ciemnych, wilgotnych glazow, nieruchomych jak stada olbrzymich zwierzat morskich wypoczywajacych przy brzegu. W oslonietej polkolistym przyladkiem przystani na skraju wsi, bialy jacht motorowy i kilkanascie lodzi rybackich, opadna nisko przy linii nadbrzeza. A wieczorem woda powroci.

Amanda przesunela szkla wzdluz pnacej sie lagodnie ku gorze waskiej, asfaltowej drogi, ktora przecinala pola i niknela w lesie porastajacym grzbiet pasma odleglych wzgorz. Pozniej opuscila lornetke ku domom wioski, wygladajacym z tej odleglosci jak domki lalek. Przed jednym z nich chlopiec w jaskrawo-zielonej koszuli bawil sie z psem rzucajac mu patyk. Blask slonca, stojacego juz wysoko nad morzem za plecami patrzacej, rozjarzyl szyby w niewielkich oknach.

– Nikogo… – powiedziala Amanda polglosem – a dochodzi juz dziesiata. Boje sie, ze nie wszyscy zdaza na lunch.

Opuscila lornetke i polozyla ja na obramowaniu. Pozniej zwrocila spojrzenie ku stojacej obok mlodej kobiecie.

– Jak myslisz, Grace, czy wszyscy przyjada?

– Oczywiscie! – Grace Mapleton usmiechnela sie. Byla sliczna, smukla i spokojna – Po pierwsze, jestes juz tak znana, ze nie ma chyba ani jednego czlowieka w tym kraju, ktory nie skorzystalby z twojego zaproszenia. Po drugie, nie zapominaj, ze sponsorem tego weekendu jest QUARENDON PRESS. Nie przypominam sobie, zeby Melwin Quarendon kiedykolwiek czegokolwiek zaniedbal. Mozesz mi wierzyc, bo przez trzy lata bylam jego osobista sekretarka.

– Mam nadzieje, ze sie nie mylisz – powiedziala cicho Amanda, nieco powazniej niz miala zamiar. – Nie chcialabym sie osmieszyc. – Mimowolnie zacisnela usta.

Znad morza powial mocniejszy podmuch i oslonil jej zatroskane oczy kosmykiem ciemnych rozwichrzonych wlosow.

– Osmieszylby sie ten, kto by nie przyjechal – dodala Grace z przekonaniem. – Dzwonilam zreszta wczoraj do Londynu i biuro QUARENDON PRESS potwierdzilo ich przyjazd. Wszyscy zostali powiadomieni i wybieraja sie tutaj. Oczywiscie zawiadomilam ich, ze przed dziesiata bedzie sie trudno do nas dostac. Nie wyobrazam sobie pana Quarendona brnacego po kolana w wodzie po grobli i zanurzanego po uszy przez kazda wieksza fale. Ale powiedzialam ci juz przeciez o tym.

– Tak, powiedzialas… – Amanda Judd usmiechnela sie niepewnie. – Nie rozumiem, dlaczego mnie to wszystko tak przejmuje? W koncu, taka mila uroczystosc i troche rozrywki, powinny mi sprawiac przyjemnosc i nic wiecej. Chyba jestem przepracowana.

Ponownie uniosla lornetke, ale odlozyla ja nie podnoszac ku oczom.

Grace Mapleton siegnela do kieszeni szortow i wyciagnela zlozona we czworo kartke papieru. Rozprostowala ja i przesunela po niej szybko wzrokiem.

– Wszystko gotowe – powiedziala pogodnie. – Mozesz sie odprezyc, kochanie. Nie sprawdzilam jeszcze tylko, czy Frank zajal sie sprawa tych psow, bo wzial to na siebie i powiedzial, zebym nie zawracala sobie tym glowy…

Urwala, bo w mrocznej glebi waskich kreconych schodow, opadajacych stromo w glab wiezy, rozlegl sie donosny meski glos:

– Amando, czy jestes tam?

– Tak! – zawolala odwracajac sie.

Jasna, krotko ostrzyzona glowa jej meza wynurzyla sie z wylotu schodow. Otworzyl usta chcac cos powiedziec.

– Czy przygotowales miejsce dla tych bestii Quarendona? – zapytala predko Amanda – Grace twierdzi, ze to jedyna sprawa, ktorej nie zdazyla jeszcze skontrolowac.

.- Czy przygotowalem!

Frankt Tyler wylonil sie z otworu schodow i zrobil kilka krokow w kierunku stojacych przy obramowaniu kobiet.

– Czcigodny Jonathan Dale, tutejszy stolarz wiejski, dostarczyl mi wczoraj wspaniala bude, w ktorej zmiescilby sie dorosly niedzwiedz z rodzina. Kazalem ja postawic na dziedzincu… jezeli te studnie mozna nazwac dziedzincem. Ale wydaje mi sie, ze psom nie bedzie tam zle. Moga nawet uznac, jezeli maja dosyc wyobrazni, ze dziedziniec nadaje sie do biegania. W kazdym razie, w budzie sa dwa wypchane sloma sienniki, wiec spac maja na czym.

Amanda z naglym niepokojem zwrocila sie ku swojej slicznej sekretarce.

– A moze pan Quarendon sypia z nimi w pokoju? – zapytala niepewnie. – Czy wiesz cos o tym?

– Przestalam byc jego niewolnica i zostalam twoja wlasnie wowczas kiedy je kupil. Byly wtedy bardzo male. Nie widzialam ich od tego czasu. Nie umiem ci odpowie…

Urwala w pol slowa. Uniosla glowe. Frank takze przyslonil oczy dlonia.

– Co to takiego? – zapytala Amanda – Samolot? Ale przeciez to niemozliwe, zeby mogl tu…

– O, tam! – zawolala Grace wskazujac wyciagnieta reka. Helikopter pojawil sie niespodziewanie, nadlatujac nisko od strony wzgorz. Po chwili zatoczyl niewielkie kolo nad zamkiem, pozniej zwolnil, stanal niemal w powietrzu i powoli osiadl na lace pomiedzy ostatnimi domami wioski a grobla.

– Powiedzialam ci dzis, ze pan Quarendon nigdy niczego nie zaniedbuje – powiedziala Grace wskazujac palcem.

Wzdluz srebrzystej kabiny helikoptera biegl wielki lsniacy w sloncu napis: QUARENDON PRESS.

Wirujace wiatraczne skrzydla zwolnily i opadly lekko, silnik ucichl. Amanda uniosla lornetke.

– Wysuwaja schodki… – powiedziala po chwili – jest pan Quarendon… i Joe Alex! Bardzo sie ciesze, ze przylecial… Teraz kobieta… chyba Dorothy Ormsby. Lubie ja!

– Nic dziwnego! – Frank Tyler rozesmial sie – Gdyby o mnie ktos napisal tyle dobrego, kochalbym go do ostatniego tchnienia!

– Nie znam tego czlowieka… – powiedziala Amanda – ani tego… i tego tez nie… Jest jeszcze jeden… chyba i jego nie widzialam nigdy w zyciu… O, psy! Jakie wielkie!

Predko podala lornetke Grace. – Moze ty ich znasz?

Jej sekretarka wpatrywala sie przez chwile w grupke ludzi, ktorzy za panem Quarendonem ruszyli w strone grobli.

– Jeden z nich to Sir Harold Edington, podsekretarz stanu… jest tez doktor Cecil Harcroft, ktory opiekuje sie sercem pana Quarendona… i Jordan Kedge…

– To dobrze – Amanda skinela glowa. – Balam sie, ze nie przyjedzie. Ostatnio nie wiodlo mu sie za dobrze, a przeciez bylam jeszcze dzieckiem kiedy przeczytalam jego pierwsza ksiazke. Znam je wszystkie. A ten czwarty?

– Nie wiem kto to jest – Grace potrzasnela glowa. – Na pewno nigdy go nie spotkalam.

Amanda odwrocila sie nagle od obramowania.

– Frank, na milosc boska! Dlaczego tu stoimy? Zbiegnij pierwszy i poslij kogos ze sluzby po ich walizki. Ruszamy za toba. Musze ich powitac w bramie! Czy grobla nadaje sie juz do przejscia? Mam nadzieje, ze nikt nie zlamie nogi! Grace, czy masz przy sobie grzebien?

– Oczywiscie – powiedziala spokojnie Grace Mapleton i siegnawszy do kieszonki bluzki wyjela grzebien i podala jej.

Frank szybko zanurzyl sie w otworze schodow. Ruszyly za nim. Po chwili otoczyl je polmrok rozjasniony slabym blaskiem nagich, zawieszonych w gorze zarowek. Krecone schody opadaly stromo w dol. Amanda zaczela rozczesywac wlosy idac.

Kiedy wreszcie znalazly sie u podnoza schodow i przez uchylone, okute, waskie drzwi weszly do sieni zamkowej, przystanela.

– Jak wygladam?

– Wspaniale! – powiedziala z przekonaniem Grace.

XI “Istnieja tak jak pan i ja…”

– Wszyscy juz sa, procz lorda Redlanda – powiedziala Amanda Judd. – Przed chwila przybyla pani Alexandra

Вы читаете Cicha jak ostatnie tchnienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×