sie do ogromnego, lsniacego biurka, za ktorym siedzial sir Harold Edington, podsekretarz stanu. Stos listow bezszelestnie opadl na pusta tace.

– Poranna poczta, sir.

Edington skinal glowa i zatrzymal odchodzacego ruchem uniesionej dloni.

– O dziesiatej przyjda ci ludzie z departamentu cel, zeby omowic projekt nowych taryf. Prosze ich od razu wpuscic. Trzeba to w koncu zalatwic.

– Tak, sir.

– To chyba wszystko, Johnny. – Usmiechnal sie i raz jeszcze skinal glowa.

Mlody czlowiek zniknal za drzwiami.

Edington przysunal ku sobie tace. Na szczescie, poczta byla juz wyselekcjonowana, wiekszosc listow powedrowala wprost do odpowiednich komorek ministerstwa. O tresci niektorych, wymagajacych jego decyzji, dowie sie podczas cotygodniowej poniedzialkowej odprawy. Na tacy pozostawaly zwykle sprawy bardzo wazne albo osobiste. Zwrocil uwage na wielka koperte lezaca na wierzchu stosu przesylek. Otworzyl ja.

“Drogi Haroldzie,

mam nadzieje, ze mimo nawalu zajec w Home Office zechcesz jednak wziac udzial w malej uroczystosci, ktora…”

Przeczytal list do konca i polozyl go na biurku. Zmarszczyl brwi, zacisnal powieki, uniosl je predko i potrzasnal glowa, jak gdyby pragnac obudzic sie ze snu.

– Wiec jednak – powiedzial z cichym zdumieniem.

Obaj pochodzili z Kentu i obaj przybyli przed laty do Londynu, biedni i pelni nadziei. Ale nadzieje ich byly tak rozne jak rozne sa marzenia o wielkiej fortunie od marzen o karierze urzedniczej i nieskazitelnej opinii. Laczylo ich jednak cos wiecej niz pochodzenie i okolica, w ktorej ujrzeli po raz pierwszy swiatlo dnia. Obu podobaly sie bardziej cylindry niz cyklistowki i obaj zywili tak czesta na wsi niechec do rewolucyjnych przemian na tym najlepszym ze swiatow. Zapewne dlatego obaj nalezeli do Partii Konserwatywnej. Poznali sie przed laty na jednym z jej kongresow.

Z uczuciem niejasnego niepokoju siegnal po folder z fotografia zamku na okladce, ale w tej samej chwili otworzyly sie drzwi.

– Przyszli radcy prawni i panowie z departamentu cel – powiedzial mlody czlowiek. – Czy moga wejsc?

– Tak, oczywiscie!

Harold Edington ozywil sie. Zgarnal listy i odsunal je od siebie. Pozniej wstal i ruszyl ku drzwiom. Czekajacy za nimi urzednicy byli jego podwladnymi, ale podsekretarz stanu zawsze staral sie na swoj spokojny sposob, nie okazujac zbytecznej wylewnosci, aby ludzie, nad ktorymi go postawiono, lubili go i szanowali. Chcial byc nieposzlakowany, takze w stosunku do nich. Nieposzlakowany, stanowczy i mily, nawet wowczas, gdy tak bardzo pragnal byc sam jak w tej chwili.

VII Usmiechnal sie pogodnie

Komisarz Beniamin Parker, zastepca szefa Wydzialu Kryminalnego Scotland Yardu, dostrzegl katem oka zielone swiatelko i nacisnal guzik.

– Pan Joe Alex na linii – powiedzial spokojny glos w sluchawce.

– W porzadku, prosze laczyc. – Usmiechnal sie. – Jak sie masz, Joe? Co, na milosc boska, kaze ci dzwonic o tak wczesnej porze? Czy nie polozyles sie jeszcze?… Wlasnie wstales! Wiec jednak swiat sie zmienia, a my razem z nim… Co?… Tak, dostalem… Pan Quarendon napisal do mnie, a pozniej zadzwonil… Co?… W pierwszej chwili nie bylem zdecydowany. Wydawalo mi sie to troche niestosowne, zebym… Tak, wiem, co chcesz powiedziec, ale daj mi dokonczyc. Pozniej pomyslalem, ze to przeciez weekend, a mam same dobre wspomnienia z Devonu. Ile razy sie tam znalazlem, zawsze bylo cieplo i slonecznie, wiec moze i tym razem tak bedzie. Zreszta, przeczytalem te ksiazeczke, ktora przyslal i wydalo mi sie to wszystko zabawne. Tyle mamy prawdziwych zbrodni, ze troche fikcji, to prawdziwa przyjemnosc dla zmeczonego, podstarzalego policjanta. Ten zamek wyglada tak jak powinien, groznie i tajemniczo. A poza tym, nie znam twojej glownej konkurentki, pani Amandy Judd. Czytalem kilka jej ksiazek. Nie chce cie urazic, ale mysle, ze jest zdolna. Wiesz najlepiej, ze mam slabosc do pisarzy kryminalnych… Co?… To bardzo ladnie z jego strony. Zastanawialem sie wlasnie, jak tam dojechac… Przeciez to niemal koniec swiata. Czy ty tez z nim jedziesz?… No, to swietnie!… Wyruszacie bardzo wczesnie?… Rozumiem… Co? Helikopterem? Znakomicie!… Mozna przyjac, ze, w kazdym razie, zdazymy na lunch, a to tez cos znaczy. Czy mam na was czekac u siebie w domu? A moze, po prostu, przyjade do ciebie?… Dobrze. Bede za kwadrans siodma. Do jutra!

Odlozyl sluchawke i odetchnal gleboko. Spojrzal na biurko. Po lewej stronie lezaly rowno poukladane meldunki, ktore powinien przejrzec. Zaczal czytac szybko. Jakis mlodziezowy gang, ktory jeszcze niczego wielkiego nie zdzialal, ale kiedys moze byc grozny… Maz, ktory chcial zabic zone, ale na szczescie nie zabil, chociaz przewieziono ja do szpitala… Kradziez z wlamaniem do kasy domu towarowego w Harrow. Zwykla londynska noc, szczesliwie bez trupow i bez powaznych katastrof.

Zastepca szefa Wydzialu Kryminalnego wyciagnal szuflade i wyjal z niej barwny folder, na ktorym czarny zamek szczerzyl wilczy zab wiezy pod blekitnym, bezchmurnym niebem.

– Superintendent Henslow do pana – powiedzial cicho glosnik.

– Niech wejdzie.

Beniamin Parker wsunal folder na powrot do szuflady i usmiechnal sie pogodnie.

VIII Trzy fotografie

Pani Alexandra Bramley od wielu lat jadala sniadania w malym gabinecie, ktory przylegal do jej sypialni. Posilek ten skladal sie nieodmiennie z filizanki mocnej kawy, dwoch goracych grzanek j z maslem, jajka na miekko i szklanki pomaranczowego soku.

Dzis jednak nastapila istotna zmiana. Sniadanie podano o dwie godziny wczesniej. Spojrzala na stolik. Kawa, grzanki i sok zniknely, ale jajko czekalo nadal.

– Nie – powiedziala pani Bramley polglosem. – Nie nalezy przejadac sie przed podroza…

Wstala i podeszla do malego biureczka zajmujacego przestrzen pomiedzy dwoma wielkimi oknami, przez ktore wlewalo sie lagodne swiatlo switu. Na biureczku staly trzy fotografie w jednakowych ciemnych srebrnych ramkach: siwy, spogladajacy w obiektyw mezczyzna z lekko podkreconymi wasami nie oslaniajacymi waskich warg, usmiechnieta mloda kobieta o jasnych, krotko przycietych wlosach i mlody mezczyzna o wielkich, powaznych oczach. Ostatnie zdjecie ukazywalo takze waskie klapy czarnej marynarki, wysoko zapieta czarna kamizelke i poprzeczne biale pasmo koloratki.

Pani Bramley uniosla fotografie siwego mezczyzny i usmiechnela sie do niej.

– Coz sadzisz o tym wszystkim, Johnie? – powiedziala nie podnoszac glosu. – Prawda, ze nie powinnam jesc za wiele przed podroza, szczegolnie w moim wieku? – pokiwala glowa. – Czy wiesz, ze przedwczoraj skonczylam siedemdziesiat lat? Na szczescie, nogi nie odmawiaja mi jeszcze posluszenstwa tak. jak mojej biednej mamie, kiedy doszla do tego wieku. Ale musze na siebie uwazac. Szczegolnie teraz.

Przez chwile wpatrywala sie w fotografie, jak gdyby oczekujac odpowiedzi, pozniej postawila ja na biurku i wziela stojace posrodku zdjecie mlodej kobiety.

– Nie martw sie o mnie, Amy. Wiesz przeciez, ze musze jechac. Kiedy sie zobaczymy, opowiem ci dokladnie o wszystkim.

Do widzenia, coreczko!

Dotknela lekko wargami szkla okrywajacego zdjecie i odstawila ramke, biorac do reki ostatnia fotografie.

– Wiem, co chcesz powiedziec, George – westchnela. – Ale nie probuj mnie przekonac. Ja tez wierze, ze dusze ludzi sa niesmiertelne. Ale wierze takze, ze istnieje sprawiedliwosc nie tylko wobec ludzi, ale wobec ich dusz po rozstaniu z cialem. Czy dziwisz sie, moj malenki, ze swiat was trojga jest dla mnie wazniejszy, skoro pozostalam sama po tej stronie krawedzi? Wiesz przeciez, jak bardzo czekam dnia spotkania z wami, z toba, moj

Вы читаете Cicha jak ostatnie tchnienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×