– Wyslal mnie do szpitala na przeswietlenie, a stamtad odwieziono mnie karetka do domu.

O, Max, moj biedny, kochany! – lkalo jej serce.

– Ale niczego nie zlamales?

– O dziwo, nie – odparl, a na jego twarzy pojawil sie znow cien usmiechu.

Widac stopa bolala go tak, iz przypuszczal, ze polamal w niej wszystkie kosci, pomyslala Elyn.

– To szczesliwie – mruknela. Jej glos brzmial uprzejmie, lecz w najmniejszym stopniu nie zdradzal tego, co naprawde czula.

– Biorac pod uwage wszystkie moje klamstwa i oszustwa, jestes naprawde wielkoduszna, Elyn.

Chciala zawolac: Przestan! Blagam, przestan! Czula, ze topnieje pod wplywem jego cieplego spojrzenia.

– A wiec karetka zawiozla cie do domu… – zdolala przywolac resztki dystansu.

– Skad dzwonilem do ciebie w poniedzialek, proszac o spotkanie, by, ku swemu zmartwieniu, otrzymac kolejna ostra odprawe.

– A czego sie spodziewales? – spytala, przypominajac sobie az nadto wyraznie ten poniedzialek. Pamietala takze, ze dreczyla ja zazdrosc o Felicite, a jak sie teraz okazalo, zupelnie nieuzasadniona. Za nic w swiecie jednak nie zdradzilaby przed tym mezczyzna burzliwych emocji, ktorych ofiara wowczas padla. Tymczasem wydawalo sie, ze nadszedl wlasciwy moment, by zmienic temat. – Nie wiem, z jakiego powodu mnie wezwales… to znaczy dzisiaj, nie wtedy – zaczynala sie platac. – Jesli jednak… – odwaznie brnela dalej, odzyskujac nawet poczucie humoru. – Jesli nawet zmieniles ostatnio zdanie i nie utrzymujesz juz, ze mam cos wspolnego z kradzieza projektu, jesli nareszcie zezwalasz mi laskawie – zdobyla sie nawet na sarkazm – bym odetchnela z ulga, skoro nic juz nie ciazy na moim dobrym imieniu, to, mam nadzieje, chyba nie oczekujesz ode mnie podziekowan.

– Nie, nie oczekuje – potwierdzil, nie odrywajac wzroku od jej zielonych oczu, w ktorych nagle zapalil sie gniew.

– To swietnie! – warknela i uwazajac sprawe za wyczerpana, zaczela wstawac z fotela.

– Nie! – powstrzymal ja Max.

Spojrzala na niego i zrozumiala, ze chce powiedziec jej duzo wiecej. Zwazywszy jednak, ze jego jezyk ojczysty nie jest jej jezykiem, potrzebowal troche czasu, by najlepiej sformulowac to, co mial do powiedzenia.

Jednoczesnie uswiadomila sobie, ze nie chce stad odchodzic, jeszcze nie teraz, kocha go i musi go wysluchac. Opadla na fotel. I wtedy, ku jej ostatecznemu zaklopotaniu, Max zaczal:

– Tak, chcialem ci dzis wyznac, ze oszukiwalem cie w sprawie tego projektu. Ale to zaledwie czesc tego, co chcialbym powiedziec, mala czesc… – A gdy spojrzala na niego ze zdumieniem, dodal: – Pragne ci wyznac wiecej… – Odniosla wrazenie, ze zawahal sie na moment, lecz po chwili w jego glosie znow pojawil sie cieply ton. – Bo przeciez, Elyn, laczy nas duzo wiecej…

O Boze! – tak bardzo potrzebowala ratunku. Ale, slyszac ton jego glosu, nie mogla myslec jasno.

– Tak? – wymamrotala i miala nadzieje, ze tylko ona dostrzega, iz ochrypla z wrazenia. Odchrzaknela, by zwalczyc ucisk w gardle, lecz czula, ze wzmogl sie jedynie. – O co ci chodzi? – spytala. – Bo jesli o prace, to…

– Nie chodzi mi o prace, cara - wtracil spokojnie, a Elyn znow poczula ucisk w gardle.

– Ale przeciez nie laczy nas nic o jakimkolwiek znaczeniu, jakiejkolwiek wadze, jakimkolwiek… – przerwala, gdyz zaschlo jej w ustach. Odkaszlnela nerwowo, zanim mogla ciagnac dalej. – Jesli zas mowisz o przyjazni… – O, Boze! Czemu robie z siebie kompletna idiotke! Przeciez nie to mial na mysli! Z trudem przelknela sline. – No coz, wedle moich zasad przyjazn oparta jest na zaufaniu, a tobie – glos znow odmowil jej posluszenstwa – nie ufalabym za grosz.

Tak wiec, nawet gdyby mial jakies powody, by mniemac, ze zalezalo jej na nim, to teraz byla przekonana, iz zdolala rozbic je w pyl. Tymczasem on, odchylajac sie swobodnie w tyl, przygladal sie jej wyrazistej twarzy przez dluzsza chwile, a potem stwierdzil spokojnie:

– Jakze jestes piekna, Elyn, olsniewajaco piekna… a jednoczesnie widze i czuje, ze jestes klebkiem nerwow.

– Nic podobnego! – zaprotestowala, ledwie zdolal wypowiedziec te slowa.

– Owszem, jestes, a ja wyrzadzilem ci krzywde i teraz chcialbym ja naprawic. – Po chwili dodal z usmiechem, ktory do reszty ja zniewolil: – Musze wyznac, ze i ja czuje sie zdenerwowany.

– Ty? Dlaczego ty tez mialbys byc zdenerwowany?

– spytala i niemal ugryzla sie w jezyk, gdyz w jej pytaniu krylo sie stwierdzenie, ze w rzeczywistosci czuje sie tak jak i on.

Jesli nawet Max to dostrzegl, nie dal tego po sobie poznac, tylko nachylil sie w przod, a jego pozornie swobodny sposob bycia ulegl zmianie.

– Tak wiele pragnalbym od ciebie, dla ciebie, dla nas…

– mowil, podczas gdy Elyn wpatrywala sie w niego, nie wierzac wlasnym uszom. – Tak bardzo wiele… ale, po pierwsze, i to jest najwazniejsze, pragne odzyskac zaufanie, o ktorym przed chwila mowilas.

Akurat ci na tym zalezy! – pomyslala Elyn, niepewna, czy traci zmysly, czy tez w slowach Maxa istotnie kryje sie propozycja. Wtedy, w domu w gorach, gotowa byla mu sie oddac, a przeciez ja odtracil. Teraz jednak odnosila wrazenie, ze zmienil zdanie i, mimo wszystko, chetnie ucialby sobie romans.

– Oczywiscie ulozyles juz sobie plan, jak odzyskac to zaufanie? – spytala z ironia, podczas gdy glos wewnetrzny ostrzegal ja, ze powinna natychmiast odejsc. Gdy tylko w gre wkraczal Max, stawala sie zupelnie bezbronna. Ocknij sie, Elyn, ocknij! I uciekaj, poki nie jest za pozno! Uciekaj, zanim cie zahipnotyzuje, zanim zrobisz wszystko, o co poprosi.

– Nie mam zadnego planu. – Max nie zwracal uwagi na jej ironie. Zdala sobie sprawe, ze zna ja na tyle, by spodziewac sie tego, co uslyszal. Wiecej, postanowil zapomniec o swojej ambicji i przyjac wszystkie ataki z jej strony. Czyzby az tak bardzo chcial zaciagnac ja do lozka? Nie mogla tego zrozumiec Przeciez wtedy mogl ja miec bez trudu, ale teraz… – Nie mam innego planu – powtorzyl zdecydowanym tonem – niz wyznac ci cala prawde.

– To bardzo krzepiaca zmiana! – zauwazyla z sarkazmem.

On jednak i tym razem nie zareagowal na jej ton, a nawet usmiechnal sie lagodnie:

– Wierz mi, moja droga, zazwyczaj nie uciekam sie do klamstw. – Slyszac owo „moja droga”, Elyn poczula, ze jej opor topnieje. Chciala wstac i odejsc, poki jeszcze mogla, ale wtedy Max dodal: – A wiec widzisz, co, niemal od pierwszego spotkania, zdolalas ze mnie zrobic.

Zdolala z niego zrobic? Wszystko przepadlo. Juz nie mogla sie poruszyc. Objela go badawczym spojrzeniem, ale jego twarz tchnela szczeroscia. Rozum podpowiadal, ze postepuje glupio, lecz serce wolalo: zostan!

– Ja… obawiam sie… ja… nie… – glos jej zamarl.

Osmielilo to Maxa.

– Zupelnie mnie nie dziwi, iz nie rozumiesz – mruczal miekko. – I musze wyznac, ze od chwili, gdy cie poznalem, wielokrotnie nie rozumialem samego siebie. Byc moze, jesli opowiem, jak od pierwszego spotkania, wtedy, w drzwiach, zylas nieustannie w moich myslach, zaczniesz pojmowac moje zachowanie.

Och, jak dobrze pamietala to pierwsze spotkanie! Przypominala sobie, ze odtad przestala normalnie funkcjonowac. Od tamtego czasu, mimo iz probowala temu zaprzeczac, kazdy kontakt z nim zupelnie wytracal ja z rownowagi. Ale to, ze jego tez, jak mowil, poruszalo kazde nieoczekiwane spotkanie… Musiala go sluchac, musiala zadawac coraz wiecej pytan…

– Mowisz, ze zylam w twoich myslach?

Przytaknal.

– Najpierw tlumaczylem sobie, ze to dlatego, iz rzadko sie zdarza, prawde powiedziawszy nigdy, by ktoras ze znanych mi kobiet potraktowala mnie z gory i odeszla bez slowa.

– Wierze! – Nie mogla pohamowac gorzkiego komentarza.

Jednakze, ku jej rozdraznieniu, Max sprawial wrazenie bardziej zadowolonego, niz zbitego z tropu. Na jego ustach bladzil usmiech, gdy zapytal miekko:

– Czyzbys byla zazdrosna?

– Smieszne! – zaprzeczyla pogardliwym tonem. Nie wygladal na calkowicie przekonanego, co wywolalo w niej zlosc. Jednakze nie na tyle duza, by wyjsc, nie dowiadujac sie niczego wiecej. – Czy chcesz przez to powiedziec, ze, mijajac cie bez slowa, sklonilam cie do rozwazan na moj temat?

Вы читаете Intruz z Werony
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×