tych termosach?

– A co z Harcroftem? – zapytal Parker.

– Nic. Nie wie przeciez, ze chcesz go aresztowac.

– Tyler tez nie wiedzial. Dlaczego mu powiedziales, ze wiesz o nim wszystko?

Joe nie odpowiadal, Nagle uniosl glowe.

– Sluchaj, to okropne. Ten Harcroft ma zone i dwoch synow. Zabil, bo chcial uchronic ich szczescie. O maly wlos, a udaloby mu sie.

– O maly wlos… – Parker westchnal. – Mysle, ze jednak powinnismy z nim porozmawiac nie czekajac na pojawienie sie tych ludzi z Devonu.

– Wlasnie chcialem ci to zaproponowac.

– Chodzmy – Parker skinal glowa. – Gdybym nie byl policjantem, przekletym policjantem, ktory musi stac na strazy prawa bez wzgledu na to, co prywatnie mysli… – nie dokonczyl.

– Co bys zrobil wowczas?

– Nie pytaj mnie o to. Wiemy przeciez, ze ten czlowiek nigdy juz nie popelni zadnego przestepstwa, a jego ofiara byla w pewien sposob jego katem… – Parker machnal reka – Chodzmy. Cokolwiek mysle, wiem jedno: czlowiek nie moze brac prawa we wlasne rece i wymierzac wyroku smierci innemu czlowiekowi, chocby najgorszemu. Zgoda na to zniszczylaby porzadek cywilizowanego swiata.

Wstal ciezko i ruszyl ku drzwiom.

Kiedy znalezli sie przed drzwiami Harcrofta, Joe cofnal sie o pol kroku robiac miejsce przyjacielowi. Parker zastukal raz, cichutko, a pozniej nacisnal klamke. Weszli. Pokoj byl pusty.

Joe zajrzal do lazienki.

– Nikogo… – powiedzial polglosem – gdzie on jest?

– Moze poszedl sprawdzic, czy pani Wardell spi? – szepnal Parker – Ale w takim razie…

Zawrocil szybko ku drzwiom. Ruszyli kruzgankiem. Joe cicho otworzyl drzwi pokoju starej damy.

Siedziala przy stole tak jak ja pozostawili.

Ale nie sama.

Naprzeciw niej siedzial doktor Harcroft. On takze mial glowe odchylona do tylu, a jego duze silne dlonie zacisniete byly na poreczach krzesla.

– Wiec to tak… – szepnal Parker – On takze? Ale dlaczego?…

Lekko dotknal grzbietem dloni policzka zmarlego.

– Jest zupelnie zimny… nie zrobil tego przed chwila – Uniosl glowe i z wyrazna ulga przeniosl spojrzenie z wykrzywionej twarzy zmarlego na Alexa. – Chodzmy Joe, Ci ludzie zaraz zaczna stukac do bramy…

Wyszli. Parker zamknal pokoj i wsunal klucz do kieszeni. Usiedli naprzeciw siebie przy wielkim stole w bibliotece.

Koniec… powiedzial Joe zmeczonym glosem. – Kolo zamknelo sie. Nie masz juz kogo przesluchiwac, Ben… Moze na dole jest jeszcze troche cieplej kawy w tych termosach? Zejdzmy.

Ruszyli w milczeniu po schodach i weszli do jadalni. Swiatla plonely nadal. Smierc odmierzala kosa powoli plynacy czas.

Kawa w termosach byla nadal goraca. Joe nalal i podal filizanke przyjacielowi.

Usiedli.

Powiedziales, ze nie ma juz kogo przesluchiwac? – powiedzial Parker pomiedzy dwoma lykami czarnego jak smola napoju.

– Tak.

– Zapomniales o jednej osobie,

– O kim?

– O sobie.

– O mnie?

Parker bez slowa skinal glowa, wypil jeszcze jeden lyk i odstawil pusta filizanke.

– O czym rozmawiales z Harcroftem po tym, gdy wyslales mnie naiwnego na rozmowe z panem Kedge, a pozniej do lektury notesu Dorothy Ormsby?

– Powiedzialem ci juz…

– Klamiesz, Joe. Powiedz mi prawde. Przeciez rozmawiamy bez swiadkow.

– To wlasnie przyszlo mi w tej sekundzie do glowy – Alex usmiechnal sie lekko – Co powiedzialem Harcroftowi?…

– Tak, powiedz mi cala prawde.

Parker pochylil sie ku niemu nad stolikiem.

Alex westchnal ze znuzeniem.

– Powiedzialem mu, ze wiem, kto zabil Grace Mapleton.

– Czy powiedziales kto?

– Chcesz znac cala prawde?

– Cala.

– Powiedzialem mu, ze pani Wardell nie zyje i zostawila list.

– To wszystko? Joe potrzasnal glowa.

– Powiedzialem, ze… byc moze w pewnych okolicznosciach udaloby sie zachowac tajemnice… nie wyjawiac nazwiska zabojcy, gdyby…

– Dokoncz to zdanie.

– Nie moge, bo nie dokonczylem go mowiac do Harcrofta.

– A potem co?

– Potem wyszedlem i zostawilem go samego.

– I to wszystko?

– To wszystko.

– Rozumiem… – Parker przymknal oczy – oszukales mnie, Joe.

– Nie rozumiem? – Joe spojrzal na niego ze zdumieniem, ktore czlowiekowi mniej przenikliwemu niz Parker, wydaloby sie z pewnoscia prawdziwe.

– A pozniej, kiedy bieglismy za Tylerem po tych kreconych schodach, potknales sie biegnac przede mna i zatarasowales na chwile przejscie. Gdybys sie nie potknal, nie zdazylby otworzyc tej klapy i schwytalibysmy go.

– Tak, to naprawde pechowy zbieg okolicznosci… – Alex potrzasnal markotnie glowa – Po prostu, nie moge sobie tego darowac…

– Joe, przez caly czas drwisz ze mnie. Dlaczego to zrobiles?

– Lekarz moze umrzec, zabity przez szalona staruszke, ktora poczestowala go cyjankiem potasu po zabiciu mlodej dziewczyny udajacej Biala Dame. Lekarzom zdarzaja sie rozne rzeczy. Gina zarazeni przez chorych, zabici przez szalencow i moze im sie przydarzyc sto innych rzeczy… z ktorych zadna nie staje sie lupem gazet i nie niszczy zycia zony i synow, ktorzy mogliby zatonac w blocie brukowej prasy… a co najwazniejsze nie mogacych zachowac nawet dobrego wspomnienia po mezu i ojcu. Kim innym jest ojciec, ktory ginie z reki oblakanej pacjentki, a kim innym ojciec-morderca skazany za zabicie szantazystki… i to jakiej… i w jakich okolicznosciach!

– Ale…

– Ale sluchaj dalej, Ben. Harcroft otrzymalby wieloletni wyrok i wyszedlby jako stary zlamany czlowiek, wzgardzony przez zone i dzieci, i pozbawiony prawa wykonywania zawodu. Nie chcial tego! Kiedy uzyskal ode mnie cien nadziei, ze nie zatonie w tym bagnie, podjal jedyna decyzje, ktora mogl podjac… A Frank Tyler? Czy nie pomyslales o tym, co sie z nia stanie?

– Z kim?

– Z Amanda Judd, czlowieku!

– Musi to jakos zniesc…

– Nie poznaje cie, Ben. Zawsze byles wrazliwym, madrym czlowiekiem, a w tej chwili powiadasz: Musi to jakos gniesc… A dlaczego musi?

– Jak to?

– A gdyby Frank Tyler posliznal sie na dachu tej wiezy i wypadl?

Вы читаете Cicha jak ostatnie tchnienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×