Odwrocilam sie i zobaczylam Daniela, jednego z technikow od autopsji, patrzacego na mnie zza drzwi. Tik zmarszczyl mu gorna warge, a jego oczy natychmiast sie zamknely. Gwaltownym ruchem przeniosl caly ciezar ciala na jedna noge, a druga lekko uniosl. Wygladal jak brodziec, przeczekujacy fale.

– Kiedy chcesz, zebym zrobil radiografie? – spytal. Okulary siedzialy nisko na jego nosie i wygladalo to tak, jakby nie patrzyl przez nie, tylko ponad nimi.

– Powinnam skonczyc do trzeciej – odparlam, wrzucajac rekawiczki do zbiornika na odpady biologiczne. Nagle uswiadomilam sobie, jaka jestem glodna. Moja poranna kawa stala na biurku – byla zimna i nawet nie napoczeta. Zupelnie o niej zapomnialam.

– Okej. – Cofnal sie, odwrocil i zniknal w korytarzu.

Odlozylam gogle na biurko, wyciagnelam z jednej z szuflad rolke bialego papieru, rozwinelam go i przykrylam nim cialo. Po umyciu rak wrocilam do swojego biura na piatym pietrze, przebralam sie i wyszlam na lunch. Rzadko mi sie to zdarzalo, ale dzisiaj potrzebowalam swiatla slonecznego.

Claudel dotrzymal slowa. Kiedy wrocilam o wpol do drugiej, juz byl w moim gabinecie. Siedzial naprzeciw mojego biurka i bardzo uwaznie przygladal sie zrekonstruowanej czaszce lezacej na stole. Kiedy mnie uslyszal, odwrocil glowe, ale nic nie powiedzial. Powiesilam kurtke na drzwiach, przeszlam kolo niego i usiadlam na swoim krzesle.

– Bonjour, monsieur. Claudel. Comment ca va? – Usmiechnelam sie do niego zza biurka.

– Bonjour – odparl krotko.

Wyraznie nie interesowalo go, jak sie miewam. Nie ma sprawy. Czekalam. Nie poddam sie jego urokowi.

Skoroszyt lezal przed nim na biurku. Polozyl na nim reke i spojrzal na mnie. Jego oblicze kojarzylo sie z papuga. Mial ostre rysy twarzy, w ktorej centralne miejsce zajmowal przypominajacy dziob nos. Jego broda, usta i czubek nosa ukladaly sie w serie skierowanych ku dolowi liter V. Kiedy sie usmiechal, co zdarzalo sie rzadko, V jego ust robilo sie ostrzejsze, a wargi uwypuklaly sie, zamiast sie zwezac.

Westchnal. Byl wobec mnie bardzo cierpliwy. Nie pracowalam przedtem z Claudelem, ale wiedzialam, jaka sie cieszy reputacja. Uwazal siebie za niezwykle inteligentnego czlowieka.

– Mam kilka nazwisk – powiedzial. – Prawdopodobnych ofiar. Wszyscy z mojej listy zagineli w ciagu ostatnich szesciu miesiecy.

Juz wczesniej rozmawialismy o tym, ile czasu moglo uplynac od smierci. Badania, ktore przeprowadzilam rano, nie zmienily mojej opinii. Bylam pewna, ze umarla najwyzej trzy miesiace temu. To by znaczylo, ze morderstwo popelniono w marcu albo pozniej. Zimy sa mrozne w Quebecu, uprzykrzaja zycie zywym, ale sa laskawe dla umarlych. Zamarzniete ciala nie rozkladaja sie. Nie przyciagaja tez robactwa. Gdyby porzucono cialo zeszlej jesieni, przed nadejsciem zimy, bylyby w nim slady dzialalnosci robactwa. Obecnosc pancerzykow i larw wskazalaby na obecnosc robactwa juz jesienia. Nie bylo nic takiego. Biorac pod uwage to, ze wiosna byla ciepla, mnogosc robakow i stopien rozkladu ciala jednoznacznie wskazywaly na to, ze od morderstwa uplynely trzy miesiace, a moze i mniej. Obecnosc tkanki lacznej i praktycznie zupelny brak trzewi i mozgu tez wskazywaly na to, ze smierc nastapila pod koniec zimy albo wczesna wiosna.

Odchylilam sie i spojrzalam na niego wyczekujaco. Tez potrafie byc szczwana.

Otworzyl skoroszyt i zaczal przegladac jego zawartosc.

Czekalam. Wybral jeden z formularzy i zaczal czytac.

– Myriam Weider. – Zamilkl, kiedy oczyma przebiegal po informacjach zapisanych na formularzu. – Zniknela 4 kwietnia 1994. – Chwila ciszy. – Kobieta. Biala. – Dluzsza chwila ciszy. – Data urodzenia: 6 wrzesnia 1948.

Oboje liczylismy w myslach: czterdziesci piec lat.

– Mozliwe – powiedzialam, gestem pokazujac, zeby kontynuowal. Polozyl formularz na biurku i zaczal czytac nastepny.

– Solange Leger. O jej zaginieciu powiadomil maz… – Przerwal, starajac sie odczytac date. – 2 maja 1994. Kobieta. Biala. Data urodzenia: 17 sierpnia 1928.

– Nie. – Potrzasnelam glowa. – Za stara.

Umiescil formularz na dnie skoroszytu i wybral nastepny.

– Isabelle Gagnon. Po raz ostatni widziano ja l kwietnia 1994. Kobieta. Biala. Data urodzenia: 15 stycznia 1971.

– Dwadziescia trzy lata. Tak. – Powoli pokiwalam glowa. – Mozliwe. Kartka powedrowala na biurko.

– Suzanne St. Pierre. Kobieta. Zaginela 9 marca 1994. – Jego wargi drgaly, kiedy czytal. – Nie wrocila ze szkoly. – Zamilkl, samemu obliczajac jej wiek. – Szesnastolatka. Jezu Chryste…

Znowu potrzasnelam glowa.

– Zbyt mloda. To nie jest dziecko.

Zmarszczyl brwi i wyciagnal ostatni formularz.

– Evelyn Fontaine. Kobieta. Trzydziesci szesc lat. Po raz ostatni widziano ja w Sept Iles 28 marca. Aha, to Indianka.

– Watpliwe – odparlam. Nie sadzilam, zeby resztki zwlok nalezaly do Indianki.

– To tyle – powiedzial.

Na biurku lezaly dwa formularze. Myriam Weider, wiek czterdziesci piec lat, i Isabelle Gagnon, wiek dwadziescia trzy lata. Moze jedna z nich lezala na dole, w sali nr 4. Claudel spojrzal na mnie. Jego uniesione brwi utworzyly jeszcze jedno V, ale to bylo zwrocone ku gorze.

– A ile ona miala lat? – spytal, silnie akcentujac czasownik i swoja cierpliwosc.

– Zejdzmy na dol i zobaczmy. – Dzieki temu chociaz na chwile slonce zagosci w twoim dniu, dodalam w mysli.

Zachowywalam sie malostkowo, ale nic nie moglam na to poradzic. Wiedzialam, ze Claudel slynal z tego, iz unikal wchodzenia do sali, w ktorej przeprowadzano autopsje, i w ten sposob chcialam sprawic, zeby sie poczul nieswojo. Przez chwile wygladal na znajdujacego sie w potrzasku. Rozkoszowalam sie malujacym sie na jego twarzy skrepowaniem. Zdjelam z haka na drzwiach laboratoryjny kitel, wyszlam na korytarz, podeszlam do windy i wlozylam klucz, zeby ja otworzyc. Kiedy zjezdzalismy na dol, nic nie mowil. Wygladal jak czlowiek udajacy sie na badanie prostaty. Claudel rzadko jezdzil ta winda. Zatrzymywala sie tylko w kostnicy.

Cialo lezalo nieruszone. Zalozylam rekawiczki i zdjelam arkusz bialego papieru. Katem oka widzialam Claudela stojacego w drzwiach. Wszedl do sali tylko tyle, by moc powiedziec, ze w niej byl. Jego oczy bladzily po metalowych stolach, przeszklonych szafach wypelnionych czystymi plastikowymi pojemnikami, wiszacej wadze; patrzyl wszedzie, tylko nie na cialo. Juz widzialam takie zachowanie. Fotografie byly niegrozne. Krew i skrzepy byly gdzies indziej. Byly odlegle. Rekonesans na miejscu zbrodni byl niczym innym, jak cwiczeniem klinicznym. Zadnych problemow. Wystarczy je dokladnie obejrzec i rozwiazac zagadke. Ale wystarczy umiescic cialo na stole do autopsji i wszystko dramatycznie sie zmienia. Claudel staral sie nadac swojej twarzy spokojny i obojetny wyraz.

Wyjelam kosci lonowe z wody i delikatnie je rozdzielilam. Sonda zdrapywalam krawedzie skrzepu, ktory pokrywal prawa plaszczyzne kosci lonowej. Stopniowo zaczal schodzic i w koncu odszedl zupelnie. Na znajdujacej sie pod nim kosci widac bylo glebokie rowki i wypuklosci ukladajace sie na jej powierzchni w poziome linie. Srebrny odcien twardej kosci czesciowo wyznaczal jej granice, tworzac delikatna i miejscami przerywana obwodke wokol kosci lonowej. Powtorzylam z lewa. Bylo dokladnie tak samo.

Claudel nie ruszal sie od drzwi. Zanioslam miednice pod Luxolamp, przyciagnelam ramie lampy do siebie i wlaczylam ja. Kosc znalazla sie pod ostrym swiatlem. Przez okragle szklo powiekszajace widac bylo szczegoly, niewidoczne golym okiem. Spojrzalam na najwyzej polozone wygiecie kosci biodrowej i zobaczylam to, czego sie spodziewalam.

– Monsieur Claudel – powiedzialam, nie podnoszac wzroku. – Niech pan na to spojrzy.

Stanal za mna, a ja odsunelam sie, zeby mu nie zaslaniac. Wskazalam na nieregularnosc na gornej granicy kosci biodrowej. Grzebien biodrowy nie byl jeszcze w pelni wyksztalcony, kiedy nastapila smierc.

Polozylam miednice. Caly czas na nia patrzyl, ale jej nie dotknal. Podeszlam do ciala, zeby przyjrzec sie obojczykowi, bedac pewna, co znajde. Wyjelam z wody koncowke laczaca sie z mostkiem i zaczelam usuwac tkanke. Kiedy moglam juz zobaczyc powierzchnie stawu, gestem przywolalam do siebie Claudela. Bez slowa

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×