trzy golebie do Maksa. Znaczylo to, ze sa zdrowi i bezpieczni. Gdyby cos stalo sie jej lub chlopcu, wypuscilaby wszystkie ptaki. Wyslanie szesciu ptakow to wiadomosc, ze Sara chce sie z Maksem zobaczyc, chociaz nic sie nie stalo i nie grozi zadne niebezpieczenstwo.

Przypadkowy, obcy czlowiek, ktory znalazl sie na wyspie, nie byl powodem do wpadania w taka panike, ale Sara byla smiertelnie przerazona.

Rozdzial 2

Nic nie odpedza koszmarow skuteczniej niz wysilek fizyczny, zwlaszcza jesli trwa prawie cztery godziny. Sara z ulga wrzucila motyke do szopy i zamknela drzwi.

Slonce palilo ja w kark, krople potu splywaly po brzuchu. Dwa nowe pecherze piekly mocno i juz dawno przestala sie martwic, kiedy Maks tu dotrze. Kilka miesiecy temu wiedziala, ze czlowiek posiada co najwyzej kilkadziesiat miesni. Teraz czula, ze ma ich kilkakrotnie wiecej, a kazdy z nich potrafi rwac i bolec.

Oddalaby dusze diablu za goraca kapiel i jakis balsam. Spojrzala na swiezo skopany ogrod i zmienila warunki umowy – dusza za miesnie, twarda skore i zastrzyk energii.

Ogrod wygladal znakomicie i o zywnosc nie trzeba bylo sie martwic, ale nie mogla dluzej lekcewazyc dziur w dachu. Podworze bylo zarosniete, schodek na werande zalamal sie, przedpotopowa pradnica wyla dziko, a wewnatrz… tylko masochista chcialby wyliczac te wszystkie naprawy, ktore powinny byc natychmiast wykonane, aby to miejsce mozna bylo wreszcie nazwac domem.

Trzy tygodnie ciezkiej pracy niewiele zmienily. Nie potrzebowala luksusow. Zbyteczne byly puszyste dywany, kosztowna zastawa czy jakikolwiek przepych. Chciala stworzyc jedynie przytulne i bezpieczne schronienie dla swojego syna.

Ssac bolacy pecherz przeszla przez podworze i oparla sie o powyginany pien starego wiazu. Nie czula juz tak dotkliwego bolu miesni, gdy patrzyla na chlopca bawiacego sie swoim buldozerem.

Byc moze dlugie poranne plywanie sprawilo, ze udalo sie jej naklonic Kipa do poobiedniej drzemki. Popoludnie przeznaczyl jednak na kopanie tunelu. Usiadl w zachodnim rogu podworza i powaznie zabral sie do pracy, co jakis czas wydajac z siebie odglosy brzmiace jak „brum, brum'. Patrzac na syna, Sara usmiechala sie z rozczuleniem. Kurz wyraznie upodobal sobie Kipa. Jedynie powazne, niebieskie oczy dziecka nie byly zakurzone.

W pewnym momencie chlopiec cisnal zabawke i uciekl do lasu. Znala swoje dziecko. Wyprostowala sie i spojrzala w strone przystani.

Po chwili ukazal sie Maks niosacy ogromne pudlo i jak zwykle zujacy cygaro. Stary podkoszulek podkreslal jego wydatny brzuch. Wytatuowany waz wspinal sie wzdluz ramienia, a gleboka blizna rozcinala prawa brew na dwie czesci. Max z pewnoscia nie wygladalby dostojnie nawet w smokingu.

Sara ruszyla w jego kierunku, usmiechajac sie szeroko.

– Mam cos przyniesc z lodzi?

– Zaraz sam to zrobie – rzucil pudlo na werande i przetarl czolo. – I tak dzisiejszy dzien jest terminem dostawy. Nie musialas wysylac dodatkowych golebi.

– Nie wysylalam ich, zeby ci przypomniec o dostawie, ale o tym porozmawiamy w srodku – machnela glowa w kierunku lasu. Nie chciala, zeby Kip cos uslyszal.

Skinal glowa, widzac drobna postac kryjaca sie za drzewem.

– Z nim wszystko w porzadku?

– Coraz lepiej.

– A jak tam lekcje plywania? – Zawsze zadawal to pytanie, cieszyla go jej duma.

– Mysle, ze wystartuje na olimpiadzie, jak bedzie mial szesc lat. Juz potrafi oplynac wyspe.

– Tak? Jest szybki jak diabli. Do cholery, Saro, moglby juz do mnie przywyknac.

– To nie o ciebie chodzi, Maks – powiedziala miekko – tylko o jakiegokolwiek mezczyzne. Musi minac troche czasu. To nie jego wina.

– Tak, tak. Moze sie zjawi, jak przyniose golebie. Mam ptaki, jedzenie, no i papier i farby, tak jak chcialas. Ale to moze zaczekac. Mow, co masz do powiedzenia.

Jednoczesnie burkliwie zazadal, zeby Sara otworzyla jedno z pudelek i usilowal wygladac na znudzonego, kiedy poslusznie uniosla wieko.

– Kochany! Olowki i ksiazka do kolorowania! Maks poczerwienial jak piwonia.

– Spojrz dalej. Tam jest cos dla ciebie. Powolutku wyciagnela mala buteleczke. Odkorkowala ja, wciagnela powietrze i poczula duszacy zapach bardzo taniej wody toaletowej.

– Och, Maks! – zarzucila mu rece na szyje i cmoknela – w policzek. – Jestes nadzwyczajny, wiesz?

– Tak, tak. Wydawalo mi sie, ze czegos takiego ci trzeba. Pewnie bardziej przydalaby ci sie szminka, ale nijak nie moglem jej kupic, a to tak ladnie pachnialo.

– Cudownie – zapewnila go.

– Tak, wiedzialem, ze ci sie spodoba – Maks przeciagnal sie z zadowoleniem. – Dobra. Przyniose reszte rzeczy.

Ostatnia rzecza, jaka wniosl do domu, bylo piwo. Usadowil sie przy stole w kuchni i otworzyl puszke. Nie zdazyl jeszcze przelknac ani kropli, gdy Sara natychmiast zapytala:

– Co bylo w gazetach?

– Zbrodnia na srodkowym wschodzie – spojrzal na jej twarz i westchnal. – Ciagle sa zdjecia, ale juz mniej. Na jednym z ostatnich twoj byly maz wyglada jak swiety.

– Wszyscy Chapmanowie wygladaja jak swieci – powiedziala krzywiac sie Sara.

– Zaloze sie, ze za tym wszystkim kryja sie duze pieniadze. Gdyby to nie byl Chapman, ludzie juz dawno przestaliby sie tym interesowac – wlal w siebie polowe puszki w trzech lykach, wciaz patrzac na nia.

– Nie otwieraj tego teraz, moze poczekac do wieczora. I nie musisz ciagle podchodzic do okna, z malym wszystko w porzadku. Nie pojdzie tam, gdzie nie powinien. Wygladasz na wyczerpana i przestraszona. No, co jest?

– Nic takiego, naprawde. Kiedy wyslalam golebie, od razu wiedzialam, ze robie blad.

– Zamierzasz sie certowac, czy bedziesz mowic? Odetchnela gleboko.

– Ktos nas odkryl dzisiejszego ranka. Na wyspie zjawil sie obcy mezczyzna.

– I przerazil cie smiertelnie – dodal Maks. Usmiechnela sie ponuro.

– Zgadles. Drzace kolana, serce walace jak mlot i napiete nerwy. Klasyczny przypadek glupoty. Tylko nie rob mi zadnych wymowek.

– Kochanie, kazdy bylby przerazony. Co on tu robil? Rozpoznal cie? Jak wygladal? Kto to w ogole byl?

Setki razy przemyslala juz odpowiedzi na te pytania.

– Jestem absolutnie pewna, ze nas nie rozpoznal. Wydawal sie bardzo zdziwiony, ze znalazl kogos na wyspie. Nie powiedzial ani nie zrobil niczego, co mogloby wskazywac na to, ze kiedykolwiek widzial nasze zdjecia.

Chciala powiedziec to wszystko Maksowi, lecz nagle zaczela sie wahac. Mijaly sekundy, a ona patrzyla niewidzacym wzrokiem na czerwone, splowiale zaslony, stare linoleum i obtluczony zlew. Przed oczami miala tego obcego, jak gdyby wciaz tu stal.

– Mysle, ze ma trzydziesci kilka lat. Dosyc wysoki, szczuply, dobrze zbudowany. Jasne wlosy, szare oczy.

Kiedy powiedziala to glosno, wiedziala, ze nie byly to najwlasciwsze slowa. Wszystko, co mowila, brzmialo tak, jakby siebie chciala przekonac, ze to byla zupelnie przypadkowa wizyta, bez zadnych konsekwencji. A przeciez ten czlowiek mogl stanowic zagrozenie. Panika, ktora owladnela nia tego ranka, nie pozwolila jej przyjrzec mu sie dokladnie. Teraz powoli przypominala sobie pewne szczegoly, ale nie potrafila ujac ich w slowa.

Mial jasne, myslace i lagodne oczy. Jak to wyjasnic Maksowi? Lub zachowanie Kipa, ktory zawsze uciekal, kiedy jakikolwiek mezczyzna usilowal do niego podejsc? Nie uciekal jednak, gdy obcy z nim rozmawial. Ale Maks z pewnoscia nie uwierzylby w to.

– Powiedzial, ze jest naszym sasiadem, ma domek po drugiej stronie jeziora. Mysle, ze przyplynal tu po prostu z ciekawosci.

Dokladnie pamietala jego zachowanie. Nawet kiedy trzymala go na muszce, nie wydawal sie wstrzasniety. Byla dla niego okropna, a on spokojnie patrzyl na nia i przemawial tym miekkim, lagodnym glosem.

Вы читаете Kobieta z wyspy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×