takim razie – powiedzial Parker glucho – bez wzgledu na to, kim byla Grace Mapleton i jakie jeszcze popelnila grzechy i zbrodnie, jestesmy znowu w punkcie wyjscia. Mamy zamordowana, mamy ewentualny motyw morderstwa, ale nie mamy mordercy, albowiem w dalszym ciagu nikt nie mogl zabic Grace Mapleton!

– Czy mozesz dac mi na chwile ten list i te pozegnalna kartke? – zapytal Alex.

– Mowilem ci przeciez o odciskach palcow…

– Na tych papierach beda wylacznie odciski jej palcow. Moge cie o tym upewnic. Wszystko to jest absolutna prawda. Nikt tu nie podrzucil tych listow.

– I ja tak mysle, ale…

– Czy zauwazyles, ze ona napisala ten list przed przyjazdem tutaj? “Wyjezdzam do Devonu”!

– Tak, ale…

– A to oznacza tylko jedno, Ben: pani Alexandra Bramley wiedziala juz przed przyjazdem tutaj, ze Grace Mapleton zginie, ale pani Alexandra Bramley nie zabila jej.

– Wez te papiery, jezeli chcesz – Parker potarl reka czolo. – Wkrotce zwali sie tu mrowie policjantow uzbrojonych w najnowsze osiagniecia techniki sledczej, a ja bede mial im jedynie do zakomunikowania, ze co prawda Grace Mapleton nikt nie mogl zabic, ale Ewa De Vere przestanie tu straszyc. Ciekaw jestem, jak to przyjma?

XXVI To mial byc wypadek

– I co teraz? – rozejrzal sie raz jeszcze po pokoju. Wzrok jego zatrzymal sie na pani Bramley, siedzacej w fotelu z upiornym usmiechem na twarzy. – Gdyby to byla inna bron! – jeknal niemal. – Gdyby to nie byl ten przeklety, kolosalny miecz!

Alex polozyl mu reke na ramieniu.

– Sluchaj, do switu mamy jeszcze godzine, moze nawet troche mniej. Skonczmy, te przesluchania. Najpierw chcialbym ustalic pewna rzecz, mysle o tym przekletym szkielecie. Wydaje mi sie, ze podrzucil go Kedge, i ze to zwykly idiotyczny dowcip, ale ktoz to moze wiedziec?

– Dlaczego szescdziesiecioletni, powazny czlowiek mialby robic tak idiotyczne dowcipy?

– Dlatego, ze Dorothy Ormsby napisala kiedys o nim miazdzaca recenzje, ktora bardzo mu zaszkodzila, bo wszyscy licza sie z jej zdaniem. Nie chce byc obecny przy waszej rozmowie, bo to moj kolega, znamy sie od lat i rzecz bylaby zenujaca. Moglby sie tego wyprzec w zywe oczy. Wstyd nie pozwolilby mu sie przyznac. Natomiast zapytany przez ciebie, kiedy w dodatku powiesz mu o odciskach palcow i wymyslisz jeszcze cos obciazajacego, przyzna sie na pewno, bo nie wierze, zeby to robil w rekawiczkach. Pamietaj, ze musialo to sie stac podczas konkursu, a Kedge najdluzej nie powracal do jadalni! Pozniej na wiesc o smierci Grace nie umial ukryc przerazenia. Dasz sobie zreszta rade. Druga sprawa, to Dorothy Ormbsy. Takze nie chcialbym tam byc, zaraz ci powiem dlaczego. Mozesz do niej wejsc, jesli Kedge przyzna sie do podrzucenia szkieletu. Oczywiscie, nie mow jej, ze to Kedge. Nie masz obowiazku mowic jej tego. Wazne jest, zebys jej powiedzial, ze to nie lord Redland. Wydaje mi sie, ze tych dwoje cos kiedys laczylo i Dorothy odrzucila jego propozycje malzenstwa. Przed godzina byla pewna, ze to jego ohydny zart i dostrzeglem, ze lzy jej stanely w oczach. A Dorothy Ormsby nie wyglada na osobke, ktora placze na zawolanie… Parker skinal glowa i wzial za klamke.

– Zaraz – szepnal Alex. – Kedge i ta sprawa z lordem Redlandem to przeciez rzecz marginalna. Wazne jest co innego. Dorothy przez caly wieczor pisala w swoim notesie. Sa tam, zdaje sie, rozmaite spostrzezenia dotyczace zachowania poszczegolnych ludzi w jadalni. Musisz to przeczytac! Jezeli nie bedzie ci chciala dac tego notatnika, popros ja stanowczo o moznosc przejrzenia go w jej obecnosci. Mnie na pewno by go nie pokazala, gdyz jestem osoba prywatna ale tobie nie moze odmowic, bo popelniono zbrodnie, a ty jestes oficerem policji. Blagam, przeczytaj to pilnie, bo moze nagle wyskoczyc cos, o czym obaj w ogole nie pomyslelismy. Przeciez te nieszczesna Grace ktos jednak zamordowal.

– Dobrze… – Parker skinal glowa – A ty?

– Ja pojde do doktora Harcrofta i pomecze go jeszcze w sprawie tego miecza. Jest przeciez doswiadczonym lekarzem. Moze istnieje jakies inne rozwiazanie? Nie wiem. Ktos ja przeciez zamordowal, jak powiedzialem… Pozniej chce zajrzec do Qarendona i zapytac go o to, kto kogo zapraszal tutaj na ten jubileusz Amandy? To tez moze byc istotne… A pozniej porozmawiac z Tylerem i… do zamku wejdzie tlum policjantow, wzejdzie slonce, jezeli chmury pozwola mu sie ukazac i sledztwo potoczy sie dalej.

– Dokad sie potoczy? – westchnal Parker. – Zapukaj do Kedge’a i powiedz mu, ze czekam na niego w bibliotece. Bliskosc umarlej zrobi na nim wrazenie.

Joe bez slowa skinal glowa. Wyszli, zamykajac cicho drzwi za soba. Alex wskazal sasiedni pokoj i ruchem reki przynaglil przyjaciela. Parker oddalil sie szybko na palcach. Gruby chodnik tlumil jego kroki. Joe odczekal jeszcze chwile i zapukal lekko.

– Kto tam? – zapytal Kedge polglosem przez drzwi.

– Alex.

Drzwi uchylily sie. Kedge byl nadal w wieczorowym stroju.

Najwyrazniej nie spal ani chwili.

– Co sie stalo? – zapytal przestraszonym glosem.

– Beniamin Parker chce mowic z toba. Przesluchuje tu wszystkich przed przyjazdem policji z hrabstwa. Chodzi o to, zeby osoby, ktore nie maja nic wspolnego z… no wiesz z czym… mogly odjechac jak najpredzej.

– Za chwile tam bede… – Kedge zawahal sie, ale po sekundzie namyslu cofnal sie i zamknal drzwi. Joe ruszyl kruzgankiem, doszedl do konca korytarza i skrecil w prawo.

Zatrzymal sie przed drzwiami doktora Harcrofta, zapukal cicho i wszedl.

Kiedy wyszedl stamtad po dziesieciu minutach, na korytarzu nadal panowala cisza. Ruszyl w prawo i zajrzal do sali bibliotecznej. Byla pusta. Parker najprawdopodobniej rozprawil sie z nieszczesnym Kedge’m i byl teraz u Dorothy.

Joe ruszyl w kierunku drzwi pokoju pana Quarendona, kiedy otworzyly sie one i ukazal sie w nich pulchny wydawca we wlasnej osobie. Na widok Alexa uniosl gwaltownie rece, pozniej cofnal sie do pokoju przyzywajac go do siebie.

Zdumiony Joe wszedl. Pan Quarendon stal z uniesiona reka, zwrocony ku obu swoim psom, ktore uniosly sie na widok wchodzacego.

– Lezec! – powiedzial cicho i dobitnie.

Polozyly sie i znieruchomialy, ale oczy ich wpatrzone byly w twarz nowo przybylego.

– Niech pan siada, blagam! – pan Quarendon wskazal Alexowi krzeslo. – Prosze sobie wyobrazic, ze wyszedlem, zeby zapukac do pana! Co za zbieg okolicznosci!

– Tym wiekszy – powiedzial spokojnie Joe – ze ja takze szedlem wlasnie do pana.

– Doprawdy? – Pan Quarendon uniosl brwi i zamilkl nagle. Pozniej znow ozywil sie – Czy juz panowie ustaliliscie, kto…?

– Nie.

Joe potrzasnal przeczaco glowa.

– Nie ustalilismy, ale mamy rozmaite mniej lub bardziej prawdopodobne teoryjki, z ktorych jedna zapewne

Вы читаете Cicha jak ostatnie tchnienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×