Zatrzymali sie przy Dunkin’ Donuts, gdzie kupili kawe i paczki. Kubki z kawa byly bardzo gorace i niewiele pomagalo nawet trzymanie ich przez chusteczki. Darwin przekladal swoj z jednej reki do drugiej i potrzasal poparzonymi palcami. Syd tez ogromnie sie starala nie rozlac kawy. Do tej pory wiedziala juz, jak strasznie Minor jest czuly na punkcie skorzanej tapicerki acury NSX.

– Zdecydowales sie w koncu? – spytala, kiedy podjezdzali pod wejscie do ogrodu zoologicznego.

– Na co mialem sie zdecydowac?

– Wiesz, na co. Mowiles, ze dasz mi odpowiedz do niedzieli. A dzis wlasnie jest niedziela.

Sydney skupila sie na popijaniu wciaz goracej kawy. Bala sie oblac, zwlaszcza ze sportowe auto Dara wjezdzalo szybko pod gore. Minor westchnal po raz kolejny.

– Nie wiem, czy… – zaczal.

– No dalej – ponaglila go Syd. – Czytales zeznania Dallasa Trace’a, Constanzy i tego Rosjanina, ktory przezyl…

– Tego, ktorego uratowalas, tamujac mu krwotok wlasnym paskiem. – Darwin wypowiedzial to zdanie z nostalgia.

– Zgadza sie – odparla Sydney. – Tak czy owak, czytales ich zeznania. Ta grupa oszustow… Przymierze… okazala sie niestety wieksza, niz sie spodziewalismy. Musimy wylapac drani w Nowym Jorku, a nastepnie w okolicach… Miami.

– Nie potrzebujesz mnie tam – odparl Dar. W otwartej bramie prowadzacej do zoo staly radiowozy policyjne. Do acury podszedl umundurowany patrolowy, zerknal w szybe, pozdrowil Minora i gestem dal mu znak, ze moze przejechac.

– Rzeczywiscie nie potrzebujemy cie – przyznala Syd – tyle ze teraz te operacje prowadza lacznie Narodowe Biuro do Spraw Przestepstw Ubezpieczeniowych i Federalne Biuro Sledcze. Akcja jest ogolnokrajowa i pewnie byloby dobrze miec cie w ekipie. Sprobuj chociaz przez rok.

– Nienawidze broni palnej – wyjasnil Darwin, skrecajac na parking. Widzial isuzu troopera Stewartow zaparkowanego obok ambulansu koronera i pieciu radiowozow.

– Nie musialbys nosic pistoletu tylko ze wzgledu na dzialalnosc w specjalnej ekipie dochodzeniowej – naciskala Sydney. – Po prostu siedzialbys w domu… gdziekolwiek to bedzie… i przeprowadzal swoje analizy i rekonstrukcje komputerowe, ja tymczasem popracuje w terenie. A pozniej, wieczorem, powiesze swoja kabure podramienna na oparciu krzesla i pokochamy sie przed kolacja…

– Nie nosisz kabury podramiennej – zauwazyl Minor.

– Psiakrew, Dar. Nie czepiaj sie szczegolow.

Darwin zaparkowal samochod, wysiedli i owiewani cieplym, lipcowym wiaterkiem ruszyli ku odleglemu blaskowi zoltej tasmy otaczajacej miejsce wypadku.

– Syd – odezwal sie cicho – dlaczego mi nie powiedzialas, ze prawie spieprzylem wam cale sledztwo?

Kobieta dopila kawe, wrzucila kubek do kosza i popatrzyla na niego uwaznie.

– Mowisz o zdjeciach? I o ustaleniu telefonicznego numeru do kryjowki Rosjan? Nic sie nie stalo, Dar. Fotografie Constanzy, ktorej Lawrence uzyl do identyfikacji zabojcy Esposito, zrobili faceci z FBI podczas obserwacji domu Dallasa Trace’a.

– Dlaczego mi o tym nie powiedzialas i…

Sydney dotknela jego reki.

– To nie ma znaczenia, Darwinie – powiedziala spokojnie. – Obrona moglaby uzyc tego argumentu, gdybysmy jakos wykorzystali twoje zdobycze podczas aresztowan, ale prawnicy przestepcow nigdy sie nie dowiedza o nielegalnie zdobytych zdjeciach czy numerach telefonicznych. Federalne Biuro Sledcze zebralo taki sam material, oczywiscie legalnie…

– Ale o malo wszystkiego nie spieprzylem…

Syd zatrzymala sie. Dara zaskoczylo, ze usmiechala sie do niego czule.

– Popatrz na to w inny sposob, drogi doktorze Minor. Teraz nie musisz zeznawac w zadnym z tych procesow… po prostu wyslij rekonstrukcje wideo kilku wypadkow Lawrence’owi. W ten sposob bedziesz mogl w sierpniu pojechac na Wschodnie Wybrzeze z ekipa dochodzeniowa i ze mna.

– Nowy Jork w sierpniu – powiedzial Darwin i natychmiast sobie uswiadomil, ze jego ton moglby swiadczyc o podjetej decyzji.

Sydney scisnela mu dlon, a nastepnie ruszyli w strone zoltej tasmy otaczajacej wejscie do klatki jakiegos duzego zwierzecia. Wszedzie wokol stala policja.

***

Asystentka dyrektora zoo probowala wyjasnic sprawe.

– Carl opiekuje sie Emma od pietnastu lat… ponad pietnastu – mowila miedzy jednym a drugim szlochem. Twarz miala zarumieniona i co chwile wycierala sobie czerwony nos. – Ten czlowiek naprawde kochal Emme. Tak bardzo sie o nia martwil przez ostatnie dwa tygodnie. Wiecie, zaparcie moze sie dla slonia skonczyc smiercia…

– Slon Emma – powiedzial kapitan Hernandez.

– Oczywiscie, ze Emma jest sloniem! – odparla asystentka dyrektora, nie przestajac szlochac. Kobieta nosila dlugie, zolte, gumowe rekawiczki. Znajdujaca sie obok w klatce wspomniana slonica zatrabila tak smutno, jak matka Dumbo przywolujaca swojego malca. – A teraz… teraz… prawdopodobnie trzeba ja bedzie uspic – dodala, zalosnie opuszczajac ramiona.

Hernandez poklepal zdenerwowana kobiete po plecach. Lawrence, Trudy, Dar, Syd i pol tuzina mundurowych zebralo sie wokol sterty ekskrementow slonia. Kupa miala prawie metr wysokosci i dwa metry dlugosci, a spod jednego jej konca wystawala para ludzkich nog w spodniach khaki, ktore przywodzily na mysl uniformy pracownikow zoo.

– To mi troche przypomina te scene z Parku Jurajskiego - zauwazyl jeden z policjantow cicho, lecz tonem rozbawienia.

– A mnie odcinek Klaun Chuckles ze starego serialu Mary Tyler Moore Show - dorzucil drugi, poprawiajac kabure przy pasie. – Jak to Murray Slaughter powiedzial w tym odcinku? Cos w tym rodzaju: „Mamy szczescie, ze nikt wiecej nie umarl. Wiecie, jak trudno jest poprzestac na jednym”.

– Aha, wtedy Chuckles byl przebrany na parade za fistaszka i slon postanowil go wyluskac z lupinki – zasmial sie pierwszy policjant. – A ten facet z zoo nie byl w orzechowym stroju.

– Nie, ale… – odparl drugi policjant, slabo probujac ratowac swoj dowcip.

– Och, cicho juz badzcie – warknal Darwin, po czym spytal lekarza sadowego, ktory kleczal przy zwlokach, badajac stopy i nogi mezczyzny: – Kiedy mial miejsce wypadek?

– Sadze, ze krotko po polnocy – odparl lekarz.

– I jak moglo do niego dojsc? – spytala Sydney. Lekarz wstal ciezko.

– Pani Haywood twierdzi, ze Carl… czyli ten oto dozorca Emmy… martwil sie od kilku dni o zaparcie swojej slonicy. W koncu ubieglej nocy mniej wiecej trzy godziny po zamknieciu zoo zmieszal mocny srodek przeczyszczajacy z platkami owsianymi i dodatkiem innych zboz. Przesadzil jednak z mieszanka i dal slonicy zbyt duzo.

– Oj tak, zbyt duzo, jak rany – mruknal trzeci policjant.

– Jezu – powiedzial najmlodszy z mundurowych.

– Slyszalem o niepowstrzymanych wymiotach, ale nigdy nie widzialem, ze mozna…

– Zamknij sie, czlowieku – przerwal mezczyznie Minor. Wszyscy policjanci popatrzyli na niego z niechecia. Niezle sie tu bawili.

Trudy zrobila zdjecia, Lawrence zmierzyl dlugie lajno.

– Dokladnie dwa metry i trzydziesci piec centymetrow – oswiadczyl, jakby mierzyl dlugosc hamowania.

– Szerokosc metr siedemdziesiat. Wysokosc w najwyzszym punkcie mniej wiecej metr.

Dar uklakl niedaleko nog wystajacych spod sterty ekskrementow. Syd popatrzyla na niego z zaciekawieniem. Minor dotknal wypolerowanego buta martwego mezczyzny.

– Prawdopodobnie ktos go pchnal z calych sil. Upadajac, uderzyl w betonowe podloze i stracil przytomnosc – powiedzial. – No a potem sie udusil. Prawdopodobnie do konca nie odzyskal przytomnosci.

– No to lepiej dla niego, jak sadze – wtracil mlody policjant z szerokim usmiechem. – Wyobrazmy sobie nasz raport…

Darwin podniosl sie tak szybko, ze mlody policjant z zaskoczenia zrobil dwa kroki w tyl, a jego prawa reka mimowolnie opadla na pistolet.

– Mowilem ci, zebys sie uciszyl, i nie bede wiecej powtarzal – warknal Minor. Wyciagnal przy tym palec i wycelowal go mlodemu mundurowemu w twarz. Funkcjonariusz probowal sie usmiechnac pogardliwie, niestety efekt zniszczylo drzenie jego warg. – Nie pstrykaj wiecej fotek, Trudy – powiedzial Dar. – Jeszcze nie. Prosze.

Sydney nie przestawala mu sie przygladac. Darwin podszedl do szlochajacej asystentki dyrektora, pozyczyl od niej zolte rekawiczki, wlozyl je, po czym wrocil do stosu lajna i zaczal grzebac w dalszym koncu ostroznie, niemal z szacunkiem.

Nagle zaczal bezglosnie plakac. Po jego policzkach splynely lzy, a ramiona mu sie zatrzesly.

Policjanci popatrzyli na siebie nawzajem i zaklopotani cofneli sie o kilka krokow. Lawrence zerknal na zone.

– Larry, podalbys mi tego weza? – spytal Darwin. Jego ramiona wciaz nieznacznie drzaly, a palce w zoltych rekawiczkach wyraznie sie trzesly.

– Lawrence – odburknal Stewart, niemniej przyniosl kapiacego woda weza.

Dar odgarnal palcami lajno z twarzy niezyjacego mezczyzny, a resztki splukal jak najdokladniej woda. Sydney zblizyla sie do sterty ekskrementow. Martwy pracownik zoo okazal sie bardzo przystojnym czlowiekiem pod szescdziesiatke, o krotkich, falujacych, siwych wlosach. Wygladal, jakby spal – znacznie spokojniej niz wiekszosc zwlok wystawianych na widok publiczny w domach pogrzebowych. Minor przemyl mu ponownie twarz woda i delikatnie usunal ostatnie kawalki lajna.

– Pani Haywood – spytal asystentke dyrektora – jak sie nazywal ten pracownik?

Slonica Emma zatrabila ze smutkiem w klatce obok. Odglos skojarzyl im sie z kobieta placzaca z powodu straty dziecka.

– Carl – odparla Haywood. Minor potrzasnal glowa.

– Chodzi mi o imie i nazwisko.

– Carl Richardson – wyrecytowala asystentka dyrektora. – Nie mial zadnej rodziny. Jego dorosla corka zginela w ubieglym roku w wypadku w poblizu wulkanu gdzies na Hawajach. Emma byla jego jedyna… Zawsze probowal… – Kobieta znow przerwala. – Dzielil go tylko miesiac od emerytury – wydukala po chwili. – Bardzo sie martwil,

Вы читаете Ostrze Darwina
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×