Jakie to dziecko, ktore nie uwaza, kiedy moze ocalic zycie wlasnej matki?

Nie mogla wyjsc za Alvina. W ten sposob wynagrodzilaby siebie za wlasny egoizm. Powinna zostac i pomagac ojcu w pracy.

A jednak nawet tego nie potrafila dokonac, w kazdym razie nie na dlugo. Kiedy ojciec na nia patrzyl — a raczej kiedy wolal na nia nie patrzec — czula, ze jego bol rozdziera jej serce. Wiedzial, ze mogla zapobiec tragedii. I chociaz ze wszystkich sil staral sie nie robic jej wyrzutow, nie musial nic mowic, zeby wiedziala, co mysli. Nie, nie uzyla swojego talentu, zeby zajrzec w plomien jego serca, w jego gorzkie wspomnienia. Wiedziala nie patrzac, bo znala go dobrze, tak jak dzieci znaja rodzicow.

Az przyszedl dzien, kiedy nie mogla juz tego zniesc. Raz juz, jako dziewczynka, opuscila dom, pozostawiajac tylko krotki liscik. Tym razem miala wiecej odwagi: stanela przed ojcem i powiedziala, ze nie moze zostac.

— Czyzbym stracil tez corke po tym, jak stracilem zone?

— Masz corke i zawsze ja miales — odparla Peggy. — Ale kobieta, ktora mogla zapobiec smierci twojej zony i nie zrobila tego… ta kobieta nie moze tu dluzej zostac.

— Czy cos mowilem? Czy slowem albo uczynkiem…

— To twoj talent, ze ludzie czuja sie dobrze pod twoim dachem, tato, a ze mna starales sie wyjatkowo. Ale zaden talent nie zdejmie z mojej duszy strasznego ciezaru. Ani milosc, ani dobroc, jakie moglbys mi okazac, nie ukryja przede mna tego, jak cierpisz na moj widok.

Ojciec wiedzial, ze nie zdola dluzej oszukiwac corki. Przeciez byla zagwia.

— Bede za toba tesknil calym sercem — rzekl.

— Ja tez bede za toba tesknila — odparla.

Pocalowala go, objela na chwile i wyszla. Raz jeszcze odjechala powozem doktora Whitleya Physickera do Dekane. Tam zamieszkala u rodziny, ktora kiedys wyswiadczyla jej wiele dobrego.

Nie zostala jednak dlugo i wkrotce wyjechala dylizansem do Franklina, stolicy Appalachee. Nie znala tam nikogo, ale miala poznac: zadne serce nie moglo pozostac przed nia zamkniete, wiec szybko odnalazla ludzi, ktorzy instytucji niewolnictwa nienawidzili tak samo jak ona. Jej matka zginela, poniewaz pol-Czarnego przyjela do domu i rodziny jak syna, choc zgodnie z prawem nalezal do jakiegos bialego mezczyzny w Appalachee.

Chlopiec ow, Arthur Stuart, wciaz byl wolny i mieszkal z Alvinem w miasteczku Vigor Kosciol. Ale instytucja niewolnictwa, ktora zabila jego naturalna i przybrana matke, takze przetrwala. Nie bylo zadnej nadziei na zmiane sytuacji w ziemiach krolewskich na poludniu i wschodzie, ale w Appalachee zyl narod, ktory zdobyl wolnosc dzieki ofierze George'a Washingtona i pod przywodztwem Thomasa Jeffersona. Byla to kraina idealow. Z pewnoscia Peggy zdola wykorzystac swoje mozliwosci, by wyplenic z tej ziemi zlo niewolnictwa. Wlasnie w Appalachee Arthur Stuart zostal poczety z gwaltu okrutnego pana na bezbronnej niewolnicy. Wlasnie w Appalachee postanowila zatem Peggy dyskretnie, ale madrze wspomagac tych, ktorzy nienawidzili niewolnictwa, a przeszkadzac tym, ktorzy chcieliby je utrzymac.

Podrozowala w przebraniu, oczywiscie. Nie dlatego ze ktos moglby ja poznac, ale nie chciala, by nazywano ja Peggy Guester, gdyz bylo to takze nazwisko jej matki. Przedstawiala sie jako panna Larner, wyksztalcona nauczycielka francuskiego, laciny i muzyki. W tym przebraniu udzielala lekcji: tutaj kilka tygodni, tam kilka… Prowadzila tylko kursy zaawansowane, dla nauczycieli w rozmaitych wioskach i miasteczkach.

Chociaz wykladala sumiennie, najbardziej interesowalo ja wyszukiwanie plomieni serc ludzi, ktorzy gardzili niewolnictwem, albo — lekajac sie przyznac do pogardy — przynajmniej, posiadajac niewolnikow, czuli sie niezrecznie czy niepewnie. Tych, ktorzy starali sie traktowac ich lagodnie, ktorzy w tajemnicy pozwalali im uczyc sie czytac, pisac i liczyc.

Tych o dobrych sercach osmielala sie zachecac. Rozmawiala z nimi i wypowiadala slowa mogace pchnac ich na nowe sciezki zycia — chocby nieliczne i waskie — gdzie nabierali odwagi i otwarcie wystepowali przeciwko niewolnictwu.

W ten sposob nadal pomagala ojcu w pracy. Czyz bowiem Horacy Guester przez cale lata nie ryzykowal zycia, pomagajac zbieglym niewolnikom przeplynac Hio i dostac sie na polnoc, na terytoria francuskie, gdzie stawali sie wolni i gdzie nie mogli wkroczyc Odszukiwacze? Nie mogla dluzej zyc przy boku ojca, nie mogla zdjac z niego nawet czastki rozpaczy, ale potrafila kontynuowac jego dzielo, a moze nawet uczynic je zbednym, jako ze wolnosc nadejdzie nie dla pojedynczych, ale dla wszystkich niewolnikow rownoczesnie.

Czy bede wtedy godna, zeby znow przed nim stanac? Czy moje winy zostana odkupione? Czy smierc mamy nabierze znaczenia, przestanie byc bezsensownym rezultatem mojej niedbalosci?

Najtrudniejszym elementem jej dyscypliny bylo niedopuszczenie, by rozpraszaly ja jakiekolwiek mysli o Alvinie Smisie. Kiedys byl jadrem jej zycia: asystowala przy jego narodzinach, zdjela mu z twarzy czepek porodowy i przez lata uzywala mocy tego zasuszonego czepka, by chronic chlopca przed atakami Niszczyciela. Potem, kiedy wyrosl na mezczyzne, kiedy rozwinal wlasna moc i sam mogl sie bronic, wciaz pozostal w jej sercu, gdyz zaczela kochac czlowieka, ktorym sie stal. Wrocila do Hatrack River — po raz pierwszy w przebraniu panny Larner — by dac jemu i Arthurowi Stuartowi ksiazkowa wiedze, jakiej obaj pragneli. I kiedy go uczyla, przez caly czas kryla sie za heksami, przeslaniajacymi jej twarz i imie, kryla sie i obserwowala jak szpieg, jak mysliwy, jak kochanka, ktora nie smie sie pokazac.

I w tym przebraniu ja pokochal. To wszystko bylo klamstwem, klamstwem, ktore powtarzala jemu i sobie.

Nie chciala szukac jasnego plomienia jego serca, choc wiedziala, ze znalazlaby go natychmiast, chocby byl bardzo daleko. Miala teraz inne zadanie. Musiala osiagnac inny cel, nie dopuscic do innych zdarzen.

To bylo najlepsze w jej nowym zyciu: kazdy, kto cokolwiek wiedzial o niewolnictwie, zdawal sobie sprawe, ze jest ono zlem. Ci, co nie wiedzieli — dzieci dorastajace w kraju, gdzie istnialo niewolnictwo, ludzie, ktorzy nigdy nie mieli niewolnikow, czy nawet w zyciu nie widzieli Czarnego — mogli sobie wyobrazac, ze wszystko jest w porzadku. Ale ci, co wiedzieli, wszyscy rozumieli, ze to zlo.

Wielu z nich, naturalnie, powtarzalo sobie klamstwa, szukalo usprawiedliwien albo tez przyjmowalo zlo z otwartymi ramionami, byle tylko zachowac dawny styl zycia, zachowac bogactwo i znaczenie, zachowac prestiz i honor. Jednak wiecej ich cierpialo, z trudem znoszac bogactwo zdobyte wysilkiem i cierpieniem Czarnych, porwanych ze swej ojczyzny i wbrew woli przewiezionych na mroczny kontynent Ameryki. Ich serc szukala Peggy, zwlaszcza tych najsilniejszych, ktorzy mogli znalezc dosc odwagi, by przewazyc szale.

Jej wysilki nie szly na marne. Kiedy odjezdzala z miasteczka, ludzie rozmawiali — nie, szczerze mowiac, klocili sie — o sprawy nigdy wczesniej nie kwestionowane. Oczywiscie, nie obywalo sie bez cierpienia. Kilku ludzi sposrod tych, ktorych odwage rozbudzila, wytarzano w smole i w pierzu, innych pobito, jeszcze innym spalono domy. Ale okrucienstwa wlascicieli niewolnikow tym wyrazniej ukazywaly, ze trzeba zaczac dzialac, trzeba uwolnic sie od systemu niszczacego wszystkich.

Dzisiaj takze jechala z podobna misja. Wynajela powoz majacy zawiezc ja do miasteczka Baker's Fork. Jechala daleko, zgrzana juz, zmeczona i brudna, jak zwykle podrozni latem.

I nagle zaciekawilo ja, dokad prowadzi jakas boczna droga.

Peggy nie nalezala do osob ciekawych w zwyklym sensie. Od dziecinstwa miala talent do odkrywania najglebiej skrywanych sekretow innych, wiec nauczyla sie panowac nad zwyczajna ciekawoscia. Przekonala sie, ze pewnych rzeczy ludzie nie powinni ogladac. Jako mala dziewczynka wiele by dala, by nie wiedziec, co mysla o niej inne dzieci w jej wieku, nie znac ich leku przed soba, ich niecheci z powodu jej innosci, z powodu tego, co szeptem powtarzali o niej rodzice. Cieszylaby sie, nie znajac tajemnic mezczyzn i kobiet dookola. Ciekawosc sama dla siebie jest kara, kiedy czlowiek wie na pewno, ze znajdzie odpowiedzi na swe pytania.

Najciekawszy byl sam fakt, ze zainteresowal ja akurat ten porosniety trakt wsrod niskich wzgorz polnocnego Appalachee. Dlatego zamiast skrecic na ten trakt, zajrzala w swoj plomien serca, by sprawdzic, co ja czeka na tej drodze. Ale kazda dostrzezona sciezka, na ktorej polecala woznicy, by skrecil, kazda z nich prowadzila w pustke, do miejsca gdzie nie mogla odgadnac, co sie zdarzy.

To dziwne — nie wiedziec, do czego doprowadzi jej decyzja. Do niepewnosci byla przyzwyczajona, gdyz istnialo wiele sciezek, ktorymi mogl poplynac strumien czasu. Ale zeby nie bylo nawet iskry… to cos nowego. Nowego i — musiala przyznac — atrakcyjnego.

Starala sie sklonic do rezygnacji, tlumaczyla sobie, ze jesli nic nie widzi, z pewnoscia blokuje ja Niszczyciel, na koncu traktu czeka cos strasznego.

Ale ta pustka nie kojarzyla sie z Niszczycielem. Podazanie traktem wydawalo sie sluszne, nawet konieczne, choc budzilo lekki dreszczyk leku. Czy tak czuja sie inni ludzie? — zastanowila sie. Nic nie wiedzacy, dla ktorych

Вы читаете Alvin Czeladnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×