— A ten? — Peggy wskazala najjasniejsza z pozostalych nici. Odsuwala sie daleko od reszty rodziny.

— Jego brat. A takze siodmy syn siodmego syna — wyjasnila Becca. — Chociaz osmy, jesli liczyc tego, co zginal.

— Ale siodmy z zyjacych w chwili swych narodzin. Tak, jest w nim moc.

— Patrz… — wskazala Becca. — Widzisz, jaki byl jasny na poczatku? Rownie jasny jak Alvin. Mial w sobie prawie tyle samo… i sil dzialajacych przeciw niemu nie bylo wiecej, bo kiedy juz dorosl, ty i Alvin powstrzymaliscie Niszczyciela, a przynajmniej wszystkie jego zabojcze pulapki. Ale Niszczyciel znalazl inny sposob: nienawisc i zazdrosc. Jesli kochasz Alvina, Peggy, poszukaj plomienia serca jego mlodszego brata. Musi zawrocic, zanim bedzie za pozno.

— Dlaczego? Nic o nim nie wiem. Znam tylko jego imie i pamietam, ze Alvin wiazal z nim spore nadzieje.

— Poniewaz z tego, jak ukladaja sie nici, widze, ze kiedy znow sie spotkaja, nastapi koniec Alvina.

— Zabije go?

— Skad moge wiedziec? Nici niewiele zdradzaja. To tylko ich ruch w tkaninie. Ty bedziesz wiedziec. Dlatego cie wezwala. Nie tylko dla twojego szczescia, ale… powiedziala, ze jestem to winna Stworcy. Wykorzystalam go, by ocalic mego ukochanego. Czy nie jestem ci winna tej samej szansy? Ona tak twierdzi. Ale wiedzialysmy, ze jesli pokaze ci to na poczatku, pomozesz mu z obowiazku. Dla sprawy, a nie z milosci.

— Jeszcze nie postanowilam, czy znowu bede go obserwowac.

— Ty tak twierdzisz — rzekla Becca.

— Bardzo jestes pewna siebie — odparla Peggy — jak na kobiete, ktora sama tak wszystko poplatala.

— Odziedziczylam te platanine. Pewnego dnia moja matka, ktora przeplynela ocean i przywiozla nas tutaj, po prostu zdjela rece z krosna i odeszla. Siostra i ja przynioslysmy jej kolacje i odkrylysmy, ze zniknela. Obie bylysmy zamezne, ale ja urodzilam juz mezowi dziecko, a moja siostra nie. Dlatego to ja przejelam krosno, a ona wrocila do meza. Przez caly czas bylam wsciekla na matke, ze tak po prostu nas zostawila. Porzucila obowiazek. — Becca lagodnie, delikatnie pogladzila sploty. — Teraz wydaje mi sie, ze rozumiem. Cena za trzymanie w dloni wszystkich zywotow jest to, ze same pozostajemy obok zycia. Matka nie radzila sobie, bo nie miala do tego serca. Ja mam, a jesli popelnilam blad, zeby ratowac zycie meza, moze osadzisz mnie lagodniej wiedzac, ze zrezygnowalam z zycia przy jego boku, aby zajac miejsce matki.

— Nie zamierzalam cie osadzac — zapewnila speszona Peggy.

— Ani ja nie chcialam sie przed toba usprawiedliwiac. A jednak osadzilas mnie, a ja sie usprawiedliwialam. Mam tutaj nic mojej matki. Wiem, gdzie jest. Ale nigdy naprawde nie zrozumiem, dlaczego tak postapila. Ani co by sie stalo, gdyby zostala. — Becca spojrzala na Peggy. — Nie wiem zbyt wiele, ale co wiem, to wiem. Alvin musi wyruszyc w swiat. Musi porzucic rodzine: niech teraz sami ucza sie Stwarzania, jak on kiedys. Musi polaczyc sie z Calvinem, zanim Niszczyciel calkiem go przemieni. W przeciwnym razie Calvin nie tylko przyniesie mu smierc, ale tez pograzy wszystkie dziela Stworcy.

— Mam proste rozwiazanie. Odszukam Calvina i dopilnuje, zeby nigdy nie wrocil do domu.

— Myslisz, ze masz dosc sily, by zapanowac nad zyciem Stworcy?

— Calvin nie jest Stworca. To niemozliwe. Pomysl tylko, przez co musial przejsc Alvin, by nim zostac.

— Ale i tak nigdy nie mialas dosc sily, by sprzeciwic sie Alvinowi, nawet kiedy byl dzieckiem. A przeciez ma dobre serce. Obawiam sie, ze Calvin nie kieruje sie tym samym poczuciem prawosci.

— Wiec nie moge nim pokierowac — zgodzila sie Peggy. — Ale tez nie moge wyslac gdzies Alvina. Nie nalezy do mnie.

— Nie?

Peggy ukryla twarz w dloniach.

— Nie chce, zeby mnie kochal. I nie chce go kochac. Chce dalej prowadzic walke z niewolnictwem w Appalachee.

— A tak… Wykorzystujac swoj talent, zeby wplywac na tkanine, tak? — spytala Becca. — Wiesz, do czego to prowadzi?

— Mam nadzieje, ze do wyzwolenia niewolnikow.

— Byc moze. Ale jedno jest pewne: to prowadzi do wojny.

Peggy spojrzala ponuro.

— Widze znaki wojny na wszystkich sciezkach. Widzialam je, zanim jeszcze zaczelam dzialac.

Zrozpaczone matki. Groza bitwy w zyciu mlodych mezczyzn.

— Zacznie sie jako wojna domowa w Appalachee, ale skonczy jako wojna miedzy krolem z jednej strony i Stanami Zjednoczonymi z drugiej. Brutalna, krwawa, okrutna…

— Chcesz powiedziec, ze powinnam przestac? Mam pozwolic tym potworom wladac Czarnymi, ktorych porwali, i wszystkimi ich dziecmi? Na zawsze?

— Wcale nie — uspokoila ja Becca. — Wojna wybucha w wyniku miliona roznych wyborow. Twoje dzialania popychaja wydarzenia w pewnym kierunku, ale przeciez nie jestes jedyna przyczyna. Nie rozumiesz? Jesli wojna jest jedynym sposobem wyzwolenia niewolnikow, czy nie jest to warte wszystkich cierpien? Czy zycie jest zmarnowane, jezeli konczy sie dla takiej sprawy?

— Nie moge tego osadzic.

— To nieprawda. Tylko ty mozesz osadzic, bo tylko ty widzisz mozliwe skutki. Zanim ja cos zobacze, wydarzenia staja sie nieuniknione.

— Jezeli sa nieuniknione, czemu chcesz mnie przekonac, zeby je zmienic?

— Prawie nieuniknione. Znowu wyrazilam sie nieprecyzyjnie. Nie moge przesuwac nici w wielkiej skali, bo nie potrafie przewidziec skutkow takiej zmiany. Ale pojedyncza nic moge czasem przesunac, nie niszczac przy tym splotu. Nie wiedzialam, jak przesunac Calvina, ale przesunelam ciebie. Sprowadzilam tu sedziego, ktory widzi mimo opaski na oczach.

— Mowilas chyba, ze to twoja siostra…

— Ona zdecydowala, ze trzeba tak postapic. Ale tylko mnie wolno dotykac nici.

— Mam wrazenie, ze duzo czasu poswiecasz na klamstwa i ukrywanie roznych spraw.

— Calkiem mozliwe.

— Na przyklad tego, ze zachodnie drzwi prowadza do kraju Ta-Kumsawa, na zachod od Mizzipy.

— Nie klamalam ani nie ukrywalam tego.

— A dokad prowadza wschodnie drzwi?

— Do domu mojej ciotki w Winchester, w Anglii. Widzisz? Niczego nie ukrywam.

— Masz tylko jedna corke — przypomniala Peggy. — I ona dostala juz swoje krosno. Kto zajmie twoje miejsce?

— To nie twoja sprawa — odparla Becca.

— Wszystko jest teraz moja sprawa, odkad chwycilas moja nic i przesunelas tutaj.

— Nie wiem, kto zajmie moje miejsce. Moze bede tu siedziec juz zawsze. Nie jestem jak moja matka. Nie porzuce krosna, wmuszajac je komus, kto tego nie chce.

— Kiedy przyjdzie czas wyboru, pomysl o chlopcu. Jest madrzejszy, niz sie wydaje.

— Meska reka na krosnie? — Becca zrobila mine, jakby polknela cos obrzydliwego.

— Wazniejsza od talentu tkacza jest chyba troska o nici, ktore wplata sie w tkanine — zauwazyla Peggy. — Moze i zabil wiewiorke, ale nie sadze, zeby lubowal sie w smierci.

Becca przygladala jej sie nieruchomo.

— Za duzo bierzesz na siebie.

— Sama mowilas, ze jestem sedzia.

— Wiec zrobisz to?

— Co? Zaczne obserwowac Alvina? Tak. Chociaz wiem, ze szesc razy zlamie mi serce, zanim go pochowam. Tak, zwroce oczy na tego chlopca.

— Tego mezczyzne.

— Tego Stworce.

— A ten drugi?

— Zrobie cos, jesli tylko znajde sposob.

Becca kiwnela glowa.

— Dobrze. — Kiwnela znowu. — Zatem skonczylysmy. Drzwi wyprowadza cie z domu.

Вы читаете Alvin Czeladnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×