– Do widzenia – rzekl.

Zwrocil sie do Luke'a.

– Dobra, Luke, otwieraj drzwi, wychodzimy.

Luke spelnil polecenie. Tempie obejrzal sie i popatrzyl na mnie po raz ostatni. Na jego twarzy nie bylo juz cienia usmiechu. Po czym obaj wyszli.

Podszedlem do klatki i spojrzalem na mojego czerwonego kanarka. Troche barwnika juz zeszlo, gdzieniegdzie widac bylo zolte piorka. W sumie calkiem fajny ptaszek. Patrzyl na mnie, a ja na niego. A potem zacwierkal, jak to ptaszek: cwir. A mnie od razu zrobilo sie cieplo na sercu. Nie mam zbyt wielkich wymagan. To reszta swiata jest przyczyna klopotow.

50

Postanowilem pojechac do siebie i przeplukac gardlo. Musialem sie nad wszystkim dobrze zastanowic. Znalazlem sie w slepym zaulku, jesli chodzi o Czerwonego Wrobla. I jesli chodzi o moje zycie. Podjechalem pod dom, zatrzymalem woz, wysiadlem. Najwyzszy czas zmienic mieszkanie. Tkwilem w tym samym miejscu juz od 5 lat. Uwilem sobie gniazdko, ale po co, skoro nic sie w nim nie mialo wylegnac. Za duzo osob wiedzialo, gdzie mieszkam. Podszedlem do drzwi, otworzylem kluczem, pchnalem. Cos je blokowalo. Ktos lezal w przedpokoju. Dziewczyna. Nie, nie dziewczyna, tylko jedna z tych nadmuchiwanych gumowych lalek, jakie niektorzy faceci lubia posuwac. Ale ja do nich nie naleze. Slowo.

Lala byla dobrze nadmuchana. Podnioslem ja z podlogi i zatargalem na kanape. Zobaczylem, ze do szyi ma przywiazana kartke z napisem: „Belane, daj sobie spokoj z Czerwonym Wroblem, bo inaczej bedziesz rownie martwy jak to gumowe ruchadlo”.

Mily liscik. A wiec ktos mnie odwiedzil. Ktos, kto nie chcial, zebym szukal Czerwonego Wrobla. Dodalo mi to otuchy. Czerwony Wrobel musial naprawde istniec, bo w przeciwnym razie nikt nie zadawalby sobie tyle fatygi. Musialem jedynie zlapac trop. Na pewno bylo to realne. Duzo ludzi wiedzialo o Czerwonym Wroblu. Mogla kroic sie grubsza afera. Moze miedzynarodowa. A moze nawet miedzyplanetarna? Czerwony Wrobel. Ha, do licha, sprawy zaczynaly nabierac kolorow. Zrobilem sobie dobrego drinka, golnalem lyk. Zadzwonil telefon. Chwycilem sluchawke.

– Taa?

– Baczku, co robisz?

Ciarki przeszly mi po grzbiecie. Dzwonila jedna z moich bylych zon, Penny. Ostatni raz widzialem ja jakies 5 lat temu. Zaraz po rozwodzie wyniosla sie z miasta razem z facetem imieniem Sammy, ktory pracowal w Las Vegas jako krupier.

– Przykro mi, prosze pani, ale musiala pani pomylic numer.

– Poznaje cie po glosie, Baczku. Jak leci?

Tak mnie przezywala. Zupelnie bez powodu.

– Kiepsko – odparlem.

– Potrzebujesz towarzystwa.

– Bzdura.

– Nigdy nie wiedziales, czego ci potrzeba, Baczku.

– Moze i nie, ale dobrze wiem, na co nie mam ochoty.

– Wpadne do ciebie.

– Nie.

– Jestem na dole, Baczku. Dzwonie z hallu.

– A gdzie jest Sammy?

– Kto?

– Sammy.

– A, Sammy… Sluchaj, jade na gore.

Rozlaczyla sie. Czulem sie okropnie, jakby od stop do glow ktos mnie wysmarowal gownem. Dopilem drinka i przyrzadzilem sobie nastepnego. Rozleglo sie pukanie. Otworzylem drzwi. W progu stala Penny, 5 lat starsza i 15 kilo grubsza. Usmiechnela sie odrazajaco.

– Cieszysz sie, ze mnie widzisz? – zapytala.

– Wejdz – powiedzialem.

Weszla za mna do pokoju.

– Zrob mi drinka, Baczku!

– No dobra…

– Hej, a co to?

– Co?

– Ta baba z gumy.

– To nadmuchiwana lala.

– Uzywasz czegos takiego?

– Jeszcze nie.

– Wiec co tu robi?

– Nie wiem. Masz, napij sie.

Penny zepchnela lale na podloge i usiadla trzymajac szklanke. Pociagnela lyk.

– Brakowalo mi cie, Baczku.

– To znaczy czego?

– O, roznych drobnych rzeczy.

– Jakich?

– Nie pamietam.

Oproznila szklanke, spojrzala na mnie, usmiechnela sie.

– Potrzebuje troche szmalu, Baczku. Sammy zwial zabierajac wszystko, co mialam.

– Zyje na kredyt, Penny. Jeden gosc wypruje mi flaki, jezeli nie zaplace mu odsetek.

Poszedlem zrobic nowe drinki, wrocilem.

– Daj mi chociaz troche, Baczku.

– Nie mam szmalu, na milosc boska.

– Zrobie ci lizaka. Pamietasz, jaka jestem w tym dobra?

– Sluchaj, mam tylko 20 dolcow. Trzymaj…

Wyciagnalem banknot i jej dalem.

– Dzieki…

Wsadzila go do torebki. Siedzielismy, saczac drinki.

– Mielismy dobre chwile, nie? – zapytala.

– Na poczatku.

– Sama nie wiem. Od razu miewalam depresje.

– Rozwiedlismy sie, bo nam nie wychodzilo.

– No tak – powiedziala. – Sluchaj, pieprzysz ten kawal gumy?

– Nie, ktos to tu zostawil.

– Kto?

– Nie wiem. Ktos wycial mi glupi numer.

– Chcesz, zebym zrobila ci lizaka?

– Nie.

– Moge tu troche posiedziec i jeszcze sie napic?

– Jak dlugo?

– Ze 2 godziny.

– Dobra.

– Dzieki, Baczku.

Kiedy wychodzila, byla niezle wstawiona. Dalem jej jeszcze 2 dychy na taksowke. Powiedziala, ze ma

Вы читаете Szmira
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×