Molly, ktora wlasnie zamierzala zatelefonowac do szefa, opadla na krzeslo.

Do pokoju wpadl Flynn, dzwigajac Dylana i z pietnascie kilogramow dzieciecego ekwipunku.

Malec wygladal uroczo. Mial na sobie stroj pilkarza z numerem na plecach, rude wloski zaczesane gladko do tylu, jak dorosly, a jego buzia lsnila czystoscia.

Flynn natomiast wygladal jak ktos, kto ledwie uszedl z zyciem z katastrofy. Mial ogromne since pod oczami, potargane wlosy i z pewnoscia nie zdazyl sie ogolic. Jego koszula i spodnie byly, co prawda, czyste, ale wygniecione, a na nogach mial jedna skarpetke brazowa, a druga niebieska.

Rozejrzal sie, czy wszyscy sa. Rzucil na podloge torbe z pieluszkami, a zaraz obok druga zjedzeniem dla dziecka i z zabawkami, posadzil Dylana na krzesle obok siebie, jakby malec byl jednym z pracownikow.

– Gotowi do pracy? – spytal.

– Tak, tutaj prawa patentowe sa nieco skomplikowane, Ralph. Ale, jak ci juz mowilem…

Flynn nagle wsadzil glowe pod stol. Jego instynkt dzialal coraz sprawniej. Kiedy poprzednim razem Dylan zachowywal sie cicho, udalo mu sie przewrocic kosz na smieci i znalezc stara gume do zucia. Teraz kosz stal na srodku stolu konferencyjnego, a guma… no coz, wloski Dylana ulegly skroceniu z jednej strony. Flynn juz wiedzial, ze maly i cisza to piorunujaca mieszanka. Tym razem dzieciak nie wiadomo skad wzial olowek.

Malec zauwazyl mine Flynna i rozesmial sie. A potem, co mozna bylo przewidziec, wlozyl olowek prosto do buzi.

– Teraz, jesli chodzi o sprawe Gregory'ego… Dylan, oddaj to, dobrze? Nie musimy sie spieszyc. Darren i Simone, chcialbym, zebyscie razem sie tym zajeli… Dylan, prosze, oddaj to. Dam ci autko za ten glupi olowek… – Flynn podniosl glowe. – Ralph, wiesz juz teraz wszystko?

– Tak. Chyba tak. Ale chcialbym jeszcze…

Flynn byl pewien, ze juz mu sie udalo odzyskac olowek… ale malec chwycil zakazana zabawke i blyskawicznie zniknal z zasiegu jego reki. Flynn juz odkryl, ze okazywanie zdenerwowania jedynie go zacheca do dalszych psot. A nikt przy zdrowych zmyslach nie pragnalby tego.

– Dylan, jesli wejde do ciebie pod stol – powiedzial Flynn cichym glosem – bedziesz mial klopoty. Jesli zmusisz mnie do tego, zdenerwuje sie. O, tak, grzeczny chlopczyk, daj mi to… Cholera!

Wysuwajac sie spod stolu, Flynn uderzyl sie w glowe, ale wyszedl, trzymajac pod pacha wrzeszczacego dzieciaka, a w drugiej rece olowek. Na twarzy mial szeroki usmiech.

– Na czym skonczylismy? Darren, rozmawiales z Guyem Robinsonem?

– Tak. Przekazalem ten projekt Baileyowi. – Darren mowil glosno, chcac przekrzyczec wrzeszczacego Dylana. – Prawde mowiac, nie jestem pewny, czy cos z tego wyjdzie, ale niech to rozstrzygnie Bailey. On jest w tym lepszy.

– Nie chce pracowac z Robinsonem – powiedzial poirytowany Bailey.

– Nie musisz z nim pracowac – zapewnil go Flynn. – Jesli uwazasz, ze sam sobie dasz rade, musisz podac Molly koszty projektu… – Po raz pierwszy tego ranka popatrzyl na Molly. I w tej samej chwili poczul pod dlonia wilgoc.

– Poczekajcie chwileczke. Ralph, czy juz powiedzialem ci o patencie? Aha, musimy jeszcze omowic wydatki Gregory'ego… – Poczul, ze pot wystepuje mu na czolo. Chyba zaczyna sie powtarzac? Gdzie, u licha, jest torba z pieluszkami?

W zasadzie nie przejal sie zbytnio tym, ze pracownicy mogli sie zorientowac, ze zaczyna sie gubic. Ludzie tacy jak oni nie sa przekonani, ze zdrowy rozsadek jest przydatny w zyciu. Flynn wlasciwie zgadzal sie z nimi, ale zalezalo mu bardzo na opinii Molly.

Przebiegl na drugi koniec sali, chwycil torbe z pieluszka – i wrocil do dziecka. Powiedzial cos Ralphowi o patentach. Ralph skinal glowa – widocznie udalo mu sie uslyszec cos madrego. Dylan, widzac pieluszki, wrzasnal:

– Nie!

Jak Flynn zdazyl sie zorientowac, bylo to jedyne slowo w jezyku Dylana, uzywane przez niego bardzo chetnie i na ogol w celu terroryzowania doroslych.

Probowal rozebrac malca, starajac sie, aby jego usmiech wyrazal rozbawienie, pewnosc siebie i opanowanie. Robil to specjalnie dla Molly. Chcial jej pokazac, ze nie daje sie i nie przerazaja go drobne komplikacje, takie jak obecnosc dziecka na naradzie. Chcial jej udowodnic, ze radzi sobie ze wszystkim.

To byla kwestia jego dumy i honoru. I poczucia winy. Musi jej pokazac, ze w przeciwienstwie do tego, co dzialo sie wczoraj, on nie uchyla sie od odpowiedzialnosci. Nie chowa sie. Nie wykreca. Po prostu robi to, co nalezy.

Mala bosa stopka kopnela go znienacka w brode… ale w koncu udalo mu sie zdjac wrzeszczacemu maluchowi mokra pieluche. Dylan krzyczal jak opetany. Flynn nie mial pojecia, dlaczego to dziecko tak nienawidzi przewijania. Gdyby chociaz przez dwie sekundy polezal spokojnie. Moze powinien go do tego zmusic, ale Dylan byl taki malutki, wiec bal sie, ze moze go uszkodzic.

– Wrocmy moze do sprawy Gregory'ego… – powiedzial, rozkladajac pieluszke i rzucil w strone Molly kolejny wspanialy usmiech, ktory mowil: „Widzisz, jak wspaniale daje sobie rade?'

Do tej chwili rzucal na nia tylko przelotne, ukradkowe spojrzenia. Ale mimo to zdazyl zauwazyc, ze miala na sobie zolty sweterek i ciemnozielona spodniczke. Sweterek mial bardzo zywy kolor, a krotka spodniczka odslaniala dlugie, szczuple nogi, ale na tym konczylo sie szalenstwo Molly.

Pod sweterkiem miala zapieta pod szyje jasna bluzke, a jej oczy patrzyly na niego obojetnie. Wzrok miala chlodny, a twarz spokojna. Nie patrzyla na niego z taka obawa, jak na poczatku, gdy tak bardzo sie go bala. Zazwyczaj o tej porze smiala sie, po chwili gniewnie rozstawiala wszystkich po katach za balagan w papierach. Molly potrafila sie czasami zachowywac jak szef, a poniewaz tylko ona umiala dobrze liczyc, Flynn pozwalal jej na zupelna swobode w sprawach finansowych. Teraz, gdy wyraz jej twarzy przypominal wyniosla mine ksieznej, zrozumial, ze trudno mu bedzie odzyskac szacunek tej dziewczyny.

– Flynn – szepnela Molly.

Jego twarz rozjasnila sie w usmiechu. Odezwala sie do niego, moze jakos mu przebaczy.

– Slucham, Molly? Czy powinnismy porozmawiac jeszcze o ksiegowosci?

– Tak, ale moze nie teraz. Mysle, ze masz drobny problem. Rozejrzal sie wokolo. Wszyscy siedzieli pochyleni do przodu, podbrodki mieli oparte na dloniach… co bylo nieco dziwne, bo zazwyczaj przybierali bardziej swobodne pozy. Wtedy Molly wskazala palcem na dol.

Spojrzal. W reku trzymal pieluszke, obok na podlodze lezaly niemowlece spodenki. A dziecka nie bylo.

Pokazujac wszystkim gola pupke, malec pedzil z ogromna szybkoscia w strone otwartych drzwi.

ROZDZIAL PIATY

Flynn nie rozumial, jak to sie stalo. Przed kilkoma dniami kazal przyniesc do biura siatkowe lozeczko, zeby Dylan mogl ucinac sobie drzemke. Lozeczko stalo tuz przy jego biurku. Dzieciak nienawidzil spania i oglaszal pelnym glosem, ze protestuje przeciwko jakimkolwiek pieluszkom i drzemkom. Ale za to lubil sam wdrapywac sie do lozeczka. I gdy wreszcie padal ze zmeczenia, Flynn mogl przez krotka chwile popracowac, choc od czasu do czasu musial sprawdzac, co dzieje sie z malym.

I tak to sie wlasnie stalo.

Dylan zasnal, Flynn jedna reke oparl na lozeczku, druga stukal w klawisze komputera. Rolety byly opuszczone, by zlagodzic jaskrawy blask pazdziernikowego slonca.

Nagle, jakby za machnieciem czarodziejskiej paleczki, ujrzal przy biurku Molly siedzaca wygodnie w fotelu. Oparla podbrodek na dloniach i wygladalo na to, ze jest tu juz od jakiegos czasu. Przypominala mu ksiezne – koronkowy kolnierzyk, kolczyki i dluga, welniana spodnica. Czasami tak sie ubierala, ale zaskoczyl go wyraz jej twarzy.

Nie pozbyla sie rezerwy, z jaka traktowala go od kilku dni. Chociaz dzisiaj po raz pierwszy dojrzal na jej twarzy wyraz jakiegos cieplejszego uczucia. Czolo przecinaly zmarszczki, a w oczach widac bylo autentyczna troske.

– Wszystko w porzadku? – spytala cicho.

– Oczywiscie – odpowiedzial, nie mogac zrozumiec, dlaczego zadala mu to pytanie.

Вы читаете Dziecko, on i ta trzecia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×