– Kiedy tu weszlam, spales jak kamien. Nie chcialam cie budzic. Wygladasz na bardzo wyczerpanego, Flynn.

– Alez skad, wcale nie spalem. To niemozliwe. Po prostu intensywnie myslalem… – Fakt, ze zamierzal przemyslec pare spraw, ale gdy spojrzal na komputer, zobaczyl na ekranie migajace gwiazdki, a zamiast jesiennego slonca za oknem – ponury deszczyk, ktorego krople splywaly monotonnie po szybach. Flynn popatrzyl na dziecko – Dylan spal jak zabity – a potem zerknal na zegarek. – Czy to mozliwe, ze juz jest trzecia?

– Przez niego nie spisz w nocy, prawda? Z kazdym dniem wygladasz coraz gorzej. Boje sie, ze zachorujesz, jesli bedziesz nadal wszystko robil sam.

– Wcale nie czuje sie zmeczony. Jestem silny jak kon.

– Flynn przesunal dlonia po twarzy. Zdawal sobie sprawe, ze to, co mowi, nie brzmi przekonywajaco. Nie chcial krzyczec na Molly, ale byl w okropnym nastroju. Potrzebowal chwili, by otrzezwiec po drzemce, ktora musial jednak sobie uciac.

– Domyslam sie, ze nie wpadlas tu bez powodu?

– Przynioslam dokumenty do podpisania. – Molly zawahala sie i popatrzyla na niego badawczo. Flynn pamietal jej typowa reakcje, gdy sie na nia zloscil. Teraz nie byl pewien, czy zaskoczyloby ja tornado. Na szczescie, wygladalo na to, ze postanowila nie poruszac osobistych spraw. Praca zawsze byla dla niej ucieczka.

Polozyla przed nim papiery i podala mu pioro. Potulnie wzial je do reki i zabral sie do wykonywania tej znienawidzonej przez siebie czynnosci.

– McGannon! Chociaz spojrz na to, co podpisujesz!

– Dlaczego?

– Dlatego! Ile razy mam ci to powtarzac? Przeciez ja moge cie oszukac, uciec z twoimi pieniedzmi czy zle wypelnic zeznanie podatkowe. W sprawach finansowych nie nalezy nikomu ufac.

Mowila prawie szeptem – oboje machinalnie sciszyli glosy, by nie obudzic dziecka – ale nawet teraz Flynn mial wrazenie, ze Molly na niego krzyczy. Z usmiechem podpisal papiery.

– Slyszalem to juz wielokrotnie, panno Weston. To dobra rada. I bede postepowal zgodnie z nia wobec dziewiecdziesieciu dziewieciu procent ludzi. Ale zaloze sie o ostatniego dolara, ze wszystko, co mi tu dajesz do podpisania, jest dobrze wyliczone.

– Jestes beznadziejny. – Molly z westchnieniem zabrala papiery i popatrzyla na spiace dziecko. – Wyglada tak slodko. Chyba lubi to lozeczko, prawda?

– Tak. Tylko nie mow mu, ze to lozeczko, dobrze? I nie wymawiaj rowniez slowa „spac'. – Lozeczko bylo niskie, by maly nie zrobil sobie krzywdy, wypadajac z niego, a na podlodze, na grubym dywanie, lezal jeszcze dodatkowo miekki koc. – Zasypia w chwili, gdy tylko sie w nim ulozy. Ale jesli powiesz cos o spaniu lub drzemce, wrzask, jaki ten smarkacz podnosi, moze nawet swietego wyprowadzic z rownowagi.

– Slyszalam. Slyszelismy jego wrzaski i to nie raz – powiedziala Molly. – Chyba wiesz, ze wszyscy tu w biurze bardzo go pokochali.

Flynn zdawal sobie sprawe, ze pracownicy sa oczarowani – choc nie wiadomo na jak dlugo – faktem, ze jest z nimi w biurze male dziecko. Nawet Bailey. Ale tylko w oczach Molly pojawila sie czulosc, gdy na niego patrzyla, tylko ona rozmawiala z malcem i przytulala go, choc starala sie zachowac dystans. Natomiast trzymanie z dala Flynna na pewno nie przychodzilo jej z trudnoscia. Az do dzisiaj.

Podpisal juz wszystkie dokumenty, a mimo to Molly usiadla wygodniej, jakby nie zamierzala jeszcze odchodzic.

– Masz klopoty z dzieckiem, Flynn – zaczela lagodnie. – Myslisz, ze tego nie widac?

– Przeciez on ma niewiele ponad roczek i nie mozna mu jeszcze na razie niczego wytlumaczyc. Wszelkie konfrontacje, jak dotad, konczyly sie tym samym rezultatem. Jeden dla Dylana, zero dla mnie.

Usmiechnela sie, ale zaraz spowazniala.

– Wygladasz na zmeczonego. Wrecz wyczerpanego. Probujesz pracowac, jakby nic sie nie zmienilo i jednoczesnie opiekowac sie Dylanem. Nikt nie dalby sobie z tym rady. Musisz z czegos zrezygnowac.

– Wszystko jest w porzadku – zapewnil ja pospiesznie. Z pewnoscia bylo to wierutne klamstwo, ale przyrzekl sobie, ze juz nigdy nie poprosi Molly o pomoc. Nie byl pewien, co chce przez to udowodnic, ale marzyl przez caly czas, by odzyskac jej szacunek. I nie tylko to. Chcial odzyskac Molly. Pragnal, by znowu bylo tak jak przedtem.

– Moze rozdzielilbys pomiedzy personel czesc swojej pracy. Pozwol Simone zajac sie niektorymi sprawami. I Darrenowi.

– Zastanawialem sie juz nad tym. Mysla podobnie jak ja i pewne rzeczy moge im zlecic. Ale na to potrzeba czasu. Poza tym nie wiem, na jak dlugo mam te zmiany planowac i co bedzie dalej. – Flynn westchnal i rozsiadl sie wygodnie.

– Szczerze mowiac, za kazdym razem, gdy dzwoni telefon, mam nadzieje, ze to Virginia.

– Domyslam sie, ze sie jeszcze nie odezwala? Flynn pokrecil glowa.

– Nie moge uwierzyc, ze nie przyszla, by zabrac Dylana.

– Nagle zamilkl. Nie rozumial, dlaczego ich rozmowa potoczyla sie w taki sposob. Do tej chwili Molly nie pytala go o nic, a on nie zamierzal sie zwierzac. Teraz, gdy wyraznie chciala go wysluchac, nie byl pewien, co ma jej powiedziec.

– Dzwonilem do adwokata i lekarza.

– I czego sie dowiedziales? Flynn przesunal dlonia po wlosach.

– Kiedys pobierano probki krwi od dziecka i ojca, aby zbadac DNA. Teraz sa nowe testy. Bierze sie wymaz z wewnetrznej strony policzka. Zadnych igiel, zadnego bolu. Zrobie taki test w poniedzialek.

– Czy wynik testu bedzie wiarygodny? Udowodni ojcostwo?

– Nic nie jest pewne. Ale podobno te testy sprawdzaja sie niemal w stu procentach. Trzeba poczekac tydzien na wyniki. Lekarz obiecal mi, ze postara sie to przyspieszyc. Caly klopot w tym, Molly… Poddam sie testom. Oczywiscie musze miec pewnosc, ze jestem ojcem Dylana. Tylko ze przedtem wydawalo mi sie, ze to wszystko wyjasni i caly problem zostanie rozwiazany, jesli bede znal odpowiedz. Ale to nie jest takie proste. Kazde pytanie, jakie zadawalem adwokatowi, wywolywalo caly szereg nowych.

– Jakich?

– Na przyklad sprawa opieki nad dzieckiem jest bardzo skomplikowana. – Flynn zerwal sie z fotela. Juz nie byl spiacy, a zdenerwowanie nie pozwalalo mu siedziec spokojnie. – Nie ma zastrzezen do tego, bym byl opiekunem dziecka. Moje nazwisko widnieje w jego metryce, czy jestem jego ojcem, czy nie. Jesli zaczne to sprawdzac, sprawy moga mi sie wymknac spod kontroli.

Molly rowniez wstala. Oboje skierowali sie w najdalszy kat pokoju, by nie obudzic Dylana.

– To znaczy?

– Opieka spoleczna moze zabrac dziecko. – Flynn od kilku dni tlumil w sobie troske i teraz nie mogl sie powstrzymac, by nie podzielic sie nia z Molly. – Jake, moj adwokat, powiedzial, ze fakt zostawienia dziecka przez Virginie wywola pytania, czy jest ona odpowiednia matka. Nie moge powiedziec, bym sie nad tym juz wczesniej nie zastanawial. Nie wydawala sie zrownowazona w dniu, gdy sie tu pojawila. Jesli ja zrzekne sie teraz odpowiedzialnosci za Dylana, opieka spoleczna odda go komus innemu, az do zakonczenia sprawy.

Molly popatrzyla na niego badawczo.

– To znaczy, ze nie musisz sie nim zajmowac, dopoki nie bedzie wynikow testu? Na litosc boska, McGannon, przeciez o to ci chodzilo.

– Mol – Flynn nie pamietal, zeby kiedykolwiek ta dziewczyna byla taka tepa – przeciez nie oddam trzynastomiesiecznego chlopczyka obcym ludziom. Nie bede przeciez wiedzial, kim oni sa czy troszcza sie odpowiednio o niego i tak dalej. To po prostu nie wchodzi w gre.

– Aha – szepnela.

– Co, do diabla, ma znaczyc to twoje „aha'?

– Oczarowal cie!

– Nie oczarowal. Przeciez to jest piszczace bezustannie poldiable. Zle wychowane i wiecznie niezadowolone. Ale przez jakis czas to bedzie tylko moje utrapienie i musze zadbac, by i potem nie stala mu sie zadna krzywda.

– Aha.

– Nie smiej sie ze mnie. Zaczynasz mnie denerwowac. Mowie ci, ze wszystko, czego sie tkne, okazuje sie bardzo skomplikowane. Probowalem dodzwonic sie do jakiegos pediatry. Sa ich w miescie tysiace, wiec

Вы читаете Dziecko, on i ta trzecia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×