przeciez nie jest sam na tym swiecie. Ma jakas rodzine, przyjaciol. Nie moze mu pozwolic, by swoje klopoty zrzucil na nia.

Cos ciagnelo ja do spiacego dziecka.

Na poczatku troche Flynnowi pomoze. Zrobi to dla malego. Nie dla swojego szefa.

ROZDZIAL TRZECI

– Flynn, na tych pieluchach jest napisane „dla noworodkow'. Chyba potrzebny nam bedzie wiekszy rozmiar.

– Chcesz powiedziec, ze pieluszki sprzedawane sa w roznych rozmiarach? O moj Boze. Chyba zartujesz? To niemozliwe.

Molly popatrzyla na niego z usmiechem. Przynajmniej znowu zaczela z nim rozmawiac, choc temperatura miedzy nimi wahala sie miedzy zero a minus jeden.

– To jak myslisz? Rozmiar dla raczkujacych?

– Takie chyba beda najlepsze.

– Wspaniale. – Zebral z polki wszystkie paczki pieluszek w tym rozmiarze i wrzucil je do wozka.

– McGannon, ty wariacie. Zabrales caly zapas! Myslisz, ze dziecko potrzebuje ich az tyle?

– Posluchaj, Molly, z tego co sie zorientowalem, dziecko to po prostu nieszczelny przewod. Wkladasz cos z jednego konca, a po pol minucie to cos wychodzi drugim. Nie bede ryzykowal, ze zabraknie mi nagle w srodku nocy pieluch. Co jeszcze mamy na liscie?

– Jedzenie. – Przewidujaca Molly w jednej rece trzymala liste zakupow, a w drugiej olowek. – Nie wiem, co kupic. Mleko i kaszki, to oczywiste. Maly ma tylko dwa zeby, wiec cokolwiek kupimy, musza to byc rzeczy nie wymagajace gryzienia.

– Czekolada? – zaproponowal Flynn.

– To musi byc cos zdrowszego i pozywniejszego – odparla surowo.

– W porzadku. Ale czekolada umila zycie. A moze czekolada do picia? To jest dobre dla dzieci, prawda?

– Wiesz co? Ty odszukaj dzial zjedzeniem dla dzieci, a ja dokonam wyboru. Na litosc boska! Zabierz mu klucze, bo je polknie!

– Chyba zartujesz. Slyszalas go, gdy weszlismy tutaj. Mialem wrazenie, ze ktos obdziera go ze skory. Myslalem, ze zaraz nas aresztuja za zaklocanie spokoju. Ucichl, gdy dostal klucze.

– Mysle, iz chcial ci jasno wytlumaczyc, ze sie nudzi. Uwazam tez, ze Dylan odziedziczyl te umiejetnosc po ojcu… ale nie mowmy juz o tym. Klucze nie nadaja sie do zabawy, bo sa brudne.

– Brudne? O czym ty mowisz? Przeciez to dziecko zjada papier i kawalki dywanu.

– A moze on jest po prostu glodny? Jeszcze nie mamy nawet polowy potrzebnych rzeczy. Do licha! Zapomnialam zupelnie o foteliku do samochodu. Musisz go kupic. Takie sa przepisy.

– Mol?

– Aha? – Byla zbyt zajeta przegladaniem listy zakupow, zeby spojrzec na niego.

– Dziekuje – powiedzial cicho. – Dziekuje, ze przyszlas tu ze mna. Naprawde doceniam twoja pomoc.

Przez kilka chwil wydawalo mu sie, ze lod topnieje w jej oczach. Widzial nawet odwilz, ale nie trwalo to dlugo.

– Podziekujesz mi, jak skonczymy. Mozesz doznac szoku, wypisujac czek.

Wypelnila zakupami cztery wozki.

Flynn wiele razy robil zakupy, ale nigdy z profesjonalistka. Molly szla wzdluz polek, skreslajac kolejne pozycje z listy, jednoczesnie uspokajajac dziecko i narzekajac na ceny.

Rachunek nie przyprawil Flynna o zawrot glowy. Natomiast wpadl w panike, jak tylko dotarli na parking.

Zapadla juz noc i zrobilo sie zimno. W jego sportowym samochodzie nie bylo miejsca na bagaze. Nie moglby wcisnac wszystkiego do swojego wozu. Samochod Molly, zaparkowany tuz obok, blyszczal w swietle lamp. Zadrzala z zimna. Kostium, ktory tak chetnie nosila do pracy, nie byl odpowiedni na taki ziab. Szybko usadzila Dylana na nowym foteliku, sprawdzajac, czy bedzie zupelnie bezpieczny.

Wyprostowala sie i po raz pierwszy, odkad zaczelo sie to szalenstwo, spojrzala Flynnowi w oczy.

– Widze, ze kolejnym problemem bedzie zawiezienie tego wszystkiego do ciebie. Jesli nie masz innej propozycji, to wlozmy zakupy do mojego samochodu i pojade za toba.

– Przykro mi, ze musze cie o to prosic – stwierdzil Flynn i bylo to najwieksze jego klamstwo w ostatnim czasie.

– Nie mamy wyjscia. Na wszelki wypadek podaj mi swoj adres, gdybym zgubila sie po drodze.

Flynn bardzo bal sie chwili, gdy Molly zostawi go samego z dzieckiem. Bylo to dla niego calkiem nowe uczucie. Zawsze byl uparty, samotnie przezwyciezal swoje obawy, pokonywal przeszkody i nigdy nikogo nie poprosil o pomoc. Wczesnie nauczyl sie liczyc tylko na siebie, a poczucie dumy i niezaleznosci zdominowalo jego zycie.

Ale nie teraz. Nie dzisiaj. Przez caly czas patrzyl na swiatla samochodu Molly w lusterku i co chwila sprawdzal, czyjej nie zgubil. Gdy opuscili juz Westnedge, sznur aut przerzedzil sie, a przez ostatni kilometr byli sami na drodze.

Stwierdzil, ze od chwili gdy Virginia pojawila sie w jego biurze, niepokoj nie opuszcza go ani na chwile.

Zaczal juz dzialac, ale potrzebowal jeszcze kilku godzin spedzonych przy telefonie, by skontaktowac sie z adwokatem i z lekarzem w sprawie badania krwi. Zaczal rowniez sprawdzac, jaka opinia ciesza sie miejscowi pediatrzy. Ale zanim skonczyl rozmowy, w biurze pojawila sie Molly z awanturujacym sie malym rudzielcem.

Powinien myslec tylko o Dylanie. I robil to. Dziecko pojawilo sie w jego zyciu nagle i niespodziewanie, ale Molly rowniez stanowila problem. Przez szesc miesiecy wspolnej pracy nie zdolal okreslic, kim dla niego jest. Znal jej zapatrywania na zycie, ale jednoczesnie mial wrazenie, ze w jakis sposob stanowia dla siebie nawzajem wyzwanie, ktore moze doprowadzic ich do niebezpiecznej sytuacji.

Flynn nie przecenial rozsadku. Cenil zycie. Kazdy dzien przynosil mozliwosc nowej przygody. Mozna ja znalezc wszedzie, ale tylko wtedy, jesli sie jej szuka i jest sie otwartym na ryzyko.

Moze okazac sie, ze zupelnie do siebie nie pasuja. Ale najpierw nalezy to sprawdzic. Wiedzial, ze Molly nie tylko go lubi, ale rowniez szanuje. Wyczuwal to pomimo istniejacego miedzy nimi zafascynowania soba.

Tak bylo do chwili przybycia Virginii.

Flynn skrecil na podjazd przed swoim domem. W chwili gdy wylaczyl silnik, malec siedzacy obok niego w swoim foteliku wydal z siebie glosny pisk. Flynn obejrzal sie. Molly byla tuz za nim. Mogl nie bac sie jeszcze przez chwile.

Otworzywszy bagaznik, wysiadla z samochodu i przez dluzszy czas przygladala sie posiadlosci. W jej oczach pojawily sie iskierki usmiechu, gdy szla po dziecko.

– Wierz mi, McGannon. Nawet gdybym nie znala adresu, wiedzialabym, ze to twoj dom.

– Skad?

– To jest po prostu zamek.

– Zamek? Przeciez nie jest duzy…

– Tu nie chodzi o wielkosc. Tylko marzyciel moglby zamieszkac w czyms takim.

– Nie podoba ci sie? – Flynn wiele razy wyobrazal sobie, jak ja tu przywozi.

– Podoba, ale nie moge powstrzymac sie od smiechu, bo tak dobrze do siebie pasujecie. O, slysze, ze nasz mlody tenor zaczyna swoj koncert. Ja go wezme, a ty otworz drzwi i zacznij wnosic rzeczy.

Zrozumial, ze Molly grzecznie daje mu do zrozumienia, ze nie powinien stac jak kolek, tylko wziac sie do roboty. Zaczal pospiesznie szukac kluczy. Idac z nareczem paczek w kierunku domu, spojrzal nan badawczo.

Jaki zamek! To byl po prostu stary dom. Zirytowalo go to, ze Molly nazwala go marzycielem. Wprawdzie pokochal ten dom od pierwszego spojrzenia, ale doprowadzenie go do stanu uzywalnosci wymagalo ciezkiej pracy, a nie marzen. Budynek wzniesiony byl z kamienia, mial dach pokryty gontem i staroswieckie okna o malych szybkach, ktore polyskiwaly teraz w swietle ksiezyca. Na pewno nie powinien kojarzyc sie nikomu z jakims snobistycznym zamkiem.

Flynn otworzyl podwojne drzwi frontowe, wszedl do wnetrza ze swym ciezarem i zapalil swiatlo. Zaraz za nim weszla Molly z dzieckiem na reku.

– Moze bardziej spodoba ci sie wnetrze – rzucil zaczepnie. – Lubie przestrzen. Dusze sie w malych

Вы читаете Dziecko, on i ta trzecia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×