sensownie mowic, zdalem sobie po raz pierwszy sprawe, jak uporczywie skupiam sie na ponurych detalach ludzkiej smiertelnosci, na chorobach, wypadkach, groteskowych okaleczeniach. Znowu nurzalem sie w czerwieniach i rozach kolorowych kart Rorschacha, we krwi, w smierci takich postaci, jak Kid Sampson, Snowden, a nawet moj bezbarwny zolnierz w bieli. Od poczatku, od drugiego rozdzialu, staralem sie scisle trzymac nakreslonego wczesniej konspektu, ale az do tego momentu nie uswiadamialem sobie, ile jest w nim krwawych scen. Zdecydowanie za duzo, jak na powiesc, ktora wiele osob uznalo pozniej za najsmieszniejsza, jaka w zyciu przeczytali.

Uderzylo mnie pozniej – nie moglo uderzyc juz wtedy – ze w „Paragrafie 22', wszystkich moich nastepnych powiesciach oraz jedynej napisanej przeze mnie sztuce rozwiazanie akcji poprzedzone jest w przedostatnim rozdziale smiercia jakiejs postaci, ktora nie jest jednak glownym bohaterem. W „Paragrafie 22' smierc Snowdena, ktory zginal czterysta stron wczesniej -zginal w gruncie rzeczy, zanim zaczela sie w ogole akcja powiesci – opisana jest dokladnie dopiero w przedostatnim rozdziale. A w mojej ostatniej ksiazce, „Ostatnim rozdziale', smierc Lewisa relacjonowana przez jego zone poprzedza surrealistyczna katastrofe w finale, chociaz Yossarian wcale w niej nie ginie. Nawet w poprzedniej powiesci „Namaluj to' – piszac ja, zdawalem juz sobie sprawe z istnienia tego stalego wzorca i probowalem z nim zerwac – smierc Sokratesa, o ktorej opowiada Platon w „Krytonie' (mnie oczywiscie w tlumaczeniu), prawie wbrew mojej woli zapowiada finalowe kilka stron. I sluchajcie uwaznie: w tej ksiazce, ku swojemu zaskoczeniu, robie dokladnie to samo! Nie zerwalem z ta regula. Nie wiem, dlaczego tak sie dzieje – nie wynika to z zadnej estetycznej ani filozoficznej zasady. Zaryzykowalbym teze, ze kazdy osobnik bez wzgledu na to, jak wielka jest obdarzony kreatywnoscia, ma swoj wlasny charakter pisma i moze swobodnie tworzyc tylko w granicach swojej natury. Powiesci innych pisarzy, podobnie jak dojrzale utwory klasycznych kompozytorow, sa do siebie bardziej podobne, niz chcielibysmy sadzic.

Zdalem sobie sprawe z czegos jeszcze. Kiedy przedstawiam czule stosunki miedzy dwiema osobami, dotycza one na ogol ojca i dziecka, tak jak w „Cos sie stalo' oraz w „Bog wie', gdzie najbardziej przykre wspomnienia krola Dawida dotycza smierci jego syna Absaloma oraz noworodka narodzonego ze zwiazku z Batszewa.

Z Testu Apercepcji Tematycznej, ktoremu poddano mnie, kiedy staralem sie o prace w „McCall's', zapamietalem archetyp poruszajacy mnie zawsze, gdy o nim pomysle. W TAT prosi sie badanego, aby skomentowal w subiektywny sposob proste, obiektywnie neutralne rysunki, aby wpisal w nie osobista wizje tego, co sie dzieje, aby stworzyl jakas fabule. Nie bylo to takie latwe i zaloze sie, ze jest wielu ludzi, ktorzy nie potrafia w ogole niczego wymyslic. Obrazek, o ktorym mowie, jedyny, jaki utkwil mi w pamieci, mam wciaz przed oczyma i pamietam zwiazane z nim nierozerwalnie emocje.

Kobieta o siwych wlosach jest w pokoju z doroslym ciemnowlosym mlodziencem. To wszystko. Ale dla mnie ta scena przesycona jest bolem smutnego nie chcianego rozstania. Na twarzach przedstawionych na rysunku osob nie widac zadnych uczuc, lecz ja wyczuwam smutek matki i syna. Chlopak wyjezdza gdzies i zal odebral im glos. Inna patrzaca na ten sam rysunek osoba, zorientowalem sie pozniej, moglaby z latwoscia zobaczyc scene uniesienia i triumfu – moglaby sobie na przyklad wyobrazic, ze studiujacy poza domem chlopak znalazl przyjemna stancje u kobiety, ktora bedzie go chetnie goscic. Ale ja tego nie widzialem. (Moglbym dzisiaj zaryzykowac teze, ze kluczem do mojej interpretacji byl byc moze brak ojca na rysunku, ale wtedy o tym nie pomyslalem. Po raz kolejny staralem sie odnalezc – i wciaz to czynie – podrecznikowe wyjasnienie ponurego charakteru, jaki nadalem tej scenie. Z cala pewnoscia na rysunku nie ma ojca, jest tylko matka – a wlasciwie po prostu kobieta).

Nie znalem go. Nie ma go tam. Zreszta i tak bym go nie rozpoznal. Mam tylko kilka luznych wspomnien – istnieje zaledwie jedno zdjecie, na ktorym jest mlodszy niz ja teraz, ale zawsze bedzie wydawal sie starszy – i nie wszystkie z tych zachowanych w pamieci obrazkow sa na pewno autentyczne. Posadzony na miejscu kierowcy w jego aucie, a moze w dostawczej furgonetce cukierni, dotykam startera i udaje, ze kieruje, biorac z piskiem opon kolejne zakrety. Odwozi mnie do Coney Island Hospital, zeby usuneli mi migdalki. (To nie bylo wcale zabawne. Lezac tam potem, oddalbym zycie za lyk wody, tak wielkie dreczylo mnie pragnienie). Bawie sie z ojcem samolotem z nakrecanym guma smiglem, ktory mi kupil, i widze idacego od przystanku tramwajowego Lee. Wraca z letniej wloczegi do Kalifornii i nastepuje radosne powitanie. („Kiedy czlowiek wraca z Kalifornii – powtarzala potem przez lata matka – powinien sie umyc'.) Spie w tej samej sypialni co rodzice i przynajmniej raz pozwalaja mi wejsc do swojego lozka – myslcie o tym, co chcecie, ale nie watpie, ze to prawda. Ojciec kaze mi odejsc od otwartego okna, widzac, ze mam zamiar zejsc po schodach przeciwpozarowych. W dniu jego pogrzebu nie chcialem wsiasc do samochodu, ktory mial nas zawiezc do domu pogrzebowego, i kiedy przyszli po mnie starsi chlopcy z bloku, zamienilem ucieczke przed nimi w zabawe.

Sylvia niezbyt chetnie odpowiadala na pytania o naszym ojcu, a ja nie probowalem z niej wiele wyciagnac. Pamieta, jak siedziala przy oknie w nocy, odrabiajac lekcje przy swietle ulicznej latarni, ale nie wiaze braku wewnetrznego oswietlenia jakims oszczednosciowym rezimem – zadna ze znanych nam rodzin nie lubila rachunkow z elektrowni – i kiedy wszyscy zmuszeni zostalismy nosic okulary, nie winila nikogo o swoja wade wzroku. Pamieta dobrze spedzony z matka straszny tydzien po pogrzebie. Bylo lato i panowal upal. Ktos ubral ja, trzynastoletnie dziecko, w czarny stroj, ale matka poradzila, zeby wlozyla cos lzejszego i wyszla na dwor, gdzie moglo byc chlodniej. (Nie bylo mnie tam wtedy. Nie wiem, gdzie sie podziewalem w ciagu tego tygodnia, ale na pewno mnie tam nie bylo. Pamietalbym to. W trakcie prawie trzyletniej terapii doszedlem do tego i nie posunalem sie ani o krok dalej). Byl dla mnie zawsze dobry, twierdzi Sylvia – wszyscy byli dobrzy. Jego pierwsza zona zachorowala i umarla i niedlugo potem on takze zachorowal i nie zawsze byl mily dla Lee. Najmlodszy w liczacej kilku synow rodzinie, ktora wyemigrowala ze wschodniej Europy w rejon Nowego Jorku, odniosl z nich wszystkich najmniejszy zyciowy sukces i byl najbardziej zyczliwy i uczynny -rowniez wobec krewnych mojej matki.

Lee rozmawial o nim ze mna tylko raz i targaly nim wtedy glebokie i sprzeczne emocje. Mial zalzawione oczy i probowal sie usmiechac. Rozmowa odbywala sie w niezbyt przyjemnych okolicznosciach. Przyjechawszy do Nowego Jorku z West Palm Beach z familijna wizyta, jego zona poczula bol w ramieniu i poprosila nas – mnie i moja pierwsza zone Shirley – zebysmy polecili jej jakiegos lekarza, najlepiej ortopede. Doktor, do ktorego sie zwrocila, zrobil jej rentgen i odkryl zaawansowanego raka pluc. Podczas pierwszej sesji chemioterapii w Mount Sinai Hospital w Nowym Jorku Lee i ja jedlismy przez kilka kolejnych wieczorow kolacje we wloskiej knajpie oddalonej o przecznice od mojego mieszkania – u Tony'ego przy Zachodniej Siedemdziesiatej Dziewiatej. Nigdy przedtem i potem nie spedzilismy ze soba tyle czasu i nigdy tak dlugo nie rozmawialismy. Obaj pilismy whiskey.

Nie przyznal sie, ze uciekl z domu tamtego lata. Pojechal po prostu do New Jersey, zeby starac sie. o prace, i kiedy stalo sie jasne, ze jej nie dostanie, postanowil nagle, ze pojedzie na zachod. Co tydzien wysylal do domu pocztowki, zeby rodzina wiedziala, ze jest zdrow i caly. Z dziecinstwa najbolesniej wspominal zimowe poranki, kiedy jezdzil razem z ojcem zaprzezonym w konia furgonem po gornym Manhattanie, gdzie mieszkali przed moim urodzeniem. Jadac pod gorke oblodzona ulica, ojciec musial uzyc bata i ludzie na ulicy oskarzali ich obu o okrucienstwo wobec zwierzecia. Ojciec byl dobrym i milym czlowiekiem, stwierdzil Lee, chociaz bil go paskiem za kazde uchybienie. Wydalo mi sie to brutalne.

– W okolicy bylo wielu zydowskich kryminalistow i nie chcial, zebym zszedl na zla droge.

– W takim razie mial swoje racje – rzucilem pojednawczo.

– Jasne. Ale ja bylem tylko malym chlopcem. Jak bardzo musialem nabroic, zeby na to zasluzyc?

Wiec nie zawsze byl taki dobry i mily?

– Zawsze byl bardzo dobry. Jego zona zachorowala i umarla, i on takze byl chory.

Lee nie zszedl na zla droge. Zaden z nas nie zszedl. Jako osiemdziesiecioczteroletni wdowiec zmarl w salonie swego malego kondominium w West Palm Beach w sposob, w jaki wszyscy chcielibysmy odejsc, gdybysmy mieli osiemdziesiat cztery lata i mogli przyspieszyc wlasna smierc. Wrociwszy z wakacyjnej podrozy z grupa znajomych, z ktorymi sie zaprzyjaznil, zmarl nagle na zawal serca w trakcie planowania zajec na najblizsza przyszlosc. Tego dnia pozyczyl kilka ksiazek w miejscowej bibliotece i wlasnie wrocil z supermarketu, gdzie uzupelnil kuchenne zapasy.

Jeszcze jedna relacja, pochodzaca od wujka z rodziny mojej zony, ktory byl malym chlopcem i bawil sie z nami na ulicy, gdy ojciec jeszcze zyl. Opisal mi go jako wesolego, pogodnego, przyjaznego i uczynnego mezczyzne – i oto, jak juz wspomnialem, znowu koncze ksiazke, ktorej przedostatni rozdzial opowiada o smierci, smierci kogos, kto nie jest glownym bohaterem.

Po raz ostatni bylem z moim ojcem i w ogole mialem z nim cos do czynienia jakies siedemdziesiat lat temu, w dniu gdy pochowano go na cmentarzu gdzies na Coney Island albo w New Jersey. Sylvia na pewno pamieta gdzie, ale pytajac o to, sprawie jej przykrosc, a to, ze bede wiedzial, i tak niczego nie zmieni. Do tej pory nie przyszlo mi nawet do glowy, zeby zapytac. Nigdy nie myslalem, zeby sie o nim czegos wiecej dowiedziec. Wole tego nie robic.

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×