Londynu dotarly juz wiesci o wydaniu amerykanskim i jego rosnacym powodzeniu i ukazanie sie ksiazki bylo czyms w rodzaju wydarzenia. Listy bestsellerow byly wtedy w Anglii czyms nowym i niezbyt znanym, ale „Paragraf 22' znalazl sie szybko na ich czele. Wiadomosc o zagranicznym sukcesie wrocila jak bumerang do Nowego Jorku i wsparla rosnaca popularnosc „Paragrafu'. Poznym latem 1962 roku ten sam „New York Times Book Review' donosil, ze podziemna ksiazka, o ktorej nowojorczycy wydaja sie najczesciej rozmawiac, jest „Paragraf 22'. W tamtym roku powiesc byla chyba reklamowana bardziej niz jakakolwiek inna, ale dla „Timesa' wciaz byla „podziemna'.

A zaraz potem, we wrzesniu, ukazal sie paper-back i popularnosc ksiazki siegnela pulapu, ktory mimo starannie opracowywanej strategii promocji i kolportazu kompletnie zaskoczyl ludzi w wydawnictwie Dell. Przez jakis czas wydawalo sie, ze nie sa w stanie uwierzyc w dane na temat sprzedazy i nigdy nie zaspokoja popytu. Mimo to do konca 1963 ukazalo sie jedenascie dodrukow. „Paragraf byl, jak sadze, najlepiej sprzedajacym sie paper-backiem w tamtym roku, z dwoma milionami sprzedanych egzemplarzy.

Niestety te cyfry nie przekladaly sie na pieniadze, ktorych mozna by sie spodziewac. (Cena detaliczna paper- backu wynosila siedemdziesiat piec centow, a przecietne honorarium wahalo sie od szesciu do dziesieciu procent i dzielone bylo rowno miedzy pierwszego wydawce i autora – co oznaczalo, ze zarabialem netto trzy albo cztery centy za kazdy egzemplarz). Dopiero kiedy mniej wiecej rok po publikacji ksiazki sprzedane zostaly prawa do filmu, uznalem, ze jestem dosc zamozny, zeby zrezygnowac z posady w magazynie „McCall's', gdzie kierowalem trzyosobowym dzialem prezentacji reklamowych. A i tak wzialem na wszelki wypadek bezplatny roczny urlop. Suma, jaka dostalem za prawa do filmu, wyniosla lacznie sto tysiecy dolarow, minus pietnascie procent prowizji, ktora podzielili sie agent i adwokat. Na moja prosbe wyplacano ja w ciagu czterech lat, co mialo mi zapewnic dosc czasu, by poswiecic sie bez reszty pisarskiej profesji i ukonczyc, jak sadzilem, nowa ksiazke.

I juz dwanascie lat pozniej, jesienia 1974 roku, zaledwie trzynascie lat po wydaniu pierwszej (cztery z nich spedzilem, pracujac na wydziale anglistyki City College of New York, a kolejny rok akademicki na Yale i Uniwersytecie Stanu Pensylwania), ukonczona zostala i oddana do druku moja druga powiesc, „Cos sie stalo'.

Pierwsze jej wydanie odnioslo o wiele wiekszy sukces niz „Paragraf 22' (Irwin Shaw, ktory przeczytal wydanie sygnalne, wzial mnie na strone podczas niewielkiego przyjecia i oswiadczyl cicho: „Moim zdaniem, to arcydzielo'; dzisiaj wolno mi chyba przyznac, ze sie z nim zgodzilem) i odtad nie musialem juz robic dla pieniedzy niczego, czego nie mialem ochoty robic, ani spotykac sie z ludzmi, ktorych nie lubilem.

Nie daje juz takze zadnych prezentow i nie obchodze swiat. I nigdzie sie nie spiesze.

9. Psychiatria

Pierwszy raz spotkalem mojego ojca i rozmawialem z nim, by tak rzec, twarza w twarz, w gabinecie psychonalityka w roku 1979, kiedy mialem piecdziesiat szesc lat. Ojciec nie zyl juz od ponad piecdziesieciu.

Odkad siegam pamiecia, przesladowal mnie obsesyjny sen o coraz bardziej koszmarnym charakterze. Snil mi sie od czasu do czasu, kiedy spalem w domu w swoim wlasnym lozku lub poza domem w pokoju hotelowym, i prawie zawsze przez pierwsze kilka nocy w obcym lozku w wynajetych letnich domkach. Mial zawsze ten sam przebieg i towarzyszyly mu te same emocje. Zaczynal sie w identycznym miejscu, w sypialni apartamentu na Coney Island, gdzie mieszkalem do chwili, kiedy skonczylem dziewietnascie lat i poszedlem do wojska. Lezalem w lozku spiac i snilo mi sie dokladnie to samo: ze leze w lozku i spie. Nagle ktos pojawial sie w mieszkaniu. Nie zakradal sie jak przestepca przez okno w moim lub innym pokoju, lecz wchodzil przez frontowe drzwi. Twarz mial skryta w cieniu. Wiedzialem od razu, ze jest w srodku, i w moim snie budzilem sie. Balem sie od samego poczatku i ten strach coraz bardziej sie potegowal; wyobrazalem sobie, jak intruz podaza bez wahania w moja strone, jak mija bezszelestnie kolejne pokoje, stapajac korytarzem, biegnacym od wejscia do ostatniego pokoju, i zbliza sie do mojego lozka, w ktorym rzeczywiscie lezalem, tyle ze we snie bylo to zawsze lozko w moim mieszkaniu na

Coney Island. Moj lek zmienial sie szybko w czysty horror; patrzylem, jak siadam na lozku, a mezczyzna podchodzi coraz blizej i blizej. Ogarniety niemozliwa do zniesienia panika i groza, chcialem wolac o pomoc, ale puchnace w sparalizowanym gardle slowa zmienialy sie w belkot, dlawily mnie i zatykaly; z calej sily, ktorej wyraznie mi brakowalo, staralem sie wydobyc z siebie krzyk, blagalem, zeby ktos przyszedl mi na ratunek. I w koncu oczywiscie, zanim jeszcze mezczyzna zdolal wejsc do mojego pokoju, zanim rozpoznalem rysy twarzy, ktora byla zawsze skryta w mroku, zanim zdarzylo sie to, czego oczekiwalem z zamarlym ze zgrozy sercem, pomagalem sam sobie, budzac sie – tak jak wedlug Freuda zawsze dzieje w koszmarach.

Bywalo, ze tracala mnie gniewnie i strofowala poirytowana osoba, z ktora bylem akurat w pokoju i ktora wyrwalem ze snu swymi nieartykulowanymi jekami.

Przypominajac sobie i opowiadajac ten sen w gabinecie mojego psychiatry (psychoanalityka), ktory kryl sie gdzies niewidoczny z tylu, podczas gdy ja lezalem na kozetce, oniemialem na chwile, uswiadomiwszy sobie, ze nie przysnil mi sie od jakichs dwoch lat, od momentu kiedy zostalem jego pacjentem. Ciekawilo mnie, dlaczego dal mi spokoj, dlaczego ten znajomy, wyjatkowo dokuczliwy, lecz mimo to kompletnie nieszkodliwy sen przestal mi sie snic. Odwrocilem glowe i spojrzalem na psychiatre, a on uswiadomil sobie po chwili, ze zapadlem w uporczywe milczenie, ktore, jak zdazyl sie juz zorientowac, oznaczalo, ze domagam sie jakiegos wyjasnienia.

– Nie potrzebujesz juz dluzej tego snu – oznajmil w koncu z widoczna niechecia. – Teraz masz mnie.

Natychmiast pojalem, o co mu chodzi, i jego interpretacja trafila mi do przekonania.

– W takim razie – odparlem, jakbym mu nie dowierzal -skad bral sie ten strach?

– Czy nie balbys sie, gdyby spelnilo sie to twoje marzenie? – odpowiedzial pytaniem.

Nie podaje jego nazwiska, poniewaz polegam wylacznie na wlasnej pamieci i mogloby mu sie nie spodobac, ze rekonstruuje nasze spotkania w niezbyt dokladny, a czasami wlasnie zbyt dokladny sposob. W trakcie naszego drugiego spotkania, ktore poprzedzalo formalne rozpoczecie terapii, byl troche zawiedziony, gdy okazalo sie, ze miedzy pierwsza i druga konsultacja nie zasiegnalem jezyka na jego temat. Nigdy nie przyszlo mi to do glowy; nie wiedzialbym, kogo pytac, i czulbym sie jak kanalia, gdybym to zrobil. (On natomiast byl przekonany, ze to zrobie, i fakt, ze postapilem inaczej, mogl sklonic go do wniosku, ze jestem neurotykiem). Choc mlodszy ode mnie, mial, jak potem odkrylem, opinie znakomitego specjalisty, szanowano go w Nowym Jorku i gdzie indziej, i wyraznie chcial, zebym to wiedzial. Orientowal sie dobrze, kim jestem – nalezal do tych czytelnikow, ktorzy nie kryli, iz „Paragraf 22' wywarl duzy wplyw na ich zycie – nawiazujac wiec stosunki, darzylismy sie wzajemnym szacunkiem, ktory w miare uplywu czasu wcale sie nie zmniejszyl.

Opowiadalem mu najobszerniej, jak moglem, o rzeczach, ktore uwazalem za istotne, czyniac to, jak sadzilem, z godnym polecenia obiektywizmem. Moj jezyk obfitowal prawdopodobnie w terminy psychologiczne, poniewaz taki wlasnie jestem. (Przypuszczam, ze bylo w tym przynajmniej troche checi brylowania). Przeczytalem juz wtedy duzo ksiazek Freuda oraz opracowan na jego temat i jak wszyscy obdarzeni wyobraznia Amerykanie mojego pokolenia bylem zahipnotyzowany (termin o medycznej etymologii) egocentrycznymi implikacjami i obietnicami psychoanalizy. W trakcie mojej terapii, ktora trwala ze sporadycznymi przerwami ponad trzy lata, przyznalem sie chetnie do wszystkiego, co moglem sobie przypomniec, i domyslilem wszystkiego, czego nie moglem… to znaczy, prawie wszystkiego. (Nie powiedzialem mojemu psychoanalitykowi, ze kiedy bylem maly i balem sie, ze beda mi sie krecic wlosy, szedlem czasami spac, zakladajac na glowe jedna z siateczek mojej siostry, ani ze kiedys, gdy bolaly mnie oczy – jeszcze teraz czesto mnie bola – wpadlem nie inspirowany przez nikogo na roztropny pomysl, aby nasmarowac je, wpuszczajac do kazdego kilka kropel oliwy, i w rezultacie do konca tygodnia widzialem wszystko jak przez mgle. Bylo kilka innych podobnie infantylnych wstydliwych sekretow, o ktorych nie chcialem, zeby wiedzial – ani on, ani wy).

Pochlebilo mi i szybko przytaknalem, gdy oswiadczyl, ze jakakolwiek inna terapia poza psychoanaliza bedzie dla mnie dziecinna igraszka. Bylo to w zamierzchlych czasach, kiedy nie mielismy do dyspozycji prozacu i innych stymulatorow oraz stabilizatorow nastroju, zanim psychoanaliza i sam Freud spotkaly sie z huraganowa krytyka, dezaprobata i kontestacja, ktore trwaja do dzisiaj.

Wyrazil obawe, ze moge wykazywac tendencje do „intelektualizowania' i z tego wzgledu utrudniac proces terapii. Powiedzialem, zeby sie o to nie martwil, chociaz przycisniety do muru, musialbym przyznac, ze nie bardzo wiem, o czym obaj mowimy.

Uzgodnilismy cztery sesje tygodniowo, jesli bedzie to mozliwe; czesto okazywalo sie niemozliwe. Od czasu do czasu trzeba bylo odlozyc spotkanie z powodu przeziebienia badz dolegliwosci jelitowych. Bardziej niezwykle i po

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×