nia postapil?

Dostrzegla, ze spojrzal na nia ostro, wyraznie dotkniety jej tonem. Ona jednak walczyla o przetrwanie i bylo jej zupelnie obojetne, czy go dotknela, czy tez nie. Pragnela miec juz za soba te rozmowe. Pragnela stad odejsc.

– Prosze usiasc – wydal krotkie polecenie, obejmujac ciemnymi oczyma jej elegancki szmaragdowy kostium i nieskazitelnie biala bluzke. – Nie, nie tam – rzucil, gdy podeszla do wysokiego krzesla przy jego biurku, i wskazal jeden z foteli w glebi pokoju.

Elyn wzruszyla ramionami. On tutaj rzadzil. Przynajmniej w tej chwili. Odwrocila sie od niego i zajela miejsce, ktore wskazal, a gdy podniosla glowe, dostrzegla, ze obszedl wokol sofe i rowniez usiadl.

Starannie zalozyla noge na noge, przybierajac efektowna poze i starajac sie zachowac pozory swobody. Max, milczac, patrzyl na nia spokojnym, badawczym wzrokiem. Pomyslala, ze jest zdenerwowany i nie bardzo wie, od czego zaczac, co do reszty wytracilo ja z rownowagi.

Po chwili uswiadomila sobie jednak, jak smieszna jest to mysl. Max dotknal reka brody i chlodno zapytal:

– Elyn, dlaczego wyjechalas z Wloch w takim pospiechu?

Mogl obyc sie bez „Elyn”. Gdyby zwracal sie do niej „panno Talbot”, byloby to bardziej stosowne. Samo uwodzicielskie brzmienie jego glosu, wymawiajacego jej imie, pozbawialo ja resztek pewnosci.

Gdyby mogla przewidziec tok rozmowy, przygotowalaby sie do niej. Ale nie myslala nawet przez chwile, ze Max bedac w Anglii, choc powinien byc w Rzymie, zechce ja widziec.

– Postanowilam odejsc – oznajmila bez zastanowienia. – Szkoda, zeby Tino tracil na mnie swoj cenny czas, skoro i tak odchodze.

– Hmm… – mruknal Max, z namyslem pocierajac reka swoj wyraznie zarysowany podbrodek. – To bardzo szlachetnie z twojej strony. – Elyn nieco sie odprezyla. – Gdyby jeszcze – ciagnal, wbijajac w nia badawcze spojrzenie ciemnych oczu – byla to prawda…

– Co masz na mysli? – wypalila, nie poddajac sie panice. Ogarnelo ja jednak wzburzenie, gdy zdala sobie sprawe, ze musi stale miec sie na bacznosci, ilekroc w gre wchodzi ten mezczyzna.

Spojrzal na nia znaczaco, a jego wzrok byl jak zawsze przenikliwy.

– Mam na mysli to, ze albo oklamalas Felicite, kiedy powiedzialas, ze zalezy ci tylko na przeniesieniu do Anglii, albo oklamujesz teraz mnie. – O Boze! Jest nadto bystry jak na mnie! – Zastanawiam sie, Elyn – kontynuowal bezlitosnie – dlaczego musisz mnie oklamywac?

Czula, jak rosnie jej wzburzenie. Gwaltowne slowa cisnely jej sie na usta. Chciala zaprzeczyc temu, ze klamie. Pohamowala sie jednak. Do diabla! Za kogo on sie ma, by stawiac ja pod pregierzem, zwazywszy na to, jak sam ja oklamal!

– Czy i ja moge zadac ci takie pytanie? – odparowala, z wyrazem uporu unoszac glowe.

Nie zmieni decyzji. Moze nawet zwolnic ja za bezczelnosc. Nie zalezy jej!

Wydawalo jej sie przez moment, ze jest lekko zaklopotany tym pytaniem, on jednak skinal i odpowiedzial chlodnym tonem:

– We wlasciwym czasie wyjasnie, dlaczego musialem udawac, ze zwichnalem wtedy noge.

I ma jeszcze czelnosc, by tak swobodnie o tym mowic! Elyn nie chciala jednak wracac do niczego, co wydarzylo sie w ciagu tych dwudziestu czterech godzin, ktore spedzili wspolnie w Dolomitach. I choc wewnatrz drzala, postanowila nie rezygnowac z obranej linii postepowania.

– Nie o to mi chodzi! – uciela ostro. – Mowie o czym innym. O tym perfidnym klamstwie, ktorym mnie uraczyles, gdy spytalam, czy znaleziono juz sprawce kradziezy tego cennego projektu z pracowni Briana Cole’a.

– Ach, to… – mruknal, na chwile zamilkl i, jakby z trudem przychodzily mu slowa, dodal: – Mialem nadzieje, ze wciaz o tym nie wiesz.

– No jasne! – wybuchla. Tego bylo za wiele! Jak smie bezwstydnie mowic, ze wolal, by w dalszym ciagu myslala, iz ciaza na niej podejrzenia. – Bardzo ci za wszystko dziekuje! – wycedzila.

Wstala i gwaltownie ruszyla w strone drzwi. Naciskala juz klamke, by je otworzyc, gdy wolanie: – Elyn, nie odchodz! – wypelnilo pokoj.

Reka zawisla w powietrzu. Stanela nieruchomo. Wtem przypomniala sobie, ze mowil juz cos podobnego. Tak, ostatniej soboty, w Cavalese… udawal, ze potrzebuje pomocy, choc naprawde nic mu nie dolegalo.

Wielki Boze! Jakaz byla wtedy idiotka! Ale to sie juz nie powtorzy. Nigdy nie powtorzy. Szybko odwrocila sie, niezdolna powstrzymac potoku gwaltownych slow.

– Twoja stopa, co? – szydzila z wscieklym sarkazmem. – Twoja biedna, zwichnieta… – przerwala. Max, nieco przybladly, trzymal sie poreczy kanapy. – Co sie z toba dzieje? Zle sie czujesz? – zapytala z przejeciem, przerazona i poruszona, bo w chwili, gdy sie zerwala, zrobil to samo, jakby chcac biec za nia. Wydawalo sie, ze sprawia mu to bol. Zachwial sie, stracil rownowage.

Znow udawal. Nie chciala wierzyc, ze moze byc kontuzjowany. Ale choc wiedziala, jakim jest ohydnym klamca, gdy tak milczal, musiala cofnac sie od drzwi. Niechetnie obeszla go wokol i stanela po drugiej stronie kanapy. Wpatrywala sie w niego i widziala, jak, powodowany ambicja, usiluje udawac, ze nic mu nie jest. A przeciez bylo inaczej. Jej wzrok przesunal sie w dol, ku jego stopom, i wtedy dostrzegla, ze spod kanapy wystawal gumowy uchwyt.

Podeszla tam, schwycila za uchwyt i pociagnela – byl przymocowany do laski.

– Co to jest? – spytala. Zawahala sie jednak, czy nie rozbic mu nia glowy, gdy odparl:

– Laska. – I po chwili spokojnie dorzucil: – Pewna kobieta w zachwycajacym przyplywie gniewu cisnela we mnie butem narciarskim.

Zaskoczona i wstrzasnieta, patrzyla na niego.

– Ten but trafil w ciebie?! – wykrzyknela.

– Owszem – przyznal tym samym spokojnym tonem. – Trafil, odbil sie i gdy bieglem za toba, potknalem sie o niego, skrecajac noge w kostce. – Elyn zaparlo dech. – Jesli chcesz dowodu, a nie dziwilbym sie temu – wyznal – chetnie zdejme bandaz, by pokazac ci opuchlizne i since. Chociaz wolalbym zakonczyc to, co mamy sobie do powiedzenia, na siedzaco.

Serce w niej zamarlo. Mowil teraz lagodnym, miekkim tonem i jego bol – musiala to teraz przyznac – stal sie jej wlasnym bolem, a swiadomosc, ze to ona go zranila, byla nie do zniesienia. Jednakze slowa: „to, co mamy sobie do powiedzenia” ponownie ja rozdraznily. Nie miala mu do powiedzenia nic wiecej… Wtem poruszyl ja wy raz cierpienia na jego twarzy i mimowolnie zwrocila sie do niego tonem prosby:

– Och, Max, usiadz.

Na jego powaznej dotad twarzy pojawil sie cien usmiechu.

– Jesli i ty usiadziesz – powiedzial.

Pragnac za wszelka cene ukryc bezmiar troski o niego, Elyn odwrocila sie, by podejsc do fotela, ktory tak gwaltownie opuscila. Gdy znow spojrzala na Maxa, siedzial juz na kanapie, a jego twarz odzyskiwala normalny koloryt. Tym razem jednak postanowila miec sie na bacznosci.

– Musiales paskudnie upasc – stwierdzila chlodnym tonem, patrzac w jego strone.

– Tak mi sie wtedy zdawalo – odparl, nie odrywajac od niej wzroku, jakby nie chcial przeoczyc zadnego szczegolu.

– I co zrobiles? – pytala, wyobrazajac sobie, jak lezal, niezdolny wykonac ruchu… – Powinienes byl zatelefonowac do mojego hotelu. Bylabym… – Urwala, przeklinajac swoj nieokielznany jezyk.

– Co bylabys? – podjal, a w kacikach jego ust znow pojawil sie cien usmiechu. – Wypadlas tak rozwscieczona, ze przypuszczalem, iz poslesz mnie do piekla, jesli zadzwonie, skarzac sie na skrecona noge.

– Moze rzeczywiscie… masz racje – zgodzila sie, ale nie chciala widziec jego usmiechu ani slyszec tego cieplego glosu. Unicestwialy caly jej wysilek, by stawic im opor chocby na krotka chwile. – A wiec, skoro nie mogles prowadzic…

– Nie moglem prowadzic, nie moglem chodzic, i, nade wszystko, nie moglem uwierzyc, ze tak niespodziewanie zostalem calkowicie unieruchomiony.

Lzy wspolczucia cisnely jej sie do oczu. Nie wolno mi sie rozczulac, myslala. To prowadzi do katastrofy. Ten czlowiek jest zbyt wnikliwym obserwatorem, by nie dostrzec, ze gdy on cierpi, cierpie i ja.

– A wiec wezwales kogos innego?

– Wezwalem lekarza.

– I…? – dociekala. Wydobycie z niego szczegolow nie bylo latwym zadaniem.

Вы читаете Intruz z Werony
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×