swego. Nie mialem wyrzutow sumienia. Szantazysta jest najplugawszym ze stworzen. Ale Harolda przerazal sam czyn.

– A gdzie jest ten pistolet gazowy? – zapytal niespodziewanie Alex.

– Tutaj… – pan Quarendon podszedl do stolika, wyciagnal szuflade i podal mu ciemno-oksydowany pistolet.

Joe skinal glowa i schowal go do kieszeni.

– To nie koniec – powiedzial predko gospodarz. – To mial byc nieszczesliwy wypadek i bylismy pewni, ze nikt nie rzuci sie do robienia rewizji w mieszkaniu Grace, a my dostalibysmy sie tam. Niestety, w tej chwili popelniono morderstwo i nie wiemy… nie wiemy, co policja tam znajdzie…

– Rozumiem – Powiedzial Alex. – To, co mi pan powiedzial, nie jest na razie istotne. Sam zamiar nie podlega karze, jezeli nie zaczeto go realizowac… Zreszta, rozmawiamy w cztery oczy i gdybym komukolwiek o tym napomknal, moze pan po prostu powiedziec, ze wszystko to wymyslilem.

– Ale…

– Ale moge pana pocieszyc. Ja wiem, kto zabil Grace Mapleton. Wiem od pierwszej chwili, bo nie mialem zadnego wyboru. Tylko jedna osoba mogla wchodzic w gre. Nie wiedzialem, dlaczego to zrobila. Od pewnego czasu wiem. Jestem pewien, ze policja nie udostepni nikomu ani jednego dowodu mogacego skompromitowac ktoras z ofiar zamordowanej. Zreszta jestem przekonany, ze w mieszkaniu Grace Mapleton nie znalezlibyscie panowie niczego. Nie byla to osoba roztargniona, o ile wiem. A z pewnoscia nie byliscie jedynymi ludzmi, ktorzy wiele by dali, zeby odzyskac zdjecia, listy czy kasety z nagranymi rozmowami. Dobranoc, mr. Quarendon.

I wyszedl cicho, pozostawiajac swego gospodarza z szeroko otwartymi ustami i pobladla twarza.

XXVII Karta drgnela

Joe wszedl do biblioteki i usiadl na lawie naprzeciw Parkera.

– Co odkryles?

– Miales slusznosc, to byl on… – Parker wzruszyl ramionami. – Poczatkowo zaprzeczal, ale… kiedy poszedlem za twoja rada i nastraszylem go troche, zalamal sie od razu. Powiedzial mi, ze nie mial zadnych zlych zamiarow. Chcial ja tylko postraszyc. Nie mial oczywiscie pojecia, ze zostanie tu popelniona zbrodnia. Zeby to skrocic: zobaczylem prawdziwe lzy w jego oczach. Ocieral je chusteczka i kajal sie, jak gdyby to on zabil te nieszczesna Grace Mapleton. Wreszcie zaczal mnie blagac, zebym nikomu tego nie zdradzil.

– A ty?

– Obiecalem mu… – Parker usmiechnal sie bezradnie – ale to niestety nie posunelo naprzod naszego sledztwa.

– Chcesz przez to powiedziec, ze byles takze u Dorothy, przeczytales jej notatnik i nie odkryles w nim niczego, co mogloby stanowic jakis trop?

– Wlasnie to chce powiedziec. Kiedy dowiedziala sie, ze to nie lord Redland podrzuca do jej pokoju trupie czaszki, wyraznie byla ucieszona i nie zapytala mnie nawet, kto to zrobil. Zreszta, nie powiedzialbym jej. A w notatniku byly rozne uwagi o nas wszystkich… – Joe dostrzegl, ze jego przyjaciel zarumienil sie nagle – nic waznego.

– Zdaje sie, ze potraktowala cie z wyrazna sympatia?

– Skad wiesz?… Tak… rzeczywiscie… ale to nie ma znaczenia. A ty, czego dokonales?

– Bylem u doktora Harcrofta i dyskutowalem z nim pare minut o tym przekletym mieczu. Twierdzi, ze nawet gdyby pani Wardell byla naprawde szalona i odkryla w sobie nadludzkie sily, nie moglaby tak jej przebic… Niestety, mysle, ze on ma slusznosc, Ben. Bylem tez u pana Quarendona…

– Sluchaj – Parker westchnal. – Dzwonili z wioski. Cala ekipa jest juz tu i czeka. Zaczal sie odplyw, ale od morza wiatr gna ku brzegom sztormowe fale i przelewaja sie one przez groble. Deszcz przestal padac. Superintendent Derry jest pewien, ze mimo wszystko teraz nie mogliby przeniesc ekwipunku. Powiedzialem im, ze nic sie w tej chwili nie dzieje i niech nie ryzykuja, poki nie beda mogli spokojnie tu dojsc.

– Mamy wiec godzine czasu, a moze nawet wiecej.

– I co zrobimy z ta godzina? Jezeli pani Wardell nie mogla jej zabic, jestesmy ciagle i beznadziejnie w tym samym miejscu. Gdyby nie psy Quarendona moglbym jeszcze miec cien nadziei, ze gdzies ukrywa sie morderca, ale jestem pewien, ze wyweszylyby go. A jezeli tego obcego mordercy nie ma, oznacza to, ze nie ma zadnego innego. To obled, Joe! Taka sprawa moze sie czlowiekowi przysnic, ale nie moze zdarzyc sie na jawie.

– A gdybym powiedzial ci, ze ten morderca istnieje?

– Nie uwierzylbym ci… – Parker westchnal. – Tu na stole przede mna lezy kartka, a na niej wszystkie nazwiska ludzi, ktorzy pozostali w zamku po wyjsciu sluzby. Nikt z nich nie mogl zabic Grace Mapleton.

– Mogl – powiedzial spokojnie Alex.

– Kto?

Joe pochylil sie nad stolem i znizywszy jeszcze bardziej glos, powiedzial mu.

– Jak to? – Parker spojrzal na kartke. – Przeciez…

– Zaczekaj – Joe powstrzymal go ruchem uniesionej reki.

– Jeszcze nie wszystko rozumiem, chociaz zrozumialem to, co najwazniejsze. Chcialbym poprosic tu Franka Tylera, ktory nie przebil mieczem sekretarki swojej zony. Kiedy skoncze z nim mowic, wszystko bedzie jasne.

Parker bez slowa skinal glowa. Najwyrazniej zaniemowil na chwile. Raz jeszcze uniosl ku oczom swoja kartke i wpatrzyl sie w nia, odczytujac kolejne nazwiska.

– Alez, Joe… – powiedzial – Chyba nie zastanowiles sie nad tym, co mowisz. Przeciez…

Alex ponownie uciszyl go.

– Pojde po Tylera i sprowadze go tutaj.

Wyszedl. Parker siedzial przez chwile ze zmarszczonymi brwiami i nagle twarz mu sie rozjasnila.

– Coz za glupiec ze mnie! – wyszeptal. Joe powrocil.

– Tyler zaraz tu przyjdzie.

Usiadl obok Parkera, plecami do kominka, a twarza do obu zbroi i gotyckiej skrzyni. Usmiechnal sie do przyjaciela.

– Przemyslales to, co powiedzialem?

– Tak – Parker skinal glowa. – To nieprawdopodobne, ale jedynie mozliwe.

– Znajdujemy sie w luksusowej, jesli wolno uzyc takiego slowa, sytuacji – Joe usmiechnal sie. – Nie musisz aresztowac mordercy, bo nie moze uciec. Nie musisz sie nawet nim zajmowac, poki nie wejdzie policja.

– To prawda – Parker z niedowierzaniem pokrecil glowa – ale…

Nie dokonczyl, bo drzwi otworzyly sie i wszedl Frank Tyler. Ubrany byl w bialy sportowy dres i pantofle treningowe.

– Nie moglem usnac – opadl na lawe naprzeciw siedzacych.

– Chcialem popracowac troche, zeby dotrwac do rana, ale nie moge zebrac mysli.

– Chcielibysmy, zeby pan nam pomogl – powiedzial Alex spokojnie. – Mam nadzieje, ze moze pan to zrobic.

– Ja? – Tyler uniosl brwi.

– Tak. – Joe skinal glowa. – Otoz, jak pan wie, zadna z osob, ktore wziely udzial w wymyslonym przez was konkursie, nie mogla zabic Grace Mapleton, a poniewaz przeszukal pan wraz z nami i psami pana Quarendona caly zamek, wie pan takze, ze nie ukryla sie tu zadna osoba z zewnatrz. Ale badzmy systematyczni i cofnijmy sie do chwili, kiedy wszystkie osoby obecne w zamku zebraly sie wieczorem w jadalni. Oczywiscie, nie bierzemy pod uwage Grace Mapleton, ktora opuscila nas, zeby zajac stanowisko w tym pokoju… – wskazal ruchem reki makate – ale nie musimy sie nia teraz zajmowac ze zrozumialych wzgledow. Tak wiec, wszyscy zebralismy sie w jadalni i po krotkiej ceremonii nastapil konkurs. Bylo nas tam jedenascie osob. Od razu mozemy wykluczyc jako potencjalnych mordercow pana i Amande, poniewaz ani przez ulamek sekundy zadne z was obojga nie znajdowalo sie poza jadalnia. Byliscie gospodarzami i nie braliscie udzialu w konkursie. Tak wiec, moge z mojej listy wykreslic dwa nazwiska: Amanda Judd i Frank Tyler.

Pozostaje dziewiecioro uczestnikow konkursu. Trzeba od razu dodac, ze jego niepisany regulamin zakladal powrot kazdej z osob poszukujacych Bialej Damy, zanim wyruszy nastepna osoba. Oznacza to, ze w ciagu calego

Вы читаете Cicha jak ostatnie tchnienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×